Unikat - Rozdział 3
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Kiedy się podniosłam zakręciło mi się w głowie, więc siadłam z powrotem na kanapie. Zaraz, na kanapie? Czyli to dlatego miałam takie dziwne sny. Musiałam usnąć przy jakimś filmie. Dziwne, nie mogę sobie przypomnieć nic z wczorajszego wieczoru.
Wstałam tym razem ostrożniej. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, związałam włosy w kucyk i poszłam do kuchnio-saloniku. Wstawiłam wodę na kawę i zaczęłam robić sobie kanapkę. Muszę się dziś wybrać na zakupy. Zjadłam śniadanie i wypiłam kawę, poszłam po torebkę i kluczyki do samochodu. Muszę jeszcze zatankować, przypomniałam sobie. Poszłam do pokoju, wszystko wyglądało tak jak go ostatnio zostawiłam, ale coś mi nie pasowało. Tylko co? Podeszłam do komody. Dziwne nie ma w niej mojej torebki. Ktoś mnie okradł? To bez sensu przecież nie ma czego zabierać z mojego domu. Obszukałam cały pokój, ale nigdzie jej nie było. Jeszcze gorsze było to, że kluczyków od samochodu także nie mogłam znaleźć. Szybko pobiegłam z powrotem do kuchni. Wyjęłam starą puszkę po kawie i próbując ją otworzyć oczywiście kilka razy mi upadła. Kiedy wreszcie mi się to udało odetchnęłam z ulgi. Są, wszystkie moje oszczędności na czarną godzinę. Westchnęłam miałam z nich skorzystać dużo później. No cóż nic na to nie poradzę. Musiałam wziąć połowę tego co zdążyłam zaoszczędzić. W końcu muszę wyrobić nowy dowód i inne dokumenty. W dodatku muszę kupić nowy zamek do drzwi i zakupy spożywcze. Nie jestem zdziwiona tym, że ktoś mnie okradł. W tej okolicy to właściwie normalne, mi się to jeszcze nie zdarzyło, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Znowu westchnęłam. Kolejne niepotrzebne wydatki.
Wzięłam swój płaszcz i wyszłam z mieszkania. Mimo wszystko postanowiłam je zamknąć wciąż jest tam telewizor. Ale to trochę dziwne, że nie zginęło nic innego tylko kluczyki do starego samochodu, który ledwie nadawał się do użytku i torebka właściwie pusta poza dokumentami. Szczególnie po tym śnie. Właściwie koszmarze, Jonatan i tak właściwie śni mi się każdej nocy, ale nie w taki sposób. Od kiedy go poznałam miałam tylko sny erotyczne, oczywiście z nim w roli głównej. Wszystko jest takie inne. Ehh najlepiej jest zapomnieć o takich snach. Szczególnie z takim dziwnym zakończeniem, w którym ten, który okazuje się być tym złym pociesza cię mówiąc na koniec coś nie zrozumiałego. Wrzuciłam klucze do mieszkania, którymi do tej pory się bawiłam, do kieszeni płaszcza, dzięki czemu usłyszałam grzechotanie. Tak jakbym miała w niej jakieś drobne, a przecież wszystkie odkładam od razu na swoje miejsce. Włożyłam rękę do kieszeni wyciągając całą zawartość. Znalazłam w niej dwie pary kluczy - od samochodu i od mieszkania, i jakieś paprochy. Czy to jest ściółka? Automatycznie włożyłam drugą rękę do drugiej kieszeni jakbym miała stamtąd wyciągnąć moją torebkę. Roześmiałam się na głos przez co mój sąsiad spojrzał na mnie jak na wariatkę, kiedy mnie wymijał.
Zeszłam na dół wciąż ściskając w ręce kluczyki od samochodu, jakby miały się w każdej chwili rozpłynąć. Weszłam do samochodu nie wierząc we własne szczęście, ale ja nigdy nie wkładam w kieszeń kluczy, w domu mam specjalny haczyk na nie, a poza domem wkładam je do torebki. Torebka! Może w takim razie gdzieś tu ją znajdę. Zaczęłam poszukiwania, sprawdziłam schowek, tył samochodu a nawet bagażnik, ale nigdzie jej nie było. Hmmm, pomyślałam że sprawdzę jeszcze pod fotelem dla pasażera i była tam. Moje oszczędności nadal mogą nimi zostać. Ale przecież torebkę chowam tam tylko wtedy, gdy najpierw prowadzę, a później wychodzę z samochodu bez niej. Zamarłam, to tak jak w moim śnie. Nie, to przecież niemożliwe. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chyba zaczynam wariować.
Włożyłam kluczyki do stacyjki, a tam kolejna niespodzianka. Mam prawie pełny bak. W głowie zajaśniały mi kawałki mojego snu, jak przed zamierzonym śledzeniem Jonatana postawiłam zatankować się jak nigdy do pełna bo nie wiedziałam jak daleko zamierzam za nim jechać i jeszcze jeden fragment kiedy chowałam torebkę pod siedzenie, żeby wejść za nim do lasu.
Nie, nie to absurdalne. Przecież potwory nie istnieją w prawdziwym świecie. Prawda? Spokojnie Susanne. To na pewno był tylko sen. jak mu o tym powiesz będzie się z ciebie śmiał. Prawda? Mam taką nadzieję. Zagryzłam wargę.
Przekręciłam kluczki, ale mój samochodzik wydał z siebie tylko dziwne dźwięki, ale nie ruszył z miejsca. No nic to się czasem zdarza. Odczekałam parę minut i spróbowałam ponownie. Po kilku razach poddałam się. Czyli jednak czeka na mnie kolejny wydatek. Westchnęłam ze smutkiem. Wzięłam swoją torebkę, zamknęłam mimo wszystko samochód i ruszyłam w stronę metra.
Nadszedł czas na pracę. Z niecierpliwością czekałam aż przyjdzie. Nie przyszedł. To niespotykane zawsze przychodził. Codziennie na chwile, kiedy nie miał czasu, ale przychodził. Zastanawiałam się co się z nim dzieje wracając do domu. A co jeśli coś mu się stało? Co jeśli jest gdzieś uwięziony? Szantażowany? A może po prostu się tobą znudził? Dodał cichy głosik w mojej głowie. Może nie ma ochoty już dłużej cie oglądać? Może znudził się tak jak wszyscy? I tak jak wszyscy cie zostawi. Nie, nie mogę na to pozwolić. Mieszkamy tak blisko siebie, chyba mogę go odwiedzić? To nie w moim stylu, ale on może być chory. Albo może ten człowiek mu coś zrobił. Jako poprawny obywatel kraju nie mogę na to pozwolić. Ale nie wiem, w którym pokoju mieszka. Cóż spytam na portierni. Zatrzymałam się uświadamiając sobie że nic o nim nie wiem. Nie wiem, w którym pokoju mieszka, ani nawet jak się nazywa, nigdy nie podzielił się tą informacją. Miałam wrażenie jakby on o mnie wiedział wszystko, a o sobie nic mi nie powiedział! Ruszyłam na przód. Znamy się od jakiegoś czasu, będzie już prawie cztery tygodnie, a ja nic o nim nie wiem. On zawsze sprowadza rozmowę na mój temat. Nie mogę tego tak zostawić. Postanowiłam, że za wszelką cenę dowiem się, w którym pokoju on mieszka. I czegoś o nim. Przynajmniej poznam jego nazwisko. Starałam się nie myśleć o tym najcichszym głosiku w mojej głowie który mówił ,, jesteś pewna że chcesz tam iść? A co jeśli to nie był tylko sen? W takim razie idziesz prosto do jaskini lwa''.
- Jonatan? A nazwisko? - spytał mnie któryś raz z rzędu niedosłyszący portier
- Nie pamiętam jego nazwiska – Powtórzyłam po raz kolejny lekko podenerwowana – Ale wiem, że na pewno mieszka w tym bloku – Powiedziałam z naciskiem, ponieważ traktował mnie jakbym była natrętną kobietą, którą ktoś odrzucił, a ona nie potrafi się poddać – Od jakiś czterech tygodni, może trochę dłużej – Dorzuciłam ciszej
- Hmmm, Jonatan, Jonatan, nie wydaje mi się, żeby ktoś taki tu mieszkał – Stwierdził bezwstydnie portier wystawiając rękę
- Na pewno? - Zapytałam słodko, podając mu 20 dolarów.
- Cóż jest jeden Jonatan, ale on tu mieszka jakieś półtora miesiąca – Powiedział marszcząc brwi i patrząc na dwudziestaka. Wygląda na to, że dziś stracę cały swój napiwek.
- To może być on, więc w którym pokoju mieszka? - Wcisnęłam mu w dłoń jeszcze dwie dwudziestki.
- Numer 309 panienko – Powiedział z obleśnym uśmiechem.
Zastanawiające jest to, że mój pokój to 301. Mówił, że mieszkamy naprzeciwko, ale czy to możliwe, żeby aż tak naprzeciwko? Okno naprzeciw okna? Przeszedł mnie dreszcz. Coś tu jest nie tak. Ale co? Dowiem się tego. Jak zawsze ominęłam windę i poszłam schodami. Unikam wind od tamtego momentu. Nie, zapomnij o tym, zanim wspomnienia znów cie zaatakują. Niestety zanim zdążyłam je zepchnąć w głąb siebie one już wypłynęły. Zdążyłam jeszcze usiąść na schodku.
Znów byłam dzieckiem i prosiłam mamę żeby na moje urodziny zabrała mnie gdzieś, w końcu to były moje urodziny i chociaż raz chciałam spędzić je razem. Wszyscy moi znajomi nie tylko spędzali czas z rodzicami i znajomymi to jeszcze dostawali prezenty. Ja chciałam tylko jednego.
- No cóż w twoje urodziny będę zajęta – Posmutniałam – Ale kolejnego dnia możemy świętować. Wszyscy razem – Dodała po chwili.
Nie była złą matką, ale pracowitą. Ona i mój tata chcieli żebym w przyszłości nie musiała żyć oszczędzając. Nie udało im się to.
Dzień po moich 9 urodzinach był najszczęśliwszym dniem w moim krótkim życiu. Najszczęśliwszy i jednocześnie najstraszliwszy.
Wracaliśmy do domu po udanej wycieczce w zoo, kinie i wesołym miasteczku. Tata prowadził, mama siedziała ze mną z tyłu i mnie przytulała. Słyszałam, że rodzice o czymś rozmawiają, więc otworzyłam oczy. Mieli dziwne miny. Mama przytuliła mnie mocno.
- Kochanie pamiętaj, o tym że bardzo cie kochamy dobrze? - Kiedy kiwnęłam głową, zaproponowała grę.
- Gra? Teraz? - Zapytałam, bo w samochodzie nigdy nie mogłam się bawić
- Tak, teraz. Posłuchaj mnie uważnie. Ale musisz mnie słuchać dobrze?
- Kochanie pospiesz się proszę. - Wtrącił się tata
- Więc zamienimy się miejscami i kucniesz sobie za fotelem taty. Nie wolno ci wstać dopóki ktoś nie powie, że możesz dobrze?
- Nie podoba mi się ta gra – Powiedziałam
- Proszę skarbie to będzie naprawdę fajna zabawa.
- No dobrze – Mama była wystraszona więc zrobiłam co chciała. Nie chciałam jej rozczarować. Pocałowała mnie w czoło i powiedziała:
- Bardzo cie kochamy. Nigdy o tym nie zapominaj dobrze?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ poczułam najpierw wstrząs, a później jakbyśmy latali i nasz samochód zaczął się obracać. Dachowaliśmy. Zaczęłam krzyczeć, kiedy wreszcie się to uspokoiło otworzyłam oczy. Mama nie zdążyła się schować i leżała bezbronna, nieżywa obok mnie. Nie mogłam wstać bo mama mi zabroniła, ale krzyczałam do taty żeby jej pomógł. Spędziłam z nimi prawie całą noc. Kiedy przyszła pomoc, wydostali mnie. Podsłuchałam, że miałam dużo szczęścia, że samochód nie uległ samozapłonowi.
Dużo później dowiedziałam się, że ktoś specjalnie próbował nas zabić. Sprawcy nie znaleziono, ale podobno bawiono się kablami w samochodzie. Zaopiekowali się mną dziadkowie. Byli dobrymi ludźmi ale staromodnymi. Oddaliłam się od społeczeństwa przez ten wypadek. Stałam się dziwolągiem, który wolał być sam. To się zmieniło dopiero po 7 latach. Znalazłam przyjaciela. A później kolejnego i jeszcze jednego. Wszystko było już w porządku, gdyby nie on.
W wieku 18 lat chciałam odnaleźć sprawce na własną rękę. Z pomocą przyjaciela, który był policjantem. Miał na imię Robby. Był ode mnie jakieś 5 lat starszy. Obiecał mi pomóc. Po dwóch latach zaczęliśmy ze sobą chodzić. Już prawie odkryliśmy sprawce. Robby powiedział, że ma pewne podejrzenie i musi to sprawdzić. Byłam taka szczęśliwa, wreszcie po tylu latach mogłam odnaleźć zabójce moich rodziców. Siedziałam w fotelu i oglądałam film, kiedy wrócił do domu.
- Witaj z powrotem – Powiedziałam wstając z fotela. Chciałam się z nim przywitać. - Już wiesz kto to zro…? - Przerwałam widząc w jakim jest stanie.
Był potwornie pijany. Nigdy nie widziałam, żeby doprowadził się do czegoś takiego.
- Och? A co ty tu robisz? Od kiedy jesteś taka posłuszna? A tak zaczęłaś coś mówić. Co chciałaś powiedzieć?
Wystraszyłam się. Nigdy nie mówił do mnie takim tonem. Cofnęłam się o krok, dwa, trzy, aż natrafiłam na ścianę.
- Co jest? Boisz się mnie? Nie masz się czego bać. Jeszcze.- Groźba zawisła w powietrzu.
Zaczął się do mnie zbliżać. Chciałam się cofnąć jeszcze bardziej. Czułam że coś jest nie tak, że stanie się coś złego. Coś potwornego. Chciałam wtopić się w ścianę. Coś zrobić cokolwiek. Delikatnie dotknął mojego policzka, a ja mimowolnie drgnęłam.
- Od kiedy się mnie boisz? Hee? - Wymierzył mi takiego policzka, że aż znalazłam się na podłodze na czworaka – Och cóż za ponętny widok – Powiedział po czym klepnął mnie w tyłek.
Chciałam się podnieść, ale zanim zdążyłam to zrobić był już nade mną i przyduszał mnie do ziemi. W dodatku wyjął broń. Bałam się, że komuś zrobi krzywdę więc robiłam wszystko co chciał. Obleśnie mnie macał po piersiach i tyłku, starałam się nie reagować, ale to było trudne. W końcu zaczął szarpać za moje spodnie, chciał je ze mnie zdjąć. Wtedy zaczęłam z nim walczyć. Nie obchodziło mnie, że może mnie zabić czy postrzelić siebie. Zaczęłam go drapać, kopać, starałam się bronić. Ale to go tylko rozwścieczyło. Walnął mnie w głowę tak mocno, że zemdlałam na chwilę. Obudziłam się kiedy on był we mnie. Zaczęłam krzyczeć, że mnie boli, żeby przestał. Ale on krzyknął, żebym się zamknęła, jeśli chce jeszcze żyć i żebym nie udawała bo tak lubię. Zakrył mi usta dłonią, jak go ugryzłam wepchnął mi w usta jakąś szmatę. Tak wyglądał mój pierwszy raz. Zostałam zgwałcona.
Po pewnym czasie musiałam ponownie zemdleć, ponieważ obudziłam się następnego dnia przywiązana do łóżka. Obok mnie spał on. Czekałam aż się obudzi, bałam się tego ale liczyłam na to, że się opamiętał. Po jakimś czasie drgnął, patrzyłam na niego wystraszona. Spojrzał na mnie i ze strachem w oczach najpierw zaczął mnie przepraszać, że mi to zrobił, że nie wie co w niego wstąpiło i tak połowy rzeczy nie słuchałam. Wreszcie zaczął mnie rozwiązywać. Prosił mnie o wybaczenie. Ale nie mogłam tego zrobić. Tak kochałam go, ale wiedziałam dokąd to zmierza. Nie chciałam takiego życia.
- Przepraszam, kocham cię. Ale nie mogę być z człowiekiem, który potrafi zrobić coś takiego. Nikomu nic nie powiem, żeby nie niszczyć ci życia, ale nie możemy być razem.
Wyszedł do kuchni trzaskając drzwiami a ja zaczęłam się pakować. Już miałam wyjść, ale weszłam jeszcze do kuchni zakończyć to raz na zawsze. Tak jak trzeba. Był dziwnie szczęśliwy, ale nie zwracałam na to uwagi.
- Żegnaj – Powiedziałam tylko na koniec
Wzięłam walizki w ręce i chciałam wyjść. Okazało się, że zamknął drzwi. Dlatego był taki szczęśliwy.
- Myślałaś, że tak szybko cie wypuszczę? Po jednym razie? Chyba śnisz. - Zaczął się do mnie zbliżać.
- Będę krzyczeć i zadzwonię na policje. - Trzymałam w ręku telefon i naprawdę miałam to zrobić
- I co myślisz, że mi coś zrobią? Jednemu z nich? Chyba żartujesz.
Roześmiał mi się w twarz. A ja zaczęłam się zastanawiać czy to na pewno jest bezcelowe. Wtedy wyrwał mi z ręki telefon.
- Ale wolę nie ryzykować, gdyby ktoś szlachetny jednak się znalazł.
Żyłam w tym więzieniu jakieś pół roku życia. Na początku stwierdziłam, że wolę umrzeć niż z nim być więc przez dłuższy czas nic nie jadłam i ledwie piłam. Jak tylko to zauważył związał mnie i zaczął mi wpychać łyżkę z potrawami na siłę. Zagroził, że może mnie karmić w ten sposób, więc zaczęłam jeść normalnie. Kiedy chciał seksu przychodził do mnie i mnie brał. Nie ważne w jakim stanie byłam później czy przed. Kazał mi zadzwonić do każdego z moich przyjaciół i powiedzieć, im że nam się układa i wyjeżdżamy z miasta. Zagroził że jeśli ,,przez przypadek'' coś innego mi się wymsknie wtedy zabije moich najbliższych tak jak jego ojciec zabił moich rodziców. W ten sposób dowiedziałam się kto ich zabił. Byłam w szoku, a on się po prostu roześmiał. Zrobiłam co kazał.
Co kilka dni związywał mnie, kneblował i zamykał albo w piwnicy albo w starej szafie. Wtedy sprowadzał swoich kumpli z policji, pili, grali w karty. Musiał im powiedzieć, że się rozeszliśmy. Nic nie mogłam zrobić. Nawet hałasu, ponieważ w takie dni puszczał tak głośno muzykę, że nikt by mnie nie usłyszał. Raz kiedy byłam w piwnicy któryś z jego kumpli poszedł do łazienki słyszałam to, więc zaczęłam się rzucać żeby mnie usłyszał, ale kiedy powiedział Robbiemu, że coś słyszał ten powiedział mu, że ma myszy. Później mnie strasznie pobił, do nieprzytomności. A kolejnego dnia nie związał mnie ani nigdzie nie zamknął, ale sprowadził dwóch kumpli. Takich jak on. Zdziwiłam się, że wcześniej nic ze mną nie zrobił. Myślałam, że zapomniał.
- Rozsiądźcie się, ja nam przyniosę coś do picia. - Powiedział do nich
Od razu rzuciłam się prosząc o pomoc. Wtedy wszedł on i zaczął się śmiać a oni poszli jego śladem.
- Widzicie jaką mam wierną dziewczynę? Trzeba ją utemperować. Więc tak jak obiecałem możecie z nią zrobić co chcecie.
Odwrócili się w moją stronę w jednej chwili. Zaczęłam się cofać. Szybko mnie złapali. Bili mnie i nawzajem sobie dogadzali. To nie miało końca. A on tylko patrzył. Kiedy odchodzili nad ranem zauważyłam, że oni mu płacą.
- Już wiesz czym będzie się kończyło każde nieposłuszeństwo? - Zapytał, a ja zemdlałam z wykończenia.
Pewnego wieczoru znów przyszedł pijany. Nie broniłam się wiedziałam, że nie byłoby w tym sensu. Jak tylko mu ulżyło, padł jak długi i zaczął chrapać. Zapomniał się zostawił swój telefon na wierzchu. Powoli, po cichu zabrałam mu go, jednocześnie błagając Boga, żeby się nie obudził. Kiedy moje błagania się spełniły miałam ochotę wrzeszczeć z radości, ale powstrzymałam się i nadal w tym samym tempie tak samo cicho poszłam do łazienki. Zadzwoniłam na policje. Mówiąc im żeby przyszli lepiej jutro w południe kiedy on będzie w pracy i mi pomogli. Ostrzegłam ich, że on także jest policjantem. Obiecali pomoc, więc szybko usunęłam ostatnie połączenie i odłożyłam telefon na miejsce. Długo tej nocy nie mogłam usnąć.
Przyszli dopiero koło 14. już się bałam że w ogóle nie przyjdą.
- Pani Johnson? Czy jest ktoś w środku?
Krzyknęłam o pomoc. Bardzo się zdziwili na mój widok, sądzili że to tylko mało śmieszny żart. Spytali się mnie czy chce wnieść oskarżenie. Spytałam się czy jeśli to zrobię będę musiała tu zostać. Odpowiedzieli, że nie koniecznie tylko przez pierwsze pięć, sześć godzin. Więc zgodziłam się na to. Poszłam z nimi do lekarza obejrzał mnie wszędzie, gdzieniegdzie robił zdjęcia. I w końcu po siedmiu godzinach byłam wolna. Dali mi trochę pieniędzy, żebym mogła uciec. I tak zrobiłam. Kiedy zobaczyłam datę na jakiejś gazecie, bardzo się zdziwiłam, siedziałam w zamknięciu przez prawie dwa lata. Dwa lata bez miesiąca i sześciu dni. Nie wiem co się z nim stało. Nie używałam środków od rodziców. Bałam się, że dzięki temu mnie odnajdzie. Dlatego mimo starań rodziców o dobre życie córki, jestem bardzo biedna.
Ocknęłam się, zastanawiając się gdzie jestem. No tak szłam do Jonatana. Ciekawe ile już tak siedzę. Czasami mnie nie ma naprawdę długo. Ruszyłam dalej na górę, postanowiłam sprawdzić co z nim i tak zrobię. Mimo tego, że nie czułam się za dobrze musiałam dowiedzieć się co mu się stało.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania