W poszukiwaniu szczęścia

Po raz ostatni spojrzał na dywan zbutwiałych liści i las dostojnych płaczących wierzb. Słońce wyciągnęło ochoczo swe złociste dłonie, by go uwolnić od nostalgicznego świata. Ten jednak stał, jak wryty i analizował każdy skrawek drzewnego labiryntu, z którego właśnie wychodził. Przypominał sobie każdy ton, przeszywającego jęku i znów rozejrzał się dookoła, a przecież robił to już ze sto razy. Nadal wierzył, że może ujrzy jej wynędzniałe ciało.

- Jestem tutaj - zabrzmiał ponownie bełkotliwy głos dziecka.

Zdawało się, że stoi obok niego, nad i pod nim, po prostu wszędzie. Jakby ktoś puszczał dźwięk z głośnika. Gwałtownie podbiegł do sterty połamanych gałęzi, odgarnął je i znalazł lalkę. Miała na sobie różową spódniczkę, która po chwili stała się fioletowa, malinowa, błękitna i tak na zmianę. Patrzyła w pustkę zezowatymi oczami, twarz miała sinobladą, zupełnie tak jakby w środku plastiku krążyła ludzka krew, a w piersi rozbrzmiewały monotonne takty serca.

- Jestem tutaj - rzekła bez krzty mechanicznego dźwięku.

Chwycił ją za lewe ramie i niepewnym ruchem podniósł z błotnistej ziemi. Otarł koszulą twarz i ujrzał szeroki uśmiech, przecinany strzałami blizn. Ten uśmiech był dziwny: szczery i sztuczny zarazem. Najdziwniejszą rzeczą stanowiły włosy: kruczoczarne, spięte w ciasnego koka, lecz gdy wiatr nakazał drzewom tańczyć, przed oczyma zaświeciła łysina. To miejsce było iluzją, obrzydliwym nieszczęściem i mówiło o tym wszystko: drzewa, będące zarówno wierzbami i sosnami, letni wiatr zmieniający się w ulewny deszcz i ta lalka. Już miał ją odłożyć, coś jednak kazało poczekać z tym ruchem i właśnie wtedy zobaczył biały top, a przecież wcześniej tę partię ciała zdobiła blada nagość. Na owym ubraniu spoczywała śnieżna, wręcz oślepiająca biel, przełamana brudną szarością Pod nią widniała kolejna, wcześniej niedostrzegalna rzecz. Był to napis, składający się z niemal mikroskopijnych liter. Przybliżył lalkę do twarzy i przeczytał „Jestem twoim szczęściem, głupcze :)”. Mijały sekundy, minuty, godziny, a on wciąż przyglądał się swemu znalezisku. Nagle się ockną, rzucił lalkę na ziemie i wyciągnął ręce do nieba. Zbawca tam jednak nie czekał. Na miejscu radosnego słońca spoczywała gęsta kołdra chmur, a prześwity czystego nieba ułożyły się w prześmiewczy uśmiech.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bajkopisarz 07.03.2021
    "Nagle się ockną, rzucił lalkę na ziemie i wyciągnął "
    Nagle się ocknął, rzucił lalkę na ziemię i wyciągnął

    Bez szerszego kontekstu ten fragment praktycznie o niczym nie mówi. Gdyby było dużo pytań, a mało odpowiedzi, to czytelnik by się mógł pozastanawiać. Tu problem polega na tym, że nie ma ani jednego, ani drugiego. Jest jakaś scenka, ładnie nawet opisana i to wszystko. Udowadniasz tym samym, że w składaniu literek jesteś dobra/y ale samo składanie to nie wszystko, liczy się jeszcze treść. A tej w najlepszym razie jest za mało.
    Owszem, możesz przerzucić na czytelnika obowiązek dopowiedzenia sobie wszystkiego przed i po, tyle że czyletlnik może to zrobić we własnym zakresie, bez konieczności zaglądania tutaj.
    Zatem jeśli to całość, to źle, jeśli fragment większej całości, to się nim podziel.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania