Użądlenie, w istocie (Dmitry Sokołow)

Ależ sądziłem, że to ja, ot, sam ja mam przywidzenia! On by

maszerował ulicą? To nonsens! To musiały być przywidzenia.

A takich, takich lepiej nie trącać. Lepiej, to pewne, lepiej do nich

nie podchodzić.

 

Użądlenie, w istocie

 

Zostałem użądlony.

Zdaje się, minęło.

Minęła apatia.

I cicho,

nie ma nikogo do rymu.

 

Hej! Słyszy?

Ktoś Słyszy!

A więc właśnie.

Nikt!

Cisza.

 

Zdaje się,

wyostrzyły mi się zmysły.

Mógłbym, doprawdy,

mógłbym wyjść na ulicę.

To nie jest męczące.

Jest z zasady nijakie.

Nie da rady do tego się zwracać.

 

Tak, wyjść.

Owszem, nikt nie widzi.

Ale to użądlenie?

Cóż to?

Żywe!

Być może!

Nie!

Teraz nieważnie,

nie mogę zmarnować!

 

Czy spuchnę?

Jak ja widzę.

Jak wszystko dokładnie.

I czuję ostrzej.

Ostre kontury, rzeczywiste.

Tak, jasne!

Stanowczo widzę.

Ściany, stolik.

Pokoik.

Ot, a życie na zewnątrz!

 

Tak, to ci życie!

Życie ciszą.

I ćwierki dolatują.

Zdaje się, szumy.

Nie!

 

Nic się nie zdaje.

Jakżeż to spokojne.

I pewne,

pewne, że, tak, ot!

Nucę!

I wyjdę!

 

Aż bym porozmawiał.

Nawet z nim.

I z wszystkimi.

I kochał!

Oj, tej, co ją jeszcze

pamiętam.

Albo to tej innej.

Nie, tej właśnie.

Ach, bez wyobrażeń.

Po prostu pójdę.

Ot, pójdę!

I basta!

 

To pewne, już pędzę.

Ale czyż, czyż warto od razu.

Nie wychodziłem.

Ha, czy ktoś mi odpowie!

A owszem, nikt!

Bo i nie ma kto, ot.

I proste.

Od tego jest świat!

 

Tamto, tamto to zwidy.

A przeszłe.

Dziwy. Przywidzenia.

Ale koniec.

Tak, koniec.

Czyżbym już ubierał palto?

 

A jednak.

Jednakże.

Ubieram!

Doprawdy i w ciszy,

i w szumie.

Jestem pewny,

jak i swoich zmysłów!

A więc ja- Dmitry Sokołow.

Otwieram drzwi.

Otwieram sam.

I sam, sam wychodzę!

I powiem!

Wszystkim powiem!

Ba, jej!

Basta!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania