Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Urlop w Kazimierzu III.
- Hej, mężczyzno, spodobałeś mi się, wiesz?
No i znowu mnie zamurowało, przy stoliku siedziała ta sama młoda kobieta, którą widziałem na koncercie. To jakiś dziwny sen, pora się obudzić, pomyślałem.
- Wiem, myślisz teraz, że to wszystko ci się śni, ale niestety, to nie sen – oznajmiła z lekką nutą ironii.
Nie mogłem w to uwierzyć, spojrzałem na nią z niedowierzaniem, podszedłem do okna i doznałem kolejnego szoku, było jasno, spojrzałem na zegarek, siódma zero, zero.
– Co jest grane! – odezwałem się donośnym głosem.
- Hahaha… a co ma być, druga, siódma, co za różnica, wiesz przecież, że czas jest względny. – Spojrzała na mnie z ironicznym uśmieszkiem, dając do zrozumienia, że jest panią tej irracjonalnej sytuacji.
- Nie wiem, co to wszystko znaczy, ale jestem pewny, że ten dziwaczny sen, zaraz się skończy! – oznajmiłem stanowczym tonem, nie chcąc dyskutować z nią, na jakieś filozoficzne rozmowy o czasie.
- Jesteś tego pewien? Zajrzyj jeszcze raz przez okno – powiedziała z obojętnością, opierając głowę na dłoni.
Tym razem był wieczór. Tłum ludzi, na środku rynku szafot, a na nim, ten mim!?
To niemożliwe, pomyślałem. Chwilę potem zawisł na szubienicy, tłum coś wrzeszczał, bił brawo, a mim wisiał, lekko się chybocząc do przodu i do tyłu, bezradny, martwy – Nie mogłem na to patrzeć. Odszedłem od okna i z przerażeniem krzyknąłem:
- Co to ma znaczyć!
- A co cię może obchodzić jakiś tam kiepski mim, ludzie wydali na niego wyrok, był beznadziejny. - Beznamiętnie oznajmiła, spokojnie siedząc na krześle przy stoliku.
- No, ale… - chciałem powiedzieć: tak nie można, poruszony tym widokiem, ale szybko się opanowałem, zdając sobie sprawę, że ta dyskusja nie ma sensu, ona nie dzieje się naprawdę.
- A może to jest właśnie prawdziwa rzeczywistość i teraz obudziłeś się z długiego, nudnego snu?
- To co się dzieje teraz, to jakaś czarna komedia, rzeczywistość taka nie jest. Czas jest pojęciem względnym i zależy też od obserwatora, ale w naszym życiu czas sobie spokojnie płynie, za małe odległości, prędkości – stwierdziłem, niechcący dając się wciągnąć w tę dyskusję.
- A może, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, dostałeś się do innej rzeczywistości, w której wszystko, co myślisz zaczyna się materializować i spełniać? – powiedziała, spoglądając mi prosto oczy.
Trochę mnie to spojrzenie speszyło, odwróciłem się do niej plecami, zrobiłem krok w stronę okna, ale zaraz zawróciłem, coś jeszcze bardziej przerażającego mogłem w nim zobaczyć. Oparłem się o ścianę i w bezpiecznej odległości od jej wzroku i okna, odezwałem się, ściszonym głosem:
- Ale ja nie chciałem, by powieszono tego mima, co prawda nie podobał mi się, nic mu nie wrzuciłem do koszyka, ale…
- Ale później, trochę żałowałeś. – Weszła mi w zdanie. - Byłeś zły na siebie i na niego. No i twoja podświadomość, poświęciła go, byś nie musiał sobie nim głowy zawracać. Niby wszystko okej, ale w Kazimierzu czas, świadomość, podświadomość działają w specyficzny sposób. Rzeczywistość nie skrzeczy, tylko czasem zmienia się w jakiś rodzaj realizmu magicznego w którym można się nieco pogubić.
Powiedziała to już bez sarkazmu, atmosfera trochę zelżała, chociaż dalej byłem spięty, nie miałem pojęcia, czy znowu nie zobaczę czegoś absurdalnego.
- A ty przyznaj, że nie masz pojęcia o rzeczywistości. – Znowu dało się w jej głosie lekką nutę ironii.
- W tej chwili, nie wiem, być może ze mną coś nie tak – stwierdziłem zrezygnowanym głosem. Cała ta sytuacja mnie przerastała, najwyraźniej sfiksowałem, ale czy taki ktoś zdawałby sobie z tego sprawę?
- Mój drogi, widzę, że jesteś o krok od szaleństwa – powiedziała to, podchodząc do mnie. Wyciągnęła dłoń, dotykając mego podbródka, uśmiechnęła się, mówiąc:
- Wiem, że jesteś bardzo racjonalnym facetem i cała ta sytuacja cię przerasta, Problem w tym, że masz w sobie pewną wrażliwość, która się buntuje, woła, krzyczy, gdzieś głęboko w tobie. Słabo ją słychać, ale z czasem zaczyna denerwować i w końcu stajesz przed wyborem, albo znaleźć jakiś sposób, by ją zrozumieć, albo stłamsić, by niczego nie słyszeć. Chyba już wybrałeś, uspokoję cię, to już koniec.
Uśmiechnęła się, poprosiła, bym podszedł do oka. Nie chciałem, ale obiecała, że tym razem nic się nie wydarzy. Kiedy przez nie spojrzałem, było ciemno, świeciły tylko światła latarni, odwróciłem się chcąc jej powiedzieć, że… nikogo nie było, dziewczyna zniknęła, ale nie miałem sił już się tym zdziwić. Przypomniała mi się ta stara cyganka, która to wszystko mi przepowiedziała, ta młoda dziewczyna nie tyle wyciągnęła mnie z jakiegoś szaleństwa, co wskazała mi drogę do samego siebie, fakt, że omal nie oszalałem.
W końcu się obudziłem, leżałem na łóżku, w telewizji leciał jakiś film. Za oknem było już jasno, podniosłem się z łóżka, spojrzałem przez otwarte okno. Zupełna cisza, spojrzałem na zegarek, dochodziła piąta rano, cholernie realistyczny sen? Oczywiście, nie mogło być inaczej, odetchnąłem z ulgą. Znowu walnąłem się na łóżko, trochę się bałem zasnąć, ale zmęczenie zrobiło swoje. Kiedy się obudziłem dochodziła jedenasta, nie miałem pomysłu, na dzisiejszy dzień, nie miałem ochoty na filmy, koncerty albo zawieranie jakichś realistyczno - magicznych znajomości. Jutro wyjeżdżam z tego pięknego miasteczka, no i w związku z tym, ostatni dzień chciałbym spędzić spokojnie.
W korytarzu znowu spotkałem gospodynię, która zapytała:
- No i jak tam, był pan na koncercie?
- Tak, bardzo mi się podobało, festiwal filmowy również, udało mi się obejrzeć na dużym ekranie „Rękopis znaleziony w Saragossie”.
- O! Super, to naprawdę dobry film, mnóstwo niesamowitych historyjek.
- Tak, to prawda, a jaki bohater podobał się panu najbardziej?
Spojrzałem na nią z lekkim zdziwieniem, nie spodziewając się takiego pytania, chwilę się zastanowiłem i odpowiedziałem:
- Chyba ten cygan, grany przez Leona Niemczyka.
- Tak, to ciekawa postać, cyganie zawsze potrafią wzbudzić w nas zarówno ciekawość jak i niepokój. – stwierdziła z uśmiechem.
- Tak, coś w tym jest – odpowiedziałem, rozumiejąc doskonale co ma na myśli.
- A dzisiaj, gdzie się pan wybiera?
- Nie mam pomysłu, jutro wyjeżdżam, przejdę się po rynku, wstąpię do kilku galerii, potem letni ogródek, piwko…
- A na plaży pan był?
- Nie.
- To może na koniec plaża – powiedziała z uśmiechem.
- No, a gdzie jest ta plaża, nic o niej nie słyszałem.
- Niech pan pójdzie nad Wisłę i kogoś się spyta, pokażą, jak dojść, bo stąd trudno wytłumaczyć.
- Okej – odpowiedziałem i wróciłem do pokoju po kąpielówki i ręcznik. Wrzuciłem do plecaka i poszedłem szukać plaży. Na sam koniec, to chyba dobry pomysł – stwierdziłem zadowolony z pomysłu, który mi podsunęła gospodyni.
Idąc wzdłuż Wisły, pytałem ludzi o plażę i ku mojemu zdziwieniu, różnie mi odpowiadano. Pierwszego, którego zapytałem, powiedział, że w Kazimierzu nie ma plaży. Bardzo mnie to zaskoczyło, ale starsza pani raczej nie żartowała. Spytałem jeszcze raz, tym razem pewną panią w dużym słomkowym kapeluszu. Powiedziała, że coś słyszała o plaży, ale nie wie, gdzie może ona być. Wreszcie jakiś młody facet, powiedział, że trzeba iść w stronę trzcin, które wskazał palcem, tam jest taka wydeptana dróżka i po jakichś pięciuset metrach powinienem do niej dotrzeć. Udzielając mi tych informacji, spoglądał na mnie z lekkim uśmiechem, nie miałem pojęcie skąd u niego taki dobry humor, na pewno coś z tą plażą nie tak, tym bardziej miałem ochotę to sprawdzić.
W końcu tam dotarłem, dzięki wskazówkom tego uśmiechniętego faceta. Nie była to plaża z prawdziwego zdarzenia. Takie tam piaszczyste miejsce nad rzeką. Rozłożyłem ręcznik i poszedłem do brzegu rzeki zobaczyć czy można tu popływać, czy tylko zamoczyć stopy. Na plaży było mało ludzi, na których, na początku nie zwracałem uwagi. Kiedy podszedłem do brzegu rzeki, dopiero teraz do mnie dotarło, że oni wszyscy są nadzy. Zrozumiałem lekkie rozbawienie tego młodego człowieka, który mówił jak tu dotrzeć. Zrobiło mi się trochę głupio, że w kąpielówkach patrzę na tych wszystkich nagich ludzi, chociaż oni niespecjalnie się mną przejmowali.
Wróciłem do swojego ręcznika, ściągnąłem kąpielówki i położyłem się na brzuchu, nagość trochę mnie krępowała. Nigdy nie byłem na plaży nudystów i czułem się bardzo spięty, zamierzałem niedługo się stąd ulotnić, jakoś nie pasował mi taki rodzaj wypoczynku. Nagość za bardzo kojarzyła mi się z bezbronnością. Kiedy sięgnąłem po kąpielówki, usłyszałem znajomy głos.
- Fajnie, co nie?
- Tak, nie wiedziałem, że tutaj jest taka plaża – odpowiedziała męski głos.
Spojrzałem na nich, to była kobieta w czerwieni z jakimś młodym mężczyzną. Rozłożyli się niedaleko mnie. Spojrzała w moim kierunku, ale nie odezwała się, udając, że mnie nie zna. Zapewne, gdyby powiedziała cześć, on by zapytał: co to za jeden, a ona musiałaby zmyślać, że to jakiś dawny znajomy z Puław, z którym chodziła do szkoły. Po co sobie komplikować, mile spędzany czas. Ma nowego wielbiciela, którego niedawno upolowała i może spokojnie zaspakajać nałogowe przyjemności. Kątem oka spoglądałem, jak ściąga z siebie ciuszki. Znowu widząc jej ogromne piersi, które u niejednego mężczyzny mogły spowodować nagły i niebezpieczny przypływ krwi do mózgu. Dzisiaj zaopiekuje się nimi, zdecydowanie bardziej napalony ode mnie małolat, który z przyjemnością przytłoczy się, tym ciężkim obowiązkiem.
Trochę mnie rozbawiła ta sytuacja, zapewne nie czuła się komfortowo w mojej obecności. Podniosłem się z ręcznika, sięgnąłem po kąpielówki i w tym momencie poczułem na sobie czyjś wzrok, odwróciłem się i omal nie krzyknąłem, znowu ona? Dziewczyna z mojego dziwacznego snu. Na szczęście, tym razem, to było krótkie spojrzenie, szła w stronę rzeki z koleżanką. Odetchnąłem z ulgą, potem spojrzałem na nią, a właściwie na nie, jak podchodzą do brzegu. O czymś tam rozmawiały, śmiały się, zanurzając stopy w wodzie. Dwie młode nagie kobiety, piękny widok, a zarazem taki bardzo uspokajający. Spoglądałem na nie zupełnie zapominając o swej nagości, bez jakichkolwiek wewnętrznych napięć i poczucia dyskomfortu. Czułem w sobie, pewien rodzaj szczerości, taki jednoczący mnie z samym sobą, nigdy później nie byłem tak świadomy tego, że istnieję, tu i teraz.
Pobyt w Kazimierzu miał w sobie coś z magii, a zarazem coś z samej głębi życia. Nauczył mnie uwagi, a co za tym idzie, moje odruchowe osądy nad wieloma sprawami, drastycznie się zmieniły, kiedy zaczynamy z większą uwagą przypatrywać się światu, wszystko w nim staje się magią, jak w filmie „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Jedna historia tworzy drugą, a my stajemy się aktorami w tej niesamowitej grze jaką jest życie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania