Ucieczka 3
Tam dowiedziałam się, że jestem poszukiwana za zabójstwo. Jasne - to mój ojczym, będąc bogatym człowiekiem postanowił rozesłać wszędzie - nawet poza granice państwa wiadomości o tym, że zabiłam własną matkę. Pomysłowe, to muszę przyznać. Jednak nie miałam czasu się zastanawiać. Ścigała mnie i policja i łowcy nagród. Musiałam uciekać, jednak wiedziałam że przed nocą nie wydostanę się z miasta. Było późno, więc ukryłam się za śmietnikami za sklepem mając nadzieje na kolejną bezproblemową noc.
Rano udało mi się wydostać z miasta. Wielkimi krokami zbliżała się zima. Dni stawały się coraz krótsze i zimniejsze. Musiałam znaleźć jakieś cieplejsze ubrania, jednak już nie mogłam ryzykować zbliżania się do miasta. Szłam więc cały czas na wschód, z nadzieją, że tam będzie cieplej. Pewnego dnia przechodząc koło małej wioski zobaczyłam młodego chłopca. Rudi podbiegł do niego przyjaźnie. Chłopczyk około siedmioletni też ucieszył się na nasz widok. Spytałam co go tu sprowadza. Powiedział, że jego rodzice się nie kochają i że cały czas się kłócą, więc uciekł. Spytałam jak się nazywa.
-Adrian - odpowiedział
-Nie będą cię szukać?
Nie, jeżeli wrócę niedługo...
A masz zamiar wracać?
Nie. Niedługo to ja będę daleko stąd.
Zrobiło mi się go żal. A jeżeli nie przeżyje? Postanowiłam go przygarnąć i pomóc przedostać się jak najdalej od tego miejsca.
-To może pójdziemy razem?
-Dobra.
I tak zyskałam młodego przyjaciela.
Postanowiliśmy przespać się w pobliskim lasku. Był on mały, ale bardzo gęsty. Adrian wziął dwa koce, którymi się owinęliśmy. Rudi położył się tuż koło mnie. Kolejna noc minęła mi spokojnie.
Rano Rudiego nie było w naszym „obozowisku”. Trochę się przestraszyłam - w końcu niedaleko była wieś, ktoś mógł go wziąć za bardzo groźnego i postrzelić. Na szczęście mój pupil chwilę potem wybiegł z lasu. Miał cały zakrwawiony pysk. Niósł w nim małego liska. W pierwszej chwili się przeraziłam. Jednak zaraz potem zdałam sobie sprawę, że będziemy mieli ciepły, pożywny posiłek. Zapakowałam sobie liska na plecy, wcześniej dokładnie sprawdzając, czy na pewno jest martwy. Po kilku godzinach marszu zarządziłam odpoczynek. Usiedliśmy na polanie przy strumyku w dość sporym lesie. Zaczęłam oporządzać lisa. Rzuciłam psu niejadalne części, zdjęłam z lisa skórę, podzieliłam mięso na części i zaczęłam piec. Adrian w tym czasie poszedł nazbierać jagód. Po lesie rozeszła się smakowita woń pieczonego mięsa. Gdy Adrian wrócił, zjedliśmy obiad złożony z pieczeni i jagód, po czym udaliśmy się w dalszą drogę. Szliśmy aż do wieczora, kiedy to rozłożyliśmy się w małym lesie. Niestety ta noc nie należała do spokojnych. Około północy rozległy się strzały. Szybko zebraliśmy co się dało i rzuciliśmy się do ucieczki. Rudi biegł przed nami torując drogę. Nagle Adrian biegnący kilka metrów przede mną upadł. Szybko go dogoniłam. Rzuciłam wszystko co miałam w ręce i wzięłam chłopca pod pachę. Pół niosąc pół ciągnąc chłopca udało mi się wreszcie dobiec do ciemnej nory w ziemi. Była wąska, jednak udało nam się tam schować. Trzęsącymi rękami zawiązałam bandaż na nodze Adriana. Byłam naprawdę przerażona. Usłyszałam tupot potężnych buciorów jakieś pięć metrów od naszej jamy. Mieliśmy szczęście i nas nie zauważyli.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania