Poprzednie częściUn amor inesperado cz 1

Un amor inesperado cz 24

… Ja nie wiedziałam co mam w tej chwili zrobić. Stałam tak bez ruchu. W końcu Leon zaczął mówić.

- Boże… Tori ja, ja przepraszam ja nie chciałem naprawdę. Sam nie wiem co się stało wybacz mi. Nie chciałem…

- O-Okey… eee… ni-nic się nie stało… - tak naprawdę to tak ale nie miałam serca by mu to mówić bo wiem że nie chce żebym myślała że coś jest nie tak. Jak się okazało tą całą scenę widział Federico. To już po nas.

*Leon*

Po chwili podszedł do nas rozwścieczony Fede.

- Co to maiło kurwa znaczyć co?! - krzyknął pchając mnie do tyłu

- Federico to…. To nie tak jak myślisz. Ja nie chciałem…

- Jasne! Zostawiam cię samego z moją dziewczyną na pięć minut a kiedy wracam ty całujesz ją za moimi plecami tak?! Ja nie rozumiem… jak ty mogłeś… a ty?

-Kochanie posłuchaj… ja naprawdę… nie chciałam i Leon tak samo, to wszystko jakoś tak się potoczyło wybacz.

- Tobie mogę, bo wiem że jesteś dobrym człowiekiem ale nie jemu. –Spojrzał się na mnie rozwścieczonym wzrokiem. – Nie zbliżaj się do niej więcej. – Po tych słowach wziął ją za rękę i zabrał ode mnie a ja wróciłem do domu. Na dziś mam już dość tych wszystkich imprez. Kiedy już tam byłem poszedłem od razu do pokoju. Usiadłem na łóżku, myślałem nad tym wszystkim dość długo. Nie chcę żeby Fede był na mnie zły bo zależy mi na dobrej relacji między nami. Ja się nie dziwie że Federico nie chce mi uwierzyć, że ja nieumyślnie pocałowałem Tori. Moje życie nie jest łatwe a kiedy byłem młodszy było jeszcze gorzej. Moja mama nie żyje, brat jest w domu dziecka a ojciec odkąd tylko pamiętam bił mnie. Nie miałem przez niego dzieciństwa ale jego to raczej nie ruszało… przez to wszystko o się działo dopuściłem się w swoim życiu różnych złych rzeczy. Zdarzało się na przykład coś takiego jak jakieś kradzieże, czasami małe czasami duże… i do tego zaliczają się problemy z różnego typu używkami, papierosy, alkohol, narkotyki. Z tym wszystkim zmagam się do dziś. Wiem że to złe ale ja nie umiem już żyć inaczej. W pewnej chwili zadzwonił mój telefon, jak się okazało to była Amy.

- No hej kochanie. – powiedziałem.

- Hej… tęsknie za tobą misiu.

- Ja za tobą też, moja ty pszczółko… ale na szczęście już jutro wracam. Już nie mogę się doczekać kiedy znowu będę mógł cie przytulić.

- No wiesz i jest też taka jedna rzecz której mi brakuje… ty się już chyba domyślasz co? – po chwili też usłyszałem jej słodki śmiech.

- No oczywiście. Jak tylko wrócę to wszystko nadrobimy. A teraz wybacz mi skarbie ale chyba się już będę kładł spać bo jestem cholernie zmęczony… - pożegnałem się z nią i tak jak mówiłem, położyłem się spać.

*Rano*

No i znowu musieliśmy wstać o piątej żeby się spakować i zdążyć na lotnisko. Chciałem porozmawiać jeszcze z Federico ale cały czas jest na mnie wściekły. Kiedy byliśmy w samolocie znowu siedzieliśmy obok siebie, postanowiłem ponownie podjąć próbę.

- Fede… posłuchaj no, przepraszam. Ile razy mam to jeszcze robić. Wybacz mi proszę, ja naprawdę nie chciałem.

- Naprawdę? A pamiętasz jak odbiłeś mi dziewczynę w gimnazjum? Tego też nie chciałeś? – Po tym już się nie odzywałem. No, kiedyś jak byliśmy w gimnazjum nadarzyła się taka jednak akcja. Federico spotykał się z taką jedną, ona mnie jeszcze nie znała ale kiedy to się stało, to, ona po jakimś czasie zaczęła do mnie zarywać i powiedziała że jej się podobam i takie tam. No i przeze mnie z nim zerwała, a ja byłem strasznym chujem, że potem zgodziłem się z nią być. Cały czas to pamiętam, i cały czas jest mi źle.

*Federico*

Spojrzałem się na Tori, nie miała zbyt wyraźniej miny. Była strasznie blada.

-Skarbie, wszystko w porządku? – zapytałem. Po chwili pokręciła przecząco głową.

- Nie dobrze mi… - powiedziała cicho.

- Oj no to chodź, wstań. – zaprowadziłem ją na tył samolotu do łazienki. Naprawdę zaczynam się o nią martwić. Co się z nią dzieje.

W końcu samolot wylądował. Skierowaliśmy się od razu taksówką do domu. Drzwi były otwarte bo przecież Marco został. Ale oprócz niego napotkałem tam jeszcze kogoś.

- Leo! – krzyknąłem. Młody od razu podbiegł do mnie rzucając mi się w ramiona. – Hej mamo, a co wy tu robicie? – zapytałem zadowolony.

- A bo wiesz, mam do ciebie małą prośbę, czy Leo mógłby u ciebie zostać na te pare dni? Bo ja mam teraz pracę i wiesz nie będę mogła za często być w domu. Więc czy mógłbyś się nim przez ten czas zaopiekować?

- Jasne że tak!

- Dziękuję ci bardzo synek naprawdę. – przytuliła się do mnie i zaraz potem pomogłem przynieść wszystkie jego rzeczy z samochodu. W końcu zostawiła go z nami. Jakiś czas potem nie wiem czemu ale wybaczyłem Leonowi. Oczywiście nadal jestem na niego trochę zły ale po części już mi przeszło.

*3 godziny później*

*Tori*

W pewnej chwili kiedy siedziałam w pokoju czytając książke Federico wszedł do pokoju.,

- Kochanie, dlaczego nie zjadłaś które ci przygotowałem?

- Bo nie jestem głodna. – powiedziała nie odrywając wzroku od książki.

- Eh… co ja mam z tobą zrobić co? Powiedz mi… - a ona nic nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła. – Za to że nie zjadłaś twoją karą będzie to że musisz dać mi się pocałować. – powiedział powoli podchodząc do mnie na czworaka po łóżku. Zaraz potem zbliżył się do mnie i mnie pocałował.

https://31.media.tumblr.com/8044c6fd344230fecb10c0e717f8ee56/tumblr_inline_n4wr00aF0I1setvts.gif

*Federico*

- Powiedz mi dlaczego tymi to robisz co? – powiedziała uśmiechem.

- Może dlatego że jestem w tobie szaleńczo zakochany… - powiedziałem i jeszcze raz połączyłem nasze usta.

- No dobra a może teraz dasz mi dokończyć tą książkę co?

- No dobrze ale to potem najpierw może się trochę zabawimy… - powiedziałem biorąc tę książkę i odkładając ją na półkę obok. Zacząłem ją namiętnie całować po chwili rozpiąłem dwa pierw guziki od jej koszuli lekko odsłaniając jej niebieski koronkowy stanik. W pewnej chwili ona położyła ręce na mojej klatce piersiowej.

- Nie powiedziałam że się zgadzam… - oznajmiła.

- Ej… czemu jesteś dla mnie taka okrutna. – powiedziałem zaraz potem robiąc minę zbitego psa. Ona zaczęła się śmiać. – Wiesz co misiu? Mimo tego że teraz mam na ciebie ogromną ochotę, to… podoba mi się to że czasami jesteś taka niedostępna. Robisz postępy. Pamiętam jak na początku naszego związku byłaś taka niewinna i bezbronna, bałaś mi się sprzeciwić… jestem z ciebie dumny.

*Tori*

On nadal leżał na mnie, delikatnie całując mnie w szyje, opierał się na przed ramionach. Poczułam jak lekko przesuwa nosem po mojej szyi zaraz potem przygryzając płatek mojego ucha.

- O boże jak ja kocham się tak z tobą droczyć… - zaśmiał się. Ja też to lubię ale nie chciałam teraz tego ponieważ czułam że chcę wymiotować.

- Fede… wstań proszę. – mówiłam.

- A co się stało…? Nie podoba ci się? - mówił nie odrywając się od tymczasowego zajęcia.

- Nie o to chodzi tylko… weź ja muszę… - po tych słowach już nie mogłam dłużej czekać, odepchnęłam go od siebie i pobiegłam do łazienki a tam zwymiotowałam. Kiedy wyszłam od razu podszedł do mnie.

- Kotek co się dzieje? W samolocie też wymiotowałaś… martwię się o ciebie…- popatrzyłam się na niego, w końcu uznałam że lepiej będzie jak powiem mu prawdę.

- Dobra… Federico ja, ja muszę powiedzieć ci coś ważnego… - patrzyłam na niego strasznie zdenerwowana, nie wiem jak na to zareaguje, a co jak zacznie krzyczeć? Nie wiem ale muszę mu to powiedzieć przecież nie mogę przed nim ukrywać tego że będziemy mieli dziecko… no ale on jest nieprzewidywalny a co jeśli wiadomość o tym że zostanie ojcem go nie zadowoli? Ale nie , muszę zaryzykuję.

- Posłuchaj ja… ja, jestem w ciąży…. – po tym przymknęłam oczy i cofnęłam się o mały krok do tyłu, bałam się tego że mnie uderzy. Ale nic nie poczułam.Spojrzałam na niego,chciało mi się płakać. – Jesteś zły tak? Nie no jesteś wściekły. Pwienie teraz będziesz chciał mnie zostawić, tak? – po krótkiej ciszy usłyszałam znów jego głos.

- Kochanie… co ty mówisz… jakbym mógł cię teraz zostawić co? Przecież to co powiedziałaś, to są najpiękniejsze słowa jakie mogłe usłyszeć! – po tym podszedł do mnie i przytulił mnie. Zaraz potem kiedy się odsunął spojrzał na mnie, objął moją twarz dłońmi. – Jak mógłbym być zły za to… skarbie ty mój, nigdy w życiu.

- Naprawdę?

- Tak, zawsze marzyłem o tym żeby mieć dzieci z dziewczyną którą naprawdę kocham. A teraz moje marzenie się spełniło… - Po tych słowach delikatnie pocałował mnie w czoło i zaraz potem prze przytulił.

https://p.gr-assets.com/540x540/fit/hostedimages/1388954063/7962432.gif

*2 godziny później*

Siedzieliśmy wszyscy w kuchni.Teraz zrobiłam się strasznie głodna,może to brzmi dziwnie że tak mi się apetyt zmienia no ale cóż. Marco nalewał sobie soku do szklanki kiedy w pewnej chwili spojrzał na mnie.

- No mała… chyba musiałaś bardzo zgłodnieć bo ja naprawdę bardzo dawno nie widziałem żebyś coś jadła … - wtedy Federico zerknął na mnie uśmiechając się. Po chwili podszedł, kładąc jedną dłoń na stole.

- Możesz im powiemy kotek? Tak będzie lepiej… - uśmiechnął się.

- Co powiecie? Teraz już się nie wycofujcie, muszę to wiedzieć! – mówił bardzo zaciekawiony Leo. Wstałam, stanęłam obok Federico zaraz potem biorąc go za rękę. Kilka razy otworzyłam usta żeby coś powiedzieć ale nie dawałam rady.

- No dalej słońce… będzie dobrze. – dopingował mnie podekscytowany Federico.

-No dobra… chodzi o to że… - wszyscy patrzyli się na mnie, oczekując tego co powiem. – Ja, i Federico… my, spodziewamy się dziecka… - powiedziałam. Zaraz potem usłyszałam głośnie krzyki.

- Super! Gratulacje! – krzyknął Leon zaraz potem przytulając się do mnie i po chwili też do Federico. Tak samo zrobił Marco.

- Czyli że ja…będę wujkiem?! Dziękuje Tori! – po tym podbiegł i mocno się do mnie przytulił.

- No wiesz…. To raczej nie jest moja zasługa tylko, twojego brata. – Wszyscy załapali o co chodzi tylko nie on. No wiecie chyba Federico jeszcze mu na ten temat nic nie mówił… no, na to wygląda.

- Ale jak? O co chodzi? – zapytał odsuwając się ode mnie. – Dlaczego to dzięki tobie, jak?

- Stary to ty jeszcze nic mu o tym nie mówiłeś?! – wyrwał się Marco.

- No tak się jakoś złożyło… dobra młody ja, obiecuję że ci wszystko wyjaśnię tylko błagam nie teraz okey? – Dziwna atmosfera trwała jeszcze przez jakiś czas, potem już wszystko się oswobodziło.

*Następnego dnia*

Usiadłam przy stole Leon i Marco jeszcze spali. W pewnej chwili do kuchni wparował Leo jak zawsze uśmiechnięty. Jakiś czas potem dołączył do nas też Federico, ale on już nie pałał entuzjazmem. Oparł dłonie o blat. Wpatrywał się w okno. Miał jakąś taką dziwną minę. Podeszłam do niego kładą dłoń na jego ramieniu.

- Kochanie… wszystko w porządku? – zapytałam cicho.

- Tak, nie widać? Weź nie mam ochoty na odpowiadanie na jakieś głupie pytania. Leon co chcesz na śniadanie.

- Płatki z mlekiem. – powiedział. Federico podszedł do szafki z zamiarem wyjęcia miski. Zauważyłam że ręce mu się strasznie trzęsą. W pewnej chwili miska którą wziął wyśliznęła mu się z rąk i upadła na ziemię tłukąc się na kawałki.

- Kurwa mać! – krzyknął zdenerwowany. Spojrzałam się na niego, też się zdenerwowałam bo nie powinien przeklinać przy Leo.

- Federico czyś ty do reszty oszalał?! – Krzyknęłam.

- Zamknij się! – odpowiedział również krzykiem. Patrzyłam się na niego zdenerwowana. Przez dłuższy czas się nie odzywał dopiero po chwili, zauważyłam w jego oczach łzy, wtedy się odezwał. – Przepraszam… - mówił takim głosem jakby miał się zaraz rozpłakać. – Ja po prostu już nie wytrzymuje… nie daje rady.

-Ale z czym? – zapytałam.

- Nie chciałem o tym mówić przy Leo ale chyba już muszę… nasza mama, ona miała wypadek. – Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. Leo od razu do niego podbiegł i zaczął zasypywać go milionem pytań. Federico wszystko opowiedział. Jak się okazało, wczoraj o godzinie 23 jak wracała do domu z pracy, potrącił ją samochód. Mówił też że będzie miała poważną operację, której… może nie przeżyć. Kiedy Federico ot powiedział. Leo od razu zaczął płakać. Federico przytulił go mocno do siebie.

- Mama umrze….? – zapytał przez łzy Leo.

- Trzeba się modlić o to żeby tak nie było. – powiedział zaraz potem ponownie go przytulając. Ja im tak bardzo współczuje. Musi być im teraz bardzo źle. Spróbuję im jakoś pomóc ale nie wiem jak.

*Godzina 15.56*

Szłam razem z Leonem przez park. Było tak fajnie, ciepło, miło. W pewnej chwili ona zapytał się mnie.

- Powiedz mi Tori, co chciałabyś robić kiedy skończysz szkołę? Nadal będzie zajmować się rysowanie czy raczej wybierzesz coś innego?

- Nie, raczej zostanę przy tym – po ty słowach uśmiechnęłam się. – A jak było z tobą? Jakie miałeś plany na życie kiedy byłeś młodszy?

- A no wiesz ja… - nie dokończył bo właśnie w tej chwili zauważyliśmy Jasona idącego w naszym kierunku.

- O hej Tori! No no no, widzę że ci się już tamten chłopaczek znudził, masz branie skoro tak szybko już sobie kogoś znalazłaś. –Po tym zaczął się śmiać. Zdenerwowałam się ale kiedy chciałam już coś powiedzieć Leon się wtrącił.

-Po pierwsze gówniarzu to nie jest moja dziewczyna a po drugie to kim tu kurwa jesteś co? – zapytał ze wściekłością patrząc na niego.

- To nie jest ważne… a ty maleńka jednak nie jesteś taką ofiarą za jaką cię miałem…

- Posłuchaj dzieciaku nie masz prawa się tak do niej odzywać jasne? A jeżeli zaraz stąd nie pójdziesz, to zobaczysz jak ci obiję tą twoją buźkę… - powiedział ze wściekłością w oczach.

- Hehe… dobra już spadam, nie denerwuj się tak. – po tym znowu się zaśmiał i poszedł. Popatrzyłam przez chwilę na Leona, zapytał się mnie czy wszystko w porządku czy czuję się dobrze po tym całym zdarzeniu, powiedziałam że tak.

- A powiedz mi…. Wyobrażasz to sobie?

-Ale co?

- No nas, jako, parę?

- No wiesz… jesteś bardzo fajna i w ogóle ale to raczej było by troszkę dziwne nie sądzisz? – zapytał po chwili uśmiechając się lekko.

- No trochę…

*Dwa miesiące później*

No w końcu doczekałam się tego dnia! Nareszcie, moje urodziny!! W końcu skończę 18 lat, jest to dla mnie bardzo wyjątkowy dzień. A wracając do rodzinnych spraw Federico, z jego mamą jest już lepiej choć nie do końca, po tym wypadku doznała silnego urazu kręgosłupa dlatego wyjechała do innego miasta by tam odbyć rehabilitację , dlatego też Leo nadal mieszka u nas. Kiedy spałam nagle poczułam jak ktoś całuje mnie w policzek. Obudziłam się, otworzyłam oczy i ujrzałam Federico.

-Dzień dobry księżniczko… - powiedział cicho. Uśmiechnęłam się do niego. – Wszystkiego najlepszego misiaczku… - i po tych słowach połączył nasze usta w namiętnym i długim pocałunku

http://3.bp.blogspot.com/-XznPNvp8DKI/UfpOIWrx0II/AAAAAAAABuU/WFe2mleWXAU/s320/tumblr_mqq4lgBsB01rg3jdao1_500.gif

I w tej właśnie chwili do pokoju weszli Leon i Marco. Federico odsunął się ode mnie i spojrzeliśmy na nich. Leon niósł w rękach tacę na której były naleśniki, dzbanek i szklanka z sokiem pomarańczowym, owoce i kartka urodzinowa. Oboje zaczęli śpiewać „Cien años” (tłum. Sto lat). To było coś pięknego.

*Godzina 14.45*

- No kotek to teraz czas na prezenty – po tym uśmiechnął się. Mi nie zależy w urodziny na prezentach czy coś, zależy mi tylko na tym żeby przeżyć ten dzień w spokoju i z przyjaciółmi. No ale jak chcą to okey… Na samym początku podszedł do mnie Leo i wręczył mi własnoręcznie narysowaną laurkę.

- Ooo dziękuje! – Byłam naprawdę zadowolona, bardzo podobają mi się takie rzeczy robione, od serca. Potem przyszła pora na Marco. To co zobaczyłam w pudełku,było świetne. A mianowicie znajdował się tam śpioszek dla dziecka, grzechotka i mały miś. Podeszłam do Marco i przytuliłam się mówiąc „dziękuje”.Siedziałam na kanapie obok Leona.

- No to teraz czas na mnie. – Po tych słowach uśmiechnął się. Wstałam tak samo jak i on. Po chwili wręczył mi prostokątne pudełko. Kiedy je otworzyłam moim oczom ukazał się najpiękniejszy złoty naszyjnik jaki kiedykolwiek widziałam na oczy.

- O boże… on jest piękny… - powiedziałam z zachwytem. Po chwili Leon wziął go i założył mi na szyję po chwili odgarniając do tyłu moje włosy. – Leon ja, ja nie wiem co powiedzieć…

- Lepiej nic nie mów tylko się po prostu przytul. – Uśmiechnęłam się i zaraz potem zrobiłam to o co mnie prosił. – Kocham cię mała… - po chwili poczułam jak całuje mnie w czubek głowy. Wiecie Leon nie kocha mnie tak jak chłopak dziewczynę tylko…. Jak przyjaciel ja z resztą też.

- No, a ja mam jeszcze jeden prezent… - usłyszałam zza pleców głos Federico. Odwróciłam się, patrzył się na mnie, w jego oczach widziałam strach, był też strasznie zestresowany, ale dlaczego? – Kochanie posłuchaj, długo nad tym myślałem, i w końcu podjąłem decyzję, choć strasznie boję się o to że będzie inaczej niż chcę żeby było, muszę zaryzykować… - po tych słowach uklęknął przede mną. Zaraz potem wyjął z tylniej kieszeni spodni czerwone pudełeczko otworzył je ukazując piękny pierścionek,po chwili zaczął. Mówić, - Tori, czy ty… wyjdziesz za mnie?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Sky300 02.07.2015
    Rany.... Łał! :D Super, czekam :P
  • Luna 03.07.2015
    Zaskoczenie:o

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania