Ty jesteś moja piosenką

Rozdział 1

 

Jestem marzycielką. Dziewczyną, która w wieku 24 lat chciałaby mieć dom z basenem, chłopaka no o mężu nie wspomnę. Od dawna pragnę wielu rzeczy, mam plany ale z góry wiem że poniosę klęskę. Pozytywna ze mnie osoba co? No właśnie, wieczna pesymistka, która wszystko widzi w ciemnych barwach. Nigdy nie byłam pewna siebie, twarda, i zdecydowana. Odkąd sięgam pamięcią taka byłam, zostałam wychowana w domu gdzie wszystkiego i na wszystko brakowało. Począwszy od pieniędzy na zakupy i rachunki a kończąc na takich sprawach jak ubrania. Jednak trzeba pamiętać, żeby w każdej sytuacji szukać pozytywów, niemożliwe? To możliwe, ja ze swojego domu wyniosłam kilka podstawowych wartości, które są dla mnie mantrą z którą idę przez życie. Po pierwsze nie można się poddać. Pomyśleć można takie tam gadanie, ale poddanie się, załamanie jest oznaką słabości a ta z kolei prowadzi do złego samopoczucia i myśli, które nie powinny w ogóle się nasuwać. Nieważne jak jest kiepsko, wszystko można udźwignąć na barkach, trzeba tylko wierzyć w lepsze jutro. Po drugie, doświadczenia jakie się przeżyło kształtują charakter pomagają szybciej wejść w dorosłość i zmierzyć się z nią. Człowiek, któremu brakowało pieniędzy dwa razy zastanowi się nad kupnem jakieś rzeczy, on nie jest skąpcem on po prostu myśli logicznie i szanuje pieniądz. Tym człowiekiem jestem ja, chciałabym móc zarabiać tylko tyle, aby nie martwić się czy następnego dnia będę jadła kolację, takie mam marzenia. Być może żyję nadzieją, ale ona powoduje że rano mam siłę otworzyć oczy i wstać. Jestem marzycielką z ambicjami.

Nie jestem nikim nadzwyczajnym, mieszkam w małym mieszkaniu w Londynie, zarabiam grosze pisząc opowiadania do przeróżnych gazet. Głupotą jest wierzenie tym ludziom, którzy opowiadają że my-początkujący pisarze zarabiamy grube tysiące na własnych publikacjach. Bzdura kompletna! Ledwo starcza mi na zapłacenie rachunków, dlatego dorabiam jako pomoc sprzątająca. A niech ktoś mi powie, że jestem sprzątaczką to oczy wydrapie. Słowo „Sprzątaczka" już dawno wyszło z użycia i nie powinno być używane. Ludzie nie mają pojęcia jak ciężką pracę wykonujemy, żadna praca nie hańbi człowieka, ale co mogą o tym wiedzieć tacy milionerzy dla których pracuje, gwiazdy muzyki i serialu cholerne dupowłazy. Pieprzeni skąpcy, płacą najniższą stawkę i jeszcze mają pretensje, że źle wykonuje swoją pracę. A może zamieniłby się jeden z drugim na tydzień ze mną i zobaczymy jaka to „fajna i lekka robota "-jak mówią, zawsze kiedy słyszę podobne docinki wpadam w złość, ale trzymam język za zębami no bo przecież pracę muszę utrzymać. Co oni wiedzą o świecie, o prawdziwym życiu? Czy kiedykolwiek na ulicy zatrzymali się na moment i wrzucili do puszki chorego chłopca datek? Czy kiedykolwiek pomyśleli jacy z nich szczęściarze, mając tyle pieniędzy można zrobić tak wiele dobrego. No cóż , mi takie życie nie jest i nigdy nie będzie pisane, nie będę pławić się w luksusach. Szczerze to nawet nie wiem czy zdołałabym przyzwyczaić się do takiego życia, wieczna obserwacja, przyjęcia na których bogate palanty zamieniają się w świnie. Przychodząc w poniedziałek rano do pracy można się załamać, wymiociny oraz inne dodatki mogą zszokować. Jak już mówiłam wcześniej praca to praca, ona nie hańbi. Jest mi ciężko ponieważ czuję, że marnuje swój talent literacki, szczytem marzeń byłoby wydać własną książkę i ośmieszyć tych bogaczy. Z reguły nie jestem zawistna, ale kiedyś moja cierpliwość do nich się skończy i wszystko im wygarne. Ale to będzie kiedyś...na razie pracuje.

 

Rozglądam się po pięknym apartamencie, a co zrobię sobie chwilę wolnego aby odpocząć. Czuję ścierpnięty kark, bolą mnie mięśnie. Nie spałam od dwóch dni, mam na tyle dobry charakter, że wzięłam zmianę koleżanki która musiała zająć się chorym dzieckiem. Także teraz dosłownie padam na twarz ze zmęczenia, ale dam radę muszę dać radę. Apartament ma być przygotowany na przyjazd muzyka, jednak wszystkie inne szczegóły są owiane tajemnicą. Przyglądam się panoramie Londynu, tego wiecznie deszczowego i smutnego miasta chcąc wyobrazić sobie że mieszkam w takim apartamencie a ktoś kogo kocham gotuje dla mnie obiad a ja przyglądam mu się z uśmiechem. Nikt nie wie o tym, że kogoś od dawna kocham. Jest to oczywiście miłość platoniczna ponieważ ten ktoś jest bardzo bardzo ale to bardzo sławny i nigdy nie miałabym szans abyśmy spotkali się a co dopiero zamienili dwa słowa. Nie ma takiej opcji. Wyobraźnie to ja mam nie ma co, ale to jest jedyna rzecz której nigdy nikt mi nie odbierze. To, no i miłość do Ethana Sullivana. Na samą myśl o jego uśmiechu miękną mi kolana, kocham jego uśmiech jest taki tajemniczy i seksowny. A głos o boże ...można dostać orgazmu, kiedy śpiewa wytwarza jakąś magię, która ujmuje wszystkich i nie sposób nie zatracić się w słowach piosenek, które są tak prawdziwe i przepełnione szczerością. Gdy ich słucham odpływam w inny świat zapominając o wszystkim, jestem tylko ja i on. Jest dla mnie chodzącą inspiracją i marzeniem faceta, nieosiągalny dla mnie.

Podchodzę i siadam na kanapie, próbuję nie zasnąć, walczę z tym lecz to niemożliwe. Obiecuję sobie krótką drzemkę choć wiem że mogę zostać wyrzucona automatycznie , kiedy tylko ktoś mnie nakryje. Jestem śpiąca, jestem obolała i pragnę tylko 15 minutowej drzemki, potem wstanę i nadal będę sprzątać z wymuszonym uśmiechem na ustach. Zanim zasypiam otwieram swój notatnik z pomysłami i piszę kilka zdań do nowego opowiadania, które rozpoczęłam niedawno. Zamykam notes ziewając opieram głowę na oparciu i wpatrując się w piękny widok za oknem zasypiam.

 

***

Nie mam siły otworzyć oczu, jestem jeszcze bardziej zmęczona zanim się zdrzemnęłam. Cholera, przecież mi nie wolno! Żałuję, że w ogóle wpadłam na ten głupi pomysł drzemki, teraz czuję się jakby ktoś przyłożył mi z kija. W głowie mam pustkę, przez chwilę nawet zapomniałam gdzie się znajduję. Nie mogę stracić tej pracy, ale narobiłabym sobie problemów. No nic muszę otworzyć oczy i zmierzyć się z rzeczywistością. Zrywam się równo z kanapy i jeszcze raz sprawdzam w pośpiechu czy wszystko jest gotowe, każde pomieszczenie wypolerowane, wypucowane, wyczyszczone czyli mogę się zbierać. Na szczęście udało mi się tym razem i jakoś wybrnęłam. Przecieram spocone czoło i zestresowany kark, zabieram klucze od apartamentu i resztę przyborów do sprzątania. Kiedy dotykam za klamkę ktoś mnie uprzedza, drzwi uderzają mnie prosto w czoło. Wchodząca do mieszkania postać wydaje mi się dziwnie znajoma, ale to uderzenie zamroczyło mnie na tyle że widzę podwójnie. Osoba ta, podchodzi i kuca przede mną.

-Nic Pani nie jest? Przepraszam najmocniej. -Te słowa wypowiada on-moja miłość Ethan Sullivan.

 

Rozdział 2

Mrugam kilkukrotnie, zamykam oczy po czym ponownie je powoli otwieram i nic, obraz a właściwie postać przede mną stojąca nadal tu jest, nie zniknęła. On stoi nade mną i spokojnie obserwuje, serce mam w gardle jak to się mówi. Boże, Ethan Sullivan znajduje się w tym samym pomieszczeniu co ja i patrzy w moje oczy, pewnie w duchu zastanawia się : Co Ona tu robi do licha, smutna prawda-sprzątam ot cała odpowiedź. Spoglądam na jego ubiór no i włosy, wielbię je. Marzę czasem aby zanurzyć w nich swoje dłonie i przyciągnąć go do swojego ciała by móc pocałować te pięknie wyprofilowane usta, posmakować ich. Dobrze że to marzenia i że on o nich nie wie, to by dopiero było gdyby się dowiedział. Mój wzrok przejeżdża po jego sylwetce, bardzo wysokiej i smukłej sylwetce. Ubrany jest w czarne spodnie i dopasowaną do nich czarną bluzkę, szary długi sweter oraz wisiorek z krzyżykiem na szyi są wykończeniem stroju. Wzrok zatrzymuje się na oczach tak ciemnych i tajemniczych, że mogłabym w nich utonąć. Chyba zbyt długo leżę na tej podłodze że wygaduję takie głupoty. Pora się zbierać, pewnie jutro zostanę zwolniona.

-Nic Pani nie jest? -Pyta ponownie a ja uświadamiam sobie, że przecież już o to mnie pytał.

-Nic mi nie jest, ale dziękuje że zapytał Pan.-Odpowiadając, chcę się podnieść lecz ku mojemu zdziwieniu On podaje mi swoją dłoń. Dzięki jego pomocy udaje mi się wstać, dłoń która przytrzymuje mój łokieć jest bardzo ciepła przez cienki sweter czuję jego ciepło. Drugą ręką sprawdzam co z moim czołem, nie no jest ok, nie róbmy afery, nic się przecież takiego nie stało.

-Jeszcze raz przepraszam, nie zawiadomiono mnie że kogoś tu zastanę. -Jego usta wykrzywiają się w szczerym, lekkim uśmiechu a mi zaczyna serce przyśpieszać. Podziękuj i wyjdź, podziękuj i wyjdź. Powtarzam słowa jak mantrę starając się o nim nie myśleć ani nie patrzeć.

-Szczerze mówiąc pewnie zostanę wyrzucona z pracy. Nakrył mnie Pan, nie powinno mnie tu być. Sprzątam w wolnych chwilach mieszkania takie jak te, ale zapewne pana to nie interesuje. To ja przepraszam, że zastał mnie tu pan, poniosę tego konsekwencję proszę to zgłosić. -W jego oczach zauważam rozbawienie, naprawdę jest to aż tak śmieszne? Ja tylko chciałam zachować się fair, szanuję regulamin obowiązujący w pracy.

-Zgłosić pani przełożonemu tak? Nie widzę takiej potrzeby, powiedzmy że rachunek zostanie wyrównany jeśli przyjmie pani moje przeprosiny. -Rany, Ethan „Idealny" Sullivan chce bym zdradziła mu swoje imię, czy to się dzieje naprawdę?

-Alice, Alice Morgan. -Jeszcze się jąkam, super. Teraz to już zupełnie się ośmieszyłam w jego oczach.

-Miło mi Cię poznać Alice, to jak z naszą zgodą. Wybaczysz mi? -Wybaczyłabym mu wszystko, nawet gdyby to ode mnie zależało.

-Oczywiście, zapomnijmy o tym.

-Cieszę się, jestem zbyt zmęczony by cokolwiek dziś zrobić. Twój dzień też był ciężki prawda?

-Był, rzeczywiście ale to moja praca którą muszę wykonywać. Muszę już iść i wymknąć się tak by mnie nie zauważyli. -Uśmiecham się i orientuję że Ethan przez całą naszą rozmowę podtrzymywał mój łokieć. Jego dotyk był tak delikatny, że nawet tego nie poczułam.

-Czy mógłby Pan puścić mój łokieć Panie Sullivan? -Pytam a on zszokowany także spogląda i zabiera dłoń.

-Przepraszam, rozmawiało mi się z Tobą tak miło że zapomniałem o tym.

-Nic nie szkodzi. -Odsuwam się i podchodzę do drzwi aby zabrać swoje przybory do sprzątania. Za plecami słyszę głos.

-Zna mnie Pani? -Pyta smutnym głosem, myśląc pewnie o tym, że jestem jedną z jego „psychofanek", które nie dają mu spokoju. To smutne że takie osoby istnieją, muzyk czy też nie, to człowiek który chce odpocząć. Należy mu się chwila prywatności i bycia normalnym szarym człowiekiem, ale spójrzmy prawdzie w oczy ty w ogóle możliwe, aby on mógł przez jeden dzień być zwykłym szarym nic nieznaczącym człowiekiem? Wątpie. Odwracam się powoli i uśmiecham się smutno.

-Jak mogę nie znać człowieka, którego muzyka jest dla mnie inspiracją.

-Inspiracją do czego Alice?

-Miłego pobytu Panie Sullivan.-Otwieram drzwi i szybko za sobą je zamykam, aby wreszcie móc wziąć głębszy oddech i uwierzyć w to co mnie spotkało.

Rozglądam się czy nikt nie idzie, podchodzę do windy i zjeżdżam na dół. Kieruję swe kroki do pomieszczenia służbowego zwanego też potocznie szatnią, kiedy wchodzę słyszę przytłumione westchnienia moich koleżanek.

-No mówię Ci że go widziałam jaki boski, chodzący ideał. Oczywiście nawet na mnie nie spojrzał burak jeden ale ciacho z niego jest nie ma co.

-O kim mówicie? -Pytam choć doskonale wiem o kim. Podchodzę do swojej szafki, przebieram się i w międzyczasie słucham też Kate.

-To ty nie wiesz?Ten słynny muzyk tu dziś przyjechał i zostanie z zespołem jakiś tydzień. Ale czad! Cały okrągły tydzień z gorącym Ethanem akurat mam ranne zmiany, no lepiej nie mogło się ułożyć. -Papla i papla aż słuchać się tego nie da, widocznie nie tylko na mnie przyjazd sławnego muzyka zrobił wrażenie na Kate również.

-A ten muzyk, nic nie słyszałam ale fajnie że się tutaj zatrzymał. Dobra, ja uciekam do domu. Wiecie gdzie jest Mary, muszę z nią pogadać. - Kiedy pytam o naszą szefową ta właśnie wchodzi do pokoju i tak jak ja, już na wstępie ma dość zachwytów Kate.

-Kate przestań się ekscytować bo dostaniesz orgazmu. Jezu, dziewczyny co z wami to facet jak każdy inny ale dla was NIEDOSTĘPNY zrozumiały wszystkie? Jeżeli zobaczę że choć jedna z was próbuje podejść do jego pokoju to automatycznie wylatuje jasne? Jasne? -Powtarza i straszy nas wszystkie tym swoim wzrokiem jastrzębia, gotowego nas rozerwać na strzępy.

-Jasne, jasne. Tak tylko mówiłam do jutra dziewczyny. -Kate wychodzi a po niej pozostałe dziewczyny, które miały nadzieję na spotkanie się z boskim muzykiem.

Mary to bardzo zasadnicza kobieta, po dwóch rozwodach z trójką dzieci na karku wie, jak radzić sobie z rozkapryszonymi pracownicami. Lubię ją, właśnie za to że potrafi utrzymać porządek nie tylko w sprawach organizacyjnych ale i personalnych. Miła z niej osoba, czasem sarkastyczna ale można się z nią dogadać. Stosuje ciekawe metody nauczania pracowników, jedną z nich jest pokazanie i wytłumaczenie danej czynności bo jak powtarza ciągle: Lepiej dwa razy wytłumaczyć, niż dwa razy się tłumaczyć". Coś o tym wiem. Kontakt z gościem a zwłaszcza z gościem który ma o wszystko pretensje wymaga nie lada cierpliwości, nie można się postawić ani kłócić ponieważ klient ma zawsze rację. Ma ją nawet wtedy kiedy jej nie ma, ale cóż taka praca należy przepraszać i dziękować, nigdy się wykłócać.

-O co chodzi Alice? Coś cię trapi widzę?

-Muszę z Tobą porozmawiać Mary i wiem że kiedy ci to powiem, zostanę zwolniona ale jak wiesz ja nie potrafię kłamać.

-Co się stało? Może nie będę tak bardzo zła. -Uśmiecha się, pokazując rząd białych zębów. Jej żart pomaga mi trochę, strach opada.

-Mary...ja spotkałam dziś Pana Sullivana w pokoju, nie powinno mnie tam być ale on tak niespodziewanie wszedł. Jestem zmęczona i śpiąca, kurcze strasznie przepraszam. -Czekam na wyrok z jej strony, jednak reaguje tak jakby o niczym nie słyszała.

-Alice wiem, że od dwóch jesteś na nogach, nie jesteś robotem tylko człowiekiem nic się nie stało. Wierzę Ci, dziękuje że byłaś ze mną szczera każda inna kłamałaby w żywe oczy a ty pod strachem przyszłaś do mnie i mi o tym powiedziałaś cenię to dlatego uznajmy że rozmowy nie było ok? Teraz uciekaj do domu wyśpij się porządnie i odpocznij. -Przytulam ją i całuję w policzek z euforii, jestem taka szczęśliwa, nie straciłam tej pracy.

-Udusisz mnie Morgan.

-Przepraszam Mary ale tak się cieszę, że nie wyciągniesz konsekwencji. Wiesz jak teraz ciężko o pracę, jesteś kochana.

-Dobrze już dobrze uciekaj. -Przytula mnie raz jeszcze i uśmiecha się.

Wychodzę na zewnątrz z uśmiechem na ustach, ten dzień nie mógł zakończyć się lepiej. Pogoda mogłaby się poprawić, jest cholernie zimno. Otulona płaszczem zmierzam do domu, nie dość że pada deszcz to jeszcze śnieg, pięknie! Ślizgawka na chodnikach i przeklęty wiatr, który mrozi brr... Wrócę do domu, zaparzę swoją ulubioną herbatę i będę rozpamiętywać spotkanie z Ethanem. W ciepłym małym mieszkanku przez okno obserwować będę padający śnieg, na który zawsze lepiej się patrzy kiedy jest się w ciepłym pomieszczeniu. Brakuje mi takiego prawdziwego kominka i byłoby wprost idealnie. Tylko ja, herbata i notes. Rany notes! Na śmierć o nim zapomniałam, muszę po niego wrócić, ale przecież nie mogę Mary by mnie zabiła. Zapomniałam go zabrać z mieszkania muzyka, co robić, co robić? Zastanawiam się, kiedy przystaje na chodniku korci mnie żeby po niego pójść, mam tam absolutnie wszystkie notatki, te stare o Sullivanie także. A co zrobię jeżeli on już do nich zajrzał? Spalę się ze wstydu, nie mogę na to pozwolić. Dobrze że przypomniałam sobie o notatniku teraz kiedy jeszcze jestem blisko apartamentowca. Wrócę po niego, może jakoś uda mi się uniknąć Mary. Kiedy szybkim krokiem ruszam w stronę budynku słyszę nagle pisk i hamowanie samochodu, który pędzi wprost na mnie, zamykam oczy czekając na nieuniknione. Jednak nic się takiego nie dzieje, ktoś nagle z mocą popycha mnie na bok, z impetem uderzam o twardą powierzchnię chodnika. Osoba, która uratowała mi życie dosłownie pada na mnie zasłaniając mnie swoim ciałem.

-Ty naprawdę jesteś pechową osobą Alice. -To wprost niemożliwe to znowu on, słyszę głos Ethana Sullivana. Niestety dalej mój film się urywa, zamykam oczy, odpływam ...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania