Umieram jak żyłem
Patrzę, widzę jak ciecz koloru maków spływa po mojej skórze. Nie czuję ulgi, ale ból. Ból psychiczny i fizyczny. Jeszcze nigdy nie zatopiłem jej tak głęboko w sobie. Boli… Krew opuszcza moje przedramię z większą szybkością niż zwykle. Nie umrę, prawda? Pewnie, że nie, nigdy się nie udaje.
Nienawidzę świata i ludzi. Nienawidzę Nieba i Ziemi. Nienawidzę dobra i zła. Nienawidzę życia… A śmierć? Wszystko się skończy, nie będę nic czuł. Nareszcie…
Idę do kuchni. Krew ciągle spływa po mojej ręce wprost na podłogę. Wszędzie już można dostrzec tę czerwoną ciecz. Otwieram lodówkę, jest tam tylko jedno piwo, myślałem, że jest więcej. Wyjmuję je, muszę się nim zadowolić. Otwieram, idę do salonu, upijam trzy łyki patrząc bez sensu na ścianę. Hmmm… Mógłbym skosztować mojej krwi. Może smakuje tak, jak wygląda, może jak wino. Nie mam odwagi by spróbować jej czystej. Tchórz ze mnie. Całe życie być pieprzonym tchórzem – nie polecam. Wypijam jeszcze trochę piwa tak, że butelka zostaje do połowy pusta. Unoszę przedramię nad jej szyjką, obserwuję jak krew wlewa się do środka. Strumień jest coraz słabszy, ale cierpliwie czekam aż butelka znowu będzie pełna… Pechowe 13 minut. W sumie – pieprzę to. Wypijam do dna płyn z butelki. Mmmm, słodko – gorzki, dobry.
Siedzę tak jeszcze pół godziny wlepiając bezmyślnie wzrok w ścianę, po czym ruszam do łazienki. Już nie myślę, biorę każdą tabletkę, jaka wpadnie mi w ręce. Połykam je bez popijania. Wracam do salonu, kładę się na kanapie tak, że zraniona ręka zwisa nad podłogą. Przed oczami robi się szaro, coraz ciemniej, coraz ciemniej… Mimo to, jest mi dobrze. Już nic mnie nie boli. Zapominam. Przez chwilę myślałem, że umarłem, ale jeszcze czuję, żyję.
Ile to potrwa? Czuję, że moje ciało umiera, ale umysł nadal pracuje, ciągle myśli. Czy to rodzaj paradoksu, że nie dotrwam do śmierci zadając ją sobie? Brakuje mi tchu, zaczynam łapczywie chwytać powietrze ustami, ale to tylko odruch. Już czuję jakbym nie miał ciała, nic nie widzę, nie czuję bólu fizycznego i powoli tracę to, co zostało – zdolność myślenia.
Kończę te męki ostatnim, najtrafniejszym wymyślonym zdaniem – „Umieram tu sam. Jedna śmierć wygląda jak tysiące dni życia.”
Komentarze (6)
Zostawiam zasłużone 5. :)
Numi, przepraszam :(
,,upijam trzy łyki (przecinek) patrząc bez sensu na ścianę";
,,Nie mam odwagi (przecinek) by spróbować jej czystej";
,,czekam (przecinek) aż butelka znowu będzie pełna";
,,Siedzę tak jeszcze pół godziny (przecinek) wlepiając bezmyślnie wzrok";
,,nie dotrwam do śmierci (przecinek) zadając ją sobie";
,,czuję (przecinek) jakbym nie miał ciała". Tym razem daję zasłużone 5:)
Podoba mi się pomysł z piciem krwi, ale sama tyle nie dałabym rady na raz łyknąć ;D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania