Pytania, a właściwie jedno pytanie, chociaż zwielokrotnione, jakie się nasuwa po przeczytaniu, brzmi: po co? Po co wszystkie te opisane postacie robią to co robią. Po co tych trzech chłopców gnębi dziewczynę, po co Marek jej pomaga i po co matka się na niej wyżywa. Obawiam się, że nikt, ani oni, ani czytelnicy nie wiedzą. Po prostu coś się robi, zarówno złego (przesladowcy, matka) jak i dobrego (Marek) ale nikt nie jest świadomy po co. Bo tak ma być? Gdzie zatem jest praprzyczyna?
"Praprzyczyna" siedzi gdzieś daleko poza horyzontem opowiadania. No, zamiast na związek przyczynowo-skutkowy postawiłem bardziej na mityczne i zaklęte w koło fatum. Tak czy siak dobrze, że padają takie pytania, nawet jeśli przechodzą nieco obok tekstu.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Pan Buczybór - wcale nie tak daleko za horyzontem :) Skoro to fatum, to robią tak, bo wyższa siła, owo fatum, ich zmusza. Albo, nawet gdyby nie te konkretne postacie to robiły, to inne musiałby wykonać dokładnie tę samą robotę. Bo fatum. Wtedy pytanie "po co" ma jasną odpowiedź, chociaż bohaterowie mogą nie być jej świadomi.
Poza tym człowiek to strasznie leniwa istota. Jeśli nie kieruje nim siła wyższa, czyli fatum, podświadomie zmuszające do określonego działania, to podejmie działania tylko w określonym celu. Wszyscy bohaterowie je podejmują. Skoro wcześniej zaznaczyłem, że nie wiedzą po co, a Ty wspominasz o fatum, to wszystko pasuje.
Mam zwykle sympatię dla prześladowanych. Brakowało miłości i troski o dziecko. Przyzwyczaiła się być czarną owcą i tu tkwi dramat. Pierwszy krok zrobił Marek aby ulżyć jej cierpieniom. Czy podoła temu zadaniu? Trudno dać zadowalającą odpowiedź. W nowym środowisku Ola miałaby szansę na terapię z dala od bezdusznej matki. Ona też wymaga psychoterapii i nauki bycia rodzicielką. Takie dramaty rodzą nieszczęścia niekiedy na całe życie.
Bycie rodzicem jest cholernie trudne. Strasznie łatwo zepsuć, złamać, zasiać złe.
Może nieco łopatologiczny miejscami, ale na pewno daje do myślenia tekst.
Mnie się bardzo podoba, ze nie ma dopowiedzen, przegadania, filmowych łez, grafomanskiego patosu. Jest relacja, obrazek z życia. Czytelnik, o ile posiada wrażliwość pochyli się nad losem krzywdzonych dzieci, odczuje ich ból.
Wróciłam jeszcze, by lepiej wyjaśnić, co uważam za uproszczenia (i jak napisałam w poprzednim komentarzu - wiem, że trudno napisać bez nich w niewielkim opku).
Chodzi mi o sytuacje, w których opisujesz zachowania, a potem z poziomu narratora oceniasz, klasyfikujesz.
To jak z emocjami. Poziom wyżej jest opisać, by czytelnik poczuł, a nie przeczytał o czuciu (w horrorze piszesz tak, by czytelnik odczuł strach bohatera, a nie przeczytał, że ten się boi).
Wybrałam pierwsze z dołu i pierwsze z góry :).
"Ola usłuchała. Niby coś się ruszyło, zaczęła nieco inaczej myśleć, ale w domu nie ma Marka, nie ma ucieczki, nie ma osłony. Jest tylko matka. Tylko jej okropny głos, hałaśliwy krok i ręce, które potrafią tylko krzywdzić."
To miałoby większy wydźwięk, gdyby te słowa narratora powstały w głowie czytającego. Gdybyś uderzył samą (reporterską) relacją. Można naprowadzić małymi wtrąceniami (np. coś w stylu "rozjerzała się, jakby czekała na Marka... - wiesz, zasugerować, ale nie myśleć za odbiorcę).
"Nikt nie miał ochoty jej szukać, nawet nauczyciel. Sytuacja się powtarzała – nic nowego. Po prostu na to przyzwalali. " Tu chodzi o ostatnie zdanie - ocena jest narratora, a mocniej wybrzmiewa, gdy robi to sam czytelnik.
Oczywiście, taka konwencja jest znacznie trudniejsza. Nie namawiam absolutnie do zmian na "moje". Bo tu nie chodzi o poprawę błędów, a wybór stylu. Tak przecież też można pisać, co więcej, zapewne znajdą się czytelnicy, którzy stwierdzą, że właśnie tak (jak u Ciebie) jest lepiej. I może nawet jest to lepsza forma w kontekście rozmiaru tekstu... Nie wiem. W sumie ciekawy temat do dyskusji i głębszego przemyślenia.
Ja w każdym razie, chciałam jedynie doprecyzować swój koment, bo nie wynika z niego o co mi chodzi :)
No, jak to wypisałaś to faktycznie zauważam. Tekst, jakby co, jest napisany na trening wyobraźni. Trzymając się zestawu, postawiłem przede wszystkim, w sumie nawet podświadomie, na spełnienie jego założeń, czyli nakierowanie poniekąd czytelnika, by wyłapał tu interpretację zestawu. Pierwsze uproszczenie, owszem, zgadzam się - lepiej by wyglądało, gdyby nie było uproszczone. Drugie i dalej - taka konwencja :) Nie jestem pewien, czy zmiana akurat tutaj by pasowała. Ale ogólnie wiem o co chodzi. Zazwyczaj jednak skłaniam się właśnie ku zostawieniu większej przestrzeni dla czytelnika - tyle, że lepiej mi to wychodzi, gdy nie piszę pod "tezę" i nie w narracji trzecioosobowej.
Dzięki raz jeszcze za szczegółową analizę :)
Pan Buczybór pisanie pod temat to faktycznie zupełnie inna bajka. (Wiem o czym mówisz, bo moja proza od lat - to tylko pisanie pod konkursy. Inaczej nie umiem się zmobilizować...). Liczy się zrealizowanie założeń i pod tym kątem głównie patrzy się na tekst. A z ciekawości - jaki zestaw?
Dobry tekst. Niestety zawsze znajduje się grupa "liderów". Tu ma przy sobie stosunkowo małą grupkę wokół siebie i to daje szansę. Ktoś się może wyłamać i tak się dzieje. Tak naprawdę jest także trzecia grupa, także ofiar, które boją się bronić zaszczutej dziewczyny. To także w nich zostanie i może mieć wpływ na dalsze życie.
Smutny kawałek, to nie fatum, ofiarę z dziewczynki zrobiła matka i tak już pozostanie, często będzie trafiać na paskudnych ludzi, a paskudni ludzie jak posokowce, stale żądni krwi.
Oto właśnie kwintesencja "Kręgu Nienawiści", a wręcz jego podstawowy fundament....
Straszne, ale niestety życiowe opowiadanie ukazujące jak można człowieka upodlić i zaniżyć poczucie jego własnej wartości, gdy od swoich najmłodszych lat słyszy, że jest nikim. A szczególnie od rodzica, matki, która przecież dla dziecka jest największym autorytetem. Jedyne czego można dziewczynce życzyć to tego, by spotkała więcej ludzi takich jak Marek, którzy pokażą jej którą drogą powinna podążyć - będzie to trudne, by na tą drogę wstąpić, lecz nie jest niemożliwe. Pytanie tylko, czy będzie miała dość siły, by odważyć się wierzyć... To nigdy nie są proste sprawy. Stąd właśnie w psychologii mówi się o powtarzaniu schematu, dokonywania tego samego co rodzice/wychowawcy, bo nie widzi się innej drogi. Spędziłam z osobistych powodów wiele godzin nad zgłębianiem tego "fenomenu" i do tej pory jestem przerażona jego mechanizmem. Bo czasem nawet jeżeli tak wiele osób wyciągnie ręce, to nic nie pomoże, póki jednostka nie odważy się uwierzyć, że zasługuje na lepsze i nie musi podążać tą straszną drogą...
Kłaniam się nisko Panie Buczybórze i stawiam piątkę. Technika bez zarzutu.
Pozdrawiam.
Mocny i poruszający umysł obraz. Grupa samców, a niekiedy też samic potrafi zawładnąć wszystko. Zniewolić i wyzwolić lęk. Zabić strach tak potrzebny dla obrony.
„Każdy wiedział jak ją gnębiono, każdy wierzył, że to nie jego sprawa, że sobie poradzi sama albo przynajmniej zapomni – ona lub oni”… i pewnie nauczyciele też, znieczulica i obojętność. A gdzie szkolny pedagog, psycholog? Unikanie i udawanie, że nie ma problemu jest tak powszechne, i dopiero po tragedii staramy się usprawiedliwiać takie postępowanie.
Patrzyła nieco obojętnie, z nutą wrogości głęboko schowaną w sercu… a jednak w tym wewnętrznym świecie miała oprócz lęku trochę wrogości. Tylko nie potrafiła przeciwstawić się ogółowi. Ktoś podał jej pomocną dłoń, lecz ona nie potrafiła jej do końca rozpoznać.
„Zimna, cicha, jak wystraszony królik, ale bez czujności, bez siły”… zabito w niej nadzieję, a wytworzono zniewolenie wobec rzeczywistości. Była wolnym człowiekiem, a zarazem zamknięta w swojej skorupie. Nie szukała pomocy, była przezroczysta, niewidoczna dla innych. Nikt nie znal przyczyny, bo nie chciał. Przyzwolenie wzięło górę nad wszystkim. Marek światełko w tunelu?
Pozdrawiam
Komentarze (24)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Poza tym człowiek to strasznie leniwa istota. Jeśli nie kieruje nim siła wyższa, czyli fatum, podświadomie zmuszające do określonego działania, to podejmie działania tylko w określonym celu. Wszyscy bohaterowie je podejmują. Skoro wcześniej zaznaczyłem, że nie wiedzą po co, a Ty wspominasz o fatum, to wszystko pasuje.
Warto podejmować takie tematy.
Pozdrowienia!
Może nieco łopatologiczny miejscami, ale na pewno daje do myślenia tekst.
Dzięki za komentarz
Wg mnie świetnie napisane. 5
Chodzi mi o sytuacje, w których opisujesz zachowania, a potem z poziomu narratora oceniasz, klasyfikujesz.
To jak z emocjami. Poziom wyżej jest opisać, by czytelnik poczuł, a nie przeczytał o czuciu (w horrorze piszesz tak, by czytelnik odczuł strach bohatera, a nie przeczytał, że ten się boi).
Wybrałam pierwsze z dołu i pierwsze z góry :).
"Ola usłuchała. Niby coś się ruszyło, zaczęła nieco inaczej myśleć, ale w domu nie ma Marka, nie ma ucieczki, nie ma osłony. Jest tylko matka. Tylko jej okropny głos, hałaśliwy krok i ręce, które potrafią tylko krzywdzić."
To miałoby większy wydźwięk, gdyby te słowa narratora powstały w głowie czytającego. Gdybyś uderzył samą (reporterską) relacją. Można naprowadzić małymi wtrąceniami (np. coś w stylu "rozjerzała się, jakby czekała na Marka... - wiesz, zasugerować, ale nie myśleć za odbiorcę).
"Nikt nie miał ochoty jej szukać, nawet nauczyciel. Sytuacja się powtarzała – nic nowego. Po prostu na to przyzwalali. " Tu chodzi o ostatnie zdanie - ocena jest narratora, a mocniej wybrzmiewa, gdy robi to sam czytelnik.
Oczywiście, taka konwencja jest znacznie trudniejsza. Nie namawiam absolutnie do zmian na "moje". Bo tu nie chodzi o poprawę błędów, a wybór stylu. Tak przecież też można pisać, co więcej, zapewne znajdą się czytelnicy, którzy stwierdzą, że właśnie tak (jak u Ciebie) jest lepiej. I może nawet jest to lepsza forma w kontekście rozmiaru tekstu... Nie wiem. W sumie ciekawy temat do dyskusji i głębszego przemyślenia.
Ja w każdym razie, chciałam jedynie doprecyzować swój koment, bo nie wynika z niego o co mi chodzi :)
Dzięki raz jeszcze za szczegółową analizę :)
Przeczytałam z zaciekawieniem ?
Straszne, ale niestety życiowe opowiadanie ukazujące jak można człowieka upodlić i zaniżyć poczucie jego własnej wartości, gdy od swoich najmłodszych lat słyszy, że jest nikim. A szczególnie od rodzica, matki, która przecież dla dziecka jest największym autorytetem. Jedyne czego można dziewczynce życzyć to tego, by spotkała więcej ludzi takich jak Marek, którzy pokażą jej którą drogą powinna podążyć - będzie to trudne, by na tą drogę wstąpić, lecz nie jest niemożliwe. Pytanie tylko, czy będzie miała dość siły, by odważyć się wierzyć... To nigdy nie są proste sprawy. Stąd właśnie w psychologii mówi się o powtarzaniu schematu, dokonywania tego samego co rodzice/wychowawcy, bo nie widzi się innej drogi. Spędziłam z osobistych powodów wiele godzin nad zgłębianiem tego "fenomenu" i do tej pory jestem przerażona jego mechanizmem. Bo czasem nawet jeżeli tak wiele osób wyciągnie ręce, to nic nie pomoże, póki jednostka nie odważy się uwierzyć, że zasługuje na lepsze i nie musi podążać tą straszną drogą...
Kłaniam się nisko Panie Buczybórze i stawiam piątkę. Technika bez zarzutu.
Pozdrawiam.
„Każdy wiedział jak ją gnębiono, każdy wierzył, że to nie jego sprawa, że sobie poradzi sama albo przynajmniej zapomni – ona lub oni”… i pewnie nauczyciele też, znieczulica i obojętność. A gdzie szkolny pedagog, psycholog? Unikanie i udawanie, że nie ma problemu jest tak powszechne, i dopiero po tragedii staramy się usprawiedliwiać takie postępowanie.
Patrzyła nieco obojętnie, z nutą wrogości głęboko schowaną w sercu… a jednak w tym wewnętrznym świecie miała oprócz lęku trochę wrogości. Tylko nie potrafiła przeciwstawić się ogółowi. Ktoś podał jej pomocną dłoń, lecz ona nie potrafiła jej do końca rozpoznać.
„Zimna, cicha, jak wystraszony królik, ale bez czujności, bez siły”… zabito w niej nadzieję, a wytworzono zniewolenie wobec rzeczywistości. Była wolnym człowiekiem, a zarazem zamknięta w swojej skorupie. Nie szukała pomocy, była przezroczysta, niewidoczna dla innych. Nikt nie znal przyczyny, bo nie chciał. Przyzwolenie wzięło górę nad wszystkim. Marek światełko w tunelu?
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania