Poprzednie częściTy jesteś moja piosenką
Pokaż listęUkryj listę

Ty jesteś moją piosenką( rozdziały 3-5)

Rozdział 3

 

Słyszę głośne bicie swego swego serca, nie umarłam (chyba). Nie mam pojęcia ile czasu tak leże. Rytm serca jest wolny, martwi mnie to, więc próbuję poruszyć dłonią, aby móc położyć ją na sercu. Jednak dłoń jak zamurowana spoczywa na chłodnej pościeli łózka. Dopiero co się obudziłam a już jestem zmęczona, czy to normalne? Otwieram powoli oczy, obraz jest niewyraźny, zamazany, ale po chwili dostrzegam kształty znajdujących się w pomieszczeniu przedmiotów. Natarczywe światło lampy znajdującej się nade mną oślepia mnie, na moment zamykam oczy. Wykonuję kolejną próbę i jest lepiej , powoli odwracam głowę na bok rozglądając się. Moje pierwsze spostrzeżenie dotyczy czystości i porządku jaki panuje w pokoju. Sterylnie kremowe ściany powodują, że miłe na pierwszy rzut oka pomieszczenie przyprawia mnie teraz o lekki ból głowy. Tu jest za biało, za czysto , zupełnie jak w szpitalu, myślę z przekąsem.

 

Do mych uszu dochodzi dźwięk maszyny, która według mnie pracuje zbyt głośno, wykonuje ona dźwięk podobny do pikania. Mój wzrok pada na dłoń, wcześniej nie byłam w stanie zauważyć podłączonych do niej przewodów teraz łącząc fakty uświadamiam sobie, że znajduję się w szpitalu. Co ja tu u diabła robię? Z ogromnym wysiłkiem próbuję sobie przypomnieć choć strzępki wspomnień, na próżno. Ogarnęła mnie pustka, nicość, czarna dziura mówiąc ogólniej. Alice dasz radę, spróbuj raz jeszcze, przypomnisz sobie. Głos w mej głowie dopinguje mnie, abym chociaż to mogła zrobić, no dalej niech coś się pojawi, wystarczy słowo czy twarz cokolwiek. W płucach czuję duszność, ale i wszechogarniający ból, zupełnie jakby ktoś wbijał mi igły w klatkę piersiową, wypuszczam przez nos powietrze starając się opanować to potworne, palące ukłucie. Zaciskając zęby rozglądam się dalej po pokoju, na stoliku dostrzegam kwiaty. Od kogo one są, piękne i delikatne nadają kontrast bladym ścianom, choć muszę przyznać, że pokój jest ładny. Duży i przestronny posiada okno panoramiczne z widokiem, którego pewnie nie jeden pacjent mógłby pozazdrościć. Ten mały wywód znowu sprowadza mnie drogę domysłów; ładny pokój z widokiem plus kwiaty świadczą o tym, że ktoś o mnie zadbał. Może rodzice? Nie, tą myśl od razu odrzucam z prostego powodu; nie stać ich na to. Kochają mnie, ale ich sytuacja finansowa blokuje ostatecznie działania takie jak mój pobyt w tak drogim ośrodku, klinice sama nie wiem, czy to jest.

Idę tym tropem dalej, kto mógł mi pomóc? Nie mam pojęcia i na razie nie będę się nad tym zastanawiać bo też nikt znajomy nie przychodzi mi do głowy. Skupiam się teraz na aparaturze medycznej, której odgłos dosłownie mnie przeraża, to on prawdopodobnie odpowiedzialny jest za wolną pracę mego serce.

Pomijając tępy ból głowy oraz niemożność wykonania żadnego ruchu, stan mój można by określić mianem dobrego. Przeżyłam to najważniejsze, przeżyłam wypadek! Urywek wspomnienia wkradł się do mej głowy, przywołując niepokojący obraz. Wychodziłam z pracy, idąc nie zauważyłam auta które na mnie zmierzało. Pamiętam moment odepchnięcia przez kogoś nieznajomego.

 

-Dzień dobry, miło, że pozostała Pani z nami,-Głos wchodzącego do pomieszczenia lekarza wyrywa mnie z pewnego rodzaju szoku jaki doznałam. Mężczyzna wygląda na miłego, na starszej już twarzy widać zmarszczki a podkrążone oczy uśmiechają się do mnie serdecznie.

 

-Witam doktorze...

-Collins, John Collins, Pani lekarz prowadzący.-Wyręcza mnie , gdyż światło które pada na jego identyfikator uniemożliwia mi przeczytanie jego nazwiska.

Pragnę podnieść się wyżej, by mieć lepszy zasięg wzroku, delikatne chrząknięcie doktora powoduje czujność.

-W Pani stanie każdy ruch jest niewskazany. Prosiłbym o nie wykonywanie gwałtownych ruchów, a teraz proszę na mnie spojrzeć. -Collins łagodnie chwyta mą twarz oburącz żeby po chwili oślepić mnie blaskiem latarki, którą wcześniej wyciągnął z kieszeni fartucha.

-Proszę spojrzeć do góry, dobrze a teraz w dół, doskonale. -Po zapisaniu wyników w dokumentacji, odwraca mą głowę na boki co spotyka się z moim niezadowoleniem spowodowanym bólem.

-Czuje Pani ból, kiedy tak robię?

-Tak, boli jak cholera, szczerze mówiąc. -Z ust starszego mężczyzny wymyka się śmiech.

-Rozumiem i zlecę podanie leków przeciwbólowych. A poza bólem mięśni, odczuwa pani inny rodzaj ból na przykład głowy?

-Tak doktorze, głowa mi pęka. Przeszkadza mi światło i każdy donośniejszy hałas. Przepraszam, że tak narzekam, zwykle jestem miła i dobra dla wszystkich, ale sam pan widzi. Będąc przypiętą do tych kabli mam wrażenie, że ze mną jest naprawdę źle.

-Jak już wspominałem wcześniej, przy Pani stanie zdrowia musimy zachować ostrożność, zrobimy jeszcze serię badań, aby wykluczyć najbardziej złe założenia.

-Czyli jakie? Proszę mnie nie trzymać w niepewności, co mi jest?

-Mówiąc bardziej zrozumiale musimy wykonać badanie tomografem, aby ocenić jak zmieniły się pani parametry przed i po wybudzeniu.

-No dobrze, ale mówił pan o złych założeniach. Chciałabym je poznać.-Gasnąca iskra w oczach lekarza nie wróży miłych wieści, sugerując że coś jest nie tak. Ten wypadek w którym mimowolnie wzięłam udział przysporzył mi nie tylko siniaków oraz prawie utratę życia, ale i coś gorszego, coś o czym zaraz się dowiem.

-Pani Morgan...

-Proszę mówić mi Alice, Pana smutna mina sugeruje, że ma mi pan do przekazania jeszcze gorsze wieści, zgadza się? -Lekarz z cichym westchnieniem przeciera zmęczoną twarz a kiedy ponownie na mnie spogląda, wydaje mi się czy jego oczy zaszły łzami? Nie, to pewnie moje urojenia.

-Alice...kiedy cię tu przywieziono, byłaś w bardzo złym stanie, najbardziej ucierpiała głowa którą musiałaś uderzyć w chodnik. Wykonaliśmy wstępne badania i okazało się, że w wyniku zdarzenia powstał guz, który wytworzył u ciebie zator. Nie mogliśmy podjąć żadnej decyzji bez twojej zgody, dlatego mogliśmy tylko zrobić kolejne prześwietlenia i badania, aby ci pomóc.

-I co, jesteście w stanie mi pomóc?

-Moglibyśmy, ale ostanie badanie wykazało jeszcze jednego guza, który uciska na aparat mowy. Jeżeli podjęlibyśmy się tej operacji, to nie jestem w stanie powiedzieć ci czy zakończy się ona pomyślnie, gdyż każdy nawet najmniejszy błąd, przesunięcie narzędzia o milimetr , może pozbawić cię mowy na całe życie. Jest jeszcze druga kwestia, chodzi o koszt wykonania zabiegu. Nasza placówka choć jedna z najlepszych nie dysponuje środkami na wykonanie tego zabiegu. Może coś można by było zrobić, ale musisz posiadać aktualne ubezpieczenie.

-Nie stać mnie na operacje. Nawet nie mam ubezpieczenia. Więc zapytam inaczej ile pozostało mi czasu zanim...-Słowo umrę nawet nie chce przejść mi przez gardło, w mich oczach zbierają się łzy, to niemożliwe żebym umierała. Doktor Collins milczy co może dawać mi oznakę, że czasu pozostało mi niewiele, a przecież miałam tyle planów, marzeń które chciałam zrealizować. Dziś dostaję porządnego kopniaka w dupę, mówi on nic ci się nie uda ponieważ umrzesz.

-Ile zostało mi czasu?-Ponawiam pytanie już nie potrafiąc pohamować łez.

-Rok, może półtora o ile zdecydowałabyś się na leczenie. Jest mi bardzo przykro Alice, to nie powinno się tak zakończyć, zobaczysz jeszcze znajdzie się ktoś, kto Ci pomoże.

-Wierzy Pan w to, bo ja nie. Niech pana nie zmyli to, że jestem w tym pokoju, ktoś mi raz pomógł, ale ludzi nie należy wykorzystywać, nawet jeżeli mają pieniądze. -Dłoń doktora chwyta moją dłoń.

-To bardzo piękne słowa, wypowiedziane z ust bardzo mądrej i pięknej kobiety.

-Ja po prostu chcę żyć doktorze, czy proszę o wiele? -Naszą rozmowę przerywa wejście Ethana Sullivana, tak tego samego muzyka, którego uwielbiają niemal wszyscy. Ethan, Ethan, tak przypominam sobie właśnie kolejny element historii, my już się znamy z apartamentu.

W granatowych jeansach i szarym swetrze nie przypomina gwiazdy, jest ...normalnym facetem, który wszedł do mojego pokoju ale w jakim celu?

-Witam doktorze nazywam się Ethan Sullivan.

-Dzień dobry, ale wie Pan że na tym oddziale mogą przebywać wyłącznie krewni?

-Tak rozumiem, ale ja jestem bliską osobą dla tej Pani, jestem jej narzeczonym.

Przepraszam kim on jest? Moim kim? Teraz znając prawdę na temat swojego stanu zdrowia, mogę jasno i bez ogródek całe omamy i te słuchowe i te wzrokowe zrzucić na cholernego tętniaka.

-Alice to znaczy Pani Morgan nie wspomniała o tym fakcie ani słowem, ale być może jest to skutek szoku jakiego doznała. Z mojej strony to tyle, zostawię państwa samych.

-Dziękuje doktorze.-Odpowiadam cicho i próbując wykrzesać z siebie choć odrobinę entuzjazmu. Kiedy wychodzi, mój gość przybliża sobie krzesło i siada na nim.

-Dzień dobry panie Sullivan...-Zaczynam, lecz on powstrzymuje mnie podnosząc dłoń.

-Słyszałem rozmowę, dlaczego to musiało spotkać Panią? Wydawała się Pani taka pełna życia i radosna, nie, nie możemy na to pozwolić. Ja, nie mogę na to pozwolić i proszę mów mi Ethan.

-A więc co zamierzasz zrobić Ethanie poprosisz mnie o rękę a potem będziesz płakał nad mym grobem.-Trochę sarkastycznie a trochę ironicznie zwracam się do niego, lecz skupione, głębokie spojrzenie każe mi się zamknąć.

-Alice, nie po to ratowałem cię przed autem, żeby teraz rozmyślać nad tym, że została ci garstka czasu. Pomożemy sobie nawzajem, ja się z Tobą ożenię, a ty będziesz po pierwsze: miała zapewnioną najlepszą opiekę medyczną, sam o to zadbam a po drugie zamkniemy usta tym wszystkim szmatławcom, które wypisują o mnie niestworzone historie. Jest coś w tobie ciekawego, coś co może inspirować. Przepraszam, że to mówię, ale ty nie możesz umrzeć. Pomyśl, jako moja żona będziesz miała wszystko to, co zechcesz, czego nigdy być może nie posiadałaś...-w tym momencie to ja przerywam.

-Nie pragnę nic innego jak życia, ja które zawsze je szanowałam, teraz tak po prostu mam rok może półtora, to mało, zdecydowanie mało.

-Dzięki małżeństwu ze mną możliwe będzie leczenie, albo też operacja.

-Dlaczego ja? Nie patrz na mnie przez pryzmat litości Ethanie, śmierć w sumie nie jest taka zła, byleby tylko nie wymagała ode mnie cierpienia.

-Przestań, nie mogę tego słuchać. Więc pytam raz jeszcze: Alice Morgan czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? -Na moment wstrzymuję oddech, kiedy ideał mężczyzny, mój ideał siedzący przede mną, wyciąga pierścionek zaręczynowy. Co mam powiedzieć? Jaką mam podjąć decyzję?

 

Rozdział 4

 

Przystojna twarz Ethana pokazuje cierpliwość, ale brązowe oczy wyrażają troskę oraz coś jeszcze, coś czego nie do końca potrafię zdefiniować. Niech mi się nie dziwi, że waham się z odpowiedzą. Nie każdego dnia ktoś tak przystojny i utalentowany jak on proponuje mi małżeństwo, jest to pomysł niedorzeczny nawet jeśli mielibyśmy rozpatrywać go pod kątem mojej choroby. Obecna scena wygląda wprost idealnie, On z wyciągniętym pierścionkiem zaręczynowym czeka na mą odpowiedź a ja na chwilę błądzę myślami gdzie indziej, zastanawiając się jak by to było. Bycie jego żoną byłoby spełnieniem moich marzeń, ale wrodzona duma nie pozwala mi na przyjęcie takiego poświęcenia z jego strony. Nie znamy się a on proponuje mi małżeństwo z litości, wiem doskonale o jego poważnym problemie z mediami, ale nie mogę się okłamywać-przemawia przez niego litość nade mną. Nie widzę powodów dlaczego to akurat mnie miałby spotkać zaszczyt bycia jego drugą połową, oczywiście mówiąc w przenośni. Nie żebym nie chciała, uwielbiam go pod każdym względem. Jego wygląd onieśmiela mnie , wyglądam przy nim jak kopciuszek, który zamiast złej macochy ma złego tętniaka. Boże co mnie naszło na takie porównania, jest ze mną źle skoro wygaduję takie głupoty. Wystarczy na mnie spojrzeć aby zauważyć, że do siebie nie pasujemy pod każdym względem. Odkryty przez lekarzy guz tylko uświadomił mi jak marne i beznadziejne jest moje życie; jak nie ciężka praca to życie w samotności, a teraz kiedy zachorowałam czeka mnie utrata pracy. Co mam dalej począć, bez pracy nie opłacę mieszkania a leki? Przecież nie stać mnie na nic, konkretnie mówiąc jestem skazana na śmierć. Tak bardzo chciałabym poznać inną diagnozę, siniaki które posiadam spokojnie wystarczyłyby, ale przeklęty los jeszcze dołożył mi problem i to jaki! Umieram i nic nie jestem w stanie zrobić jak tylko przygotować się i choć w połowie postarać się zrealizować własne plany.

Sullivan! Zapomniałam, że on tu nadal jest i nadal ze spokojem spogląda na mnie. Trudno jest mi powiedzieć co postanowiłam, zgodzenie się na ten szalony plan byłoby błędem. Zapewne znajdzie kogoś, kto godnie odegra rolę jego żony na papierze, bo tak to by wyglądało. Papierowe małżeństwo oparte na układzie dwojga nieznajomych sobie ludzi. Ponownie słyszę chrząknięcie. Podnoszę z trudem głowę do góry by móc się mu przyjrzeć, popełniam błąd.

-Przepraszam Ethanie zamyśliłam się. Oczekujesz odpowiedzi i taką też dostaniesz, nie mogę się zgodzić na twój szlachetny pomysł. Nie zostanę twoją żoną przykro mi.

Jego przystojna buzia wyraża niedowierzanie, nie takiej spodziewał się odpowiedzi, musi wiedzieć, że ja mam swoje zasady i nawet będąc chorą nie mogę żerować na jego pieniądzach. To niedopuszczalne, jakim byłabym człowiekiem, tego sobie wybaczyć bym nie mogła.

-Podaj powód Alice, przecież to nie jest taki zły pomysł. To tylko małżeństwo, pomoglibyśmy sobie. Nie pozbędziesz się mnie dopóki nie powiesz mi dlaczego się nie zgadzasz.

-Tylko małżeństwo? Jak możesz tak twierdzić, nie rozumiesz istoty tak poważnej deklaracji. Co jest z Tobą nie tak. Małżeństwo to związek dwojga kochających się osób, które pragną spędzić z sobą życie. Moi rodzice są doskonałym przykładem, kochają się i biorę z nich przykład. Szkoda, że tego nie rozumiesz.

-Alice zanim weszłaś mi w słowo chciałem powiedzieć, że nasza umowa jaką zawarlibyśmy byłaby korzystna.

-Nie mogę za Ciebie wyjść, poszukaj innej kandydatki. Dziękuje Ci że wyszedłeś z takim pomysłem, ale to by się nie udało. To znaczy ty i ja i ten cały pomysł. -Atak kaszlu jaki mnie nachodzi powoduje jeszcze większy ból głowy, jestem słaba. Nie mam siły aby podnieść dłoń i przyłożyć ją do buzi, aby powstrzymać atak kaszlu. Ręka Sullivana delikatnie układa się na moim ramieniu, jego dotyk wcale nie pomaga mi. Widzę, że chce pomóc.

-Widzisz Alice jesteś zbyt chora, aby zostać sama, kto się tobą zaopiekuje, czy ty nie rozumiesz, że ja wcale nie jestem taki jak opisują mnie tabloidy. Wiem co to znaczy być umierającym, cholera wiem to.

Co? Nic o tym nie wiedziałam, on chory? Ale kiedy, na co chorował, wygląda przecież dobrze.

Pragnę go zapytać, lecz jego brytyjski akcent mnie uprzedza.

-Nic nie mów, jesteś słaba. Alice, zgódź się proszę zostań panią Sullivan, zobaczysz zadbam o ciebie, przez ten tydzień kiedy tu leżałaś nieprzytomna dowiedziałem się o tobie kilku rzeczy. Jesteś uczciwą i mądrą dziewczyną, nie palisz, dbasz o rodziców wysyłając im pieniądze. Pracujesz na dwa etaty, jak tak można, jesteś chora i nie możesz pracować. Nikt nie wie o mojej przebytej chorobie, moi rodzice zadbali by sprawa nigdy nie ujrzała światła dziennego.

-Już ci mówiłam że nie mogę się zgodzić, dam sobie radę. Ethanie, to że jesteś tu ze mną i rozmawiasz jest dla mnie radością, znam twoją muzykę i zatracam się w niej. Umrę z uśmiechem na ustach, ponieważ cię poznałam, nigdy się tego nie spodziewałam to było moim marzeniem. Dziękuje ci za uratowanie mnie i za to że mogę przebywać w tej klinice, poniosłeś bardzo duże koszty i nie wiem jak i kiedy ci je zwrócę.

Po mym policzku spływa pojedyncza łza, wcale nie chcę umierać. Poznałam go a jednocześnie odkryłam grożący mi wyrok śmierci, nieuniknionej śmierci.

-Miałem trzynaście lat...-Zaczyna ściskając mi dłoń, zaskakuje mnie tym gestem lecz nie mogę nic zrobić aby go powstrzymać. -Miałem 13 lat kiedy rodzice dowiedzieli się, że zaczęły się problemy z moim sercem. Od najmłodszych lat chorowałem i musiałem uważać na siebie, praktycznie nie wychodziłem na dwór. Moim domem był szpital. Rodzice stawali na głowie bym miał wszystko. Starali się żebym pomimo choroby mógł prowadzić dość normalny tryb życia. Dzięki mojej siostrze pokochałem muzykę, zacząłem szlifować grę na gitarze żeby z czasem spróbować sił ucząc się gry na innych. Laura miała wtedy osiemnaście lat, nigdy nie twierdziła, że nie ma dla mnie czasu. Uczyła mnie nowych akordów śmiejąc się, że kiedyś zostanę prawdziwą gwiazdą. -Przerywa na moment i ściska mocniej mą dłoń, cichym jękiem wyrażam sprzeciw.

-Przepraszam.-Mówi a jego oczy pogrążone są w smutku.

-Jak widać siostra wiedziała co mówi.-Staram się, żeby zabrzmiało to jak najsympatyczniej. Na moment dostrzegam coś na kształt podniesionej wargi.

-Tak wiedziała, odkąd zainteresowałem się muzyką wspierała mnie bo widziała, że biegaczem już nie zostanę. Pamiętam kiedy przyprowadziła do domu chłopaka, po raz pierwszy byłem o niego zazdrosny, potem polubiłem go bo zauważyłem że i on mnie polubił. Wszystko układało się dobrze do dnia kiedy nagle złapał mnie ból tak silny i mocny że zemdlałem. Obudziłem się w szpitalu do którego byłem przyzwyczajony. Diagnoza była jasna: musiałem mieć nowe serce. Było to dla nich niewyobrażalnym ciosem. Nie myśl sobie, że urodziłem się bogaty, moi rodzice prowadzili mały sklepik a kiedy dowiedzieli się od lekarzy że jest ze mną źle, postanowili go zamknąć. Szukali dawcy jednak nie mogli znaleźć odpowiedniego, aż nagle nastąpił cud znalazło się serce dla mnie. Rodzice byli szczęśliwi, płakali a ja tylko wypytywałem ich o Laurę, wtedy rozpoczęła studia i nie widziałem jej. Oni sami dziwili się, dlaczego ich córki nie stać było na przyjazd i odwiedzenie mnie, ale ona zrobiła coś za co do końca życia będę jej wdzięczny.

-Co zrobiła? -Pytam chcąc poznać dalszą część, ale uważam że nie powinnam. I do uwierzenia nie jest to, że znany muzyk siedzi obok mnie ściskając dłoń i i opowiadając o swoim życiu.

-Dopiero po udanej operacji dowiedziałem się, że ona została dawcą, oddała mi własne serce bym mógł przeżyć. Nasi rodzice długo nie mogli pogodzić się z faktem śmierci córki i jej heroicznego czynu. Dla mnie Laura była najukochańszą osobą, moją siostrą, przyjaciółką i nauczycielką a kiedy jej już nie było, rzuciłem granie uważając, że to wszystko moja wina, mnie i mojego chorego serca. Dlatego wiem co to znaczy szanować każdy dzień, dziękuje Bogu, że mogę go przeżywać mając siostrę zawsze blisko mnie. Zrozumiałem, że ona chciałaby abym dalej grał no więc gram do dzisiaj, wiedząc że byłaby ze mnie dumna.

-Ethanie, jeżeli miałeś na celu doprowadzenie mnie do łez, to ci się udało. Przyrzekam, że nie wiedziałam o tej historii, znam o tobie praktycznie każdy szczegół ale to... musiało być dla ciebie straszne, straciłeś siostrę, ale przeżyłeś.

-Alice wiem, że bez pracy i opieki medycznej nie przeżyjesz, ja chcę ci pomóc, sam nie wiem co mną kieruje. Widziałem cię dosłownie dwa razy, i wierz mi ja tylko chce ci pomóc. Nie pozwolę byś umarła, spróbujemy się zaprzyjaźnić. Ty znasz mnie już bardzo dobrze a twoje notatki to potwierdzają. Jestem bogatym człowiekiem, który uniknął śmierci, mam dosyć całego splendoru jaki powstaje, gdy tylko wychodzę gdziekolwiek. Gdybyśmy zostali mężem i żoną to myślę że cała ta zabawa w szkalowanie mnie rozeszłaby się, a przynajmniej pomógłbym ci i zobaczył jak zdrowiejesz.

Cały mój plan poszedł na marne, może to jest jakieś rozwiązanie. Sama mówiłam że bez pracy i pieniędzy nie mam szans na przeżycie. Jednak obawiam się, że on zobaczy uczucia jakie do niego żywię. Kocham go odkąd pamiętam, tak na marginesie to wspomnienie wróciło jakieś piętnaście minut temu. Zgodzę się i co dalej, będziemy udawać szczęśliwą, zakochaną w sobie parę?

-Posłuchaj, no dobrze powiedzmy, że zgodzę się na ten dziwaczny plan. Jak sobie wyobrażasz nasze życie po ślubie?

-Jestem ciekaw. Do tej pory mieszkałem sam i to dla mnie też będzie nowe, no wiesz dzielić z kimś życie. Pierwszorzędną sprawą będzie zadbanie o twoje zdrowie, poznałaś kawałek z mej przeszłości. Rozumiesz pewnie moje powody jakie mną kierują, czytałem twoje notatki masz ogromny talent, powinienem tego nie ruszać, ale ciekawość wzięła górę.

O rany, czytał notatki! Jasna cholera jeżeli przeczytał ostatnie strony to już mogę umrzeć, ze wstydu.

-Alice kochasz mnie? Bo z notatek wynika, że jak to było ? A tak : Darzę go miłością, jest moją życiową inspiracją jak muzyka może wpływać na ludzi i ich leczyć. Dobrałem chyba adekwatny cytat do sytuacji prawda? To kolejny powód abyś zgodziła się zostać mą żoną, wierzysz w miłość i muzykę, a na dodatek żywisz do mnie uczucie.

-To nieprawda, tak tylko napisałam.

-Jesteś zbyt szczera, nawet nie masz pojęcia ile kobiet mi się oświadczyło. Ich natręctwo jest męczące i stresujące.

-Ale wiesz, że ty teraz zachowujesz się jak one, jesteś natrętny. Jeszcze trochę i pomyślę, że nasze małżeństwo mogłoby nam się udać, a może nawet się we mnie zakochasz.-Wykrzesam się z siebie żart, który i jego rozbawił.

-Kto wie, może z czasem trwania naszego małżeństwa poznamy się na tyle dobrze abym mógł się w tobie zakochać bo wierz mi Alice można się w tobie zakochać.

Co? On chyba nie mówi poważnie. On miałby pokochać mnie, taką szarą i nic nie znaczącą dziewczynę w dodatku z chorobą.

-Przestań żartować widziałam ile co dziewczyny robią, abyś na nie spojrzał. Ja nie mam ci nic do zaoferowania, popatrz na mnie biedna umierająca dziewczyna ma zostać twoją żoną, to brzmi niedorzecznie. Ethan zbliża się bliżej.

-Jeżeli zostaniesz moją żoną przyrzeknę ci wierność oto możesz być pewna. Moi rodzice nauczyli mnie szanować czyjeś uczucia a Twoje oczy nie kłamią jesteś mną zauroczona a to dobrze wróży wizji naszej wspólnej przyszłości. Czy teraz kiedy już poznałaś mnie lepiej zgodzisz się, zostaniesz panią Sullivan?

-Mam pytanie. Ile to nasze małżeństwo miałoby trwać? Bo wiesz może tak być, że los jednak nie będzie dla mnie łaskawy i pomimo leczenia umrę .

-A ty znowu o tej wizji śmierci, Alice nie umrzesz, zrobimy wszystko abyś przeżyła. Moja żona będzie przeze mnie wspierana i na razie nie zastanawiałem się nad tym ile czasu mielibyśmy trwać w takim związku. Jeszcze jakieś pytania?

-Właściwie chciałam ci podziękować za to co robisz. Obiecuję ci być dobrą żoną, nawet jeśli to udawane małżeństwo.

-Czyli się zgadzasz?

-Z ciężkim westchnieniem mówię tak, zostanę twoją żoną.

-W takim razie przyjmij oto ten pierścionek, mam nadzieję że ci się spodoba. -Powoli wsuwa pierścionek na mój palec a ja mam wrażenie jakby to co robię było złe.

-Nie będę narzekać, bo też nie każdego dnia oświadcza mi się przystojny muzyk. -Odpowiadam oglądając moją nową i jakże ważną biżuterię ozdabiającą palec.

-Przystojny muzyk? Dziękuje ci. To szaleństwo, ale podoba mi się, dziś wydarzyło się coś co spowodowało że jestem w dobrym nastroju. Czy jako twój przyszły mąż mogę cię pocałować? Chcę wiedzieć czy przed blaskiem fleszy nie będziesz się bała, te sępy potrafią człowieka oskubać z resztki moralności.

-Przecież nie musimy tego robić, mamy czas a ja nie wiedziałam, że będę zmuszona do publicznych pocałunków. Ale robisz dla mnie tak wiele, że przecież muszę ci się jakoś zrewanżować. Dobrze więc przybliż się.

Z pewnym zawahaniem wstaje a potem zbliża się do mnie, serce zaczyna bić szybciej, zaraz mnie pocałuje, to tylko jeden pocałunek nic więcej. Kiedy nachyla się, aby mnie pocałować drzwi otwierają się. Dostrzegam moje koleżanki z pracy w tym Kate, jedną z najbardziej zagorzałych fanek mojego narzeczonego. Jego usta dotykają moich, słyszymy głos Kate.

-O Boże, to...to Pan Sullivan. Czy on właśnie całuje naszą Alice?

 

Rozdział 5

 

-O Boże, to...to Pan Sullivan. Czy on właśnie całuje naszą Alice?-Piskliwy głos mojej koleżanki sprowadza mnie na ziemię, co ja sobie wyobrażałam? Że całując mnie coś poczuje, przeszyje go miły dreszcz podniecenia? Jestem śmieszna i żałosna myśląc właśnie w ten sposób. Jego poprzednie dziewczyny były modelkami i tak praktycznie to zamyka to temat mojej „urody i samooceny". Ethan pochylony nade mną pachnie cudownie, a jego oczy jeszcze bardziej mnie ciekawią. Nigdy w życiu nie spotkało mnie tyle szczęścia naraz. Nie zasługuję ma szczęście a pomimo to dostałam je i to akurat w momencie w którym umieram. Jeżeli tak ma wyglądać śmierć to zgadzam się, aby spędzić ją w towarzystwie faceta z moich snów, który jest moim narzeczonym. Zachować muszę spokój to tylko koleżanki, jakoś dam radę im to wytłumaczyć. Ale jak? Słuchajcie to Ethan znacie go, jest moim narzeczonym a i tak przy okazji mam tętniaka. Dlaczego to musi być takie trudne, dlaczego wybrał mnie, przecież mógł w ogóle się mną nie interesować i pójść swoją drogą, nie zrobił tego. Nie mam pojęcia jakimi powodami się kieruje, ale jego pomoc spadła mi z nieba jak to się mówi i jestem za nią cholernie wdzięczna. Jak na razie o chorobie wie tylko on i wolałabym żeby tak pozostało.

-Alice? Alice słyszysz mnie? Dopiero delikatne muśnięcie mej dłoni przez Sullivana

przywraca mnie znów do świadomości. Moment. Jestem w szpitalu obok mnie siedzi sławny muzyk, który trzyma mą dłoń i miło się uśmiecha. Czy to prawda? A może znów wina guza.

-Alice co ci jest? Dlaczego leżysz w szpitalu i dlaczego całuje cię Ethan Sullivan?

Widok Kate stojącej i tupiącej nogą to naprawdę zadziwiający widok, nie powiem trochę zabawny. Jej wzrok skierowany wprost na mnie dosłownie wbija mnie w łóżko i po raz pierwszy od chwili pobytu w szpitalu dziękuje za obecność takiego faceta jak Ethan. Być może to dziwnie zabrzmi, ale on swoją posturą i spokojnym wzrokiem zachowuje się tak, jakby miał całą sytuację pod kontrolą. A jakże. Niby nic robi, zachowuje się normalnie, ale ostre rysy twarzy i skupiony wzrok działają paraliżująco. On zawsze czy to podczas koncertów czy wywiadów potrafi onieśmielić każdego toteż i teraz gadatliwa z natury koleżanka milknie. Chyba czas żebym coś powiedziała, wyjaśniła.

-Nic mi nie jest, to lekkie zasłabnięcie nic takiego ale dziękuje że przyszłyście. -Dłoń narzeczonego( nadal nie mogę w to uwierzyć! ) zaciska się mocniej na mej dłoni, nie sprawia mi bólu ale zmusza do popatrzenia w jego oczy. Co w nich widzę? Zastanowienie i zaskoczenie? A co on myślał, że tak radośnie i z przytupem ogłoszę wszem i wobec, że jestem jego narzeczoną albo co gorsza, że umieram? Nonsens. Ja chowam wszystko w sobie, całe emocje czy tajemnice i nikt nie ma prawa wtrącać się w moje życie bo jest ono moim.

-Zapewne znacie pana Sullivana y...to znaczy Ethana.

-Twojego narzeczonego kochanie, zapomniałaś dodać. -Mówi swoim wibrującym tonem od

którego aż krew zaczyna mi pulsować szybciej. po co mi sprzęt medyczny, skoro on doskonale potrafi podnieść moje ciśnienie. Ironizuję w duchu wdzięczna że tego nie słyszy. Kochanie? Też coś! Miny koleżanek mówią wszystko, totalne zaskoczenie i otwarta buzia Kate to dla mnie za wiele, mimochodem ja także ściskam dłoń Ethana i posyłam mu „nasz" konspiracyjny uśmiech. Spoglądając na mnie tylko kiwa głową a drugą ręką przeciera podbródek aby nie zaśmiać się.

-Ty jesteś narzeczoną Ethana znaczy Pana Sullivana, ale jak kiedy, ja nic nie rozumiem.

-Kate daj jej spokój widzisz że jest zmęczona. To jej sprawa prawda? Gratuluję kochana no i panu także, Alice to niesamowita dziewczyna.

-Wiem o tym dlatego ją pokochałem prawda skarbie?-Podnosi mą dłoń i całuję ją, niby taki zwykły romantyczny gest a wystarczył by w pokoju rozeszło się echo zachwytu z ich strony. W co ja się wpakowałam? Najgorsze jest to, że ja nie udaję i naprawdę go kocham. Powinnam się cieszyć, ale tak nie jest, smutek mnie ogarnia bo wiem, że on udaje, odgrywa bardzo dobrze rolę mego narzeczonego. Nie patrz tak na mnie , nie patrz, lecz on nie odrywa ode mnie wzroku a jego usta po raz drugi składają pocałunek na dłoni. W pewnej chwili zamyka oczy jakby ta czynność sprawiła mu przyjemność. Nawet nie wie ile to znaczy dla mnie.

-Przepraszam panie, w jej towarzystwie zapominam się, jest teraz całym moim światem. Wiadomość o tym że jest w szpitalu zbulwersowała mnie i teraz na krok jej nie odstępuje.

-Przesadzasz kochany, naprawdę nic mi nie jest. Czy mógłbyś wyjść i zostawić nas same? - Mój wzrok mówi że ze mną nie warto wdawać się w dyskusję, ale on spokojnie siedzi i nie ma zamiaru opuścić pokoju co też mnie bardzo denerwuje.

-Nie nie Alice wpadłyśmy na moment, cieszymy się że nic ci nie jest. Mamy nadzieję że wkrótce wrócisz do pracy? -Mary stojąca obok Kate jest bardzo miła. Na szczęście nie ma zamiaru drążyć tematu mego ślubu i bardzo dobrze, ponieważ nie ustaliliśmy jeszcze z Ethanem wspólnej wersji.

-Tak wrócę do pracy.

-Nie wrócisz, rozmawialiśmy o tym kochanie. Dla mnie to temat zamknięty, wylądowałaś w szpitalu wiesz jak się bałem o Ciebie? Nie, moja odpowiedź brzmi nie, nie wrócisz do sprzątania.-No to wpadłam. Jeszcze przyjdzie mi się użerać z samym Sullivanem.

-Posłuchaj...-Zaczynam patrząc w jego oczy.-Kwestia mojego powrotu do pracy to moja sprawa i ty nie masz tu nic do powiedzenia. -Mówiąc to popełniam błąd ponieważ zbliża się do mnie a ja przełykam ślinę ze zdenerwowania.

-Powiedziałem, że nie wracasz i koniec tematu. Będe twoim mężem do cholery i masz mnie słuchać! Obiecałem ci opiekę i też słowa dotrzymam, kochanie..Alice jesteś chora umierasz, daj mi sobie pomóc proszę. -Odsuwa się ode mnie i wstaje z miejsca. Nie wiedziałam, że aż

tak przejął się mną, przecież jestem zwyczajną dziewczyną dla nikogo nic nie znaczącą a teraz nagle zostanę mężatką i to w dodatku kogoś takiego jak on. Ethan podchodzi do moich przyjaciółek i coś do nich cicho szepcze, nie jestem w stanie usłyszeć co im mówi ale po ich zadowolonych reakcjach widzę, że to co im powiedział wyraźnie poprawiło im humor.

-Wszystkim się zajmiemy może pan na nas liczyć. Alice kochana zdrowiej i dziękuj losowi za takiego wspaniałego przyszłego męża jeszcze wpadniemy pa kochana. -Uśmiechnięte od ucha do ucha z zaczerwienionymi policzkami opuszczają szpitalny pokój. On naprawdę tak działa na wszystkie kobiety? Przecież to zwykły facet z niezwykłym głosem i tyle.

-Co im powiedziałeś, wyglądały tak jakbyś to im się oświadczył.

-Wszystkim trzem? Ty mi wystarczysz w zupełności.-Mówi na co ja reaguję śmiechem, płuca bolą mnie jeszcze ale nie mogę powstrzymać śmiechu. Także on podchodząc nieznacznie porusza wargami co znowu wprawia mnie w stan „hipnozy" . Opanuj się Alice, bo uzna cię za wariatkę.

-Pytam serio Ethan dlaczego tak nagle wyszły?

Wzdycha i kręci ponownie głową, pewnie myśli co za dziewczyna mi się trafiła. On chyba nie przemyślał dokładnie swojej decyzji a propo ślubu i doboru wybranki. Być może będzie tego żałował, albo ja będę żałować. Nie tego że zostałam jego żoną, ale świadomości z faktu, że mimo że go kocham i jestem jego żoną nie da mi tego czego oczekuję-bezgranicznej miłości. Znowu włączył się u mnie romantyzm i pragnienie szczęśliwego życia, ale każdy na nie zasługuje w tym i ja chora na tętniaka wieczna marzycielka.

-Powiedziałem im, że nie wracasz do pracy ponieważ nie jesteś tak zdrowa jak mówisz i one mają to uszanować. Wiem że ci się to nie podoba, ale tak postanowiłem. Nie znasz mnie, ja nie znam ciebie, ale mam wrażenie że przeciwieństwa się przyciągają kochanie. -Specjalnie zaznaczył to słowo na końcu, wiem to.

-Nie musisz do mnie tak mówić, jesteśmy sami.

-Spodobał mi się ten zwrot, jak wiesz byłem w kilku związkach, ale mogę cię zapewnić że w żadnym nie użyłem tego słowa. Może potraktujesz moje słowa jak żart, ale uważam że takie słowo należy używać tylko i wyłącznie kiedy naprawdę jakaś osoba spodoba ci się. Moje związki opierały się głównie na seksie aż uświadomiłem sobie że nie dają mi one niczego,

żadnej satysfakcji.

-Ale one były niezłe, nie jeden facet zazdrościł ci tych zdobyczy jak to media głosiły.

-Media dały mi tytuły bywalca imprez i imprezowicza więc postanowiłem naprawić swój wizerunek i wziąć się za siebie. Do tego właśnie jesteś potrzebna mi ty. Bedąc twoim mężem nie dam tym sępom satysfakcji do upodlenia mnie ponieważ ty będziesz trzymała mnie w ryzach. Plan prosty i dzięki tobie może się udać.

-Dzięki mnie tak? Ethanie chyba zrobiłeś dwa kroki w przód i zapędziłeś się. Jestem zwyczajną kobietą i nie mam absolutnie żadnego pojęcia o twoim świecie. Owszem jestem twoją jakby to powiedzieć fanką, ale łatka żony Ethana Sullivana po prostu nie pasuje mi.

-A ja uważam, że jesteś doskonała do tej roli i wiem także że kochasz mnie. Alice nie, nie kłam.

-Nie kocham cię ja...yyy...lubię twoją muzyke i to, że śpiewając dajesz ludziom radość.

-Dlaczego ci nie wierzę kochana? Proszę spójrz w moje oczy i powiedz że nic do mnie nie czujesz i wtedy kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz też nic nie poczułaś. No dalej...-Dosłownie postawiona pod murem pytań jestem zmuszona spojrzeć na niego i przyznać mu rację. Ale nie pokażę mu swoich uczuć o nie...

-Je..jestem zmęczona, położę się. Niepotrzebnie tu jesteś ze mną jedź do hotelu odpocznij.

-Och Alice, Alice ...Ehh idę po kawę i zaraz jestem z powrotem a ty odpoczywaj bo ta rozmowa i tak nas nie ominie. Prędzej czy później przyznasz mi racje, ja to poczułem. -Mówi tuż przy moim uchu i całując w policzek kieruje się do drzwi. Opieram wygodniej głowę o poduszkę i mając w pamięci jego słowa zasypiam raz dwa.

***

Ze snu wyrywa mnie głos jakiegoś mężczyzny, który po moim przebudzeniu oślepił mnie blaskiem aparatu. Nie mam aż tyle sił w sobie by zasłonić oczy, ale na szczęście widzę, że ów facety cofa się kiedy zauważa jeszcze kogoś w pokoju. Nie przeszkadza mu to jednak w zrobieniu zdjęcia Ethanowi, który mówiąc krótko zezłościł się.

-Czy to prawda, że oświadczył się Pan przypadkowej dziewczynie, która w dodatku jest chora i umiera?

Natarczywy dziennikarz wszedł tu bez ostrzeżenia kompletnie nas zaskakując. Ethan z gracją podnosi się z krzesła, ale jego wzrok nie wygląda na miły i przyjazny, jest wściekły. Po raz pierwszy dostrzegam negatywne uroki bycia sławnym.

-To nie pański interes, proszę stąd wyjść i dać nam spokój. Moja narzeczona potrzebuje spokoju a Pana obecność szkodzi jej żeby już nie powiedzieć denerwuje mnie. Grzecznie proszę o wyjście. Wysoka postura Ethana, który podchodzi do mego łóżka i łapie mnie za rękę wydaje się taka groźna. Posyła mi przepraszające spojrzenie, ale nadal podtrzymuje mą dłoń. Wiem, że na tym właśnie ma polegać moja rola. Mam być jego narzeczoną , która świata poza nim nie widzi. Jednak takie gesty nadal przyprawiają mnie o dreszcz, nie powinnam tak na niego patrzeć jakbym naprawdę była zakochana. Ale nic nie poradzę na to, to silniejsze ode mnie i mimo że to głupota, irracjonalny błąd z mej strony to korzystam z każdej okazji możliwości dotknięcia jego ciepłej dłoni czy popatrzenia w jego ciemne oczy.

-Poszedł, już nie musisz się denerwować.

-Słucham?

-Poszedł sobie, przepraszam. Następnym razem do tego nie dojdzie, ta sytuacja nie powinna się zdarzyć.

-Ethanie spokojnie, nic mi nie jest, przyzwyczajam się do nowej roli. -Mówię wskazując wzrokiem swój pierścionek. Usta muzyka wyginają się w uśmiechu a ja mam wrażenie, że pod wpływem tej miny serce same mi wyskoczy z piersi. O czym ja myślę, przecież to umowa, nic więcej. Nie zwracam uwagi kiedy jego dłoń delikatnymi ruchami masuje mą dłoń. W jednej chwili nasze spojrzenia krzyżują się. O nie! To poważny błąd. Zbliża się bliżej mnie, choć nie wiem co zamierza zrobić.

-Jesteś wyjątkowa Alice a ja cieszę się, że mam taką piekną i mądrą narzeczoną. Co się ze mną dzieje?

-Ethanie...-Chcę dowiedzieć się o co mu chodzi. Jego twarz przysuwa się bliżej a usta dotykają moich, to się nie dzieje naprawdę, to mój sen -zdecydowanie. Czuję smak kawy, ale czegoś jeszcze, jest to przyjemny i kuszący zapach perfum. Powinnam do cholery jakoś zareagować czy coś, sprzeciwić się, nie robię tego. Korzystam z życia. Otwieram oczy, ale to nie sen On wbija we mnie głębokie spojrzenie i zadowolony przesuwa kciukiem po mej wardze.

-Wydaje mi się, że będziemy stanowili idealne małżeństwo Alice, moja piękna narzeczono.

-Nie, źle ci się wydaje nie znasz mnie i nie wiesz jaka wredna potrafię być na przykład rano kiedy nie wypiję kawy. Ile spałam ?

-Spałaś długo, ale sen ci pomaga. Z godziny na godzinę wyglądasz co raz lepiej a co do twojego charakteru jakoś to zniosę skarbie i jeszcze raz przepraszam za tego faceta. A właśnie...-Nie wiem co ma na myśli ponieważ wyciąga z kieszeni telefon i drzwoni do kogoś wyraźnie zbulwersowany.

- Jak mogłeś do tego dopuścić! Powiedziałem przecież, że Ona ma mieć zapewniony spokój co to miało być do cholery? Nie, nie kłam wiesz że znoszę kłamstwa. Przyjdź tu i wyjaśnij mi to, jestem cholera spokojny nie widać! -Kończy rozmowę i zapewne dostrzega moje szeroko otwarte oczy, nie znam tego człowieka, nie znam mojego przyszłego męża!

-Wszystko w porządku Ethanie? Zdenerwowałeś się.

-Nic nie jest w porządku, jestem zły ponieważ szef mojej ochrony nie zapewnił nam a w szczególności tobie należytej ochrony i czeka go poważna rozmowa ze mną, nie za to mu płacę żeby dopuszczał się takich zaniehań.

-Ethanie proszę uspokój się takie rzeczy się zdarzają on jest tylko człowiekiem i też może się pomylić.-Obserwuję jego minę. Uroczo wygląda kiedy jest w stanie poddenerwowania, nie okłamujmy się on w każdej pozie wygląda fantastycznie.

-Alice obiecałem ci zapewnić bezpieczeństwo i słowa dotrzymam. Ostatni raz byłaś świadkiem takiej sceny. Słyszymy nagle jakiś dźwięk. Mówiąc ciche proszę , widzę, że drzwi otwierają się powoli a w nich stoi mała dziewczynka, nie wiem ale szacuję że wygląda na dziesięć czy dwanaście lat. Dziewczynka wygląda tak mizernie i smutno. Na sam jej widok zbiera mi się na płacz. Jej blada i chuda sylwetka oraz ogolona głowa świadczą o przebytej chemioterapii. Spogląda na nas wzrokiem przestraszonym jakby myślała że ją skrzyczymy za wejście. Zapraszam ją gestem aby weszła. Idzie w naszą stronę prowadząc stojak z kroplówką. Ethan posyła jej uśmiech, który powoduje obniżenie obaw dziewczynki.

-Jak Ci na imię? - Sullivan pomaga jej podejść do mnie podtrzymując jej ramie. Nie płacz Alice, nie płacz. Powtarzam, ale widząc w jej oczach gasnącą iskrę nadziei na powrót do zdrowia, sama zaczynam ocierać łzy. Mała swoją dłonią dotyka mego policzka, aby zetrzeć łzę.

-Nazywam się Amanda Smith i to już moja czwarta chemioterapia. Przepraszam że weszłam bez pukania, ale nie mogłam uwierzyć że to Pan. A moim marzeniem było być kiedyś na pana koncercie. Ze względu na stan zdrowia nie spełni się ono nigdy.

-A co byś powiedziała na koncert tutaj, tylko dla Ciebie? - Wiedziałam, że Ethan bierze czynny udział w akcjach charytatywnych toteż jego słowa mnie nie zadziwiają. Na twarzy Amandy pojawia się jeden z najpiękniejszych uśmiechów jaki kiedykolwiek widziałam. Sullivan bierze gitarę i siada obok mnie, potem składa pocałunek na mym policzku i mówi:

-Alice napisałem to dla Ciebie, jesteś moją inspiracją.-Z wrażenia zamieram ale jednocześnie zachowuję sie jak Amanda, zniecierpliwiona i szczęśliwa czekam aż Ethan zaprezentuje nam piosenkę. Po chwili słyszymy pierwsze słowa utworu, On z zamkniętymi oczami skupia się na tym co dla niego najważniejsze na muzyce, która płynie prosto z jego serca.

 

"Dotykasz mych zmęczonych oczu

Nakreślasz mapę mojej twarzy linia po linii i jakoś starzenie się wydaję się w porządku,słucham uważnie bo nie jestem mądry

ubierasz swoje myśli w dzieła sztukii one wiszą na ścianach mego serca

Może i nie mam najdelikatniejszego dotyku

Może nie wypowiadam takich [pięknych] słów

I mimo, że może nie wyglądam na zbyt wiele

Jestem Twój

I mimo, że moje krawędzie mogą być ostre

Nigdy nie czuję, że jestem wystarczająco dobry

To może nie wyglądać na zbyt wiele

ale jestem Twój

Zagoiłaś te blizny z biegiem czasu

objęłaś moja duszę

Pokochałaś mój umysł

Jesteś jedynym aniołem w mym życiu

Wieści nadeszły, mój najlepszy przyjaciel umarł

Moje kolana się ugięły, widziałaś jak płakałem

Mówisz, że nadal jestem żołnierzem w Twoich oczach

Może i nie mam najdelikatniejszego dotyku

Może nie wypowiadam takich [pięknych] słów

Wiem, że nie pasuję tak dobrze

ale jestem Twój."

 

Jego głos niesie się po pokoju a ja płaczę ponieważ ta piosenka jest przepiękna i nie mogę uwierzyć, że napisał ją dla mnie. Ja jestem jego inspiracją? To niemożliwe a jednak dzieje się naprawdę. Odkłada gitarę na bok i widzi moje łzy, kciukiem ściera ją , drugą dłonią trzymając dłoń Amandy, która również ma łzy w oczach.

-Panie Sullivan dziękuje panu, spełniło się moje marzenie.

-Podziekowania należą się tej pani.

-Bardzo, bardzo pani dziękuje.

-Mów mi Alice Amando i ja niczego takiego nie zrobiłam. Ethan jest po prostu dobrym człowiekiem a jego muzyka pomaga wszystkim.

-To prawda, ale bardzo chcę podziękować. Mama mi tego nie powiedziała, ale ja wiem że wkrótce umrę i staram się to zaakceptować dlatego taki prezent to dla mnie coś wspaniałego. Nie spodziewałam się że spotkam pana Sullivana tu, w tym samym szpitalu myślę że pana wizyta to taki znak od Boga że wkrótce odejdę. -Nie mów tak zobaczysz będzie dobrze, wyzdrowiejesz.

-Nie Alice, mój rak jest w zaawansowanym stadium choroby słyszałam to od lekarza, który rozmawiał z mamą. Kocham ją nad życie i trudno jest mi patrzeć kiedy płacze. -Znowu płaczę, to silniejsze ode mnie, ona nie może odejść.

-Mam nadzieję, że jeszcze pana spotkam i ciebie też Alice, jeszcze raz dziękuje.

Kiedy Amanda podchodzi do drzwi widzimy, że pielęgniarka z uśmiechniętą miną czeka na nią, posyła nam dziękujące spojrzenie i zamyka drzwi. Jestem totalnie rozbita ponieważ wiem że Amanda nie kłamała i naprawdę już mogę jej na przykład jutro nie zobaczyć.

Dlaczego świat jest taki okrutny? Dlaczego śmierć zabiera tak małe i niewinne istoty jak ona, nie potrafię pogodzić się z myślą że nie możemy jej pomóc. Wybucham głośnym płaczem i od razu mam oparcie i wsparcie w Ethanie, który przytula mnie delikatnie nie chcąc odłączyć przewodów podłączonych do aparatur medycznych.

-Ona...jest za młoda ja się nie zgadzam mnie! Dlaczego nie ma sposobu, aby im pomóc!

-Spokojnie kochanie cii...chciałbym jej pomóc, ale nie mogę. Musisz być silna zobacz jak Ona walczy, kocha matke ale jest silna. Dopóki tu będę obiecuję ci, że nie zostawię jej. Mógłbym zorganizować mały koncert tu w szpitalu aby zebrać fundusze na pomoc chorym dzieciom.

-Zrobiłbyś to dla mnie?

-Zrobię wszystko, aby nie widzieć cię płaczącej. Ten widok łamie mi serce, a musisz wiedzieć że od bardzo dawna nikt go nie poruszył. Twoje pojawienie się w moim życiu poruszyło je i sprawiło, że na nowo odkrywam pasję jaką daje mi muzyka. -Bez słowa nachyla się i z czułością całuje moje powieki a później szepcze:

-Kochanie moje serce należy teraz do Ciebie. -Nie wiem jak zinterpretować te słowa dlatego milczę, nie wierzę w nie. Na pewno powiedział to aby mnie uspokoic, a może jest inaczej? Przecież on nie kłamie, czy to co powiedział mogłoby być prawdą?

***

(Słowa piosenki użyte w tekście należą do zespołu The Script)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania