Poprzednie częścitylko
Pokaż listęUkryj listę

Tylko trzy pamiętam

'Prawda'

Cichutko. Nie ruszaj się. Najlepiej to nie oddychaj. Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Z tym oddychaniem to żartowałem. Możesz się nawet uśmiechać. Wiesz co to znaczy, uśmiechać się? Ale ty przecież nic nie rozumiesz. Zabawne. Gadam do ciebie już od jakiegoś czasu, a ty mnie nie rozumiesz. Patrząc prosto ci w oczy widzę pustkę, a tyle przeszłaś. Jestem o tym przekonany. Więc skąd ta pustka? Co tam jest w środku? Co masz w środku? Znowu gadam bez sensu, do siebie. O! Jak się ładnie popatrzyłaś teraz. Z zaciekawieniem. To coś znaczy. A może po prostu przeszła ci przez głowę myśl, że jestem idiotą. I w sumie racja. Jestem. Nie ukrywam, zawsze byłem. Tylko udawałem nie idiotę. Mądralę, który to wie co powiedzieć, kiedy powiedzieć, komu powiedzieć, tak, żeby było dobrze, miło. Żeby mnie chcieli, podziwiali, kochali. Ale oni chyba nawet mnie nie lubią. Czasami mam wrażenie, że jestem tak daleko, wszyscy coś wiedzą, a ja nic. Nauczyłem się, a nawet nie zrozumiałem świata. Wyuczyłem na pamięć, a nic nie pamiętam. Eksperyment się nie udał. Jestem idiotą. Smucisz się. Mam nadzieję, że nie przez mnie. No jasne, że przeze mnie. Masz dosyć słuchania starego gacha. Wcale ci się nie dziwię. Sam siebie już nie mogę słuchać. Nie mogę na siebie patrzeć. Chyba ze sobą skończę. Nikt i tak mnie nie rozumie. Nawet ty. Piękna ty. A co to? Masz coś na głowie. Zaraz ci pomogę. Chwileczkę. A, to tylko paproch. Wydaje mi się, że jesteś mądrzejsza ode mnie. Teraz mnie natchnęło, że, tak właściwie, to jesteś dużo inteligentniejsza ode mnie. Twoje codzienne doświadczenie przerasta moje wszystkie uniwersytety. Teraz myślę, że to nawet zbawienne jest. Ta siła większa ode mnie. Ja, idiota, znów. Tak mi lepiej. Ty mądrzejsza. Nie bój się. Siedź wygodnie. Możesz tu być ile zechcesz. Póki znów nie zapragniesz wyruszyć w podróż. Sikorko, obieżyświacie, tylko nie zapomnij o mnie. Wróć. Słoninka będzie już czekać. I ja, twój idiota.

 

'Wolność'

Gdybym wiedział wtedy to, co przez tyle lat ukrywali przede mną oni, byłbym teraz dzieckiem światła. Tylko jasne myśli otulałyby moją głowę. Inni patrzyliby z zazdrością. Byłbym kimś. Od zawsze przeczuwałem, że jest coś więcej. Te uśmieszki wtedy na ulicy Kościuszki dały mi do myślenia. Patrzą i się uśmiechają. Ale wcale się nie śmieją. Jak oni to robią? I dlaczego tak długo patrzą? Co chcą zobaczyć? Gdybym wtedy wiedział to, co wiem teraz, już dawno miałbym w sobie najwyższy spokój. Dlaczego nikt mi nie powiedział? Dlaczego zrobiliście z tego taką tajemnicę? Przecież wszystko byłoby dużo prostsze. Ciekawsze. Milsze. Piękniejsze. Bardziej znośne. Gardzę wami za to, że nie byliście szczerzy. Za to, że sami zbłądziliście. Od teraz wiem jak powinno być. A gdy przechadzam się ulicą Kościuszki, to z uniesioną głową. Patrzcie. Ja wiem.

 

Co wiesz? Tak ciebie podsłuchuję i ciekawość mnie wzięła ogromna, co ty wiesz?

Prawdę.

O czym?

O tobie. O tym gościu na ławeczce. Popatrz na niego. Ja wiem.

Ale co wiesz? Znasz go?

Ma imię, nazwisko. Dowód osobisty i kanapkę zapewne z szynką. Nie wygląda na wegetarianina. Siedzi i prawie go nie widać przez tę poświatę.

Jaką znowu poświatę? Dziwnie mówisz.

Nie widzisz? Wisi nad nim. Poświata smutku. Prawdopodobnie depresja. Myśli samobójcze. Też go oszukali. Żyje w kłamstwie. A tak nie wiele trzeba żeby się uwolnić.

Zawsze chciałam być wolna. Już jako dziecko czułam nienawiść do tych co mi zabraniali. Po prostu zabraniali być. Codziennie tylko Weronika zostaw. Weronika nie słuchaj. Weronika słuchaj. Weronika podejdź, idź stąd, nie tak siadaj, nie tak gadaj.

I co się stało?

Zostałam Igorem. Sympatycznym, zamkniętym w sobie chłopakiem. Dawno temu przez chwilę byłam Igorem. Patrzysz się tak dziwnie. Tego nie przypuszczałeś, co?

Szczerze? Przez chwilę widziałem w tobie kogoś innego, ale nie sądziłem, że to Igor. Bardziej Wiktor.

Zabawne. Ale mi nie było do śmiechu. Igor po czasie zrobił się równie męczący co Wiktoria. Miałam go dość. W sumie to ich miałam dość.

Ich? Oprawców czyli? Tych co chcieli ci zmiażdżyć mózg? Zamknąć w szafie? Wyrzucić przez okno?

Miałam dosyć, tak po prostu.

To kim jesteś teraz?

Nie widzisz? To takie trudne?

Poczekaj. Daj mi szansę. Już chyba wiem. Kogoś mi przypominasz.

No i?

Jesteś moim psem. Jesteś psem pielgrzyma, bezdomnego biedaka, wariata. Gratulacje. Teraz już tylko jasność. Zobaczysz. Prawdziwe szczęście, wolność i jasność.

 

'Miłość'

Nie bądź zła. To dla mnie szansa na odkupienie. Dziecko zrozum. Za moje i wasze grzechy w chwili słabości.

Nie dasz rady. To za daleko.

Nie bój się. Bóg doda sił. On chce mnie tam zobaczyć. A ja chcę prosić o odkupienie grzechów.

To bardzo męcząca podróż będzie. Najpierw zapytaj się lekarza czy możesz.

Pytałem. Mogę.

Nie pytałeś. Żaden lekarz by się nie zgodził.

Ale ja muszę poprosić, podziękować. Muszę iść.

Przecież Bóg i tak ciebie słyszy. Teraz ciebie słucha. Ponoć jest wszędzie. Nie musisz iść tak daleko żeby ciebie usłyszał. Bóg to zrozumie. On już to rozumie i staje po mojej stronie.

Ale oni idą wszyscy. Wszyscy ze wspólnoty idą. Nie zawiodę ich. Pójdę też.

Nigdzie nie idziesz. To nie na twoje zdrowie. Na karku siedemdziesiąt lat. Siedemdziesiąt lat już pielgrzymujesz. Nie jeden anioł uratował ci tyłek. Nie jeden diabeł szeptał do ucha. Ale dałeś radę. Bóg najwidoczniej ceni sobie swojego pielgrzyma i kocha jak ojciec dziecko, jak córka ojca. Nigdzie nie idziesz! Koniec kropka. Ale za to możesz pojechać tam autokarem.

 

'Wędrówka'

Mówiłem ci żebyś zostawiła te rzeczy. Nie potrzebujemy ich tutaj. Są całkowicie zbędne. - Mężczyzna trzasnął drzwiami samochodu.

Dlaczego się złościsz? Chciałam się tylko dobrze przygotować. - Kobieta siada w kuckach. Chowa twarz w dłoniach.

Musisz zrozumieć, że nie ma czasu. Poza tym, tam, gdzie jedziemy, nie będziesz potrzebować tych wszystkich pierdół. - Mężczyzna pochyla się nad głową kobiety. Gładzi ją po plecach.

Jak to nie będziemy potrzebować? A jak przetrwamy tę pogodę bez chociażby wiatraka? Pomyślałeś o tym? Gdzie ty chcesz nas zabrać?

Uspokój się kobieto. To będzie prawdziwa podróż. Zobaczysz. Śmiem twierdzić, że najważniejsza w życiu. Nigdy o niej nie zapomnisz.

Boję się. Przerażasz mnie.

Strach tutaj nic nie da. Strach jest nie potrzebny. A teraz wsiadaj do auta. Ruszamy.

Kobieta niezdarnie wtłoczyła się do środka pojazdu. Po policzkach spływały jej łzy.

Przestań ryczeć.

Boję się. Nie lubię niespodzianek.

Nic złego się nie stanie. Bez przesady. Mam dziwaczne pomysły czasami, ale nie jestem głupi. Nawet jeśli planowałbym podróż do tego drogiego hotelu z basenem i spa to też nie przez głupotę, ale miłość. Rozumiesz? - Mężczyzna mruży brwi.

Spa? Hotel? I ta restauracja Ver-Ver? O Boże! Jesteś cudowny! - Kobieta podskoczyła z radości.

Mężczyzna ruszył. Auto powoli posuwało się piaszczystą drogą. Nagle zza drzewa wychylił się drobnej postury mężczyzna. Jego długie włosy układały się w nieporadny pukiel. Oczy zdradzały strach, a dłonie kurczowo trzymały coś w swoich objęciach.

Co z nim? - zagaiła kobieta.

Nie wiem, jakiś dziwak. Nie patrz na niego bo pomyśli jeszcze, że chcemy się zatrzymać.

A nie chcemy?

Nie chcemy. Nie znasz gościa. Może to wariat. Może morderca.

A może zbłądził. Może to ten co go szukają od kilku dni, staruszek biedaczysko. Zatrzymaj się.

Nic o nim nie wiemy.

To pogadamy, zatrzymaj się.

Nie.

Jak mamy się dowiedzieć skoro nie chcesz się zatrzymać?

Mężczyzna niespodziewanie hamuje auto. Nieznajomy człowiek chowa się za drzewem.

Uciekł. Widzisz! Możemy jechać dalej.

Poczekaj, poszukam go.

Nie wysiadaj!

Poczekaj. To zajmie chwilę.

Kobieta wychodzi z auta. Rusza pośpiesznie w kierunku drzewa. Nieznajomy wynurza się zza krzaków.

O co chodzi? - pyta staruszek.

To ja się pytam o co chodzi, gdzie chce pan jechać? - Kobieta nerwowo pociera dłonie, jej twarz przybiera dziwaczny grymas niezadowolenia.

A czy ja chciałem gdzieś jechać? - dopytuje staruszek.

No jak to? Żarty sobie pan robi? Stałeś na drodze, szukałeś okazji. My jesteśmy tą okazją.

Szukałem okazji? Co to w ogóle znaczy? - Mężczyzna niespodziewanie zbliża się do kobiety.

No okazji żeby się stąd urwać, z tego zadupia. Pewnie do miasta jak inni. - Kobieta odsuwa się niepewnie.

Ale po co miałbym uciekać stąd skoro to mój dom. Pani też lubi uciekać z domu? Ja w domu mam wszystko czego dusza zapragnie. Po co miałbym z niego uciekać?

Kobieta rozgląda się nerwowo.

Ale tutaj nic nie ma. Same chaszcze i ziemia.

To mój dom. Witaj w moim domu. Jutro mój dom będzie o tam, widzisz? - Staruszek wskazuje palcem staw.

Czyli jednak chcesz się urwać z tego zadupia.

Nie, nic podobnego. Mój dom będzie tutaj i tam i wszędzie, gdzie postawię stopę.

Musisz być bardzo bogatym człowiekiem żeby sobie na to wszystko pozwolić. - Kobieta szyderczo śmieje się pod nosem.

Ciągle nie rozumiesz. To proste.

Faktycznie, nie rozumiem. Niby nie chcesz stąd uciekać, bo to twój dom, a jednak planujesz łazić to tu to tam, twierdząc, że wszędzie jest twój dom. Bez sensu. Ja przynajmniej mam cel. Jadę na wakacje. Odpocząć od domu.

Ale to niemożliwe.

Wręcz przeciwnie, to jest bardzo możliwe. Pakujesz się i ruszasz.

Nigdy nie zostawisz swojego domu. Nigdy.

Ale ja już właśnie go zostawiłam na cały weekend. - Kobieta uśmiecha się promiennie.

Nigdy nie zostawisz swojego domu. Twój dom zawsze będzie przy tobie, krok w krok z tobą. Twój dom. Posprzątaj w nim, a zrozumiesz, docenisz, uwolnisz się.

Ona nie lubi sprzątać. - niespodziewanie zagaił partner kobiety.

Jesteś w końcu. Wracamy do samochodu. Nic tu po nas.

Ale to o sprzątaniu całkiem ciekawe było.

Idziemy.

Kobieta i mężczyzna ruszyli na powrót do auta. Staruszek usiadł w kuckach, z kieszeni wyciągnął kwiat słonecznika. Zaczął się nim bawić i nucić coś pod nosem. Spokojnym wzrokiem odprowadził powoli toczące się auto.

Co za bezczelny typ. Kazał mi sprzątać w domu.

A mi się nawet spodobała ta wizja. Arleta sprzątająca.

Daj spokój. Cicho bądź. Mam nauczkę. Nigdy więcej.

 

'Droga'

Jak to jest, całe życie ta sama codzienność?

Codzienność nigdy nie jest taka sama.

Ale codziennie to samo?

To tylko pozory.

Ale codziennie te same drogi? Zakręty? Wąskie uliczki?

Tak, ale to tylko pozory.

Jak to jest całe życie być w tym samym miejscu?

Ale ja nie jestem w tym samym miejscu.

Chyba już ustaliliśmy, te same drogi, uliczki, zakręty. To jest to samo miejsce co kilkanaście lat temu.

To rondo powstało rok temu. Dopiero rok temu.

No dobrze, oprócz tego ronda.

A ten sklep na rogu dopiero od trzech lat tu jest, wcześniej był taki fajny zakręt i skwer.

No dobrze. Oprócz ronda i tego sklepu.

A ja jeszcze kilka lat temu nie byłem taki przy kości. Inaczej mnie nogi nosiły. Droga jakby krótsza się wydawała.

No proszę pana, tego nie mogę brać pod uwagę.

Ja, jeszcze pięć lat temu nie rozumiałem kim jestem. Bardzo się bałem. Bałem się o siebie i o innych. Bałem się siebie i innych. Nie wierzyłem. Jeszcze pięć lat temu, nie chodziłem tamtą ścieżką.

Przepraszam, którą?

Tam, gdzie ten wielki krzyż. Tam jest kościół. Jeszcze pięć lat temu nie znałem tej drogi.

No dobrze, pozbierajmy to do kupy. Nie będę wspominać ronda, sklepu i kościoła.

Proszę pana, ja jeszcze niedawno byłem chudy jak patyk, a nieszczęśliwy jak skopany pies bez budy. Nie znałem tylu dróg. Nie wiedziałem po prostu. Ale przyszła do mnie nocą, szepnęła coś do ucha i od tamtej pory jest inaczej. Ciała więcej, to prawda ale ciężaru na duszy mniej.

Proszę się skupić. Tytuł artykułu to 'Te same miejsca od lat'. Pan zbacza z tematu. Nie o to chodziło. Przez telefon mówił pan, że żyje w tym samym miejscu od lat.

To prawda. Żyję w tym samym miejscu od lat. Ale nic nie jest takie samo. Nie stoję w miejscu. Każdy dzień inny. Każda nowa myśl inna. Uczucia inne. Ciało inne. I nawet to rondo nowe, ten sklep i kościół. Nic nie jest takie samo, ale żyję tu od lat.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania