Tytuł.
Być może powinienem odpuścić
i powoli porastać mchem,
gdzieś pod schodami, na strychu.
Albo zmienić mieszkanie i klucze zalać oceanem, wszechświatem.
Tym gatunkiem betonu, który jest trwalszy niż
wszystko, co moglibyśmy sobie jeszcze powiedzieć,
nie raniąc się nawzajem.
A potem wystarczy, że chociaż wspomnę o tobie,
po cichu - w samych tylko myślach -
I jesteś.
Na kwadrans, czy ile akurat masz tam czasu
w szufladzie, obok pomadek i szminek.
Obok drobnych i większych potrzeb,
z których ja mogę zaspokoić tylko większość.
Nie każdą.
A potem wystarczy, że tylko pomyślisz o mnie.
Po kryjomu - w sepii i uśmiechu przyklejonym do warg tym gatunkiem betonu, w który wpadliśmy
całkiem świadomie.
Na kwadrans, na dwa.
Na zawsze.
I gdyby ktoś próbował nas przez to
pobazgrac węglem, podtopić w smole
zagryzę, zagryziemy.
Jak zielone jabłka.
Z cyklu: Karma.
Wciąż Wrzesień.
Komentarze (2)
Podejrzewam, że wspólne życie i problemy dnia codziennego szybko naprawilyby ten obraz, nadając realności, ale w tej perspektywie był nie do pokonania. To pułapka, w którą bardzo łatwo wpaść, a wyjść ciężko. Parę lat mi to zajęło.
Bardzo dobry wiersz.6
Jeszcze bardziej nawet, kiedy ta osoba wciąż z nami jest.
Jeszcze trudniej, bo przecież widzisz każdy mankament.
Zdajesz sobie z niego sprawę.
Tylko zwyczajnie ci on nie przeszkadza.
Ale i tak jest znacznie lepiej niż kiedyś, to prawda.
Trzeba nauczyć się zdrowej porcji egoizmu.
W odpowiednich dawkach.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania