Upadek do podziemi

Dzisiaj już wiem, że nic nie jest wieczne

I nawet skała kiedyś się skruszy

Bo równowagi szala jest niezachwiana

Więc osiągnięcia życie ci zmiata

 

Starałem się bardziej, niż w stanie byłem

Dążąc do zwykłego, pustego - nic

I nieważne jak wiele z siebie wycisnę

Na końcu zawsze przegrany zostanę,

Nieważne jak wiele bitew swych przegram,

Ma duma wciąż iluzje stwarza

 

Wytrzymałość nie pęka, tak powiadała

Lecz teraz wpatruje się w dłoni oblicze

Dostrzegając okrutność esencji prawdy

A na nich ostrość miliona odłamków

Owej niezłomności woli

Tak drobnych i kruchych, wbitych głęboko

 

Odczuwam też ciepło krwi świeżej

I widzę jak ciekną jej stróżek potoki,

Z mych garści poranionych

Nareszcie więc staje twarzą w twarz z prawdą

Uświadomiony szkarłatnymi strumieniami

I przyznam przed sobą, że sił mi już brakło

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania