VI. Szeptucha
"U ludzi podziw zawsze wzbudzała niejasność; ukryta w gąszczu tajemnica, której prawda mogłaby wzbudzić instynktowny strach".
Pamiętnik Starego Jaromira
I.
Żywotność człowieka to cykl, jak to mawiał stary Pocimiak, rodzisz się, żeby dorosnąć, dorastasz, żeby zawód zdobyć, zawód zdobywasz, żeby pracować, a pracujesz dla stabilności.
Na końcu umierasz. W mogiłce nieopodal rzeki pogrzebią.
Kapłan odprawi modły, ktoś uroni łzę, a życie otworzy drzwi dla nowej duszyczki.
Zaletą przedstawionego obrazka pozostawała stabilność.
Wioska nasza, u podnóża gór, istniała od zimy do zimy - z pokorą przyjmując każdy wyrok.
Zmianami nikt nie zaprzątał głowy, bo i o zmiany trudno. Rodziny wielopokoleniowe, znające wartość tradycji.
Ktoś kiedyś wyjechał, i owszem, za wyższością prosperity gonił, a potem wracał ze łzami do ojca.
Dni mijały na pracy w polu.
Modlitwie.
I obserwowaniu wschodów słońca na wypasie owiec.
Dni mijały leniwie.
Myśl dotykała resztek zagubionej tożsamości.
Dźwięczało pytanie.
"Dokąd zmierzam?"
II.
Przybyła pod wieczór. Nieznajoma.
Z tobołkiem na kiju.
Opowiadała, że rodzina wygnała za zerwane zaręczyny.
Ufny w słowa, zaprowadziłem do sołtysa, coby pomóc raczył.
Chatę dostała nad innymi chatami. Na wzniesieniu.
Opuszczona przed wieloma laty.
"Uważajcie, tam duch jakowy straszy".
Uśmiechnęła się tylko.
III.
Szybko doszło do uszu mieszkańców, że dom nawiedziła szeptucha.
W czerń odziana, niedzieli nie czcząca, milcząca i ponuro obserwująca.
Zwierzęta strasząca.
Mawiano tak, a jakże. Pokazywano palcem, gdy przychodziła kupić chleb od młynarza.
"Ta to tylko mąci chłopom w głowach, że rozum tracą. A i mleko przez nią kwaśnieje!"
Milczała wówczas.
Gdy roztopy nadeszły, ludzie schorowani, prosili za księdzem, aby namaścił zawczasu.
Szła wtedy, od chaty do chaty, odprawiając modły. Nie wchodziła do środka żadnej z nich.
Nazajutrz każdy zdrów był, co nie uszło niczyjej uwadze.
Ruszyli do szeptuchy. Dziękowali. Obdarowali jadłem.
Sołtys udał się do niej osobiście.
"Podziękować trzeba, to moja wieś, moja odpowiedzialność".
IV.
Przyprowadziłem córkę. Gorączka od kilku dni, ledwo oddychała.
Popatrzyła na nią. Dotknęła główki. Ucałowała w czoło.
Chwyciłem ją wtedy za rękę. Nasze oczy pierwszy raz się spotkały.
Wokół twarzy pełno blizn. W środku niej ból.
Chciałem spytać. Zrozumieć.
Odwróciła głowę.
V.
"Sołtys zmarł!"
Wszyscy zebrali się w chacie, u wezgłowia sołtysowego łoża.
Sołtysowa milczała, gdy chłopi wynosili ciało. Ksiądz czule ją objął.
W kościele otworzyła usta.
"Cierpiał, tak bardzo cierpiał".
Na koniec dodała.
"To ten diabeł wcielony, to wszystko on. Na wzgórzu".
VI.
"Jaromir, ulżyj sobie!"
Leżała przede mną. Bezbronna. Nie miała łez w oczach, żalu ani bólu.
Pustkę. Straszliwą pustkę.
Ktoś szarpnął ją za włosy. Kto inny popijał wódkę i rzucił pochodnią w chatę, która zajaśniała płomieniem.
Rzuciłem siekierą. Popatrzyłem.
"Dajesz, Jaromir!"
I wkroczyłem za bramę.
Pozostała wyłącznie ciemność.
VII.
Siedziałem na wzgórzu, spoglądając na blade światło wschodzącego słońca.
Popijałem z gąsiorka, przecierając brudne czoło.
Obok mnie usiadł, Pocimiak.
"Ty wiesz, że ona mi syna uratowała? Przyszedłem tu z nim, jak cięgiem wymiotował... chwilę nad nim stała, a tu po chorobie. Szkoda jej. Ta Sołtysowa wściekła, bo ten jej mąż podobno chadzał do szeptuchy. Miała się mu odwdzięczyć za ratunek w potrzebie. Potem... a daj mi się napić, bo zaschło w gardle".
Chwycił za butelkę.
Napił.
"Potem to ta Sołtysowa pewnie go poddusiła, czy jaka cholera, za człowiekiem nie nadążysz".
Milczałem.
"Zazdrość to nie najlepszy doradca".
VIII.
Na cmentarzu krzyż usadowiłem na paśmie ziemi niczyjej.
Tabliczkę przyczepiłem.
"Boża pomocnica".
Pacierz zmówiłem, a i siebie oddałem w ręce wyższej instancji.
Nie prosiłem nigdy o wybaczenie, bo na to było za późno.
Czy chciałem zadośćuczynić?
Nie.
Chciałem zrozumieć motywację swoich czynów?
Nie.
Próbowałem pozostać człowiekiem, a nie kimś obcym w skórze człowieka.
Próbowałem przeżyć i pójść dalej.
W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Komentarze (22)
Smutne to, ale jakże prawdziwe: zabić a potem krzyż postawić w "imię Ojca, Syna i Ducha Świętego".
Ta sprzeczność jest zamierzona. Niejako wkrada się do głowy narratora, który był uczestnikiem wydarzeń.
Wszystkiego dobrego dla Ciebie. :)
I bardzo dobre, ogółem. Prosta historia, ale działa, zwłaszcza w taki sposób napisana. Pozdrawiam
się rozumem.
Gardzimy, poklepujemy bezmyślnie.
Pozdrawiam serdecznie 5*
Miłego dnia
Ciężko tutaj u Ciebie Sufjen, ale Ty innych tematów nie poruszasz, tylko te najbardziej głębokie, które trzeba całym sobą zobaczyć i odczuć. Szkoda mi tego Jaromira, tak dużo wziął na siebie. Szeptucha to rozumiała... pewnie też spodziewała się, może przyszła do tej wioski z innej, gdzie też zło za dobroć ją spotkało.
Tak ludzie odpłacają. Jeden/jedna zerwie się ze zbrodnią na ustach i pociąga za sobą innych, nie patrząc na nic...
Wstrząsający tekst. 6
Wszystkiego dobrego dla Ciebie.
Dziękuję za odwiedziny i lekturę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania