TWISTED HEARTS prolog

Prawda była taka, że choć ludzie w pałacu, patrząc na was widzieli dwóch przyjaciół z dzieciństwa; osoby tak bliskie sobie, że wręcz nierozłączone od samych, przypadających na ten sam dzień, narodzin, poznaliście się dopiero, gdy pierwsze kwiaty rozkwitły w nowym roku, a śnieg stał się jedynie odległym wspomnieniem.

 

Nie było to jedno z tych miłych spotkań wśród różowych i niebieskich pąków, na tle jeziora o tafli tak przejrzystej, że dało się ujrzeć dno wyłożone kolorowymi muszlami i kamieniami. W waszej scenerii drzewa były jedynie smętnymi, ciemnymi konarami — połamanymi, podpalonymi i bez liści. Nigdy nie udźwignęłyby tych wszystkich pięknych płatków. Mieliście tam jezioro, tego nie można było wam odmówić, ale ono w nim nie przypominało wodnego źródła, z którego niegdyś słynęła stolica. Wasze jezioro miało czerwoną barwę, dno zaścielone ostrymi kamieniami, raniącymi stopy i brzegi wypełnione ciałami. Och, tam było mnóstwo ciał! Gdyby przyjrzeć się im z góry, z lotu ptaka, układałyby się w ścieżki idące od terenów wokół jeziora, aż do miasta o popękanych dachach, ulicach spływających szkłem i krwią, i zrujnowanych świątyniach.

 

Nie mieliście nawet pięknych strojów: tych wszystkich delikatnych materiałów, tradycyjnych szat składających się z wielu warstw i wzorów. Czerwonych, złotych i białych. Wasze ubrania pokrywał kurz, zdobiło błoto, a szara tkanina ledwie odciskała się na brązowo-szarym tle. Nawet twarze i ręce mieliście brudne, pokryte potem i ziemią. Paznokcie łamały się od ciężkiej pracy, a plecy uginały pod ciężarem koszy. Przypominaliście te dziwne stworzenia z historii opowiadanych dzieciom ku przestrodze, przez matki w nocnych okryciach.

 

A przez to, że nie potrafiliście nawet mówić w tym samym języku — jeszcze nie — nawet brzmieliście dla siebie, jak te dziwne kreatury z piekielnych otchłani. Jego język przypominał ci dziwne, rybie bulgotanie. On zaś twój język, dużo później, nazwał ciężkim; porównał go do spadających z nieba gromów. A jednak w tamtej chwili, gdy siedzieliście wśród tych wszystkich ciał i wasze dłonie przypadkiem się spotkały, bez problemu się zrozumieliście.

 

— Żadnych więcej wojen — powiedziałeś cicho, bojąc się, że przerwanie ciszy mogłoby zbudzić tych wszystkich umarłych i zmusić ich do ponownego sięgnięcia po bronie o srebrzystych ostrzach. Nawet jeśli miałeś już dziesięć lat i wiedziałeś, że zmarli nie wracają, nie chciałeś ryzykować. Nie chciałeś budzić waszych przeciwników. Nie chciałeś budzić swoich. Już wtedy obu nienawidziłeś.

 

Jedna twoja dłoń ledwie mieściła się w dwóch jego, ale i tak uparcie ją obejmował, gdy jego usta poruszały się, układając w odpowiedź.

 

— Żadnych więcej wojen.

Średnia ocena: 3.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pan Buczybór 21.06.2021
    Ciekawa narracja. Dość ryzykowna, ale przy odpowiednim użyciu... No, przynajmniej w tym krótkim tekście się sprawdza.
    Napisane ogólnie porządne, choć wydaje mi się, że na początku jest parę błędów interpunkcyjnych.
    Tekst w miarę zaciekawia, dobrze budujesz opisy i klimat.
    Nie wiem, czy będę czytać dalej, ale pisać potrafisz, więc prawdopodobnie będę wracać :)
    Pozdrawiam
  • Bukietkwiatow 21.06.2021
    To ładne opowiadanie, chociaż nic się tu nie wydarzyło. Nie, żebym ja był mistrzem akcji... drugoosobowa narracja jest bardzo ciekawa, a opisy śliczne i zgrabne. No i krótkie. dam ci zasłużoną czwóreczkę (to trzy i pół taki bardziej, ale bliżej czterech niż trzech). Głównie za pierwsze zdanie i ten brak wydarzeń.

    Kilka potknięć:

    Pierwsze zdanie jest o wiele zbyt długie, dobrze byłoby rozbić je nawet na trzy krótsze. Na przykład tak:
    „Patrząc na was, ludzie w pałacu widzieli dwóch przyjaciół z dzieciństwa; osoby tak bliskie sobie, że wręcz nierozłączone od siebie. Dzieliliście nawet dzień narodzin. Prawda była jednak taka, że poznaliście się, gdy pierwsze kwiaty rozkwitły w nowym roku, a śnieg stał się jedynie odległym wspomnieniem”.

    Nie wiem czemu tytuł jest po angielsku...

    „Gdyby przyjrzeć się im z góry, z lotu ptaka [...]”
    Stojąc nad nimi, spoglądawszy w kierunku przeciwnym do dołu, patrząc z niebios... :)

    A i gratki za myślniki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania