W bezkresie tkwi perspektywa

przychodzisz naga

wychodząc

zabierasz siebie

nie potrafię ubrać cię w słowa

 

Zawsze jest ktoś, a jeżeli nawet nie, to go wymyślamy.

Wy­obra­żam sobie, jak mnie kształ­tu­je, lepi w szpo­nia­stych

pal­cach, łypie ślicz­nym okiem i wy­rzu­ca na śmiet­nik.

 

Uśmiech­nię­ta, za­dzi­wio­na mocą, któ­rej nigdy nie za­zna­ła.

Co z tego, że obcy py­ta­ją o jej zdję­cia, wy­wia­dy, te­le­fo­ny,

któ­rych nie od­bie­ra. Jak wznieść się ponad ho­ry­zont

i zo­ba­czyć to wszystko.

 

Uwiel­biam burzę, a ona ciszę. W sy­pial­ni, pod nie­obec­ność

Boga, robię rze­czy nie­wy­obra­żal­ne. Wierzcie mi. Gra w sza­chy

nie pod­nie­ca, zbyt długa wy­zwa­la agre­sję. Po co wpla­tać

w bez­kres oce­anu mor­skie trawy, ich ostrość wy­ry­wa trze­wia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Morus 05.03.2021
    Zatrzymałem się tu na dłużej, zerknąłem w historię pana/pani wierszy i prawdę mówiąc nie wiem, co mam napisać. Wnioski pozostawię do wiadomości własnej. Zdecydowanie najlepiej podoba mi się pierwsza strofa.
  • absynt 06.03.2021
    Rozumiem

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania