W szpitalu

Znalazłam się tam wbrew woli.

 

Gdy miałam stanąć przed prawnikami, uroczy Grzesiu doradził bym zrobiła wyzywający makijaż.

 

W odcieniach czerni moja twarz pasowała do prawniczej togi.

 

- Tak, zgadzam się na pobyt tutaj – powiedziałam, bo tak doradził Grześ. Mówił: - Zrozum, jeśli będziesz się opierać, stawiać, potrzymają cię tutaj dłużej, a tego chyba nie chcesz...

 

- Spać mi się chce, mam to wszystko czytać? - spytałam prawniczkę, ziewając. - Wyrażam zgodę.

 

Ten szpital nazwałam szpitalem "u zakonnic". Nie było lekko. O dwudziestej drugiej obchód robiła pielęgniarka, zaglądając przez małe okienka do sal. O zrobieniu kawy w nocy można było zapomnieć, posłuchać radia tym bardziej. Zero luzu, nie jak w Warszawie. Zabrali wszystko co szklane, nawet krem do twarzy, bo był w szklanym pojemniczku. Nic, tylko cisza od czasu do czasu przeplatana ze skowytem dobiegającym z izolatki, albo z poszczególnych sal.

 

Gdy wyciszyli mi relanium objawy chorobowe, na odział została przyjęta osiemnastoletnia dziewczyna, Sabina. Polubiłyśmy się. Pewnego dnia na korytarzu podeszła do mnie, przytuliła się i objęła moją szyję, oja dada oja dadana. Widziała tę scenę pielęgniarka, której szczególnie nie lubiłam. Zresztą, ona też za mną nie przepadała. Przy przyjęciu, gdy zapytała po raz kolejny o nazwisko, odparłam nonszalancko:

 

- Pani jest głucha?!

 

Zanotowała w zeszycie: pacjentka agresywna wobec personelu średniego.

 

Po tym, jak się przytulałam na korytarzu do Sabiny i czułam na swojej klatce jej młode piersi, podszedł pielęgniarz i powiedział, że jedna pielęgniarka zauważyła jak całuję się z Sabiną. Wiedziałam, która to pielęgniarka zaczęła rozsiewać plotki. Byłam i jestem heteroseksualna, więc ta uwaga wtedy wyprowadziła mnie z równowagi.

 

Arnhild Lauveng w książce „Byłam po drugiej stronie lustra” opisuje pewną scenę. Pokłóciła się z pielęgniarką o cytrusy. Arnhild twierdziła, że do tej grupy należą oprócz cytryny takie owoce jak: limonki, mandarynki i inne, a pielęgniarka upierała się tylko przy cytrynie. Gdy Arnhild chciała sięgnąć po słownik, pielęgniarka wezwała „odsiecz” mówiąc, że pacjentka Arnhild chciała sięgnąć po żarówkę w celu samookaleczenia. Wiadomo o co chodziło: pielęgniarka nie chciała stracić w oczach pacjentki, wyjść na tę głupią od cytrynki. Oj dada na oja dadana.

 

Pielęgniarka obserwująca mnie z Sabiną, myślę, że nie mogła wybaczyć mi "głuchoty", jaką jej zarzuciłam podczas przyjmowania "do zakonnic".

 

Wieczorem wyjęłam z szafki buty i zaczęłam wyjmować z nich sznurówki. Pacjentka, która leżała ze mną w sali, wstała i szybko wyszła. Zaraz się pojawił pielęgniarz - informator o całowaniu.

 

- Co pani? Co pani? Niech pani da spokój.

 

- Macie! Niech pan weźmie te buty! - krzyknęłam – Skurwysyny!

 

Na drugi dzień rano oddał mi buty ze sznurówkami. Oj da dana oj dada.

 

**

 

Zaczęli po relanium wprowadzać "normalne" lekarstwa. Przynajmniej takie, po których nie słaniałam się po ścianach. Pewnego wieczoru zamiast dwóch tabletek, pielęgniarka na zlecenie dała jedną.

 

- Mój mąż jest przestępcą! Mój mąż jest przestępcą! - wołałam zrozpaczona.

 

Przybiegł lekarz i kazał zwiększyć dawkę. W ten oto sposób poślubiłam dożywotnio "nocnego kochanka", któremu na imię Convulex. Na wyrównanie nastroju.

 

***

 

Od czasu do czasu wchodziłam do dyżurki i molestowałam słownie personel średni. Pewnego wieczoru barczysty, gruby sanitariusz chwycił mnie mocno z tyłu za włosy i krzyknął:

 

- Wypierdalaj!

 

Następnego dnia poszłam do dyżurki. Wiedziałam, że był tam ordynator Antoni.

 

- Ja napiszę do wyborczej co się tu wyrabia - powiedziałam z pretensją do niego.

 

- O, to miło - uśmiechnął się. - Może Agora zechce nas wesprzeć.

 

Po kilku latach dowiedziałam się, że Antoni w wieku czterdziestu paru lat dostał udaru, a gburowaty barczysty sanitariusz wyleciał z pracy za pobicie pacjenta.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Tjeri 15.01.2021
    Żal Antoniego. Ale molestowanie personelu średniego podoba mi się akurat. ;)
    Prawdziwie i choć nie mogę zweryfikować, to mam wrażenie, że jest opisane, co powinno. Że jest prawdziwie, wiarygodnie. Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy.
  • Agnes07 15.01.2021
    Tjeri :) to dopracow
  • Agnes07 15.01.2021
    Wymaga dopracowania
  • Trzy Cztery 15.01.2021
    Nie dziwię się, że pielęgniarz nie wytrzymał, a młody ordynator dostał udaru. Udar to często wynik wysokiego ciśnienia. A wysokie ciśnienie to efekt długotrwałego stresu. A pielęgniarz? Może sam potrzebował już leków na uspokojenie.
    Często w tekstach o chorobach psychicznych, głównie o schizofrenii, pomija się fakt, że opiekun (żona, mąż, dorastające dzieci, lekarz) popada w ciężki stan, np. depresyjny, że nie śpi po nocach, wciąż w stresie, w niepokoju. Nie każdy opiekun to „zimny chirurg”.

    Cierpią dwie strony. I obie wymagają pomocy.
  • Marian 15.01.2021
    Nie znam się na schizofrenii ani innych chorobach, ale tekst jako tekst mi sie podobał.
  • Agnes07 15.01.2021
    Dziękuję Wam ślicznie za ślad pod tekstem:) Tak Tjeri szkoda Antoniego, ale wyszedł z tego, ma żonę neurologa :)
  • Zapraszamy do wzięcia udziału w Bitwie na Prozę
    Dwa tematy i ogromny wachlarz twórczej wyobraźni.
    Można umieścić dwa tematy w jednym opowiadaniu lub pisać na jeden.
    # DWA POZIOMY SUMIENIA
    # W SUMIE NIE
    Czas do 23 stycznia 2021, godzina 23:59.
    Liczymy na Ciebie!!!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania