Poprzednie częściUlfyrhyimr [1]

Ulfyrhyimr [2]

W drodze powrotnej przez manowce skalistego jaru u podnóży stoku, jak zwykle zahaczył o upiorny zimą gaj. Leżący na skraju onego jaru, skryty za wątpliwie naturalną palisadą oblodzonych zrębów jak monolity z jakiegoś potwornego uroczyska wielkich, lasek był miejscem gdzie czaban Omoknic odbierał zapłatę.

 

Proceder ten trwał od lat. On zbierał po gościńcach zdesperowanych łotrów, bałamucił ich nawet niestworzonymi opowieściami o uzdrawiającej dusze magii li inszych kaznodziejskich bzdetach. Prowadził ich przez jar na stok, do wejścia na Ulfyrhyimr. Droga ta byłaby niebezpieczna a niemożliwa do odbycia gdyby pielgrzymi nie mieli go za przewodnika.

 

Nawet zdawałoby się odseparowany od całej reszty świata, cichy gaik cuchnący niczym miejsce jakowegoś szalonego kultu, pełny był dzikich bestii. Tak jak w reszcie jaru, był to cały anturaż głodujących zimą drapieżców. Irbisy niemalże czarodziejsko kamuflujące się między skałami, sztyletozęby mogące rozgryzać nawet stalowe zbroje, niedźwiedzie jaskiniowe, mięsożerne piżmowoły... a na to wszystko watahy wilków i klucze petreli nie bojące się zadzierać nawet ze zbrojnymi w łuki a widły wieśniakami.

 

Będąc w grupie choćby najgorszych szumowin nie lękał się tak o swe życie jak chodząc samemu po jarze. Wiedział jednakowoż iż było to absurdalne rozumowanie. Leszy od zawsze otaczał go opieką, lata temu błogosławił mu i jak powiedział tak się stało. Żadna bestia w jego domenie nie śmie tknąć starego czabana, wysłannika ich króla.

 

Omoknic parł więc przez pryzmy zlodowaciałego śniegu bacznie patrząc na oznaczenia wiszące z zamarzniętych drzew. Urok leszego wszak chronił przez zwierzyną, nie zbłądzeniem. Co rusz więc oglądał się na zwisające ze świerków i jodeł, wiecznie świeże sznurki jarzębinowych korali.

 

Jak zwykle nie niepokojony przez choćby i pohukiwanie sowy, dotarł na mała polankę w samym sercu gaju. Tam też w odwiecznie na poły zgniłym pniu, jak zawsze kryła się zapłata za jego wierną służbę.

 

Czaban podszedł do pniaka, wyciągnął nad niego drżącą rękę. Zawahał się. W jego umyśle zawibrowało jakże odległe w czasie wspomnienie. Dawno temu wyciągnął z pnia złotą biżuterię jaką nosił jeden z zaprowadzonych do leszego grzeszników. Czaban pamiętał to niesamowicie wyraźnie, padł na ziemię jak rażony piorunem. Trwał tedy w stuporze bardzo, bardzo długo.

 

Nie wiedział co działo się z pielgrzymami. Przez lata wysłał na Ulfyrhyimr setki jeśli nie tysiące szumowin opętanych pragnieniem odpustu grzechów. Nie obchodziło go czy udaje się im przejść przez góry czy też leszy morduje ich, pożera tą swoją koszmarną paszczęką terror wprawiającą w duszę starego pastucha.

 

Omoknic samemu spowiadał się z grzechów tylko u wioskowego kapłana, czynił to nad wyraz często.

 

Wreszcie przezwyciężył pusty strach i sięgnął w głąb ośnieżonego pnia. Odetchnął wraz, starł wyobrażony pot z czoła li uniósł na wysokość oczu pęk sześciu sobolowych futer. Towary już wyprawione, czyściutkie a mięciutkie. Jedna skóra za jednego grzesznika, sprzeda je jeszcze jutro za ciężką garść monet. Jak zawsze zresztą.

 

Kupi nowe dzwonki dla swoich kózek, odda siennik do naprawy u stolarza i co najważniejsze, złoży suty datek na lokalną bazylikę.

 

***

 

Masywne drzwi chałupy zaskrzypiały cierpiętniczo na wyrobionych zawiasach. Omoknic wgramolił się pod strzechę ociężale, zupełnie już zmęczony całym dniem łażenia w zimnie. Otrzepując swój płaszcz zawołał poprzez izbę:

 

- Duszko moja, wróciłem!

 

Żona mu nie odpowiedziała, za to rozległ się przerażający huk trzaskających drzwi. Stary czaban podskoczył, żachnął się mroźnym powietrzem jakie zdążyło jeszcze wsiąknąć do środka. Zobaczył iż przed zatrzaśniętymi drzwiami stał jakiś obcy, cały zakuty w oszronione blachy.

 

Intruz był wysoki, groźny, barczystej postury i w strasznym hełmie z psią przyłbicą o czterech dziurach wizjera. Gonad zdążył jeszcze zoczyć iż futrzasta li pazurzasta łapa zbrojnego jaką trzymał na drzwiach, miała odwrotnie rosnący kciuk.

 

- Proszę tylko nie umierać z wrażenia. My tylko chcemy porozmawiać. Tylko i aż tylko - zadudnił kanciasty acz szarmancki głos.

 

Omoknic zaczynając już powoli szczękać zębami, odwrócił się. Pod przeciwległą ścianą, na ławie siedział ubrany jak do sauny potwór. Uśmiechnięty popijał z glinianej czarki, zapewne piwa podwędzonego z piwniczki. W świetle kopcącej lampki olejnej wyglądał jak najprawdziwszy, zlazły z niedostępnych turni czart.

 

Kopyta u nóg, piątka lisich ogonów opadająca z ławy jak wypatroszone sobole. Szeroki tors, masywne ramiona zakończone spiczastymi rogami na barkach. Grzywa bujna, wyczesana pedantycznie, spięta z prawa koralikową broszką. Paszcza zaś najpotworniejsza pręgami nakryta ze świńskim kinolem, szóstką ślepi oraz żabimi uszami.

 

- Nie zabijajcie! Błagam! - zaryczał histerycznie czaban.

 

Chciał samemu wraz upaść na kolana, jednak wyręczyło go zwalające z nóg uderzenie pięści o odwrotnym kciuku. Powarkując jak wściekły wilczur, zakuty w zbroję agresor porwał Omoknica na klęczki szarpiąc za rzadkie włosy.

 

Pasterz ciężko dyszał, łzy lały mu się ze studziennych oczu, wzniósł nawet dłonie w modlitewnym geście. Siedzący naprzeciw stwór zdecydowanie nieboski, wyszczerzył się jeszcze szerzej i wylał całą czarkę do rozwartej paszczy.

 

Otarł cienkie wargi wierzchem przedramienia, odchrząknął i dopiero wtedy zaczął mówić.

 

- Po wsi gadają, żeś dorobkiewicz Omoknic, że subtortor niestworzonych bestii z Ulfyrhyimr. Zawistne wieśniaki czyż nie? Jak na moje to uczciwie zarabiasz, pozbywasz się ze społeczeństwa wadliwych osobników. Mamy ze sobą coś wspólnego pastuchu.

 

- Ja nie chcę żadnych kłopotów. Ostawcie w pokoju panowie, zabierzcie co chcecie ale odejdźcie... - załkał Omoknic.

 

Sześciooki zaśmiał się przerywanie, kolejno mrugnął każdą parą ślepi z osobna. Uczynił to istnie dramatycznie oraz metodycznie.

 

- Nie martw się staruszku, nie jesteśmy żadnymi rzezimieszkami. Wręcz przeciwnie, myśmy są łowcy głów, konieczne li sprawiedliwe przedłużenie łapsk prawa. Olśniewający Wydruczaj, to ja, i jego niemniej lśniąca pani rycerz Cyjonja.

 

- Cz... czego chcecie? Na Duchy Wszechświata...

 

- Zaprowadzisz nas na Ulfyrhyimr. I to migusiem. Śpieszono nam za takim tam politykierem... Znaledarem Chybkoduchem, słyszałeś może? Gagatek maczał rączki w zamachu stanu, a co to był za zamach! O takim partactwie tom z dawien dawna nie słyszał. Ozłocą nas w stolicy, jak go tam zatargamy żywego.

 

- Sam łeb też starczy. Nie było powiedziane że nie możemy wymierzyć kaźni - zawarczała wilczyca imieniem Cyjonja.

 

Uginającym się pod uściskiem jej łap o odwrotnych kciukach czaban, zazgrzytał aż zębami słysząc pełne lodowatego jadu słowa.

 

- Jakbym cię nie znał, to pomyślałbym że znajdujesz w mordzie ukojenie jakichś głębokich traum. Na szczęście jesteś ponad takie błahostki. Krwawy sport, to jest idea jaka cię napędza i za to właśnie cię szanuję Cyjonjo - zaśmiał się potwór zwany Wydruczajem.

 

Nagle gonad spróbował wstać. Zerwał się, wygiął jak duszona ryba lecz Cyjonja wraz przyszpiliła go okutym w stal łokciem do klepiska. Starzec zacharczał żałośnie, łowczyni głów zaś zamajtała miotłowatym ogonem zwisającym jej przy nogach.

 

- Gdzie Doja!? Gdzie moja żona? Cóżeście uczynili!? - zakwilił zwijający się z bólu czaban.

 

Wydruczaj jakby się zamyślił. Podrapał po pręgach na pysku, pokiwał łbem, poniuchał kinolem. Wreszcie energicznie strzelił z kości w prawicy klepiąc się po udach i szurając rogami o ścianę.

 

- A! No tak. Była tu taka babuszka jak nawiedziliśmy to oto domostwo... Cyjonja chciała ją ino nastraszyć ale bidulka stała akurat nad paleniskiem... spokojnie, posprzątaliśmy. Wiadomo jak to jest, w tym fachu zdarzają się ofiary cywilne. Od czasu do czasu.

 

- Moje najszczersze kondolencje, pastuchu - zazgrzytało spod przyłbicy oszronionego hełmu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • droga_we_mgle dwa lata temu
    Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek... no to diabeł przyszedł w odwiedziny, jak widać.

    Ostatnio co zacznę czytać jakieś fantasy, to albo dark, albo czarny humor ¯\_(ツ)_/¯

    Ten rozdział podoba mi się bardziej od pierwszego.

    Pozdrawiam ~

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania