Uciekając przed samym sobą.

*Justine

 

Jest zupełnie ciemno, ale moje oczy już przyzwyczaiły się do mroku. Leżę przykryta prawie po uszy ciepłą kołdrą i kocem. Koniec kołdry podwinęłam pod stopy blokując dostęp zimnego powietrza. Cisza jest aż przeraźliwa. Zakłóca ją jedynie tykanie odmierzającego czas zegara.

Zamiast bawić się w najlepsze ze swoimi znajomymi, wybrałam naukę i samotne spędzanie wieczoru.

Chociaż po całym dniu pracy czuje się strasznie zmęczona, nie mogę zasnąć. Patrzę w sufit i zastanawiam się co dalej. Nie chcę o tym wszystkim myśleć i przyłapuje się na tym że myślę zbyt wiele. Jednak nie da się inaczej... To część mnie, której choć nie wiem jak bardzo chciał bym się wyrzec, nie mogę... Nie mogę z dnia na dzień stanąć przed lustrem i spojrzeć na swoje odbicie bez cienia krytyki. Zbyt wiele kosztuje mnie udawanie pewnej siebie przed innymi, aby robić to przed samą sobą.

Każdy ma mniejsze lub większe problemy. Czasami są to zupełne błachostki, które choć dla niektórych wydają się być rzeczą nieistotną, nasze życie wywracają do góry nogami. Nikt nie wie jacy jesteśmy w środku i co naprawdę czujemy, dlatego nikt nie ma prawa nas osądzać. Psychika każdego z nas jest zupełnie inna. Przez całe życie napotykaliśmy różnych ludzi, którzy wpływali na nas, często robiąc to zupełnie nieświadomie.

Moja psychika została zniszczona. Nikt nie zrobił tego celowo i nie mam im tego za złe. Takie są po prostu prawa natury. "Słabsi" zawsze są pożywką dla "silniejszych". Tłamszą ich by umocnić swój status, aby być kimś, tymczasem niszcząc nieodwracalnie czyjeś życie. Rany na psychice nie goją się szybko i pozostawiają blizny na całe życie.

Jestem człowiekiem nie wyróżniającym się spośród tłumu. Szarą myszką która na siłę stara się być zauważona i brnie przez życie przekonując samą siebie, że jest lepsza od innych. I co z tego wynika? W zasadzie to nic, poza ciągłym użalaniem się nad sobą i spędzaniem czasu na zastanawianiu się co by było gdyby... Nie potrafię choć na chwilę przestać myśleć o sobie! To strasznie egoistyczne...

Chyba najwyższy czas wziąć się w garść i przestać jedynie narzekać...

 

*Peter

 

Podskoczyłem jak poparzony, prawie zwalając leżącego na kolanach laptopa. Troszkę się zasiedziałem... Za pół godziny miałem być gotowy, a jeszcze nie wziąłem prysznica, nie wysuszyłem włosów, ani nie zdecydowałem w czym pójdę.

W drodze do łazienki zdałem sobie sprawę, że to nie ma znaczenia. I tak będę w gronie najbliższych... Chociaż w sumie wypadało by dobrze wyglądać. Inaczej nie byłbym sobą. Po szybkim prysznicu, starałem się wysuszyć i ułożyć swoje niesforne włosy. Co bym nie robił one i tak zawsze układają się jak chcą, ale wcale mi to nie przeszkadza. No może troszkę...

Wszedłem do pokoju i założyłem leżące na krześle, dopasowane spodnie. Następnie moją ulubioną kraciastą czerwono-czarną koszulę i trampki w taki sam wzór. Ledwie zdążyłem sięgnąć po kurtkę, gdy mój telefon zawibrował. Odłączyłem ładowarkę i spojrzałem na ekran. Messenger: "Wyjeżdżam".

Szybko założyłem kurtkę, zbiegłem na dół i uświadomiłem rodzicom, że wychodzę. Przed wyjściem jeszcze ostatni raz upewniłem się że zabrałem wszystko co potrzebne i spojrzałem w lustro. Włosy zmieniły swoją pozycję, poza tym wszystko było na swoim miejscu - okrągła, dość pulchna twarzyczka i reszta dziwnie nieproporcjonalnego ciała. Mimo wielu ćwiczeń nie udało mi się nigdy osiągnąć swojej wymarzonej sylwetki, choć i tak jest dość spory progres w porównaniu do poprzednich lat. Jestem strasznie egocentryczny...

Gdy wyszedłem z domu, samochód znajomego już stał na podjeździe. Wsiadłem, przywitaliśmy się i pojechaliśmy po resztę. Tego wieczoru mieliśmy się spotkać całą naszą paczką u znajomej, ale nie mogliśmy pójść z pustymi rękami. Kupiliśmy dużo śmieciowego żarcia i alkoholu. To nasz cotygodniowy rytuał. Spotykamy się co tydzień, jeździmy na imprezy, upijamy się, albo siedzimy u kogoś z naszej paczki, gdy ma wolny dom.

Tym razem nie było inaczej. Byli wszyscy, prócz Justine. Nie wiem dlaczego nie przyszła... Szkoda, bo jest na prawdę zabawna po alkoholu. Lubię ją i zawsze gdy jej nie ma, czegoś mi brakuje, chociaż nie wiem dlaczego. Nie ważne... Przecież jest reszta !

Troszkę wypiliśmy. Kolejka szła dość szybko, pośpieszaliśmy się nawzajem. Mój humor stawał się coraz lepszy, ale nadal panowałem nad swoim umysłem. Jeszcze nigdy nie udało mi się zatracić, nie zapanować nad sobą i doprowadzić do stanu po którym nic bym nie pamiętał. Inni nie mieli tak łatwo. Może mój organizm tolerował duże ilości alkoholu, ale niestety nie było to regułą w naszej grupce. Rozpoczęły się rozmowy na dziwne tematy, wspomnienia, realizacje dziwnych pomysłów, i inne mało mądre, ale zabawne w naszym stanie czynności. Nie obyło się bez papierosów. Po kilku głębszych trzeba wyjść na fajkę. Uwielbiam tą oczyszczającą moc papierosów. Wdychasz do środka dym, a wydychasz wszystkie zmartwienia. Przynajmniej na chwilę... Umysł staje się czysty, ciało lekkie, zaczynasz inaczej oddychać. Moment oczyszczenia, pustki, lekkie zakręcenie w głowie, które po alkoholu jest "troszkę" większe i wracamy do środka.

W końcu wszyscy wychodzą na balkon. Powietrze jest rześkie, ale chłód zdaje się na początku nikomu nie przeszkadzać. Wypalamy kilka papierosów i rozmawiamy o życiu. Postanawiamy zatańczyć i wracamy do środka, bo na balkonie jest zdecydowanie za mało miejsca. Później kolejne szoty. Dwie osoby prawie już odpływają. Leżą na łóżku, prowadzą dziwny dialog, a reszta śmieje się i to nagrywa, prowokując do kolejnych ośmieszających wypowiedzi. Impreza toczy się w najlepsze. Wychodzę z Maxem na balkon. Otwieramy piwa i siedzimy rozmawiając na temat jego dziewczyny, przepalając fajkę na pół. Ann wychodzi ze środka, dołącza do nas i rozmowa schodzi na temat różnic między chłopakami a dziewczynami, tego co czujemy i innych bzdet o związkach. Ledwo daję im dojść do zdania, mądrząc się jak zazwyczaj, choć nigdy nie byłem w związku... W końcu wracamy do środka, bo robi nam się zimno. Teraz już porządnie kręci mi się w głowie.

W końcu nadchodzi pora by się rozstać. Na odchodnego wypijam jeszcze pół piwa. Droga do domu jest na prawdę ciężka. Wracam sam, jest zupełnie ciemno. Na szczęście nie mieszkam daleko. Świat kręci się dookoła, a ja idę zygzakiem. W końcu trafiam do domu, otwieram drzwi i wchodzę do swojego pokoju. Czasami wydaje mi się, że mam jakąś super moc, która sprawia, że mimo wypicia dużej ilości alkoholu potrafię zachować resztki świadomości. Tym razem jest jednak troszkę gorzej niż zwykle. Namieszałem, ale nie jest mi nie dobrze. Klękam i modlę się jak każdego wieczoru. Nawet dzisiaj nie mogłem o tym zapomnieć. Siadam na łóżku i zamykam oczy. Nieświadomie kołyszę się na boki w rytm kręcenia się helikoptera w mojej głowie. Śmieje się i kładę głowę na poduszce. Wszystko kręci się dookoła. Już wiem, że po przebudzeniu będę żałował że tyle wypiłem...

 

*Peter

 

Dzisiaj rano Zmartwychwstałem. A przynajmniej tak mi się wydaje... W sumie godzina 13 to już nie poranek, ale co tam. Kiedyś trzeba wstać, chociaż tak bardzo nie mam na to ochoty. Na razie dopóki leżę, nie jest najgorzej. Głowa nie boli, nie jest mi nie dobrze, czyli... Może nie jest tak źle! Chyba czas się podnieść i iść coś zjeść.

- O cholera! Jaka ta głowa jest ciężka! - ruszyłem niechętnie do łazienki - Wszystko mnie boli i za chwilę puszcze pawia. - chyba jednak mój organizm aż tak dobrze nie radzi sobie z alkoholem. - Więcej nie pije...

Nie wiedziałem że kiedykolwiek poczuje się aż tak nieobecny w swoim własnym ciele. Wszystko jest jakieś inne, jaśniejsze, nawet moje odbicie w lustrze wydaje się teraz inne. Stoi tam człowieczek którego znam, ale jest jakby chudszy. Dużo chudszy... ma zapadnięte policzki, rozczochrane włosy, które teraz mi się podobają i chyba za chwilę... - tak, puściłem pawia. - Nigdy więcej alkoholu! Boże proszę cię pomóż mi pokonać tego kaca, to już nigdy więcej się nie napije! - ile razy już to obiecywałem...

W końcu udało mi się jakoś ogarnąć. Ubrałem się, chociaż przez cały czas prześladowały mnie nieziemskie mdłości, a łóżko błagało żebym znów się w nim położył i spał dopóki to wszystko nie minie. Wraz z wejściem do kuchni poczułem się jeszcze gorzej. Te wszystkie zapachy, radośni rodzice. Jak oni do cholery mogą się tak dobrze czuć, kiedy... - Trzeba było nie pić! - W końcu wbrew sobie zjadłem coś i wyszedłem.

Wstałem tylko po to żeby pójść do kościoła. W końcu to niedziela, a ja nie wyobrażam sobie niedzieli bez pójścia na msze. Może czuje się trochę gorzej, ale to tylko przez moją własną głupotę. Później nie dał bym sobie rady ze swoim własnym sumieniem.

Chociaż mdliło mnie przez całe nabożeństwo i kilka razy prawie puściłem pawia, nie dawałem tego po sobie poznać. A przynajmniej tak mi się wydaje... Może byłem troszkę spocony i bardziej blady niż zwykle, ale kto by to zauważył. Wszystko po to, aby udowodnić sobie i innym, których nic to nie obchodzi, że czuje się na prawdę dobrze.

Msza dobiegła końca, ja wróciłem do domu i ułożyłem się wygodnie na łóżku. Już prawie zasnąłem, kiedy jakiś piekielny dźwięk wyrwał mnie z objęć mojej kołdry. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że to dźwięk telefonu, którego zacząłem szukać, przerzucając ubrania i poduszki leżące na łóżku.

Jezu czego ona ode mnie chce?!?!?

- Co chcesz? - odburknąłem dosyć niegrzecznie, jednak w tym momencie mało mnie to obchodziło.

- Wpadniesz do mnie dzisiaj? - na dźwięk jej głosu mój humor troszkę się polepszył - Zlewam wino... i moglibyśmy pogadać! Dawno się nie widzieliśmy.

- W sumie nie za bardzo mam ochotę... Wczoraj troszkę wypiłem i jestem cholernie zmęczony po nieprzespanej nocy. - Przecież nie powiem jej, że jest mi tak niedobrze, że boje się, że zarzygam jej całe mieszkanie.

- No weź! Nie będziemy długo siedzieć!

Nastała cisza.

- Nieee wiem czy to dobry pomysł. Nie czuję się najlepiej. - jak inaczej się z tego wywinąć? - Spotkamy się kiedy indziej.

- Okej... Szkoda... - rozłączyła się.

Super. Na pewno się obrazi. - położyłem głowę na poduszce i odetchnąłem głęboko.

- Będę za pół godziny. - wystukałem na telefonie i ruszyłem do łazienki.

DLACZEGO ja zawsze muszę taki być?! Dlaczego zawsze muszę się poddawać... Dlaczego nigdy nie potrafię odmówić.

-" Super! :* " - tyle otrzymałem w odpowiedzi. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Pewnie się tego spodziewała...

Po kilku minutach byłem już w drodze do jej mieszkania. Mdłości już prawie minęły, czułem się o wiele lepiej, jednak nie byłem do końca przekonany tym całym zlewaniem robionego wina. Przez cały czas powtarzałem sobie że nie będę pił, ale wyszło jak wyszło...

- Pyszne! - pochwaliłem Justine, chociaż tak na prawdę nie poczułem niczego innego oprócz obrzydzenia. Było niesłodkie, ale nawet smaczne, lecz gdy piło się je na kacu... Czułem jedynie alkohol, który zawierało, co powodowało, że musiałem bardzo się starać, aby nie otrząsnęło mnie po kolejnym łyku.

- Kwaśne i niesłodkie. - podsumowała strasznie się krzywiąc i ruszyła w stronę drzwi - Idę po cukier.

Miałem troszkę więcej czasu, żeby rozejrzeć się po jej nowo urządzonym pokoju. Stary uległ małym zniszczeniom po tym jak jej brat, nie odłączając ładowarki z gniazdka, przyczynił się do zwarcia w kontakcie a w efekcie do zapalenia łóżka, spalenia mebli i połowy pokoju. Na szczęście jej rodzice w porę zorientowali się co się dzieje i udało się jakoś zatrzymać pożar jedynie w jej pokoju, co nie zmienia faktu, że wszystko co w nim było zostało doszczętnie zniszczone. Jednak dzięki pomocy jej SUPER narzeczonego, który studiuje architekturę, udało się odnowić pokój i teraz wygląda... Muszę to z bólem przyznać... Lepiej. :')

- Przyniosłam troszkę więcej wina, ale i tak czuje że na tym się nie skończy. - ona chce mnie wykończyć.

- Trzy dzbanki to mało... Ty chcesz żebym wracał na czworaka?

- Nie przesadzaj! Jest słabe... Damy radę! Co to dla ciebie? - znów odezwała się moja chora ambicja. Człowieku to nie ważne ile wypijesz !!!

I tak się zaczęło... Najpierw piliśmy w kieliszkach, później zaczęliśmy rywalizować kto wypije więcej i nagrywać filmiki na snapa, oraz robić mnóstwo głupich zdjęć. Kilka wrzuciliśmy na insta, kilka na fejsa. Zaczęło się picie z dzbanka, opowieści o szkole, jej NARZECZONYM, rozkminy nad sensem życia, śpiewanie. Ja jako główny wokalista na każdej imprezie, krzyczałem najgłośniej. Troszkę potańczyliśmy i pośmialiśmy się z niczego. Później było już tylko gorzej... Justine przyniosła kolejne dzbanki wina. Z uśmiechem wziąłem jeden i zacząłem chichotać. Obydwoje wypiliśmy kilkanaście łyków i postanowiliśmy, że lepiej będzie usiąść, żeby nie potłuc wszystkiego w pokoju.

- Powiedz mi co jest ze mną nie tak? - zapytałem błądząc wzrokiem po pokoju - Ty masz narzeczonego, myślicie o wspólnym życiu, a ja... Ja nawet nie miałem dziewczyny... Co jest ze mną nie tak?

- No ja nie wiem. Może nie znalazłeś nikogo odpowiedniego.

- A może po prostu jestem brzydki.

- Dla mnie jesteś bardzo przystojny. - na mojej twarzy namalował się nieśmiały uśmiech.

- Chyba masz rację. - sam zaśmiałem się na swoje słowa - To wszystko leży zupełnie gdzie indziej... Ja muszę być sam. - wypiłem kolejne kilka łyków wina. W głowie kręciło mi się coraz bardziej, ale teraz miałem to w dupie. Byłem tak blisko powiedzenia prawdy. Już kolejny raz. Ale nie potrafię, nigdy tego nie zrobię.

- Na pewno sobie kogoś znajdziesz! Tylko musisz przestać wiecznie narzekać na swój wygląd, stać się bardziej otwarty, pewny siebie.

- Nie potrafię rozmawiać z kobietami. Znaczy... Jestem odważy nawiąże kontakt, porozmawiam, ale gdy przychodzi co do czego, to... Nigdy nie poproszę żadną żeby ze mną chodziła. Jestem jakiś dziwny...

- Może wolisz chłopaków. - spaliłem się ogromnym rumieńcem, a Justine wybuchła śmiechem. - Mam kolegę który jest gejem i jest wolny. Mogę was poznać. Jest na prawdę spoko.

- Jak zwykle zrozumiałaś o co mi chodzi. - serce biło mi coraz mocniej, powoli wpadałem w panikę. Jak teraz z tego wybrnąć.

- Jeśli wolisz chłopaków, możesz mi o tym powiedzieć. - powiedziała kończąc głupkowatym śmieszkiem. - Chciała bym mieć przyjaciela geja...

- Uważasz, że to zabawne?! - przechyliłem dzbanek i wypiłem do samego dna, Justine zrobiła to samo, z tą różnicą, że przy ostatnim łyku parsknęła krztusząc się winem i zachichotała.

- Ej no, nie obrażaj się. Tak tylko żartowałam.

- Daj sobie spokój! - popatrzyłem na nią gniewnie.

- O co się tak wkurzasz? Przecież wiesz, że tylko żartuje. - po chwili znów zarechotała. - Fajnie byście razem wyglądali. Z tym kolegą.

Nie mogłem dłużej wytrzymać. Wstałem i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Do oczu cisnęły mi się łzy, ale nie mogłem tutaj się rozkleić. Nie teraz.

- Gdzie idziesz? - krzyknęła za mną.

- Do domu.

- Serio? Obrażasz się o taką pierdołę? - jej ton był bardziej poważny. Obydwoje wypowiadaliśmy niektóre słowa z niemałą trudnością. Myślenie też nie przychodziło łatwo.

Nawet się nie odwróciłem. Założyłem buty i kurtkę, i wyszedłem.

Nie wiem jak długo szedłem i dokąd zmierzałem, bo oczy przesłaniała mi mgła utworzona z łez, które starałem się za wszelką cenę powstrzymać. Po cholerę tyle piłem. Pozwoliłem, żeby przytłoczyły mnie moje własne emocje. Zawsze świetnie ukrywam to co na prawdę czuje, jednak po alkoholu jest trudniej. Musiałem wyjść i udać obrażonego, żeby nie rozkleić się przed nią jak baba. Ale teraz pomyśli, że na prawdę jestem gejem. Kurwa jaki ja jestem głupi!

W końcu mijając kolejną ulicę znalazłem się na prawie kompletnym odludziu. Przede mną były jedynie jakieś drzewa, a za mną osiedle. Przysiadłem na krawężniku. Przez łzy nie widziałem prawie nic.

- Peter! - usłyszałem czyjeś kroki i znajomy głos.

- Daj mi święty spokój! - krzyknąłem pociągając na nosie i ocierając łzy rękawem.

- Dlaczego płaczesz...? - Justine popatrzyła na mnie z konsternacją.

Prychnąłem.

- Jestem gejem kurwa! Jebanym gejem! - usta Justine otworzyły się, lecz z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk - Masz odpowiedź... A teraz daj mi spokój... - wstałem i ruszyłem w nieznaną stronę.

Z moich oczu nie płynęły już łzy. Albo nie miałem siły płakać, albo... Nie. Już nic nie czułem. Kompletna pustka. Ciężar tajemnicy pękł jak bańka mydlana. Chociaż cały świat kręcił się jak karuzela, moje myśli pozostawały trzeźwe. Miałem ochotę uciec, skoczyć pod pociąg, czy zabić się w jakikolwiek inny sposób. Ktoś dowiedział się o mojej tajemnicy. Teraz już nic nie będzie takie jak dawniej.

 

*Peter

Wielu ludziom wydaje się, że wiedzą wszystko. Oceniają innych, nie zamieniając z nimi choćby zdania. Rozumiem, że zwracamy uwagę na wygląd zewnętrzny, ale żeby zaraz skreślać kogoś zanim w ogóle się go pozna? Skąd wiesz jak inni oceniają ciebie? Zachowaj swój powierzchowny osąd dla siebie.

 

Mówisz, że nienawidzisz pedałów i powinno się ich wszystkich wytępić... Myślisz, że ja chciałem być taki, jaki jestem? Że miałem wybór? Nie wiem co poszło nie tak. Czy to faktycznie moja wina, moich rodziców, czy po prostu nie śmieszny żart Boga i moich genów. Może jestem nienormalny. Nie wiem. Ale kto w tych czasach jest całkiem normalny?

 

W głowie ciągle wybrzmiewa mi pytanie: Kim jestem? Z jednej strony chciałbym mieć normalną rodzinę. Być jak moi znajomi - mieć dziewczynę, potem się z nią ożenić, mieć dziecko. Pragnę tego nad wszystko. Nad wszytsko chciałbym być normalny. Staram się nie myśleć, że mogło by być inaczej, jednak sam rozsądek i moje chęci nie wystarczają. Moja natura, mój instynkt nie włącza się na kobiety, lecz na...

 

Nie potrafię nawet o tym mówić. Strasznie mi wstyd. Codziennie proszę Boga, aby ta farsa się skończyła, żebym obudził się normalny. Tak jednak się nie dzieje.

 

To wcale nie jest takie łatwe. Walczyć ze sobą codziennie. Mówić sobie co innego, starać się zwalczyć swoje wypaczone myśli. Były chwile w których się im poddawałem. Ile można walczyć ze samym sobą? Były też chwilę i nadal są, w których nie mam ochoty żyć. Nie mogę zmienić samego siebie, chociaż bardzo się staram. Spróbuj ty chociaż przez jeden dzień zmagać się ze swoją naturą. Ja tak walczę od wielu lat. Nie wiem kiedy to się zaczęło... Czy zawsze taki byłem... Już na prawdę nic nie wiem i chyba nie chce wiedzieć.

Są dni, że wydaje mi się, że jakoś udało mi się to przezwyciężyć. Później jednak zdaje sobie sprawę z tego, że to silniejsze niż moje myśli. Jedyne co mogę zrobić to pozostać sam na zawsze. Kto jednak pragnie takiego życia?

 

Jeszcze bardziej boli to, że nikt nie wie, co czuje i jaki jestem na prawdę. Komu mogę o tym powiedzieć, kto mnie zrozumie i nie rozpowie wszystkim naokoło. Ja sam nie wiem kim jestem!? Myślami hetero, naturą homo.

 

Boję się ludzi. Ten strach rozwija się we mnie od kiedy zaczęli się ze mnie wyśmiewać, przezywać mnie, bić. Najgorsze są słowa. Siniaki i ból przemija. Pozostają słowa, które wracają po latach. Wszystkim wybaczyłem, lecz czy to pomoże mi kiedyś pogodzić się ze samym sobą?

Moje myśli już chyba nigdy nie będą spokojne, a serce zawsze będzie wypełniał strach. Już się z tym pogodziłem i staram się żyć tak jak inni. Mieć marzenia, znajomych, być szczęśliwym i kochać. Jeśli Bóg mi coś zabrał to na pewno dał mi w zamian coś innego. Ogromne serce. Na prawdę potrafię kochać. Potrafię czuć jak inni nie potrafią, lub nie chcą. Może kiedyś mnie to zgubi, ale warto umrzeć żeby żyć mógł ktoś inny.

Czuje się ogromnie samotny. Marzę o przytuleniu się do kogoś, wtuleniu się w siebie i leżeniu razem przez całą noc, czując ciepło drugiej osoby, bicie jej serca. Chcę poczucia tego bezpieczeństwa które wypływa z bliskości. Boli mnie to, że nigdy nie będę mógł pozwolić sobie na taki luksus. Nie wiem jak długo dam radę jeszcze tak żyć...

 

*Justine

 

Od tamtego dnia nie dostałam od niego żadnej wiadomości. Pisałam, dzwoniłam, ale nic. Nie zauważyłam go nawet na zakończeniu roku. Zastanawiałam się, czy w ogóle przystąpił do matury, jednak w drugim dniu rozwiały się moje wątpliwości. Przeszedł obok mnie traktując mnie jak powietrze.

 

Do tej pory próbuje wytłumaczyć sobie, że to co wtedy usłyszałam to jakiś żart, albo że to po prostu wybryk mojego upitego mózgu. Zapewne tak bym pomyślała, gdyby odezwał się do mnie chociaż słowem...

Jak to możliwe, że niczego wcześniej nie zauważyłam, że się nie wygadał? Może dawał jakieś znaki, których ja nie chciałam zauważać. Jestem za bardzo zapatrzona w siebie...

Matury minęły, rozpoczęły się wakacje. Pierwsze tygodnie upłynęły mi na szukaniu pracy i kolejnych próbach kontaktu z Peterem. Od chłopaków wiem, że z nimi widuje się dosyć często i zachowuje się tak jak zawsze.

 

Postanowiłam pójść do jego domu. Drzwi otworzyła jego siostra która powiedziała, że go nie ma. Na pytanie gdzie jest i kiedy wróci stwierdziła że wyjechał do pracy. Pracuje gdzieś na budowie za granicą, a wróci... Chyba sam do końca nie wie kiedy.

To już chyba koniec. Nie mam siły i pomysłów. Starałam się, ale nie jestem wszechmogąca!

 

#Peter

 

Czas mija zbyt szybko. Wydaje mi się, jakbym wczoraj pisał maturę, a minęły już prawie dwa miesiące. Wstaje codziennie bardzo wcześnie, a wracam późno. Powoli zaczyna brakować mi sił. Wszyscy z racji tego, że jestem młody, wykorzystują mnie jak chłopca na posyłki. Całymi dniami biegam między kondygnacjami bloku, targając worki cementu i inne materiały budowlane. Oprócz tego, muszę wykonywać inne, często cięższe prace. Mimo, że czuje się wyczerpany zarówno fizycznie, jak i psychicznie, jestem z daleka od Justine i wreszcie nie muszę przed nią uciekać.

 

Jednak to niczego tak na prawdę nie rozwiązuje. Nadal nie sypiam zbyt dobrze, nękany myślami i koszmarami. Na dodatek czuje, że życie ucieka mi przez palce. Tracę poczucie czasu, do tego robię to, czego nienawidzę, tylko dlatego, żeby zarobić na studia. Często zastanawiam się, po co mi to wszystko, dlaczego tak bardzo się męczę, robiąc rzeczy których nie chcę, skoro i tak moje życie prowadzi donikąd. Nigdy nie będę jak inni. Nie skończę studiów, nie założę szczęśliwej rodziny, nie wybuduje domu w którym zamieszkamy. Za to wiem, że ludzie nigdy nie zrozumieją tego co czuje. Nigdy nie potraktują mnie jak równego sobie. Nadal będą uważali, że to jedynie fanaberia, wypatrzone myśli. Że jestem stukniętym i obrzydliwy.

 

Wstydze się samego siebie, swoich myśli. Boje się. Nie wiem jak żyć. Nie wiem czy potrafię wytrzymać. Ale muszę być silny. Po prostu muszę.

 

#Justine

 

Dałam sobie spokój z Peterem. Jestem na niego zła. Znowu robi z siebie ofiarę. Nadal nie daje znaków życia. Nie będę wtrącała się do życia kogoś, kto tego nie chce. Mam swoje własne i muszę się nim zająć.

 

Zostałam przyjęta na studia i na szczęście nie muszę wyprowadzać się z rodzinnego miasta. Zwyczajnie nie mam na to siły i pieniędzy. Pracuję jako kelnerka w małej restauracji niedaleko centrum. Zdążyłam już poznać kilka osób z którymi będę studiować. Wyszliśmy kilka razy na piwo. W sumie nic specjalnego, ale jest wśród nich chłopak, któremu chyba się podobam... Umówiliśmy się kilka razy, ale nie było to nic zobowiązującego. Rozmawiamy codziennie. Może coś z tego wyjdzie, ale na razie nie chce robić sobie nadziei. Nie jestem do końca pewna, czy chcę z kimś być. Wydaje mi się, że bardziej potrzebuje przyjaciela, a Cole pojawił się w odpowiednim momencie, żeby nim zostać. Od kiedy go poznałam czuje się dużo lepiej i nie myślę o Peterze. Wreszcie czuje, że mam w kimś oparcie i nie jestem sama. Boje się, że zakocha się we mnie, a ja nie będę gotowa odwzajemnić jego uczucia, lub będzie zupełnie na odwrót... Przyjaźń między kobietą a mężczyzną bywa niebezpieczna i bolesna.

 

Sama nie wiem dlaczego czuje się tak dziwnie. A może wiem, tylko nie chcę o tym, a raczej o nim myśleć.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania