Unikat
Widział mnie? Boże błagam, żeby mnie nie widział. Ale jeśli choćby w tamtej chwili mnie zauważył to już po mnie. Szłam lasem starając się ostrożnie stąpać, ponieważ jeśli On cokolwiek usłyszy to mnie złapie. Na pewno jest niemożliwie szybki i silny. Już po mnie. Ciekawość zabiła kota, zabije i mnie. W co ty się wpakowałaś Susanne. Już po tobie. Powoli obróciłam się wokół własnej osi, żeby się upewnić, że go nie ma. Przez co oczywiście jak w jakimś horrorze musiałam nadepnąć na jakąś gałązkę. I jak to w horrorach bywa ten dźwięk był bardzo głośny i przeraźliwy. Co jeśli on nie tylko jest taki nie wyobrażalnie silny? Co jeśli widzi i słyszy także wspaniale? Słyszałam bicie swojego serca. Jeszcze nigdy tak szybko nie biło. Może zatrzymam się tu i poczekam chwile. Uspokoję oddech i przemyśle wszystko. Podeszłam do drzewa i usiadłam tyłem do niego i czekałam. Dlaczego to on musi być zabójcą? Taki przystojny i mądry. Ach dlaczego muszę trafiać zawsze na tego typu facetów? Na facetów o złych charakterze. Dlaczego nie mogę znaleźć kogoś normalnego? Kogoś miłego, cierpliwego i życzliwego. Sympatycznego dla wszystkich. Może dlatego że nigdy nie zwracasz uwagi na ten typ? - odpowiedziałam sama sobie. To się musi zmienić. W sumie i tak się trochę zmieniło, w końcu teraz trafiłam na morderce. Jonatan, kto by pomyślał że on jest taki, taki, taki zabójczy, zły i straszny. Na pierwszy rzut oka jest po prostu przystojniakiem. Wysoki, dobrze zbudowany, brunet o pięknych, głębokich, niebieskich oczach. Myślałam że ma jakieś kłopoty i dlatego tu za nim przyszłam. Chciałam mu pomóc no i przy okazji zobaczyć co on robi o tej porze w nocy z tym kolesiem. Dziś był bez niego, ale i tak poszłam jak głupia idiotka. Jak już mówiłam ciekawość.
Pierwszy raz spotkałam go w mojej pracy przy barze. Wszedł do środka, ja stałam tyłem do drzwi więc nie wiedziałam co się dzieje, kiedy zapadła cisza. Po jakimś czasie zauważyłam jaka panuje atmosfera, więc odwróciłam się. I zobaczyłam jego. To on, to ten jedyny, przez moment w mojej głowie pojawiła się ta myśl, ale szybko ją stamtąd usunęłam. Stanęłam jak wryta, ale na szczęście nie byłam sama. Wszyscy wokół się w niego wpatrywali. W niego i we mnie, bo on patrzył na mnie. Jakbyśmy się znali. Kiedy sobie to uświadomiłam oczywiście spaliłam buraka. Jak tylko się uspokoiłam ruszyłam się i podeszłam do lady. Musiałam go obsłużyć zanim zrobi to ta nowa, jak ona miała na imię? Amber? Anabelle? Jakoś tak. Wszyscy jej się podobali i ze wszystkimi flirtowała. Normalnie mi to nie przeszkadzało, ale nie z nim. Czułam, że on musiał być mój. Co dziwne do niego się nie spieszyła. Pewnie na nią też podziałał jego urok i wlepiła w niego wzrok jak cała reszta.
- cześć, podać coś? - spytałam.
Wreszcie ludzie oderwali od niego wzrok i zajęli się swoimi sprawami, ale tylko na pozór nadal patrzyli na nas z zaciekawieniem, próbując coś usłyszeć, coś wywnioskować. Uśmiechnął się do mnie. Ale jak to zrobił! Miał taki piękny prawdziwy uśmiech. I te dołeczki w policzkach! Pomyślałam, że już wszystko widziałam, więc mogę umrzeć. Poczułam, że muszę jeszcze raz zobaczyć to niesamowite zjawisko za wszelką cenę.
- cześć, na razie poproszę tylko kawę.
Wydawało mi się że w jego oczach pojawił się jakiś błysk, ale zbyt szybko zniknął, żebym mogła domyśleć się o co chodzi. Odwróciłam się i poszłam robić kawę dla niego. Oczywiście odchodząc pokręciłam trochę tyłeczkiem. W czasie nalewania do filiżanki kawy zastanawiałam się, co ja do diabła robię. To niemożliwe żebym się tak zachowywała. Muszę się ogarnąć. Ok, spodobał ci się chłopak i co? To nie znaczy, że musisz się jakoś inaczej zachowywać. Bądź sobą. Spokojnie. Wróciłam z jego zamówieniem i podałam mu je. Czułam na sobie jego wzrok. Obserwował każdy mój ruch. Nawet ten najdrobniejszy. Miałam wrażenie, że oczekuje aż coś się stanie, że rzuciłby mi się na pomoc. Tak, wiem, to tylko moja wyobraźnia.
- coś – odchrząknęłam, ponieważ nagle zaschło mi w gardle – coś jeszcze? - wykrztusiłam.
- na chwile obecną to wszystko, dziękuję. Ale jeśli będzie miała pani chwile czasu bardzo proszę do mnie podejść, dobrze? - zapytał z uśmiechem, ale ten uśmiech nie był taki sam. Ten był wymuszony. Nie czułam się tak fantastycznie po ujrzeniu tego, przez co trochę się zdenerwowałam.
Mimo wszystko też się uśmiechnęłam, w końcu jest klientem, poza tym poprosił, żebym tu do niego przyszła. Chciałam powiedzieć, że przecież teraz mogę, że dla niego w każdej chwili znajdę czas, ale wstrzymałam się z tym. Nie chciałam żeby sobie pomyślał, że mi się spodobał czy coś w tym stylu. Chociaż rzeczywiście tak było. Spodobał mi się i to bardzo, ale nie mogłam tego przyznać, jeszcze nie byłam na to gotowa.
- jasne, jak znajdę trochę czasu to przyjdę. - odpowiedziałam – ale co jeśli będę cały dzień zajęta?
Jak tylko te słowa padły z moich ust spuściłam głowę i oczywiście znów strzeliłam buraka. Co ty robisz? Jak mogłaś coś takiego powiedzieć do klienta, w ogóle do kogokolwiek, szczególnie do takiego ciacha. Pewnie ma mnóstwo dziewczyn na pęczki, a ty się pchasz na chama. Uspokój się to da się odkręcić. Podniosłam głowę i chciałam to jakoś wyjaśnić, ale gdy zobaczyłam jak się uśmiechnął to przeszła mi na to ochota. I ten ogień w jego oczach. Zadrżałam, bynajmniej nie z zimna. Zamknął oczy na dłuższą chwile, a kiedy je otworzył znów były normalne.
- myślę, że jeśli nie będziesz miała na tyle czasu, żeby ze mną porozmawiać, to możemy się spotkać po twojej zmianie i wtedy to załatwić. - mówił bardzo ostrożnie. Tak jakby się bał że mnie wystraszy. Ale dziś sama siebie nie poznawałam.
- ok, więc jeśli nie będę miała czasu to za cztery – spojrzałam na zegarek – nie, za trzy godziny jestem wolna. Do zobaczenia.
Odwróciłam się nie czekając na jego odpowiedź i szybko odeszłam. Mimo że pewnie znalazłabym chwile, żeby z nim porozmawiać postanowiłam, że nie podejdę. I tak zrobiłam. Oczywiście co chwila patrzyłam na zegarek. A te trzy godziny ciągnęły się w nieskończoność. Nie mogłam się doczekać tego spotkania, więc wyszłam się przebrać dziesięć minut przed końcem mojej zmiany. Szefa nie było, więc nie powinien się o tym dowiedzieć. Wymknęłam się i przebrałam szybko, żeby nie złapała mnie znów ta idiotka. Z jakiegoś powodu czułam, że chce się ze mną zaprzyjaźnić, nie rozumiałam tego. Zbyt wiele osób ją podziwia, żeby miała się zainteresować moją osobą. Udało mi się. Może dlatego, że wcześniej skończyłam. Zawsze mam wrażenie, że ona na mnie czeka. Wyszłam z przebieralni i chciałam wyjść przez główne wejście, żeby go od razu zgarnąć, ale kiedy tylko wyszłam zza baru mój wzrok od razu odnalazł jego miejsce. A jego nie było. Już drugi raz dzisiaj stanęłam jak wryta. Pewnie znalazł sobie kogoś ładniejszego i poszedł gdzieś z tą osobą, w miejsce w którym nikt ich nie będzie szukał. Ze smutnym westchnięciem ruszyłam do drzwi, już nie wracałam się i poszłam do głównych. I całe szczęście, że to zrobiłam, bo on tam był. Czekał. I palił. To mi się nie spodobało. Dlaczego taki facet musi palić? Chyba musiał zobaczyć na co patrze.
- palę tylko wtedy, jak się zdenerwuje.
- jest pan teraz zdenerwowany? To może innym razem.. - zaczęłam, wiedziałam już do czego zdolni są zdenerwowani mężczyźni. Zrobiłam krok do tyłu.
- nie, proszę. Tyle na panią czekałem – zabrzmiało to tak, jakby nie czekał tylko trzech godzin, ale o wiele, wiele dłużej. Zawachałam się. A co jeśli to jakiś prześladowca? Spojrzałam w jego oczy, westchnęłam.
- no dobrze – powiedziałam drżącym głosem, sama nie wiedząc dlaczego tak właściwie się zgodziłam. Czy to przez jego urok?
Zadrżałam nie tylko ze strachu, chociaż odrobinę się wystraszyłam, ale na dworze było już zimno o tej porze, a ja miałam na sobie tylko cienki płaszczyk..
Musiał to zauważyć, ponieważ zaczął zdejmować swoją kurtkę.
- nie trzeba, dziękuję – powiedziałam domyślając się jego intencji.
- nalegam – zarzucił mi swój gruby płaszcz na ramiona. Co dziwne był zimny, chyba dopiero wyszedł nie zdążył go zagrzać.
- więc, dziękuję – powiedziałam patrząc prosto w jego oczy. Takich oczu jeszcze nigdy nie widziałam. Miałam wrażenie, że mogłabym w nich utonąć.
- nie ma za co.
Staliśmy patrząc na siebie. Nawet na milimetr nie ruszyliśmy się z miejsca. Nie wiem ile to trwało. Dopiero, kiedy ktoś mnie trącił przez przypadek wychodząc z baru na tyle mocno , że o mały włos a bym upadła. Złapał mnie, a ja znów utonęłam w jego oczach. W duchu podziękowałam za jego refleks i za moje szczęście.
- może chodźmy stąd gdzieś indziej – zaproponował
nie byłam w stanie wykrztusić słowa, ponieważ ciągle trzymał mnie jedną ręką owiniętą wokół mojego biodra, więc tylko kiwnęłam głową.
- przepraszam, dopiero co tu przyjechałem, więc nie znam tego miasta, mogę więc dzisiaj odprowadzić cię tylko do domu? - zapytał i zabrał rękę. Niestety. Byłam dziwnie tym rozdrażniona.
- yhy, pewnie – powiedziałam zawiedziona, mimo że rozumiałam o co mu chodzi.
Ale przecież mogłam ja coś zaproponować i poprowadzić.
- więc o czym chciałeś porozmawiać? - powiedziałam zła na siebie za brak odwagi, żeby zaproponować coś innego i na niego, że nie pomyślał o tym, że ja znam to miasto.
Jego oczy przygasły. Przeszedł do rzeczy.
- wydaję mi się, że pracując w takim miejscu spotykasz wiele osób i orientujesz się kto jest nowy w mieście i ile tu przebywa. - westchnął – jestem prywatnym detektywem i chciałem cię zapytać o pewnego człowieka.
Stanęłam w miejscu. Moje nadzieje prysły. Nie podobasz mu się on tylko wykonuje swoją prace. Miałam ochotę roześmiać się na głos, ale powstrzymałam się wiedząc że w ten sposób wyjdę na wariatkę i jeszcze bardziej go do siebie zrażę. Wtedy na pewno ucieknie, nawet nie rozmawiając ze mną o tym kimś.
- rozumiem – powiedziałam ze smutkiem – myślę że o takich sprawach lepiej rozmawiać siedząc. A za rogiem jest bardzo miła całodobowa kafejka. Może moglibyśmy tam o tym porozmawiać? - skoro to chodzi o sprawy służbowe odwaga przyszła z powrotem. A ja nie miałam ochoty pokazywać mu gdzie mieszkam i jak. Popatrzył na mnie przez chwile i w końcu zgodził się na moją propozycje.
W ciszy weszliśmy do środka. Znaleźliśmy miejsca i usiedliśmy. Zamówiliśmy po kawie. I nadal w ciszy siedzieliśmy nie patrząc na siebie. To była bardzo krępująca cisza. Wokół wszyscy rozmawiali, głównie o nim, a my po prostu siedzieliśmy, nawet na siebie nie patrząc. Kiedy przynieśli nam zamówienie, westchnęłam.
- więc o jakiego człowieka chodzi. Ma pan jego zdjęcie czy coś w tym stylu? Jeśli będę mogła pomóc to pomogę.
- tak mam zdjęcie. - pokazał mi zdjęcie łysego, wytatuowanego i napakowanego faceta. Takiego że jak go zobaczysz to od razu myślisz, że jest z mafii albo coś.
- tak widziałam go. Przelotem jak szłam do pracy, ale takiej twarzy się nie zapomina. Więc co on zrobił?- zapytałam już całkiem pogodna. Moja cierpliwość domagała się zaspokojenia.
- gdzie to było dokładnie? I niestety nie mogę powiedzieć co zrobił. Tajemnica służbowa. Rozumie pani, prawda?
- jestem Susanne – powiedziałam ze smutnym westchnięciem. Dlaczego nie chciałam, żeby zwracał się do mnie per ,,pani''? W każdym bądź razie wyciągnęłam do niego rękę – niestety rozumiem, że nie może pan nic powiedzieć. Ale czy na pewno? Nawet trochę? - zapytałam po chwili.
- Jonatan – wziął moją dłoń w swoją – mogę tylko powiedzieć, że jest to bardzo niebezpieczny człowiek i powinna go pani unikać. Przykro mi. - z naciskiem powiedział ,,pani'' jakbym tylko ja była zagrożona, ale zignorowałam to uważając, że moja wyobraźnia znowu płata mi figle.
Powiedziałam mu gdzie widziałam tego mężczyznę i reszta czasu upłynęła spokojnie na rozmowie, próbowałam go złapać za słówko, żeby mi cokolwiek o nim powiedział, ale łatwo unikał odpowiedzi. Szybko wypiłam swoją kawę przed nim, tak żeby tego nie zauważył.
- no cóż czas już na mnie. - wstałam z krzesła i szybko założyłam swój płaszcz żeby nie przyszło mu znowu do głowy odprowadzanie mnie. Oddałam mu jego płaszcz – jeszcze raz bardzo dziękuje za pożyczenie mi go, Jonatanie.
- możesz go jeszcze zatrzymać, zresztą odprowadzę cię do domu – jednak przyszło mu to do głowy. Poczułam, że jestem jednocześnie smutna i szczęśliwa. Chce mnie odprowadzić do domu, może nie jestem tylko ,,pracą'', ale kiedy zobaczy jak mieszkam na pewno ucieknie jak najszybciej.
- nie trzeba, naprawdę. Jest już późno więc nie mogę pozwolić ci, żebyś nadkładał drogi. Ktoś pewnie na ciebie czeka w domu. - ma kogoś? Co odpowie? Byłam cała w nerwach czekając na tą jedną małą odpowiedź.
- nikt na mnie nie czeka. Zresztą jak już zauważyłaś jest późno więc nie mogę pozwolić żeby dama sama chodziła o tej porze. - powiedział wstając z miejsca, a ja odetchnęłam z ulgą – zresztą być może nie będę musiał iść okrężną drogą, jeśli dopisze nam szczęście mieszkamy gdzieś blisko siebie.
- wątpię w takie szczęście - powiedziałam spoglądając na niego. Najprawdopodobniej miałam na ramionach prawdziwy skórzany płaszcz, patrząc na jego ubiór i zachowanie mogę to wywnioskować. Na pewno nie mieszka w takiej klitce jak moja tylko z drugiej strony miasta. Tej bogatszej.
- no więc proszę założyć mój płaszcz na siebie i prowadź, Susanne. - zadrżałam kiedy wypowiedział moje imię w taki podniecający sposób.
- dobrze, więc proszę za mną – nie miałam siły się już kłócić.
Kiedy dotarliśmy na miejsce i już chciałam się pożegnać on odezwał się pierwszy.
- w którym bloku?
Pokazałam ręką.
- widzisz? Miałem racje, mieszkamy blisko siebie – powiedział z uśmiechem nachylając się do mojego ucha.
Drgnęłam. Zwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Znów ten ogień. To tak jakby tutaj chciał zedrzeć ze mnie ubranie. Zadrżałam. Odwzajemniłam jego spojrzenie.
- naprawdę? - wyszeptałam jednocześnie ze strachem i nadzieją.
- jasne mieszkam po drugiej stronie ulicy – powiedział odchylając się ode mnie. Dlaczego? Mógł się jeszcze przysunąć.
- więc do widzenia, Jonatanie – powiedziałam, kiedy dotarliśmy pod moją klatkę.
- do zobaczenia, Susanne.
Przychodził codziennie do baru. Rozmawialiśmy trochę. Pewnej nocy kiedy nie mogłam spać podeszłam do okna. Zobaczyłam go jak wsiada do samochodu z jakim młodo wyglądającym mężczyzną. To auto miało przyciemnione szyby. Wystraszyłam się. Siedziałam całą noc przy oknie, czekając aż wróci. Jeśli by nie wrócił zamierzałam zadzwonić na policje. Wrócił nad ranem sam. Kolejnej nocy także nie spałam, tym razem nie dlatego, że nie mogłam. Musiałam się dowiedzieć o co tutaj chodzi. Ten koleś co noc tutaj przyjeżdżał i Jonatan za każdym razem wracał sam. Coś tu nie grało. Musiałam mu pomóc i wylądowałam w takiej sytuacji.
Pojechałam za nim z daleka. Innymi słowy śledziłam go. Nie zorientował się, chyba, w końcu to miasto więc wiele osób jeździ w jedną stronę. Później wysiadłam i poszłam za nim. Oczywiście kilka razy zgubiłam jego trop. W końcu usłyszałam jego głos, krzyczał co mi do niego nie pasowało więc przybliżyłam się żeby zobaczyć kto, lub co go tak wystraszyło. Zobaczyłam około 10 osób dobrze uzbrojonych w pistolety, noże i coś w rodzaju mieczy. Spojrzałam na Jonatana on miał tylko kilka noży przy sobie. Nagle zaczęła się walka, bez żadnego ostrzeżenia. Sięgałam po telefon żeby zawiadomić o tym policję, ale przykuło mój wzrok to, że właśnie trafiony nożem przeciwnik Jonatana zniknął. Rozejrzałam się, ale go nigdzie nie było. Czyżby coś się działo z moim wzrokiem? Ale to zjawisko powtarzało się aż wszyscy nie zniknęli. Nie, oni nie znikali, oni zamieniali się w kupkę popiołu. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy to sobie uświadomiłam. I jeszcze ta prędkość. Wszyscy byli tacy szybcy, nie mogłam nadążyć za nimi wzrokiem, a i tak Jonatan był najszybszy. Kiedy został tylko Jonatan wzięłam głęboki oddech. Niestety trochę zbyt głośno, ponieważ on chyba to usłyszał bo zaczął się rozglądać więc jak najszybciej i jak najciszej próbowałam odejść. Później złapała mnie panika i oczywiście zaczęłam biec.
A teraz siedzę jak głupia pod tym drzewem. Wstałam nogi mi się trzęsły nie wiem czy od ciężkiego biegu czy ze strachu. Ruszyłam dalej do samochodu tam na spokojnie zawiadomię odpowiednie służby. Zatrzymałam się. Przecież nikt mi nie uwierzy że jeden człowiek właściwie nie uzbrojony pokonał tak dobrze zaopatrzonych ludzi, kilku ludzi. I co jeszcze? ,,Proszę pana, musi mi pan uwierzyć ci ludzie rozsypywali się w proch'' byłoby aby jedno pytanie i polecenie, ,,gdzie pani w tej chwili jest?'' i ,,proszę nie ruszać się z miejsca już wysyłamy kogoś z pomocą.''. Tak, z pomocą żeby zamknąć mnie w psychiatryku.
Usłyszałam po mojej prawej jakiś hałas, więc czym prędzej poszłam w drugą stronę. To on, na pewno. Przyspieszyłam, ale słyszałam kroki coraz częściej i coraz głośniej. Zaczęłam biec. Biegłam i biegłam, gdy nie miałam już siły się ruszyć zatrzymałam się. Zauważyłam że już nikt za mną nie idzie. Nic nie słyszałam. Odwróciłam się za siebie spodziewając się, że będzie tuż za mną. Ale nikogo nie było. Szłam tyłem przez dłuższy czas. Już miałam się z powrotem odwracać kiedy w coś weszłam. Z początku myślałam że to drzewo, było takie twarde. Odwróciłam się, to był on. Jonatan. Stanęłam, nie mogłam się ruszyć. Cała się trzęsłam. Klęknęłam i skuliłam się. Może przeżyje.
- już nie uciekasz? - zapytał strasznym głosem, żądnym zemsty, chcącym mojej śmierci. Czułam to.
Kiedy nic nie odpowiedziałam szarpnął mnie za włosy i spojrzał na mnie.
- co jest? Susanne? Co ty tutaj robisz?- zapytał ze szczerym zdumieniem już normalnym głosem. Nie tym strasznym tylko spokojnym pełnym niepokoju. - Susanne, słyszysz mnie? Co ty tutaj robisz? Musisz mi to powiedzieć. - domyśliłam się o co mu chodzi, o to co widziałam.
Nachylił się nade mną, złapał za ramiona i lekko mną potrząsnął. - Susanne, przepraszam, ale musisz mi powiedzieć co tu robisz i… co widziałaś. Proszę Susanne. - podniosłam głowę w górę i wpadłam w pułapkę jego pięknych oczu, już miałam mu powiedzieć, ale przypomniałam sobie, że on jest zabójcą. Krzyknęłam i wyrwałam się z jego uścisku, przewracając się przy tym.
- n… n.. nic nikomu nie powiem! - zaczęłam krzyczeć – więc proszę n.. n… nie nie nie zabijaj mnie! - dotknął leciutko moich włosów – nie! Proszę nie!
- już spokojnie. Przepraszam za to co za chwile zrobię, masz silny umysł więc to może trochę zaboleć. Przepraszam Susanne, to żebyś się uspokoiła i tyle o tym nie myślała. Kiedyś ci wszystko wytłumaczę. Cały ten pokręcony świat. Jak tylko zaufasz mi na tyle żebyś się nie wystraszyła. Nie mogę cie stracić po tylu latach poszukiwań. Przepraszam, Susanne.
Po tym w moim umyśle zapadła noc.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania