Upojony latem

Ziemia poci się lipca ogniem --

a ja: boso, pijany ciepłem,

żrę jeżyny z kolcami, jak leci,

krwawiąc usta.

Słońce warczy mi w żyłach

jak dziki pies zamknięty pod skórą.

Idę wśród wysokich traw,

wśród motyli -- ostrych jak śliny dnia.

Czas nie ma nóg --

leży w trawie, sapie z otwartym pyskiem,

jakby chciał gryźć.

Stąpam po jego bezkształtnym ciele,

a moje stopy parzą go jak sen.

Ciało aż dźwięczy --

światłem, jęykiem ziemi.

Pełnia wżera się pod skórę,

jak tajemnica wypisana cieniem na skórze.

Noc ma język.

Szorstki, jak język wilka.

Liże mnie po karku --

zimna, słona jak krew z gwiazd.

Zostawia ślad --

znak plemienny, wypalony oddechem.

Kocham to.

I wtedy biegnę.

Nie po ludzku. Po zwierzęcemu.

Na golasa -- jak dziki w lipcowym słońcu,

bez wstydu, bez celu, bez pytań.

Mam wszystko --

świat i lipiec we krwi,

wolny jak wiatr,

wolny bez granic.

Biegnę,

aż ziemia śpiewa pod moimi stopami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Wianeczek 4 miesiące temu
    Żarcie z kolcami, sos z krwi i deser gotowy.
    Tego golasa trudno sobie wyobrazić. 😆

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania