W sprawie dowodzenia istnienia Boga uwaga krytyczna
- Często spotykam się z dyskusjami na temat istnienia Boga. Czasami ktoś twierdzi, że można to udowodnić i powołuje się na jakieś przestarzałe tzw. dowody, a niektórzy twierdzą, że skoro nie można udowodnić, to jest to jednoznacznie z nieistnieniem Boga. Tego typu myślenie prezentują zwykle młodzi interesujący się filozofią. Miałem okazję podyskutować z pewną absolwentką filozofii, która twierdziła, że skoro nie można udowodnić istnienia Boga, to znaczy, że On nie istnieje. Niby to logiczne rozumowanie, ale pasuje ono do takich zagadek jak historyjki bajkowe np. o gigantach na Marsie. Skoro nie można udowodnić istnienia owych osobników, to należy wykluczyć taką możliwość. Sąd tak zbudowany może i ma rację, ale bardziej pasuje do dyskusji o bajkach niż o Bogu. Postanowiłem pokonać moją rozmówczynię, mimo jej kobiecego uroku potraktowałem ją jak smoka, którego ma zwalczyć rycerz. Zadałem jej pytanie dotyczące życia na obcych planetach: "Czy życie na innych planetach występuje, czy jest możliwe?". Moja rozmówczyni jako twarda ateista zawahała się przez chwilę. Zapewne, gdyby odpowiedziała, że to niemożliwie, to zbliżyłaby się do kręgów tradycyjnego myślenia religijnego, mówiącego o wyjątkowym zjawisku w kosmosie, jakim jest człowiek. Nie pozostało jej nic innego jak potwierdzić, że to możliwe. Zatem poprosiłem ją, aby to udowodniła. Niestety nie mogła, nie potrafiła i wskutek tego zamilkła. Powiedziałem jej, że skoro twierdzi, że możliwe jest życie na innych planetach i mimo braku dowodów i stoi na stanowisku, że tak jest, to dlaczego nie mogąc uwodnić istnienia Boga, odrzuca możliwość Jego istnienia. Boga odrzuca, a tezy do nieudowodnienia o życiu na innych planetach to przyjmuje za rację prawdziwą. Taka sprzeczność w myśleniu świadczy o innych intencjach niż filozoficzne dążenia do poszukiwania prawdy. Żal mi się zrobiło tej dziewczyny, ale również jest mi żal tych, którzy kierując się tanią pychą twierdzą, często na podstawie byle jakich katechizmów, że wiedzą wiele o Bogu, bo w Niego wierzą. Wiara nie jest dowodem to jasne. Tak naprawdę to nie ma żadnych dowodów w sprawie istnienia czy nieistnienia Boga. Wszystkie próby Jego negacji i dowodzenia są nic nie warte, o czym mówi konkretna refleksja filozoficzna Immanuela Kanta dotycząca metafizyki i dowodów na istnienia Boga zawarta w dziele „Krytyka czystego rozumu". W sprawie Boga to wszystkim materialistom i a także bigotom i dewotom oraz filozofom polecam jedno, wierzcie w Boga, ale czyńcie miłosierdzie i okazujcie współczucie. Rozum ludzki nie jest w stanie pojąć nieskończoności kosmosu, to tym bardziej nieskończonej istoty Boga — powiedział dziś w południe wójt Jan Bursztyn w rozmowie z miejscowym proboszczem, ale on nie chciał na takie tematy dyskutować, bo przyszedł do urzędu w sprawie wyasfaltowania drogi na cmentarz, a to jest również ważne w życiu społecznym, w końcu wszyscy tak i tak umieramy.
Komentarze (36)
Mianowicie:
Czy bez wiary w Boga nie można czynić miłosierdzia i współczucia?
Czy wiara w Boga jest tego warunkiem?
Czy wierzący w Boga mają na to monopol?
Nie wiem, nie znam się, ale coś mi mówi, że jednak nie.
A co twoje pytania mają do wiary w Boga?
Trzeci pytanie jest bezsensu.
Czy można płakać nie ucząc się tego?
Czy warunkiem dyskusji jest wcześniejsza nauka jak prowadzić spory/dyskusje?
Czy student matematyki, ma monopol na wiedzę matematyczną?
Cóż, tymi pytaniami, tylko potwierdziłeś moje słowa.
Żadne pytanie nie jest bezsensu, bezsensu może być tylko odpowiedź.
Poza tym każde moje kolejne pytanie wynika z poprzedniego.
Jeśli chodzi o "monopol", to chodziło mi o przeświadczenie wielu wierzących odnośnie tego, że niewierzący, to nie mają miłosierdzia i współczucia, bo przecież nie wyznają katolickich, Boskich wartości, a czy wierzący mają na to monopol?
O to mi chodziło. Mam nadzieję, że wyjaśniłem.
Czasami pytania są bezsensu i tak jest w tym przypadku. Chyba że nie rozmawiamy o wierze. Wtedy pytania mają sens i chętnie ci na nie odpowiem.
1. Można
2. Wiara w Boga nie jest warunkiem czynienia miłosierdzia i współczucia.
3. W co wierzący mają mieć monopol? Znowu pytanie, serdecznie przepraszam. Jeżeli chodziło ci o miłosierdzie i współczucie, to wierzący nie mają monopolu.
No i teraz moje pytanie, co twoje pytania mają do wiary w Boga i życie po śmierci fizycznej?
A najgorszym podejściem jest zaprzeczanie samemu sobie poprzez pisanie jednego, a mówienie drugiego. Jednoczesne zgadzanie się i nie zgadzanie z tym w co się wierzy.
W tekście są przedstawione obie strony i nie nie wiem o jakim stanowisku wierzących piszesz.
Jestem wierzący no i co?
Czym sobie zaprzeczam?
Już w nowym testamencie wyżej ceniło się dobroć od wiary (przypowieść o Samarytance). I co z tego?
Była też mowa o bogactwie i co z tego?
Każdy ma swoją drogę, którą ma do pokonania. Zaczynamy w momencie poczęcia/narodzin, a kończymy w chwili śmierci. I jak pewnie słyszałeś każdy ma wolną wolę, a to oznacza że możesz robić co chcesz. Wierzyć lub nie. A co będzie potem, to raczej nikt nie wie. Wierzący wierzy w coś, ateista nie wierzy w to coś. I tyle.
Nie wiem po co się stawiać po przeciwnych stronach barykady. Jedziemy na tym samym wózku, co się nazywa "życie"
Szczerze mi wszystko jedno, czy ktoś wierzy czy nie. Byle był kulturalny i dobry.
Bo nie ważne kto kim jest, w co wierzy, w co nie, najważniejsze, to to, aby być człowiekiem ;)
Agitator-ateista zjawił się w latach - nieistotne jakich - w Poroninie, aby w tamtejszej remizie przeczyć istnieniu Boga.
Gada więc facecina, gada, gada, udowadnia na zasadzie: "widzicie ten stołek?" - pyta zebranych. "Ano widzimy". "A piec?" - "Tyz widzimy"; "A Pana Boga" ? "No, ni! Nie widzimy".
"A pewnie, że nie widzicie - potwierdził ucieszony - Bo jak macie Go niby widzieć, skoro Go nie ma."
Na takie dictum wstał stary gazda, pod kapeluszem poskrobał, po czym zadał pytania następujące: "Widzicie panocku swoją rękę"? "Pewnie, że widzę" - odpowiedział instruktor; "A własną nogę?" - "Takoż" - potwierdził z lekka zdumiony; "A rozum?" - "Nie widzę" - odpowiedział ten machinalnie.
"Scyro prowdo" - wykrzyknął gazda -Bo jak mozecie widzieć swój rozum, kielo go ni mocie".
Sprawdzona metoda na wszystkich, którzy nachalnie się bawią w ateistyczny prozelityzm :p
Serdecznie :)
"Sekta (od łac. secta – kierunek, droga, postępowanie, zasady, stronnictwo, nauka, od sequi – iść za kimś, postępować, towarzyszyć lub łac. ... Współcześnie termin sekta ma pejoratywne konotacje w języku potocznym. Dlatego socjologowie religii wypracowali równoznaczne, a neutralne określenie nowy ruch religijny."
Chrześcijaństwo liczy sobie ponad dwa tysiące lat; o prawie 700 lat jest odeń młodszy islam. A wyznawców obu religii liczy się w milionach... Budda jest imieniem własnym niejaki rafale łobodo ;-)
Pisałem z telefonu podczas opieki nad dzieckiem, więc mi umknęło. Dzięki za oczywistą oczywistość ;)
Każda sekta zaczyna ubogo. Ta, która osiąga sukces zwiększa wpływy, więc po co prawisz o kolejnej oczywistości, czyli liczbie zwolenników? Od kiedy większość ma rację? :)
Pozdrawiam
Serdecznie :)
Jeśli wierzę w Thora to spodziewajcie się burzy ;)
Każdy z ludzi posiada serce.
Jedne są zimne i zamknięte, drugie żarliwe i otwarte.
To nie potrzeba tworzy Boga, to Bóg tworzy potrzebę wiary w Niego.
Pozdrawiam Wszystkich
"wiara" to nie "religijność"
Wierzą w nic? Akurat potrzeba tworzy bóstwa. Ludzie chcą wierzyć, że jest jakiś opiekun, fatum, los, do którego mogą się zwrócić w potrzebie. Czy Bóg coś tworzy? Nawet jeśli istnieje to wątpię.
I do jakiego okresu się to odnosi.
Albo nie chce zrozumieć.
:-D
Po co mam wiercić komuś ósmą?
Biorąc pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa, to prawdopodobieństwo istnienia jakiegoś Boga jest wiele większe (wiele opcji rożnych Bogów w różnych religiach) niż nieistnienie (jedyna opcja), to samo się tyczy jakiejś formy życia po śmierci.
Pisz dalej, chociaż zawsze można za takie teksty "oberwać"
Tak na marginesie jeden z bardziej znanych ateistów Polskich, niejaki Wojciech Jaruzelski tuż przed śmiercią przyjął sakramenty kościelne. Czyżby stracił wiarę w ateizm?
pozdrawiam
Co do jakieś formy boga, zgadzam się. Choć nie uważam, aby przybrała postać białego blond Jezusa ;)
Co do przykładu Jaruzelskiego - wbrew obiegowej opinii, tysiące żołnierzy podczas I Wojny Światowej, w okopach traciło wiarę. Czyżby nie była tak silna?
Kolejna rzecz, która jest bardzo częsta. Wiara równa się katolicyzm. Częsty argument drugiej strony. Dobrze, że później od niego odchodzisz. Co do twojego przykładu, to jest bardzo ciekawy, ja mogę powiedzieć, że dwa razy więcej żołnierzy podczas I Wojny Światowej, w okopach odzyskało wiarę. Jak to sprawdzić? Taki argument, na zasadzie: "powszechnie wiadomo"
Cóż, pokazuję tylko Twój argument trochę inaczej. Dlaczego ma mnie obchodzić wiara/niewiara Jaruzelskiego? Sądzę, że codziennie trochę ludzi zyskuje i traci wiarę. Nic to nie zmienia. Akurat co do tych żołnierzy, którzy tracili to opracowania są - to nie były dobre warunki na utrzymanie wiary, widząc, co się dzieje za okopem.
Odnoszę się do katolicyzmu, bo jest tu dookoła. Czy mamy rozprawiać o wierzeniach Eskimosów?
Ogólnie się z Tobą zgadzam. Deklarowanie wiary, a stosowanie się do jej zaleceń wychodzi najczęściej bardzo słabo. Zabijanie to szeroka kwestia. Czy zabiłbym, aby chronić rodzinę? Pewnie tak. A zmuszony jak żołnierze? (Za odmowę rozstrzeliwywano) Pewnie też
Wiara czy nie wiara w tego, czy innego Boga, albo w żadnych jest stara jak świat.
Jak wiemy z historii ludzie praktycznie od czasów prehistorycznych mieli jakiś Bogów, albo coś co uważano za istotę, czy istoty wyższe. Czasami było nim Słońce, czasami Księżyc, innym razem za coś boskiego uważano choćby burze i błyskawice. Także „Matka Ziemia” jako patronka miała w wielu miejscach swoich wyznawców. Dla innych święte były gaje, a nawet pojedyncze drzewa, rzeki, wulkany, tak skrótowo wszystko co było dla naszych przodków niezrozumiałe, potężne i budziło lęk. Jednak na początku były to znowu skrótowo takie lokalne wierzenia, bez tzw. struktur obejmujących jakieś większe skupiska ludzi.
Do czego zmierzam. W tamtych dawnych czasach nikt nie zadawał takiego pytania, bo widząc przykładowo uderzenie pioruna niszczące czy to dom, czy jakieś duże drzewo byli przekonani, że to musi być jakaś wyższa siła. To logiczne i nie było żadnych filozoficznych rozważań. Choć oczywiście zawsze znajdą się ludzie negujący to czy tamto.
Kiedy jednak zaczęły powstawać tzw. religię, które zaczęły obejmować coraz większe obszary, w których byli już czy to kapłani, czyli inni hierarchowie, same kulty oprócz „prowadzenia swoich owieczek” zaczęły walczyć o kolejne ziemię i nowych wyznawców. To spowodowało zarówno podnoszenie swoich racji jak i negację strony innych tak skrótowo mówiąc Bogów. Tak moim zdaniem zaczęły się próby podważania istnienia takiego, czy innego Boga, a kwestie filozoficzne, czyli rozważania który Bóg jest prawdziwy, a który fałszywy itd. jak zwykle poszły równolegle. To spowodowało także kwestionowanie istnienia istot wyższych i próby szukania jakiś innych wyjaśnień.
Moim zdaniem w czasach powiedzmy średniowiecza nie było zbyt wielu jak byśmy ich dzisiaj nazwali ateistów, niewierzących w żadnego Boga. To raczej „wymysł” dużo późniejszych czasów, czyli tak znowu skrótowo „Dziecko” wszelkiego rodzaju rewolucji zarówno tych fizycznych jak i umysłowych. Kiedy w Oświeceniu zaczęło się upowszechnianiem wolnomyślicielstwa, sceptycyzmu i innych takich „rewolucyjnych” idei tego wieku rozumu, powoli nasilała się krytyka religii, a co za tym idzie także kościoła. Jednak dopiero w czasie rewolucji francuskiej poglądy ateistyczne zyskały poparcie części rewolucjonistów propagujących kult Rozumu, a do tego nienawidzących żyjących w bogactwie hierarchów kościoła, podczas gdy naród w większości głodował. Takie podejście zaowocowało masowym pogromem księży, a nawet biskupów. Ci ludzie widząc jak żyje kler zwątpili w sens religii, może nie wiary, ale kościoła.
Później na bazie różnych „inaczej” myślących filozofów, także typowo lewicowych ludzi takich jak Marks, czy Engels zaczęto już na większą skalę negować istnienie Boga. A szczytem jak mi się wydaje był tzw. ateizm państwowy wprowadzony w krajach komunistycznych takich jak ZSRR.
Obecnie wystarczy spojrzeć na Francję, Niemcy (oprócz Bawarii), Holandię, Belgię czy państwa skandynawskie żeby zobaczyć jak tam masowo ludzie odeszli od kościoła. To już w wielu miejscach jest wręcz kult ateizmu, choć może teraz „dzięki” wirusowi coś się w tym podejściu zmieni.
Natomiast sam fakt wiary w Boga nie powoduje automatycznego dobra, ani zła. Przykładem choćby słynne krucjaty pod hasłem „Bóg tak chce”, a potem masowe mordy, gwałty, i wszelkie możliwe zbrodnie. Podobnie podczas II wojny Niemcy mieli na ramieniu napis „Gott mit uns”, a mordowali ludzi masowo, bez żadnych skrupułów. To nie wiara, czy jej brak powoduje takie czy inne zachowania, tylko charakter człowieka, jego wychowanie itd.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania