Ucieczka 5
Rano obudziłam się zmarznięta na kość. Bolały mnie wszystkie stawy, jednak musiałam wstać i iść. Szłam przez cały dzień owinięta w koc. Bardzo nie chciałam się przeziębić, bo to tylko pogorszyłoby sprawę. Wieczorem, gdy weszłam do kolejnej nory zapaliłam w niej ognisko. Miałam nadzieję, że żar wytrzyma do rana. Na szczęście udało mi się i rano byłam dużo mniej zmarznięta niż poprzedniego dnia. Tak mijały kolejne tygodnie. Niestety w końcu spadł śnieg. Zapasy, owoców, które przezornie pozbierałam podczas jesieni zaczynały się kończyć. W końcu dotarłam do rzeki. Chociaż była w większości zamrożona, to lód był cienki, a ja miałam nadzieję, że coś złowię. Ze sznurka, który mi jeszcze został utkałam sieć. Może nie była idealne, ale zawsze coś. Doczepiłam do niej dwa patyki po bokach i włożyłam do rzeczki. Na szczęście sieć miała akurat tą szerokość, co rzeczka. Postanowiłam zrobić coś bardziej pożytecznego, niż siedzenie nad wodą i wypatrywanie ryb. Poszłam do lasu i nazbierałam chrustu. Zrobiłam z niego ognisko niedaleko rzeki. Rozłożyłam dookoła niego płaskie kamienie i czekałam, aż się nagrzeją. Kiedy to zrobiły podeszłam do rzeki, żeby zobaczyć czy coś się złapało w sieć. Zalazłam w niej dwie małe rybki, które postanowiłam usmażyć na kamieniach. Kiedy ryby się smażyły, ja zrobiłam coś o kształcie małego trzepaka nad ogniem. Zawiązałam na nim nieduże kawałki sznurka. Zjadłam usmażone ryby i poszłam zwinąć sieć. W tym czasie Rudi zjadł resztki ryb. Miałam szczęście i znalazłam w sieci trzy spore ryby. Powiesiłam je nad ogniem pół wędząc- pół piekąc i położyłam się koło ognia by odpocząć. Chyba troszkę przysnęłam, bo gdy się obudziłam zaczynało się ściemniać. Ryby były już mocno podpieczone i uwędzone. Zdjęłam je znad ognia, i włożyłam do torby. Weszłam do lasu, gdzie wcześniej zbudowałam dość solidny szałas. W pobliżu zaczęło być coraz mniej jaskiń, więc nie mogłam się w nich skryć. Rano postanowiłam iść wzdłuż rzeczki, aż do jakiegoś przejścia lub mostu. Szłam tak parę godzin, aż wreszcie ujrzałam zwalone drzewo. Ostrożnie po nim przeszłam, jednak większy problem miał Rudi. Cały czas ślizgał się po powierzchni drewna, jednak w końcu i jemu się udało. Ruszyliśmy dalej. Niestety w końcu zaczął padać śnieg. Nazbierałam szybko drewno i zrobiłam szałas. Ponieważ nie padało jeszcze zbyt mocno, wykopałam spod śniegu trochę mchu i zakryłam nim dziury. W środku szałasu było lodowato, więc rozpaliłam malutkie ognisko, po czym zasnęłam owinięta kocem. Kiedy się zbudziłam przez dziury w szałasie przebijały się promienie słońca. Rudi spał obok mnie. Na szczęście żar z ogniska jeszcze trochę nas ocieplał. Wyszłam z szałasu i rozejrzałam się wokół. Śniegu było dużo więcej niż wczoraj. Zebrałam rzeczy, owinęłam się kocem i związałam go w pasie sznurkiem. Dzięki temu nie musiałam go trzymać. Szłam dalej. W końcu napotkałam jakieś miasto. Nie było duże, ale ulice zostały odśnieżone. Weszłam do niego, w poszukiwaniu jakiejś ruiny, lub opuszczonego domu. Nie musiałam szukać długo- na obrzerzach miasta stało ich mnóstwo. Wybrałam jeden tuż koło sklepu. Zaczynało się zciemniać, więc od razu do niego weszłam. Rudi podążył za mną. W mieście mieszkałam dwa miesiące. Nauczyłam się kiedy sklepikarka wyrzuca stare jedzenie, i je zbierałam. W końcu jednak zrobiło się cieplej i opuściłam miasto.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania