Vetustas - Rozdział 1

Prolog:

 

Wchodzę do jakiegoś budynku, w którym jest cicho i ciemno. Im dalej idę tym bardziej odczuwam niepokój. Krok za krokiem coraz głośniej słyszę krzyki pełne bólu i cierpienia. Wolno się posuwam, ponieważ nic a nic nie widzę. Usłyszałam trzask pod moimi stopami. Kiedy odsunęłam nogę wyraźnie dostrzegłam zarys szkieletu człowieka. W tym momencie chciałam być jak najdalej od tego miejsca, chciałam po prostu się odwrócić, ale wiem że muszę iść dalej, bo ktoś potrzebuje mojej pomocy. Szłam coraz dalej. Po mojej prawej stronie wisiała zapalona pochodnia. Delikatnym ruchem ręki wysunęłam ją ze ściany. Na świeczce widniał napis: vade mecum. Wydaję mi się że to oznacza: pójdź ze mną, No nie mam innego wyjścia jeżeli chcę coś widzieć.- mruknęłam ponuro. Teraz miej więcej zobaczyłam jak wnętrze budynku wygląda. Podłoga była pokryta 2 centymetrowym kurzem, jednak można było zobaczyć jak ta podłoga była stara. Ściany pokrywały liczne obrazy z portretami ludzi. Pod każdym portretem widniały napisy po łacińsku. Niestety nie opanowałam tak dobrze tego języka. Cały ten korytarz, po którym zmierzałam był wykonany w stylu hmm... może wiktoriańskim? Nagle poczułam chłodny wiatr. Świetnie! Zgasło mi jedyne źródło światła.. Zerknęłam za siebie. Poczułam dreszcze na całym ciele. Zobaczyłam tam czarną postać, która sunęła się po ziemi. To na pewno nie był człowiek. Szybko zaczęłam uciekać przed siebie. Nie ważne dokąd, ważne że dalej od ''tego czegoś''. Zobaczyłam drzwi i otworzyłam je po czym wbiegłam do mrocznego pomieszczenia. Po prawej stronie zauważyłam komodę na której widniały klucze. Szybko się zamknęłam. Usłyszałam śmiech potwora po drugiej stronie. Przynajmniej jestem z dala od niego- mruknęłam, żeby się pocieszyć. Kiedy się odwróciłam, od razu pożałowałam tych słów. Zobaczyłam w powietrzu gołe stopy. Kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam wiszącego trupa. Szybko przekręciłam klucz, ale drzwi nie otwierały się. Dopiero teraz na drzwiach zobaczyłam napis: In articulo mortis ( w obliczu śmieci).

~~~~~~

 

Obudziłam się z potem na czole, a w ręku trzymałam klucze na których widniał znak koła z ośmioma przecięciami. Na każdym przecięciu widniały różne litery. Nie zdziwiłam się na widok kluczy w moim ręku, ponieważ odkąd byłam mała zawsze przynosiłam rzeczy ze snów i zawsze na każdej widniał ten właśnie znak. Chociaż szukałam go w różnych książkach- nic nie znalazłam. Oczywiście nikt mi nie wierzy, że budzę się z czymś w ręku a tym bardziej jak twierdzę że te przedmioty pochodzą z moich snów. Moja rodzina odkąd pamiętam mnie wyśmiewała. Jedynie 3 lata temu chcieli wysłuchać całej mojej historii związanej ze snami. Pamiętam że mieli wtedy bardzo poważne miny i przez chwilę na prawdę myślałam że mi uwierzyli, ale niestety kiedy już skończyłam opowiadać- oni zadzwonili do psychologa. Od tamtej pory oszukuję że bo był wytwór mojej wyobraźni, żeby uniknąć wizyt u psychologa. Jedynie moja ciocia powiedziała, że mi wierzy, ale nie mam z nią kontaktu bo wylądowała w psychiatryku. Zawsze mama mi powtarza: ''Nie opowiadaj głupot, bo wylądujesz w psychiatryku tak jak twoja ciotka''. Wstałam z łóżka i włożyłam klucze do szafki w której trzymam ''zdobycze'' z moich snów. Szybko się przebrałam w mundurek szkolny i zeszłam na dół. Zjadłam śniadanie i po cichu zaczęłam wychodzić z domu. Od razu zaczęłam biec, bo wiedziałam że jeżeli się nie pospieszę spóźnię się na autobus. Dzisiaj jednak szczęście mi sprzyjało i dobiegłam w momencie kiedy autobus był już na miejscu. Szybko zajęłam swoje ulubione miejsce i zaczęłam słuchać muzyki. Nagle poczułam jak ktoś mnie trąci ramieniem. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam roześmianą twarz Margaret. Margaret była moją najlepszą koleżanką (mówiąc najlepszą, mam na myśli jedyną). Była ona grubszą blondynką, która nosiła wielkie okulary, a na zębach miała aparat. Lubiłam ją za to, że ona lubiła mnie. W szkole nie darzył mnie i Margaret sympatią. Można powiedzieć że razem tworzyłyśmy parę nieudaczniczek.

- Samanta, mogę z tobą usiąść?

Mimo że ją lubiłam, to nienawidziłam z nią rozmawiać. Głównym powodem było pewnie to, że zawsze kiedy coś mówiła to pluła w okół (pewnie przez aparat) i na dodatek strasznie się jąkała.

- Jasne

- Bar... Bardzo.. Dzię... Dziękuję.

Kiedy autobus zatrzymał się, byliśmy już na miejscu. Wyszłam z autobusu i szłam w stronę szkoły, oczywiście razem z Margaret, która bez przerwy biegła, próbując dotrzymać mi kroku. Byłam najwolniejsza z klasy i miałam ledwo 2, a Margaret zawsze miała 4, a mimo to ni mogła mnie dogonić, chociaż szłam najwolniej jak potrafiłam. Często zastanawiam się jak udało się jej mieć taką dobrą ocenę. Jedyna sensowna odpowiedź przychodziła mi do głowy: bo nauczycielką w-f była jej mama. Kiedy doszłyśmy do budynku szkolnego, od razu udałyśmy się na język polski. Jak zwykle ta lekcja była bardzo nudna i gdyby nie to, że nauczycielka była zarazem dyrektorką to zapewne nie przychodziłabym na te lekcje. No bo czy przyda nam się w życiu temat: Dlaczego rodzice nadali nam imię? albo: Jak powstała cegła? Nie wydaje mi się...

- Samanta!- szepnęła do mnie Margaret.

Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam, że wskazuje palcem na Lucy (klasowy ideał). Kiedy przeniosłam wzrok z Margaret na Lucy zobaczyłam tam chłopaka o czarnych włosach, który stał koło drzwi. Nie wiedziałam kiedy wszedł. Miał czarne oczy pozbawione jakichkolwiek uczuć. Ale za piękny to on nie był. Patrzył się obojętnym wzrokiem na naszą klasę. Ale wtedy zobaczyłam ten sam znak, który widziałam setki razy. Ten, który powtarza się tysiące razy na rzeczach w mojej szafce. Miał naszyjnik, który ja mam w pokoju. Wtedy on odwrócił wzrok i..... warstwa śliny poleciała na mój policzek. No tak.. Margaret zaczęła się śmiać. Kiedy wytarłam policzek chusteczką, obrzuciłam ją wściekłym spojrzeniem.

- Co się stało?- warknęłam

- Nie wi... widzisz? Lucy ma.. ma... ma kartkę z napisem: jestem głupią mał... małpą, która uciekła z zoo- powiedziała Margaret, po czym opluła całą naszą ławkę (wraz ze mną). Czasem myślę, że ona jest mądra. Jaka szkoda, że się mylę! Kiedy zwróciłam wzrok na drzwi, tego chłopaka już nie było. Chciałam zapytać się Margaret o niego, ale kiedy się do niej odwróciłam, od razu tego pożałowałam, bo powitała mnie kolejna warstwa śliny.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania