Un amor inesperado cz 11
..- Postanowiłam że… chcę z tobą być. Może to troszkę ryzykowne ale chcę chociaż spróbować… - po tych słowach on uśmiechnął się i po chwili odpowiedział.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. – powiedział i po chwili czule się do mnie przytulił. Kiedy już się odsunął wziął mnie delikatnie za ręce – zobaczysz że nie pożałujesz tej decyzji. – dodał. Po chwili nachylił się a ja lekko stanęłam na palcach i po chwili nasze usta złączyły się w krótkim ale za to czułym i namiętnym pocałunku. Po tym popatrzyłam na niego i jeszcze raz się przytuliłam. I wtedy kiedy już się odsuwałam rękaw od mojej bluzy zsunął mi się z lewej ręki i wtedy Federico zauważył ranę. Delikatnie wziął mój nadgarstek popatrzył się na to a potem spojrzał na mnie.
- Znowu to zrobiłaś… - było mi go żal wiem że jest mu strasznie ciężko kiedy widzi to wszystko.
- Federico ja przepraszam ale nie mogłam…nie mogłam się przed tym powstrzymać. Wybacz mi…
- Dlaczego ty cały czas mi to robisz…przecież obiecałaś… - mówił takim głosem jakby miał się zaraz rozpłakać, i chyba tak było bo po chwili zauważyłam że jego oczy się zeszkliły. – Powiedz mi dlaczego… Czy ty nie umiesz pojąć tego że za każdym razem kiedy się tniesz powodujesz u mnie ogromne cierpienie? No chyba że lubisz kiedy tak jest….- mówił.
- Nie oczywiście że nie co ty przestań… chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłam? – zapytałam on powiedział że tak więc zaczęłam mu wszystko opowiadać tym że moja ciocia nie żyje i w ogóle. Było mu strasznie przykro a ja ponownie zaczęłam płakać. Kiedy mnie przytulił czułam się lepiej ale to raczej nie wypełni tej pustki w moim sercu… . Nie mogłam przestać płakać. On delikatnie wziął lewą rękę i otarł moje łzy mówiąc.
- Spokojnie kochanie… wszystko będzie dobrze uwierz, jestem tutaj z tobą pamiętaj… - powiedział i delikatnie pocałował mnie w czoło. W końcu się otrząsnęłam. Cały czas miałam w głowie to jak do mnie powiedział „kochanie” po tym kiedy mnie tak nazwał przeszedł mnie dziwny dreszcz, będę musiała się do tego przyzwyczaić. Zapytał się mnie czy dzisiaj w nocy będę chciała spać z nim, ja zaś odpowiedziałam że chyba raczej wolałabym jeszcze tego nie robić, że muszę najpierw krok po kroku przyzwyczaić się do obecnej sytuacji i w ogóle. Nie za bardzo zależało mi na tym że chłopaki wiedzieli o tym że jesteśmy razem ale Federico powiedział że i tak się dowiedzą więc lepiej powiedzieć. Kiedy wszyscy razem byliśmy w salonie ja i on stanęliśmy naprzeciwko nich po chwili on zaczął.
-Słuchajcie, mam dla was ważną informację. Od dzisiaj ja i Tori, oficjalnie jesteśmy razem. – Powiedział i wziął mnie za rękę, Diego bardzo się cieszył a Marco i Leon mieli co do tego mieszane uczucia i jedyna ich reakcja to było obojętne powiedzenie słowa „Fajnie” . Gdzieś tak o godzinie 20 zaczęło padać i zrobiło się strasznie zimno więc założyłam bawełniany sweterek i pyszczkiem pandy i ł ocieplane kapcie. Po jakimś czasie do salonu zszedł Federico. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy wspólnie oglądać komedię pod tytułem „Doktor Dolitle 2” . Bardzo lubię ten film książka też jest nie zła. W pewnej chwili telewizor zgasł tak samo jak wszystkie światła w domu. A że na dworze też było już ciemno w domu zapadł totalny mrok.
- No pięknie jeszcze tylko tego brakowało żeby wyłączyli światło… - powiedział Fede lekko podirytowany. Siedzieliśmy tak w spokoju Federico obejmował mnie ramieniem i co chwilę szeptał czułe słówka do ucha. Leon wcześniej zaprosił swoją dziewczynę do domu i po tych odgłosach dochodzących z jego pokoju wywnioskowałam że oni chyba znaleźli sobie sposób na to jak mogą wykorzystać tę ciemność. Musieli się tam naprawdę nieźle bawić skoro słychać ich aż w salonie… . Spędziliśmy chyba ze 3-4 godziny w takich ciemnościach. W końcu poszliśmy spać zanim ja i Fede rozeszliśmy się do swoich pokoi on pocałował mnie na dobranoc.
*Rano*
Wstałam lekko nie wyspana. Na dworze świeciło słońce, na niebie nie było nawet najmniejszej chmurki. Siedziałam tak w domu z chłopakami do godziny 14 w końcu wrócił Federico.
- O nareszcie jesteś, gdzie ty byłeś tak długo…- przerwałam ponieważ on podszedł do mnie uniósł lekko mój podbródek i cmoknął mnie w usta.
- Musiałem załatwić kilka spraw nic ważnego a co tęskniłaś? – Zapytał uśmiechając się zadziornie.
- nie no co ty…- kiedy to powiedziałam on odwrócił się lekko unosząc brwi do góry. – No dobra może troszkę… - powiedziałam i zaraz potem oboje się zaśmialiśmy. Zapytał mnie gdzie są chłopaki powiedziałam że siedzą u Leona i o czymś rozmawiają kiedy podałam mu tę informację poszedł na górę.
*Federico*
Rozmawiałem z nimi o sprawach które miałem załatwić już dawno ale nie było czasu. Kiedy zakończyliśmy ten temat Leon znowu zaczął swoje…
- Stary ja nie wiem jak ty mogłeś związać się z taką laską przecież to w ogóle się do niczego nie nadaje to jest zwykła do niczego nie przydatna szmata…- po tych słowach strasznie się zdenerwowałem.
- Coś ty powiedział? Powiedzcie mi że się przesłyszałem.. – naszą kłótnie przerwał Diego.
- No to jeżeli nie chcesz żebym tak mówił to ją w końcu bzyknij. Teraz masz jeszcze większe szanse ponieważ jesteś jej chłopakiem więc powinna ci na to pozwolić. – powiedział.
- Co z tego że tak jest? Ja wiem że ona się nie zgodzi, znam ją… nie możliwe… - mówiłem patrząc się na niego.
- Dobra dobra mam cię już dość. Nie rozumiem dlaczego zaciągnięcie jej do łóżka stanowi dla ciebie taki problem przecież ona jest taka słaba taka bezbronna… na co ty jeszcze czekasz co? Ja na twoim miejscu już dawno bym ją przeleciał, nie zważając na to czy tego chce czy nie.
- Posłuchaj wy jej nie znacie nie wiecie przez co przeszła… ja wiem i to jest jedyny ale trafny argument dlaczego nie chciałaby się ze mną przespać. Nie będę wam tego opowiadał ponieważ to raczej nie było by na miejscu. – na tym zakończyła się nasza rozmowa na temat Tori. Nadal jestem zły na Leona za to jak o niej mówił. Naprawdę mi się to nie podoba. Zszedłem na dół Tori była akurat w kuchni. Stała odwrócona do mnie plecami. Podszedłem po cichu i po chwili wbiłem jej palce w żebra. Podskoczyła tym samym piszcząc.
- Boże święty wystraszyłeś mnie! No i zobacz co narobiłeś. – Pokazała na kałuże wody na blacie która wylała się z butelki którą ona trzymała w ręce.
- Przepraszam. – kiedy już chciała sięgnąć po ścierkę ja powiedziałem – Poczekaj kotku ja się tym zajmę. – Dokładnie wytarłem to co się wylało i po chwil Tori odwróciła się w moją stronę, Delikatnie położyłem dłonie na jej biodrach uśmiechnąłem się po chwili mówiąc – Kocham cię… - ona nie odpowiedziała, tym samym pozwalając mi ją pocałować. I wtedy do pokoju wszedł Leon.
- Błagam przestańcie bo zaraz zwymiotuję… - powiedział a my po tych słowach odsunęliśmy się od siebie.
- Ty nie jesteś lepszy, wczoraj dokładnie słyszeliśmy co robiłeś z Amy w pokoju… - powiedziałem i po chwili zacząłem się śmiać. Amy to dziewczyna Leona.
- Zamknij się – odpowiedział w tej chwili rzucając we mnie jakimś zgiętym kawałkiem papieru i właśnie po tym zauważyłem na jego twarzy bardzo rzadko widywany lekki uśmieszek, znaczył on że Leon najwyraźniej się lekko zawstydził. Leon z natury jest pesymistą, nigdy nic go nie cieszy prawie w ogóle się nie uśmiecha, nie śmieje. Bardzo często bywa zamyślony, taki nieobecny. Ja mogę się tylko domyślać dlaczego taki jest. Kiedy był młodszy jego ojciec był wobec niego bardzo surowy i wymagający, gdy tylko Leon zrobił źle najmniejszą rzecz, bił go. A jego mama…jego mama została zabita przez jakiegoś terrorystę czy coś on miał wtedy 8 lat, najgorsze w tym wszystkim jest to że to wszystko działo się na jego oczach. Boże, ja sobie nie wyobrażam jak on musiał się wtedy czuć. Bardzo mu współczuję tego wszystkiego. Znam się z nim od 1 klasy podstawówki, jest moim najlepszym przyjacielem. Co prawda czasami bywa bardzo denerwujący ale to akurat nie jest ważne. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę i zaraz potem zauważyłem ze Tori jakoś dziwnie zbladła.
- Słońce wszystko w porządku? – zapytałem przejęty.
- Tak tylko trochę mi słabo… - i w tej właśnie chwili zemdlała. W ostatniej chwili kiedy miała upaść na ziemię, złapałem ją. Leon wyraźnie był lekko zszokowany i.. wystraszony? No nie ważne w każdym razie kiedy tak stał i się patrzył krzyknąłem.
- No co się tak patrzysz pomóż mi! – po tych słowach podszedł do mnie i pomógł mi zanieść ją na kanapę. Powiedziałem mu żeby przyniósł jakieś mokry ręcznik, kiedy on poszedł ja podszedłem do okna i otworzyłem je. Byłem strasznie zdenerwowany. Powód tego że zemdlała jest prosty bo tak jak już było mówione ona choruje na anemie a to jest główny skutek tej choroby. On siedział na kanapie a ja obok niej i trzymałem ją za rękę. W końcu się obudziła. Zaraz potem powiedziała że jest jej nie dobrze i zwymiotowała. Od dłuższego czasu nic się nie działo do teraz. Znowu zaczynam się martwić. Potem kiedy siedzieliśmy u niej w pokoju postanowiłem ją o coś zapytać.
- Tori powiedz mi coś dobrze? Czy ty masz jakieś rodzeństwo? Brata, siostrę? – zapytałem.
- Nie. Jestem jedynaczką. Czasami było mi z tym źle ale jakoś się przyzwyczaiłam. – siedzieliśmy tak jeszcze przez jakiś czas w końcu nastał czas kolacji. Ona oczywiście co powiedziała? ŻE NIE JEST GŁODNA. No myślałem że oszaleję.
- Tori przecież ty od jakiś trzech dni nic nie jesz jak to możliwe że nie jesteś głodna kochanie… proszę zjedz coś. Wiesz że w twoim stanie to raczej nie powinno tak być. – powiedziałem w końcu jakoś udało mi się przemówić jej do rozsądku i namówić do jedzenia. Kiedy zakończyliśmy kolację ja i Tori siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakiś serial. I właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
*Tori*
- Sprawdzę kto to. – powiedziałam wstając z kanapy i podchodząc do drzwi. Po ich otworzeniu ujrzałam przed sobą wysokiego bruneta, popatrzył się na mnie przez chwilę, obejrzał mnie po czym mocno mnie do siebie przytulił krzycząc.
- Tori! Boże święty… nareszcie cię znalazłem!...

Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania