Ujarzmić rzeczywistość
Bazyli otaczający go świat postrzegał, jak wielce skomplikowany wzór matematyczny. Umysł miał ścisły i ostry niczym golarka gillette, to sądził, że jest w stanie nad nim zapanować za pomocą cyfr oraz zanurzenia codzienności w formalinie rytuałów. Herbatę pił w granulkach odmierzonych co do joty, zawsze sto czterdzieści sześć. Za kierownicę wsiadał jedynie w dni parzyste, a w te dni w których liczba liter nie była podzielna przez trzy zostawał w domu. W piątki po pracy zawsze zajmował czwarte miejsce od okna w barze “Cuda Wianki”. W ten piątek granatowe chmury pobrzmiewały szyderczym śmiechem błyskawic. Najwyraźniej doskonale się bawiła strasząc maluczkie mróweczki w betonowych mrowiskach. Wówczas na Bazylego czekającego na panią, której suma arytmetyczna daty urodzenia, odpowiadała jego, olbrzym z muskułami wielkości jego czaszki, siedzący przy barze łypał podejrzliwie.
***
Po Południu w barze “Cuda Wianki” Romek, którego życiową pasją było sprawdzanie wytrzymałości organizmu na adrenalinę. Gdzie tylko czyhało niebezpieczeństwo, tudzież można było wyjść na przeciw śmierci, czuł zew przeznaczenia. Tego dnia napięcie wywołane burzą elektryzowało jego neurony do granic możliwości. Szanse ujścia napięcia upatrywał w fagasie przy czwartym stoliku, który bezczelnie spoglądał na jego dłonie, którym brakowało jednego palca straconego na polowaniu. Nie mając jeszcze na szarfie życia oznaczenia za bójkę w barze, postanowił wykorzystać nadarzającą się sposobność, bo był przekonany, że żyć należy pełnią życia.
***
Beatrycze żyła od linijki, jej narzeczony był jak od krawca skrojony idealnie na jej potrzeby. Plany i marzenia Beatrycze sprowadzały się do utartego szablonu z domkiem na wsi, dziećmi oraz pieskiem o imieniu szarki. Dorabiała do stypendium, jak to bywa w przypadku studentów jako kelnerka w barze “Cuda Wianki”. Pragnęła dążyć do średniej, nie musząc się martwić wyścigiem szczurów, ani tym co włożyć do garnka. W ten paskudny piątek burza przyprawiała ją o dreszcze. Nie wiedziała jakim cudem zdąży na wieczorne wykłady, skoro linie elektryczne zerwane przez wichurę wytworzyły przy barze gigantyczny korek. Burza niczym fatum prześladowała ją w najważniejszych momentach, wprawiając Beatrycze w lęk przed nieprzewidywalnym.
***
Romek szedł w kierunku Bazylego, on przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo drżał cały. Próbując ukoić nerwy, liczył do dziesięciu robiąc przerwy przy dziewięciu nie mogąc wyprzeć z pamięci braku palca u Romka. Wtem Beatrycze z czując napiętą atmosferę zatrzymała wielkoluda już krok od stolika Bazylego. Wydawałoby się, że jej się oberwie rykoszetem. Każda para oczu na sali z ukradka śledziła akcje, lękając się jednakże przedwcześnie interweniować. Kiedy nagle piorun gruchnął w okno z trzaskiem miażdżącym bębenki całą trójkę spalił na wiór. Porywisty wiatr zmieszał i porwał pozostałe po Bazylim, Romku i Beatrycze kupki popiołu. Ciskając je w niebyt. Pozostali klienci wpadli w lament, niektórzy robili znak krzyża jeszcze inni niewzruszeni przetarli jedynie oczy. Mimo różnych reakcji po czasie każdy z wówczas obecny klientów w barze “Cuda Wianki” opowiadał to dla przyjaciół, lub dla rodziny, jak wyśmienitą anegdotę. Śmiechom nie było końca.
Komentarze (6)
Możliwość chaosu i brak stagnacji. Siła napędowa?↔Pozdrawiam:)↔5
Obadaj po swojemu:
''... niczym golarka gillette, to sądził...''
lub↔''... wzór matematyczny. Umysł miał ścisły i ostry niczym golarka gillette. Sądził, że jest w stanie...''
Granatowe chmury pobrzmiewały szyderczym śmiechem błyskawic →jedno się mniej:)
Życiową pasją było sprawdzanie wytrzymałości organizmu na adrenalinę. Gdzie tylko...''
idealnie na jej potrzeby. Plany i marzenia...→kropka
Próbując ukoić nerwy, liczył do dziesięciu, robiąc przerwy przy dziewięciu→bez się:)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania