Utracony świat

– Nie wiem, po prostu nie wiem.

 

Słowa pomknęły w dal niezauważone przez roześmiane towarzystwo. Byłem sam w środku imprezy podlewanej alkoholem i psychotropami. Mimowolnie zachichotałem, zatracając się w sobie. Monika tuliła się do Darka, a ten bezczelnie obmacywał jej tyłek, nieświadomie raniąc moją duszę.

 

– Moja Monia – powiedziałem do pustki, a oni tańczyli wtuleni w siebie.

 

Ich pocałunki bolały i to bardzo. Z całych sił chciałem, by była szczęśliwa, a tylko bliskość z drugą osobą pozwalała to osiągnąć. Patrzyłem na nią i tak bardzo pragnąłem, by choć jeszcze raz złowić jej spojrzenie, poczuć dotyk jej delikatnych opuszków palców, usłyszeć najdoskonalsze słowo na świecie – "kocham". Niestety otoczony przez rozbawiony tłum, byłem bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej. A ona bawiła się, próbując zerwać łączącą nas niewidzialną nić miłości.

 

Nasze uczucie wytrzymało jedynie trzy lata, w trakcie których więcej było rozpaczy niż szczęścia. Z mojej winy. A może z powodu przeznaczenia? Tak, to raczej ono naznaczyło nasz czas cierpieniem i łzami. Tylko czy brak winy cokolwiek zmienia? Może trzeba było rzucić się w wir zabawy i byłoby lepiej? Może wtedy zapamiętałbym jej uśmiech na twarzy, a nie pustkę i przerażenie w oczach.

 

– Przestań! – usłyszałem ukochaną, która z furią odepchnęła Darka.

 

Na moment poczułem jej wzrok i nadzieja boleśnie ukłuła serce, którego nie miałem. Zresztą wszystko straciłem i wciąż nie byłem gotowy na zaakceptowanie zmiany. Chyba nikt nie jest, może z wyjątkiem głęboko wierzących. Chyba tylko ich. A ja? Byłem jak wszyscy. Chciałem być szczęśliwy i Monika to gwarantowała. Tak przynajmniej myślałem.

 

Usiadła tuż obok mnie i nie odezwała się słowem. Jej twarz przysłonięta burzą kręconych czarnych włosów ukrywała jej myśli, które z taką łatwością odczytywałem. Taką ją pamiętałem, a chciałem inaczej. Jej łzy pojawiające się na suchej posadzce tylko utwierdzały w przekonaniu, że również i ona nie pogodziła się z losem. Chciałem ją przytulić, zetrzeć wszelki smutek z jej twarzy i wywołać na twarzy uśmiech. Niestety nie było to możliwe.

 

– Wiesz – rzuciła w dal, a ja czułem, że mówi do mnie. – Kochałam tylko raz i to tak bardzo, że ... – głos się jej załamał.

– Wiem – szepnąłem.

 

Była równie samotna, dodatkowo obarczona danym mi przyrzeczeniem. Miała walczyć o szczęście, a każdy jej krok naznaczony był pustką. Zmiana miejsca zamieszkania nic jej nie dała, odcięcie się od przyjaciół spotęgowało jej samotność, wieczna zabawa tylko na chwilę dawała wytchnienie.

 

Kiedy zorientowałem się, że wszystko przepadło? Tak naprawdę trzykrotnie. Po raz pierwszy (a może trzeci?), gdy zobaczyłem ją kochającą się z jakimś umięśnionym szatynem w podrzędnym hotelu. Ona cudownie kobieca, pochylała się nad tym obleśnym typem. Nie, on nie był obleśny, po prostu nie był mną. Wtedy całe życie ukazało mi się przed oczami i wiedziałem, że to nie jest jej wina. To była próba ucieczki, która wciąż i wciąż jej towarzyszy. Po wszystkim płakała tymi cudnymi, sarnimi oczami, a i ja zrobiłbym to samo, gdybym tylko mógł.

 

Nie mogłem...

 

– Wciąż cię kocham – powiedziała w dal, a ja zgarbiłem się jedynie.

 

Też ją kochałem i to tak bardzo, że nawet śmierć nie mogła tego zmienić. Patrzyłem na nią, a ona ignorując otoczenie, wyciągnęła z czarnej torebki, czarne słuchawki i włożyła je do uszu. Chwilę później pojawił się delikatny uśmiech na jej twarzy.

 

– Ma pan wadę serca – usłyszałem pewnego popołudnia od podstarzałego faceta w białym kitlu. Patrzył na mnie jak na trupa i pewnie tak też mnie traktował. – Może pana uratować jedynie przeszczep – dodał.

 

Szczęście odpłynęło, a my (z Moniką), rzuciliśmy się w pogoni za życiem. Telefony, spotkania z wątpliwej reputacji uzdrowicielami i stałe oczekiwanie na informacje o dawcy. Później wszelkie obowiązki spadły na nią, a ja odpływałem w szpitalu na drugą stronę. To wtedy tak naprawdę zdałem sobie sprawę, że utraciłem wszystko i bezpowrotnie. Gonieni przez czas zmarnowaliśmy rok wspólnego życia. W tym czasie jedyne co mi zostało to smartfon, któremu powierzałem każdą, nawet najskrytszą myśl.

 

Monika nigdy nie pogodziła się z moją chorobą, a ja im byłem słabszy, tym bardziej pragnąłem jej szczęścia.

 

– Nienawidzę cię – mówiłem z wysiłkiem.

 

Tak bardzo chciałem, aby mnie porzuciła i zajęła się swoim życiem, by znalazła szczęście w uciekającym świecie. Ona jednak uparcie trwała przy mnie.

 

– Wiem, że mnie kochasz – szeptała łamiącym się głosem. – Nie pozbędziesz się mnie – dodawała i czułem, jak jej łzy spływają po moim policzku.

 

W ostatnim miesiącu pogodziłem się ze sobą i światem. Bezbronny leżałem na łóżku, a Monika głaskała mnie po policzku i cichutko śpiewała. Taka właśnie była. Delikatna i silna jak nikt inny. Pamiętam, jak ostatni raz spojrzałem na nią prawdziwymi oczami i po raz ostatni poczułem jej dotyk. Gdy mnie pocałowała w czoło, nie czułem już nic. Stałem obok niej ukryty w innym wymiarze.

Nie byłem na pogrzebie, unikałem jej, by i ona o mnie zapomniała. Przywiązany do ukochanej, ignorowałem zapraszające mnie światło. Liczyła się tylko ona. Teraz i na zawsze.

 

– Wiesz, gdy po raz pierwszy dotknąłem twoich ust, wiedziałem że musimy być razem – usłyszałem swój głos płynący z telefonu. – Teraz jak jestem sam, to myślę tylko o tobie. Tyle jeszcze mam do powiedzenia...

 

Siedziała i słuchała, a ja marzyłem, by słowa wciąż mogły wypływać z moich ust.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Tjeri dwa lata temu
    Byłby to super tekst, gdyby od pierwszej sceny nie było wiadome w czym rzecz. Spodziewając się zakończenia (więcej: będąc pewną zakończenia) napięcie nie było już odpowiednie a satysfakcja mniejsza. Ale tekst i tak dobry (choć z opisaną wadą przewidywalności). :)
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Z przewidywalnością nie jest łatwo, każdy też inaczej odbiera tekst. Często też nieprzewidywalność idzie w parze z niekonsekwencją. Tym samym coś za coś.
    Dzięki za koment.
    Pozdrawiam
  • Tjeri dwa lata temu
    Józef Kemilk
    Jednak czuję w Twoim tekście, że oparłeś jego atrakcyjność, ciężar powiedzmy na owym zaskoczeniu (tak odbieram kompozycję, akcent). W momencie jego braku, tekst traci na sile. Także w tym konkretnym przypadku uważam brak niespodzianki za wadę (bo budowa utworu jej wymaga), natomiast myślę, że samo niespodziankowanie jest już wytarte i lepiej zbudować tekst inaczej.
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Tjeri Tekst ma dwie podstawy:klimat i zaskoczenie (nie jakieś wielkie, bo tematyka nieco oklepana). Zaskoczyć tym trudniej, gdy jest to temat jaki najczęściej podejmuję, więc można podejrzewać, że wkręcę w tekst ten temat.
  • Tjeri dwa lata temu
    Józef Kemilk
    I dzięki klimatowi uważam go za dobry.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    " (...) pochylała się nad tym obleśnym typem. Nie, on nie był obleśny, po prostu nie był mną". - Kapitalne zdanie. Udany, smutny tekst. Pozdrawiam 5
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Dzięki Marku
    Pozdr
  • Fionka99 dwa lata temu
    pięknie potrafisz oddać emocje i opisać smutek, żal, tęsknotę.
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Dzięki za miłe słowa
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania