Ubranko

Chcemy modnie, ładnie się ubierać najlepiej w markową odzież i nikogo to nie dziwi. Nawet wypada często wymieniać kreacje, ponieważ taka jest presja społeczna. Obecnie podczas jednego sezonu potrafimy przewietrzyć własną garderobę nawet dwukrotnie. Dawno zatarły się różnice w podejściu do mody między kobietami i mężczyznami. Jedni akcentują swoją płeć, a inni robią wszystko, żeby była jak najmniej widoczna. Nawet nie trzeba dołożyć maseczek na twarzy, które ostatnio są obowiązkowe z zachowaniem odstępu dwumetrowego, by nie wiedzieć przed kim i za kim stoi się w długiej kolejce do sklepu.

 

Informacja zbyt późno do mnie dotarła, o planowanym zamknięciu granic przed epidemią COVID-19. Dlatego zostałem za granicą kraju, ponieważ nie chciałem ryzykować zakażenia, jadąc w tłumie. Dochodziła też kwarantanna, która miała przebiegać w rodzinnym domu. Innych bezpiecznych miejsc dla wracających nie zapewniono, a jakiegoś pustego domku letniskowego nie mieliśmy do dyspozycji. Najbliżsi zrozumieli moje obawy i zaakceptowali decyzję nienarażania ich i siebie. Łącze internetowe i telefoniczne zostało, więc nie było tak źle z nieplanowaną rozłąką.

 

Niespodziewanie pozostałem z jedną niewielką walizką odzieży, której gabaryty dopuszczały linie lotnicze jako bagaż podręczny. Zawsze przy moich krótkich zagranicznych wojażach jej zawartość wystarczała mi, lecz w tak niekomfortowej sytuacji znalazłem się po raz pierwszy. Zostałem zmuszony do prania ręcznego, ponieważ właściciele pensjonatu, w którym wynajmowałem od początku pobytu pokój, nie posiadali pralki dla gości. Początkowo oni i inni przebywający w niezwykle uroczym miejscu, oburzali się na widok moich „gaci” rozwieszonych na rozciągniętym sznurze w ogrodzie. Na moje szczęście dość szybko uległo to zmianie i reszta krótko terminowych mieszkańców została zmuszona do wzięcia ze mnie przykładu.

 

Wtedy już miałem kolejny problem na głowie i nic mnie nie obchodziło ich zaakceptowanie albo niechęć, a powstał on w wyniku prania ręcznego. Zaledwie po kilku przepierkach, wspaniała odzież markowa, chluba moja, zaczęła rozchodzić się w rękach. Trwałość jej przez producenta była wyliczona na sezon, przy praniu w pralkach automatycznych z zastosowaniem nowoczesnych środków piorących, a nie do ręcznego tarcia w mydlinach z mydła szarego. Początkowo używałem tradycyjnych proszków, lecz podczas długiego trzymania w roztworze piorącym, jaki powstał z połączenia wody i proszku, dostałem podrażnienia skóry. Zadbane dłonie, nienawykłe do pracy fizycznej w niesprzyjającym środowisku, po dwóch przepierkach zrobiły się zaczerwienione i swędziały strasznie. Początkowo wystraszyłem się, że złapałem jakąś chorobę weneryczną albo skórną. Zastosowanie mydlin doradziła mi starsza pani, daleka krewna właścicieli. Kobieta, widząc moje nieporadne zmagania, pokazała i wytłumaczyła, w jaki sposób trzeba wykonywać ruch dłońmi. Później było mi znacznie łatwiej i efekt był o niebo lepszy.

 

Zapas garderoby zdatnej do użytku kurczył się błyskawicznie i przyprawił mnie o ból głowy. Dostrzegli to inni i jeden „jajogłowy”, chcąc pocieszyć, zaczął mnie uświadamiać, jakie to mam wielkie szczęście, że te moje toksyczne ubranka diabli wzięli. Kolejno przeglądał metki i odrzucał je na niewielki stosik, kręcąc garbatym nochalem, mamrotał.

 

- Tak jak się spodziewałem, wszystkie rzeczy zostały uszyte w krajach azjatyckich z wyprodukowanych na miejscu surowców. Właśnie z tamtej części świata pochodzi najwięcej toksycznych ubrań. Procesu produkcji materiałów nikt nie kontroluje, skoro są wysyłane na eksport. Dlatego nie można się dziwić, że ubranka zawierają środki zaburzające pracę hormonów, dróg oddechowych, wpływają negatywnie na układ rozrodczy, prowadzą do powstania nowotworów i alergii. Szkodliwe substancje nie tylko wpływają negatywnie na użytkowników, lecz pylą mikrowłóknami, które wdychają wszyscy mieszkańcy miasta. Osoby wytwarzające materiały i szyjące również doświadczają uszczerbku dla zdrowia niczym w uciążliwych zakładach chemicznych.

 

- Ta koszulka zawiera sto procent bawełny – oponowałem i pokazywałem metkę.

 

- Tylko tak napisali, w rzeczywistości bawełny jest najwyżej osiemdziesiąt procent, a reszta to barwniki i konserwanty.

 

Pocieszył mnie jak cholera, nie tylko nie mam co na siebie włożyć, to jeszcze chodziłem ubrany w bombę z opóźnionym zapłonem. Czyli równie dobrze mogę łazić goły między chorymi na koronawirusa i różnica tylko taka będzie, że mnie szlag szybciej trafi.

 

Musiałem przechodzić załamanie nerwowe nie wiedząc o tym, lecz inni to dostrzegli. Niestety nie wiem, czy współwłaścicielka pensjonatu z własnej woli albo zachęcona przez kogoś, zaproponowała mi z braku możliwości dokonania zakupu nowej odzieży, z powodu zamknięcia sklepów, wypożyczenie jej. Łachy dostarczyć miał kurier z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa, a sama odzież zostanie przed zapakowaniem pozbawiona wirusów. Jednocześnie miała pochodzić z najnowszej ekologicznej kolekcji przyjaznej dla środowiska i użytkownika, która już spełnia wymogi paktu o modzie.

 

Możliwość wynajmu odzieży i zawarcie jakiegoś paktu była dla mnie nowością przyjętą z niedowierzaniem. Jedyne moje doświadczenie nabywania starych rzeczy, zaczynało się i kończyło na ciucholandach. Maruda „jajogłowa” chcąc rozwiać moje obawy, zaczął wyjaśniać.

 

- Branża odzieżowa jest oskarżana o generowanie dużej ilości odpadów powstających przy produkcji ubrań. Szkodzą one środowisku i pod wpływem opinii publicznej całego świata, przedstawiciele stu pięćdziesięciu największych marek podpisali dokument. Zobowiązali się w nim do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do dwa tysiące pięćdziesiątego roku i zmniejszenie ilości stosowania tworzyw sztucznych w wykorzystywanych materiałach.

 

Siedząc na dobrowolnym zesłaniu, mam na sobie ubrania nieszkodzące mi i przynajmniej z tej strony nie muszę obawiać się o swoje zdrowie. Kiedy zagrożenie śmiercionośnym wirusem minie, może tak się stać, że wrócę zdrowszy niż przed wyjazdem.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Czasem tylko nieoczekiwany szok jak np pandemia czy inna katastrofa potrafi wyrwać nas z naszej strefy komfortu. Paradoksalnie gdyby nie takie wstrząsy pomału, nieświadomie zmierzalibyśmy do przepaści, a tak może dalej świat jeszcze nie zostanie uratowany, ale przynajmniej więcej ludzi wybudzi się z letargu, z tego fałszywego przeświadczenia, że "przecież ja nic nie mogę".
  • Bożena Joanna 17.04.2020
    Masz rację, moje stare ciuchy wyglądają niejednokrotnie lepiej niż nowe po kilku miesiącach. Takie są prawa rynku: kupować i jeszcze raz kupować, rzeczy nie mogą być wieczne. Inaczej załamie się sprzedaż i byt przedsiębiorstw. Dopiero, gdy dotknie nas kryzys, poznajemy, jakimi karmiono nas złudzeniami. Serdecznie pozdrawiam!
  • Pasja 17.04.2020
    Kwarantanna okazała się wybawieniem z ubrań niezdrowych. Jesteśmy oszukiwani przez wytwórców odzieży. Tylko zastanawiam się nad jednym, ze taki produkt zostaje wypuszczony na rynek. Metka informuje o zawartości bawełny, a tak naprawdę to jej brak. Kiedyś nie kupowało się tak dużo ubrań, ale chodziło się latami w jednej koszuli. I ręczne pranie też nie sprawiało uczulenia. Środki piorące były też zdrowsze.

    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania