Ukryta Czerń -1- Nadciąga mrok

Uciekał. Mimi palącego bólu w piersi, i obdartych do krwi stóp. Mimo bólu i braku sił, biegł dalej, bo jaki miał wybór...?

Albo to... Albo koniec.

Niestety na schodach źle stanął, stracił równowagę, i wpadł prosto do głównego holu. Nie zważając na promieniujący ból lewej stopy, podniósł się prędko i popędził dalej.

Gdy minął gablotę z nagrodami, którą miał zaszczyt wypełnić paroma pucharami, usłyszał piskliwy krzyk, który zmroził jego galopujące serce.

Czując na plecach tą odrażającą obecność, mimo że nogi się pod nim uginały, napędzany samym strachem, przyspieszył. I zobaczył światło nadziei.

Na końcu korytarza, była szklana ściana chroniona przez niską barierkę, będąca jednym wielkim oknem. Była otwarta!

Ich ulubione miejsce, przy którym spędzali wszystkie przerwy, rozmawiając o problemach, marzeniach i miłościach, teraz było jego ostatnia szansą!

Uśmiech zwycięstwa pojawił się na jego umęczonej twarzy... Ale został szybko przepędzony przez rozrywający ból.

Nagle stracił grunt pod lewą stopą, przez co upadł boleśnie i przetoczył się do barierki, o którą uderzył tak mocno że stracił dech.

Próbując złapać dech, udało mu się podnieść i oprzeć plecami o barierkę. Każdy oddech niósł ze sobą przeszywający ból. Czyli połamał sobie parę żeber, i z jakiegoś powodu nie czuł lewej stopy.

Gdy tylko rozjaśniło mu się w głowie, spojrzał przed siebie, i zobaczył dwie przerażające rzeczy...

Pierwszą była jego odcięta stopa, leżącą na środku korytarza. Drugim było to, przed czym leżała... Wysoka, smukła postać, tak wysoka, że wydawało się jakby jej głowa nikła w suficie; i tak czarna, że zlewała się z ciemnością korytarza...

Swoją czarną łapą, że szponami niczym szable, podnosiła jego odciętą stopę i nonszalancko wrzuciła w ciemność, gdzie powinna znajdować się jej głowa.

Następną rzeczą jaką usłyszał, było odpychające żucie, i dźwięk pękających kości...

Z kikutem z którego lała się rzeka krwi, i paraliżującym strachem który przejął go kompletnie; mógł tylko wytężać zamglone oczy, i patrzeć jak cień stwora nieubłaganie się zbliżał. W końcu stanął tuż przed nim, i schylając się nad przerażoną ofiarą, ukazał swoje oblicze...

Gdy spojrzał w te czerwone oczy z pionowymi źrenicami, coś w nim pękło. Niekontrolowany szloch, przerywany urywanymi błagania mi o życie, targnął nim boleśnie. Kreatura słuchała uważnie, a w odpowiedzi jedynie zaśmiała się figlarnie.

Stracił wszelką nadzieję...

Nie przestawał płakać, a długie ramię bestia, powoli się zbliżało, aż szpony nie dotknęły jego piersi i brutalnie się w nią wbiły.

Odszedł z tego świata, z agonalnym krzykiem który wypełnił cichą dotąd noc. Jego ostatnie myśli były pełne rodziny, przyjaciół... I jej.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania