W nieznane ku szczęściu - część 1.

Witam. mam 16 lat i zacząłem pisać książkę. Opowiada ona o chłopaku z trudnej rodziny... zresztą sami się przekonacie. Publikuję na razie fragment, by sprawdzić czy komuś się spodoba. Proszę o komentarz i ocenę oraz ewentualne rady co do dalszego pisania (techniczne oczywiście :)) Pozdrawiam!

 

--------------------------------------------------------------------

 

 

Rozdział 1

 

Wstał. Obudziły go krzyki matki, które kłóciła się z ojcem. Leciały po sobie p..., k.... W pewnym momencie przez sluchawki ledwo usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Potem dźwięk zapalniczki, kolejną serię przekleństw, tym razem nie skierowaną do nikogo. A może do niego? Uznał, że nie warto się nad tym zastanawiać. Spojrzał na zegarek. 7.40. Zaczyna się dzień. Dzień, jak co dzień.

 

Po uczynieniu nadludzkiego wysiłku polegającego na wstaniu z łóżka, ubraniu się i umyciu zębów szczoteczką, które już dawno przestała przypominać szczoteczkę nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się wokół. Bolało. Głównie głowa, poza tym był niewyspany. Może dlatego, że wokół roiło się od dymu papierosowego który oplatał każdy centymetr kwadratowy mieszkania.

 

- Ty jeszcze nie w szkole? Jak będziesz sobie tak bimbał ot do niczego w życiu nie dojdziesz! – od progu krzyczała matka z nieuczesanymi włosami i papierosem.

 

- A Ty do czego doszłaś?

 

Wiedział jaka będzie odpowiedź, mógłby się o to założyć.

 

- Nie pyskuj gówniarzu! Komputer masz, magneta masz, czego się czepiasz w takim razie? Wszystko masz!

 

„Normalnej rodziny nie mam” – pomyślał smarując chleb margaryną. Popił herbatą i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Krzyki matki już go nie obchodziły.

 

**************

 

Grupa, czy raczej stado przerośniętych gimnazjalistów siedziało w ławkach, teoretycznie zajmując się lekcją. Jednak jak to bywa u młodzieży kompletnie nie zwracała na to uwagi. Chłopcy chwalili się gadżetami, grami które ukończyli, obgadywali nauczycielki i ukradkiem spoglądali na piersi swoich koleżanek.

W pewnej chwili otwarły się drzwi i do klasy wszedł chudy, wysoki chłopak . Nie odezwał się ani słowem, usiadł z tyłu sali chcąc ukryć się przed całym światem. Jednak świat miał co do niego inne zamiary, a konkretniej nie świat tylko nauczycielka matematyki.

 

-Dziisiaaaj zaaajmieeemy się aaalgeebrą. Wszyyscyyy wyyyciągaaają książki i zeeeszyyytyyy! Skaaałkooowski! Czemu się spóźniiłeś?

 

Wstał z wyraźnym ociąganiem

 

- Bo ja… zaspałem psze pani.

 

- Siaaadaj nieeerobieee! Nieee siedź tyleee przeed kompuuteeerem – jej głos wbijał się przez uszy do mózgu świdrując go niczym wiertło. Nie miał siły tłumaczyć jej że zmęczenie nie jest spowodowane ogrywaniem najnowszych tytułów.

 

Lekcja rozpoczęła się na dobre. Polegała na wyrywaniu kolejnych osób do tablicy. Jeśli ktoś nie wiedział jak rozwiązać działanie, dostawał „lufę”. W praktyce mało kto otrzymywał pozytywną ocenę ponieważ matematyczka nie zadała sobie trudu by cokolwiek wytłumaczyć. On nie zajmował się klasą, lekcjami. Myślał, czemu akurat jego to spotkało? Czemu nie może mieć normalnej rodziny, przyjaciół, dostawać prezenty na urodziny, wychodzić z kumplami. Ot, zwykłe rzeczy, dużo nie oczekiwał. Świat jest niesprawiedliwy, pomyślał. Taki Maciek, który mu ciągle dokuczał: szpanował najnowszym telefonem, wypasionym komputerem, markowym zegarkiem czy oryginalnymi grami. Oni miał wszystko, jemu rodzice nie dali nawet prezentu na urodziny. Co tam prezentu! Nawet życzeń mu nie złożyli. Tak naprawdę jedyne co go tu trzymało to grawitacja. Choć chciałby się jej pozbyć i odlecieć stąd na koniec świata. Najlepiej prosto w objęcia Moniki z IIIC która spodobała mu się.

 

- Skaaałkooowski! Nie myśl o nieeebieeeskiiich miiigdaaałach! Dooo tabliiicyyy!

 

Pięknie. Wredna baba wyrwała go z rozmyślań. I zamiast pięknej dziewczyny miał przed sobą tablicę. Zadania oczywiście nie umiał, nie obchodziło go to jednak. Bardziej bolało to, że wyrwała go z zamyślenia.

 

Na przerwie postanowił zrobić to, co chodziło mu po głowie od dawna. Odszukał Monikę i zaczął rozmowę

 

- Hej, mam pytanie!

- Co? – nie wyglądała na zadowoloną

- Słuchaj, bo jutro sobota, i może pójdziesz ze mną do kina… Ostatnio wyszła taka fajna komedia…

- Ale zapłacisz za bilety?

- No…

- Wiesz ile w ogóle kosztują?

- No…. Nie.

- Zapomnij – odwróciła się na pięcie i odeszła.

 

Zabolało. Stało i nie wiedział co zrobić. „Zapomnij” – dźwięk tego słowa był jak nóż wbijający się w serce. Tak łatwo to powiedzieć. Czuł ukłucie w klatce piersiowej. Marzenia o wielkiej miłości na całe życie uleciały w przestrzeń równocześnie z wypowiedzianym przez nią jednym, a tak bardzo raniącym słowem. Czuł się podle, i cały świat wyglądał jakby smutek znikły niego wszystkie kolory – wessał je smutek, który wkradł się do jego serca i założył na nos czarno-białe okulary. Nie miał chęci na dalszą naukę jednak z maską obojętności na twarzy odbębnił pozostałe lekcje przy okazji otrzymując od Maćka i jego kompanów solidną dawkę przekleństw i szyderstw.

 

Wychodząc ze szkoły zrzucił maskę i ponownie ogarnęła go rozpacz. Nie dość, że dziewczyna go odrzuciła, koledzy wyśmiewają każde jego słowo to jeszcze musi wracać do zadymionego, przepełnionego obojętnością i nienawiścią domu.

Tu nikogo nie obchodził, tam też. Skoro nikt nie zwracał na niego uwagi to po co tu przychodzi? Po namyśle jednak zdecydował że woli szkołę od domu. W szkole przynajmniej nie piją i nie biją.

 

Choć… Tu nikogo nie obchodzi, tam nikogo nie obchodzi.

W tej chwili w bolącej głowie pojawił się iście szatański pomysł.

 

*************************

 

Zadymione, szare zasłony nie dawały za dużo światła i szansy na dostrzeżenie co dzieje się w mieszkaniu. Przynajmniej dla przeciętnego przechodnia. Wytrawny obserwator zauważyłby wysoką postać krzątającą się po pokoju niczym matka przygotowująca obiady dla swoich pociech. Jednak w tym domu matka zamiast obiadami, zajmowała się nabijaniem gliz tanim tytoniem w przerwach urozmaicając sobie tą czynność popijaniem wódki.

Za to w drugim pokoju ta wysoka i chuda postać przygotowywała się do wypełnienia planu .

 

Rozdział 2

 

Po namyśle uznał, że stary podniszczony plecak w którym zazwyczaj trzyma książki potrzebne mu do nielubianej szkoły nie nadaje się. Potrzebował czegoś większego. Chwila poszukiwań i jest! Duży, górski plecak który dostał kiedyś od wujka. Wtedy wydawał mu się nieprzydatny, teraz w myślach dziękował wujkowi za niego.

Bystrym wzrokiem rozejrzał się po pokoju rejestrując w myślach przedmioty które posiadał. Według jego rodziców miały one zastąpić mu normalną rodzinę. Mówili tak, jakby to oni mu je kupowali. Jednak tak nie było. Dostawał je od wujka i kupował za pieniądze uzbierane przez siebie. „Pieniądze szczęścia nie dają, ale się przydadzą” pomyślał pakując wyposażenie pokoju do plecaka. Rozpoczynając od komórki, mp3 przez radiomagnetofon, głośniki, książki, gry planszowe – sukcesywnie zostało pakowane do plecaka.

 

Kiedy wszystko znajdowało się już w plecaku a ten po iluśtam próbach dał się zapiąć (dla pewności związał go sznurkiem) usiadł przed prawie pustym biurkiem i pomyślał. Dzisiaj jest piątek, giełda otwarta jest od soboty, przez weekend. Doliczając dzień na spakowanie się plan mógł zostać zrealizowany dopiero w poniedziałek.

 

Kiedy? W poniedziałek, ściślej w nocy z niedzieli na poniedziałek.

Gdzie? Jak najdalej od tego przeklętego mieszkania, gdzie dym papierosowy i odór alkoholu miesza się z obojętnością i patologią tworząc mieszankę nie do przełknięcia.

 

*************

 

Swąd papierosów, zapach lurowatej kawy, gwar i nawoływania przeplatały się ze sobą na giełdzie komputerowej. Było po ósmej, większość ludzi jeszcze smacznie spała, jednak w tym miejscu ruch zaczynał się dużo wcześniej.

Nasz bohater przeciskał się między falami sprzedających, kupujących i wszystkich innych którzy chcieli to po prostu coś załatwić. Lubił to miejsce. Mimo swądu kiepskiej kawy i papierosów wydawało się o wiele bardziej przyjazne od mieszkania, traktowanego przez niego jak więzienie.

Zazwyczaj spędzał tutaj całe godziny, dzisiaj jednak, jak rzesza osób miał tu coś do załatwienia. Na przesiadywanie nie było czasu.

 

- O! Kogo tu widzę! Stały klient! Dawno Cię ty nie było – chudy, młody mężczyzna ubrany w dres pomachał do niego. Nazwał się Warez, ściślej mówiąc taka miał ksywkę. Nikt nie znał jego prawdziwego nazwiska.

- Co tam masz w tym plecaku? – spojrzał na jego plecy

- No… sprzedaję to

- Poookaż – wyciągnął ręce do podawanego przez chłopaka plecaka.

Przeglądając kolejne rzeczy na jego twarzy na zmianę malowało się zaciekawnie i dezaprobata

 

- Trochę za to weźmiesz… Zbierasz na coś?

- Długo by tłumaczyć…

Mogę wziąć głośniki, mp3, magnetofon to razem dostaniesz… Jakieś 600 zł. Może być?

 

Wprawdzie nie wiedział dokładnie ile warte są te przedmioty ale zaufał znajomemu. Dostał gruby zwitek banknotów a plecak stał się o połowę lżejszy. Zupełnie jak ciężar w jego sercu.

 

- Komórkę sprzedasz w komisie, dwa stanowiska na lewo, planszówki i książki u gościa który to zbiera, na lewo od baru – instruował Warez, popijając piwo.

- do zobaczenia!

 

- No chyba już nie – powiedział to do siebie, jednak na tyle głośno by Warez mógł to usłyszeć. Jednak pozostawił go bez wyjaśnień.

 

******************

 

Portfel, który zwykle służył do przechowywania legitymacji, i biletów MPK dzisiaj ledwo zamykał się pod naporem banknotów. W sumie z telefonem, książkami i planszówkami uzbierał 1300 zł. Chłopak, w którego spodniach spoczywał portfel czuł się dziwnie ; nigdy nie miał tylu pieniędzy przy sobie.

Jednak nie dane mu było długo się nimi nacieszyć, a przynajmniej ich częścia. Na zachód od centrum niedawno otworzyli duży sklep sportowy. Jeszcze tydzień temu myślał, że nigdy nie będzie mu dane skorzystać z jego oferty. Teraz wymagały tego okoliczności.

W sklepie spędził całkiem sporo czasu – lista zakupów zaczynała się od bidonu, przez śpiwór po mały namiot. Rozważał zakup kurtki, ale uznał że dotychczasowa, używana przez niego ocieplana kurtka choć trochę pościerana będzie dobrze spełniała swoją funkcję. Zamiast niej kupił paliwo do zapalniczek i dwie duże puszki. Po wypiciu zawartości i chwili zabawy zmontował prowizoryczny palnik. Trzeba było do niego tylko waty szklanej.

Już miał wracać do domu, kiedy tknięty przeczuciem wstąpił do pasażu handlowego, konkretnie do ciucharni. Opuścił ją bogatszy o grube ciepłe buty i bluzę. Zawsze może się przydać. Z domu wychodził obładowany gadżetami, do domu przychodził z mniej szpanerskimi przedmiotami lecz ich przydatność z pewnością była o wiele większa. Przed wejściem podszedł do odrapanego fragmentu bloku i wydobył z dziury w tynku trochę waty szklanej, pieczołowicie upychając ją w palniku z puszek. Po wejściu do mieszkania nieoczekiwanie stanął przed nim ojciec jak zwykle z papierosem i jak zwykle nie do końca trzeźwy.

 

- Gdzie się szlajasz gówniarzu! Do nauki a nie chodzisz sobie nie wiadomo gdzie od samego rana! Gdzie byłeś? – ojciec spoglądał na niego przekrwionymi oczami.

 

- Nie twoja sprawa gdzie ja chodzę!

- Ty mały rozpuszczony bachorze! Ja ci…

Zamachnął się butelką ale alkohol za bardzo namieszał mu w głowie. Butelka trafiła w próżnię.

 

„ Ten bachor ma już 15 lat i niedługo go tu nie zastasz, pijaku” – pomyślałm przedostając się do pokoju, pustego i sprawiającego wrażenie jakby nikt w nim nie mieszkał.

Mimo że znów znajdował się w znienawidzonym mieszkaniu z pijącym ojcem i palącą matką czuł się o wiele lepiej. Świadomość rychłego opuszczenia przez niego miejsca które nie kojarzyło się z ciepłym domem a pijacką meliną wprawiała go w dobry nastrój. Jednak znów naszły go wspomnienia. Pamięta dobrze, mimo że był mały. Szpital, do którego później wracał. Odrapany i brudny, w porównaniu z nim mieszkanie do którego wzięli go rodzice wydawało się przytulne i bezpieczne. Wydawało się. Kiedy ojciec zaczął pić, skończyła się przyjazna atmosfera. Terapie, leki nie działały, pogrążał się coraz bardziej. Matka z tego wszystkiego zaczęła palić, później pić. Kiedyś piękna, dzisiaj wyglądała 30 lat starzej. On też wyglądał starzej. Dojrzał.

Kiedyś, kiedy świat wydawał się duży, spał z rodzicami i chodził do przedszkola nie rozumiał czemu rodzice nocami miotali przekleństwa i groźby a z czasem szklanki i talerze. Czemu ojciec zataczał się wpadając na ściany. Teraz już wszystko rozumie.

 

Otrząsnął się i mroczne, nieprzyjemne wspomnienia minęły. Ustąpiły miejsca myślom jak zagospodarować plecak, by wszystko pomieścić. A nie było to łatwe zadanie. Zaczął od ubrań. Bluzy, podkoszulki ułożyły się w plecaku. Następnie drobiazgi które mogą się przydać – do zewnętrznej kieszeni. Na ubraniach spoczęły opakowania leków – na wszelki wypadek. Pogrzebał chwilę w szufladzie i wydobył nóż sprężynowy. Następnie poszedł do kuchni i po krótkich poszukiwaniach w jego ręce wpadł stary, metalowy kubek.

Niezwłocznie ten mały, przydatny przedmiot został zapakowany do plecaka. Chciał wyjść już z kuchni, jednak wstrzymał się.

 

Zatrzymał się w pół kroku i rozejrzał. Rodziców nie ma w kuchni, tylko czy on tak może? Po namyśle uznał, że skoro oni traktują go jak powietrze to czemu on miałby być dla nich lepszy. Tak myśląc podjął odpowiednie działania i po chwili zawartość plecaka uzupełniła się o chleb, wodę, ryż, herbatę i konfitury.

Zakończywszy pakowanie cicho przemknął do swojego pokoju. Była to konieczne ponieważ mama chwiejnym krokiem właśnie weszła do kuchni z zamiarem uzupełnienia zapasów Żołądkowej Gorzkiej.

On zamknął się w pokoju, schował w plecak za biurko i położył się spać. Musiał nabrać sił przed wyprawą. Może matce czy ojcu się to nie spodoba ale on postanowił że będzie walczyć z nimi ich własną bronią – dla niego przestali się już liczyć. Oni przegrali swoje życie – on nie chciał tak skończyć. Nastawił budzik na 23.00.

 

***************

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • BreezyLove 06.03.2015
    Jest naprawdę dobre, bardzo ciekawy pomysł na fabułę :) znalazłam dwie literowki a innych błędów chyba nie ma :) daję 5 i życzę powodzenia w dalszym pisaniu :)
  • UrbanShadow 06.03.2015
    Cieszy mnie że Ci się spodobało :) Tak naprawdę to sam początek bo fabuła jest już rozwinięta, lecz nie wszystko wpisałem do komputera (piszę w zeszycie). Jeśli tak się podoba to mogę dać drugą część.
    Pozdrawiam!
  • Prue 07.03.2015
    Opowiadanie przypadło mi do gustu. Tematyka znana ale ciekawa. Każdy ma inne widzi mi się historii. Zacznę od tego, ze są błędy, zjadasz literkę lub ją przekręcasz. Zdania są trochę za ubogie. Ale to nie przeszkadza w czytaniu ciekawej treści. Jest lekkie w odbiorze i naturalne. Musisz trochę popracować nad błędami i rozbudową zdań. Chwali się, że piszesz w zeszycie.
    Ode mnie 4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania