W końcu

Miała wrażenie, że coś starannie wygładziło niebo, jakby zostało wystylizowane specjalnie pod jej spojrzenie. Stało się jednolitą taflą, martwym ekranem, który obserwował ją z beznamiętną precyzją. W tym konstrukcie nie było przypadkowości – żadnych chaotycznych smug chmur, żadnego kapryśnego wiatru. Chciała dostrzec coś więcej, jakiś znak, może choćby przelot ptaków, który złamałby tę nierzeczywistą harmonię, ale nadzieja zgasła szybciej, niż zdążyła się na dobre narodzić. Może to była tylko projekcja jej umysłu. Może wcale nie patrzyła na prawdziwe niebo. Kroki sąsiada dudniły po drugiej stronie ściany, tłukąc się między murami jak uwięzione echo. Dźwięk zdawał się odbijać i zniekształcać, aż w końcu przestawała być pewna, czy pochodził od człowieka, czy od jakiejś zapętlonej, mechanicznej sekwencji. Czasami miała wrażenie, że to nie sąsiad Daniel, lecz coś, co go zastąpiło. Raz wyszła na korytarz i stanęła pod jego drzwiami, wstrzymując oddech, wsłuchując się w rytmiczne dudnienie. Ale drzwi pozostały zamknięte, nikt nie wyszedł, nic się nie zmieniło. I wtedy zaczęła być pewna – coś istniało w tych ścianach, ale niekoniecznie był to człowiek. Od dziecka prowadziła pamiętnik, w nim mogła zamykać rzeczywistość, nadawać jej sens. To było jak zaklinanie chaosu, ale gdy tego wieczoru otworzyła pierwszą stronę, coś w niej zastygło. "To nie twoje życie". Lena wciągnęła ostro powietrze. Przez moment myślała, że źle przeczytała, ale litery wpatrywały się w nią uporczywie, czerniąc papier jak wypalone ślady. Zaczęła skanować pokój szeroko otwartymi oczami, jakby mogła znaleźć winowajcę. Strony dziennika były zniszczone, pogięte, porwane, rozmazane, jakby ktoś brutalnie naruszył ich strukturę, rozkleił ich atomy. Stęchły zapach starego papieru przywarł do jej skóry. Wyciągnęła nóż, ten sam, który zawsze trzymała pod ręką, od kiedy zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Ale zanim zdążyła zacisnąć na nim palce, ostrze wyślizgnęło się z jej dłoni, jakby ktoś je strącił. Nie podniosła go. Jak zahipnotyzowana sięgnęła po kolejną kartkę. "Jeśli to czytasz, to znaczy, że już tu byłam". Serce zaczęło jej walić, zbyt szybko, zbyt głośno. Rzuciła zeszyt, ale zamiast upaść, kartki zaczęły wsiąkać w podłogę, jakby zapadały się w inną warstwę rzeczywistości. Słowa na stronach zaczęły się rozpuszczać, zostawiając po sobie czystą, niemal hipnotyczną biel. Lena dotknęła papieru. Był miękki, aksamitny, przyjemny w dotyku – ale jednocześnie nienaturalny. To ją uspokoiło. Ale wtedy... Z bieli wyłoniło się jej odbicie. Patrzyło na nią z opóźnieniem. Świat po drugiej stronie lustra delikatnie kołysał się w rytm jej oddechu. Lena zamarła. Coś w rzeczywistości się przesunęło. Jej odbicie powinno się poruszać razem z nią, powinno być nią. Ale nie było. Czy to jestem ja? To wystarczało. Wstrząs rozlał się po jej ciele. Odskoczyła, krzesło runęło na podłogę, kartki pamiętnika rozsypały się jak liście z jesiennego drzewa. Niemożliwe – myśl krążyła w jej głowie jak echo. Odbicie w lustrze zaczęło się iskrzyć. Patrzyło. I wtedy uśmiechnęło się. Zbyt szeroko. Zbyt serdecznie. To nie był jej uśmiech. Lena poczuła, jak zimno spływa jej po plecach. Mrugnęła, jakby mogła w ten sposób wyzbyć się widzenia mnie. Ale przecież chciałam jej tylko pokazać moją miłą stronę. "Jesteś okropnym człowiekiem, wiesz?" Lena straciła ostrość widzenia, chłód wpełzł w jej ciało, zatrzymując ją w miejscu. To nie mogło być złudzenie. Było zbyt realne. Ale czy to nie zaprzeczało samej idei halucynacji? Powoli znikam, zanim się pojawię. Ale to nie zaprzecza mojemu istnieniu. To, co wyraźne, rozmazało się w jedno nieuchwytne zgięcie. Jej oddech łączył się z moim. Znowu powstałam. Nie da się tego zmienić. Coś w pokoju zaczęło hałasować. Światy się mieszały. I wtedy wyłoniłam się z niej. Musiałam zgasnąć. Ale zanim to zrobiłam, zostawiłam jej jedną myśl. Delikatnie dotknęła swojej twarzy, potem mojej. Zamiast skóry, poczuła coś kłującego. Prawdę. To nie mogło kłamać. Już nikt się nie uśmiechał. Tylko oczy wpatrywały się w nią – świadome. Świadome czegoś, czego ona nigdy nie mogła poznać. Zrobiłam krok do przodu. Nic nie pękło. Po prostu... wyszłam. Każdy mój krok był namiastką jej ruchu, gdy próbowała uciec. Nasze twarze były identyczne. Ale coś nie pasowało. Te same rozwichrzone włosy. Te same zmęczone oczy. Ale teraz... Teraz to ja byłam prawdziwa. Nie ona. Przechyliłam głowę, przypatrując się jej z uwagą. I wtedy otworzyłam usta. Nie padł żaden dźwięk. Tylko Lena usłyszała coś w swojej głowie. "W końcu".

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania