W drogę

W szarych dniach, codziennością rutyny przepełnionych,

gdy więcej niźli chodzę, siedzę przed biurkiem,

zasłony okien, jako kraty, od świata mnie oddzielające.

 

Mija dzień za dniem: i śniadanie, i kolacja następna.

Zza krat obcy śmiech dobiega, w głowie rodzą się marzenia,

biurko spalić, kraty wyrwać i bez ostrzeżeń, z torbą jeno, odejść.

 

Poczuć, jak ciepłe słońce być potrafi, a jak mroźne noce,

zamiast w łóżku, na poboczu usnąć, pod sufitem gwiazd.

Z dnia na dzień żyć, bez papierów, śniadań czy kolacji.

 

Aby życie było tym, czym od początku być powinno:

nowe przeżycia, wyprawy w nieznane, nie tytuły kolejne.

W towarzystwie czy w samotności, w drogę co prędzej wyruszyć,

bo ważne, aby umieć siedzieć, lecz ważniejsze umieć chodzić.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • PatrycjuszKR pół roku temu
    Piękny, szczery wiersz świetnie wyrażający emocje 5
  • Grafomanka pół roku temu
    ''niźli'', ''jeno'' - razi jak nie wiem co
  • piliery pół roku temu
    Dużo, dużo słów. Osiecka napisała "wsiąść do pociągu byle jakiego" i wszystko było jasne. Tu jakoś wszystko się rozmywa. Pointa niestety nie zachwyca.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania