w gardle mknących szyn
minuta za minutą idzie
oni wciąż stoją i patrzą w jedną stronę
Odyseusze betonowego lądu
zniewoleni śpiewem tramwajów czekają na światła
jastrzębie i bezwonne motyle
zmęczeni zwycięstwami oszołomieni sławą
napędzani głodem posiadania
wciąż na starcie i nie na mecie
czują zbliżający się koszmar codzienności
czas na maraton
prania mózgów w żelbetonowych kazamatach
nie wszyscy wracają do domu do dzieci żony i pokoju
pozostają na wyspie szczurów
w korporacyjnej klatce miłości
po szczeblach z rozkładem jazdy jadą
na ręcznej drezynie
w rozłożonych aktach sekretarki
47 cykl Niepowtarzalny Styl z Opowi
Komentarze (8)
Nie pasuje mi tylko ten wers:
„Odyseusze betonowego lądu”
bo Odyseusz to cwany lis, który nie dał się zniewolić nieśmiertelnej Kirke, a cóż dopiero jakiejś bezdusznej korporacji napędzanej (do czasu) wyścigiem szczurów. ???
Pozdrawiam. ?
Pozdrawiam słonecznie
Tak na drugi rzut oka „Odyseusze betonowego lądu” pasuje jako ironia.
Odyseusz oczywiście był raczej człowiekiem morza, podróżnikiem: wyjechał z domu nie mając jeszcze trzydziestu lat, a gdy wrócił jego żona skończyła czterdziestkę, ale wtedy kobiety zachowywały długo piękność. ?
Pozdrawiam
To jest jakby sprzeniewierzenie człowieczeństwa a jednocześnie jego kwintesencja. Czy to znaczy, że jestem leniem? (Tak, bez namysłu ?)
Pozdrawiam serdecznie
Miłego dnia!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania