Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
"W Szeptach Ciemnosci"
OPIS DO KSIĄŻKI
"Oni mnie widzą. Nie mogę uciec." - to ostatnie słowa Leny Wilkes, nagrane tuż przed jej zaginięciem. Kolejne kobiety znikają bez śladu, a trop prowadzi do sierocińca, który od trzydziestu lat nie powinien istnieć.
Detektyw Daniel Hart zagłębia się w sprawę, ale im bliżej prawdy, tym częściej słyszy szepty - na taśmach, w nagraniach, a potem... we własnej głowie. Gdy znajduje stare zdjęcie zaginionego chłopca, serce zamiera mu w piersi. Bo chłopiec wygląda dokładnie jak twarz, którą widział w lustrze tej nocy.
Coś czeka w ciemności. I właśnie go zauważyło.
PROLOG
CIEMNOŚĆ.
Oddechy urwane, poszarpane, jakby ktoś dopiero co przestał biec. Serce wali w piersi jak szalony dzwon, próbując przebić się przez kości, by uciec.
W rogu ciemnego pomieszczenia siedzi kobieta. Jej oczy rozszerzone, wpatrują się w pustkę. Wstrzymuje oddech, jakby bała się, że dźwięk zdradzi jej obecność. Drżące palce zaciskają się na zimnym plastiku dyktafonu. Jeszcze chwila i naciśnie przycisk. Musi to powiedzieć.
Pstryk.
Głos w nagraniu jest chropowaty, pełen paniki, jakby każda sylaba miała za chwilę rozpłynąć się w nicości.
„Jeśli ktoś to znajdzie… nie ufajcie mu. Nikomu.
Szczęk metalu. Kroki – ciche, ostrożne, sunące gdzieś za ścianą. Kobieta wbija paznokcie w skórę dłoni, próbując opanować drżenie.
„Oni tu są.
Szmer. Czy to oddech? Szept? Czy tylko umysł płata figle?
„Słyszę ich. W mojej głowie… i poza nią.”
Pstryk.
Nagranie się urywa.
Cisza.
A potem – skrzypienie zawiasów.
Drzwi powoli się uchylają.
Rozdział 1 " Zniknięcie "
Lena Wilkes nigdy nie powinna była tu wracać. Wiedziała o tym, a jednak stała teraz w dusznym, ciemnym pomieszczeniu, czując, jak strach owija się wokół jej płuc jak lodowaty wąż.
Jej dłoń zacisnęła się mocniej na telefonie. Palec drżał nad ekranem, gdy włączyła nagrywanie.
- Oni mnie widzą... - wyszeptała, a jej własny głos wydał się jej obcy. - Nie mogę uciec. Jeśli to znajdziesz... nigdy, przenigdy tu nie wracaj.
Przełknęła ślinę. Ciemność wokół niej zdawała się gęstnieć.
Kiedy weszła do budynku, myślała, że to będzie szybkie. Sprawdzi wnętrze, zrobi kilka zdjęć i wróci. Ale coś było nie tak.
Drzwi, które jeszcze chwilę temu były uchylone, teraz były zamknięte.
Spróbowała nacisnąć klamkę. Nie drgnęła.
- Cholera... - szepnęła, a jej oddech przyspieszył.
To niemożliwe. Nie było nikogo, kto mógłby je zamknąć. Była tu sama.
Prawda?
Jej serce biło jak oszalałe, a w gardle miała suchość, której nie potrafiła pozbyć się nawet mimo kolejnych przełykanych ślin. Wtedy usłyszała
pierwszy szept. Nie był to zwykły
dźwięk. Nie przypominał echa w pustym budynku ani podmuchu wiatru. Był blisko. Zbyt blisko.
- Lena...
Drgnęła. Wstrzymała oddech.
Spojrzała w stronę okna. W mroku widziała tylko swoje odbicie. Ale coś było nie tak. Oczy. To nie były jej oczy.
A potem światło latarki zgasło.
Krzyk Leny Wilkes odbił się echem od ścian. A chwilę później zapadła absolutna cisza. Cisza, która nie była naturalna. Nie była to zwykła cisza
pustego pomieszczenia. Była głęboka, nienaturalna, niemal namacalna, jakby ktoś wessał cały dźwięk z powietrza.
Lena oddychała płytko. Nie widziała nic, tylko czerń przed sobą, ale czuła, że coś tam było. Nie była już sama. Powoli
uniosła telefon, drżącymi palcami próbując ponownie włączyć latarkę. Ekran telefonu błysnął, oświetlając jej twarz i fragment ściany. Ale wtedy
zobaczyła to. Odbicie w szybie nadal tam było. Jej sylwetka, jej postura. Ale
oczy... Nie były jej. Były ciemne, puste,
wypełnione czymś, czego nie umiała nazwać. Uśmiechały się. Nie usta. Oczy
Lena poczuła, jak coś ściska jej gardło. Serce tłukło się w piersi jak oszalałe.
A potem odbicie zrobiło krok do przodu.
Nie poruszyła się. Nie drgnęła. A jednak jej odbicie się zbliżyło. I wtedy coś
dotknęło jej ramienia. Zimne, lejace się przez skórę jak cień. Lena wrzasnęła i
rzuciła się do tyłu. Telefon wypadł jej z
ręki i potoczył się po podłodze. Przez chwilę jeszcze świecił, rzucając blade światło na surową betonową podłogę, ale potem ekran zgasł. Zapadła ciemność . Lena dyszała, starając się
uspokoić. To nie mogło być prawdziwe.
Ale było. Czuła to, pod palcami miała zimny, szorstki beton. Nie wiedziała, gdzie jest. Nie wiedziała,czy jest blisko ściany, czy wciąż w korytarzu. Nie wiedziała nic. Ale coś ją widziało.
Szept rozbrzmiał tuż przy jej uchu.
- Lena...
Poczuła, jak coś sunie po jej włosach.
Zerwała się na nogi. Musiała uciekać.
Wyciągnęła ręce przed siebie i ruszyła przed siebie. Widzę drzwi, muszę się tam dostać. Biegła na oślep, czując, jak korytarz zdaję się wydłużać, a
przestrzeń wokół niej staje się obca, pusta... ale jednocześnie wypełniona czymś niewidzialnym.
Dotarła do drzwi i szarpnęła klamkę.
Nie ustąpiła.
- Nie, nie, nie...! - szepnęła, waląc w drewno. A potem usłyszała oddech za sobą. Nie odwracaj się. Nie patrz. Nie
dawaj mu tej satysfakcji. Ale było już za
późno. Cień, który wcześniej widziała
w odbiciu, był teraz za nią. Czuła go.
A potem świat eksplodował w ciemności.
Rok później
Posterunkowy Evans siedział w zapuszczonym pokoju komisariatu, przeglądając sprawę, która nie dawała mu spokoju od miesięcy.
Zniknięcie Leny Wilkes.
Ostatnie nagranie z jej telefonu było krótkie. Zapis głosu drżał, był pełen paniki.
- Oni mnie widzą... nie mogę uciec... Jeśli to znajdziesz... nigdy, przenigdy tu nie wracaj. A potem krzyk. I cisza.
Komisariat długo szukał ciała, ale nigdy go nie znaleziono. Evans spojrzał na
fotografię, było wykonane przez funkcję, automatycznego zapisu w chmurze. Było zamazane, niewyraźne.
Ale widać było w nim coś za plecami Leny. Coś, co się uśmiechało. I coś, co
wyglądało jak... Oczy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania