W Szponach Władzy - Prolog
- Szarańczę? – Lilith podsunęła swój talerz w stronę kolegów.
- Dzięki... – mruknął niepewnie Henrik, patrząc na „danie" z pogardą.
Chaos złapał w pałeczki owada i w tym momencie Henrik zaczął żałować, że wziął go ze sobą. Narzucił na siebie marynarkę z nadrukowanym herbem królestwa, gotów w każdym momencie opuścić bar.
- Czy jest na świecie cokolwiek, czego byś nie zjadł? – westchnął.
- Prawdopodobnie nie.
Postawny mężczyzna przewrócił oczami, gdy jego kumpel zjadł insekta, po czym mruknął pod nosem jakieś japońskie określenie na niedobre jedzenie.
- Czy szarańcze nie są jakimś biblijnym insektem? – zapytał Chaos, zastanawiając się nad zjedzeniem następnego. – Czy one nie zrobiły nic złego?
Lilith wzruszyła ramionami.
- Nie zjadły Jezusa? – upewnił się Chaos.
Henrik złapał się za głowę.
- Chaos, zamknij się.
Spojrzał ukradkiem na Lilith, która podśmiewała się z nich pod nosem.
- Przepraszam cię za niego – dodał zażenowany.
- Spoko, podoba mi się – przyznała dziewczyna.
Barman, dla odmiany pod wpływem gorszych rzeczy, niż sprzedawany przez niego alkohol, oparł się o ladę i spojrzał na siedzących przed nim znajomych z miną, która sugerowała „dobre" wieści.
- Henrik, weź mu wreszcie opowiedz o tych cudownych potworach, jakie znaleźliście – zagaił.
Pseudosamuraj spojrzał na wywołanego mężczyznę surowo. Od samego początku podejrzewał, że jedyny moment, w którym giermek króla ma czas wyjść na piwo, to taki, w którym jest zobligowany wydać komuś rozkazy.
- W Dolinie Niebieskich Mgieł – oznajmił Henrik. – Podobno pojawiły się jakieś szkarady, są wielkie, grube, mają bezkształtne twarze, oczy na cyckach i dodatkowe szczęki na brzuchu. Mają ograniczone ruchy, ale lepiej nie dać się im dziabnąć. Król chciałby, abyś się nimi zajął.
Lilith parsknęła śmiechem, nie mogąc wytrzymać poważnej reakcji skośnookiego mężczyzny na opisane mu istoty.
- Pewnie, że się zajmę – przyznał Chaos. – Ale pamiętaj, że niczego nie robię dla króla.
Henrik westchnął, gotów do przedstawienia wszelakich walorów uwielbianego przez niego władcy.
- Nawet się nie odzywaj – ton wojownika był stanowczy, lecz jego twarz nie zmieniła kamiennego wyrazu. – Wszyscy wiedzą, że wasze idealne państwo to tylko iluzja. A najbardziej świadomi tego jesteście wy.
Giermek zacisnął usta w cienką linię. Nie miał zamiaru kłócić się z Chaosem, bo w przeciwieństwie do tego, jak walczył, w kwestiach polityki był zupełnie niegroźny. Owszem, czasem marudził, wyrażał swoje opinie, ale nic z tym nie robił. Nie zyskiwał większego rozgłosu. Ze swoimi poglądami obracał się w większości wśród ludzi, którzy myśleli tak samo, lub podobnie jak on, dlatego ani król, ani giermkowie nie obawiali się, że zrobi komuś pranie mózgu.
Milczenie było najlepszą strategią w takim momencie, ponieważ mniej dyskusji oznaczało mniej nowych wątpliwości.
- Mogę iść z nim? – wtrącił oderwany od rzeczywistości barman.
- Idź spać, Elijah, jesteś naćpany – Lilith przewróciła oczami.
- Lepiej nie daj się zbytnio zranić, bo Maeve jutro nie będzie – dodał naćpany.
Henrik uśmiechnął się pod nosem widząc, jak Chaos zaniepokoił się na wieść o nieobecności jego ulubionej lekarki. Rzeczą, którą uwielbiał w barze było to, że zazwyczaj przy nietrzeźwym barmanie większość ludzi rozmawiała tak, jakby nikt ich nie słuchał, a Elijah później powtarzał to wszystko, nieświadomie donosząc na obywateli.
- A dlaczegóż to jej nie będzie? – spojrzał z zainteresowaniem w zamglone oczy rozmówcy.
Elijah wzruszył ramionami, po czym zaczął bawić się łyżką, nucąc coś pod nosem.
Chaos odchrząknął.
- Henrik, wychodzimy – zarządził, dopijając ostatni łyk piwa.
Mężczyzna chciał zaprotestować, lecz gdy spojrzał na znajomego, ten już ubierał na siebie swoją skórzaną kurtkę.
- I tak się od niego niczego nie dowiesz – dodał. – Dajmy mu wytrzeźwieć.
Lilith dokończyła jedzenie i dogoniła swoich towarzyszy. Gdy drzwi się za nimi zamykały, spojrzała jeszcze raz na pozostałego w budynku pracownika. Współczuła mu. Każdy normalny człowiek zostałby przyłapany na kontroli i nigdy więcej nie miałby dostępu do narkotyków, ale Elijah przydawał się królowi, bo dostarczał informacje. W gruncie rzeczy go lubiła, ale nienawidziła tego, jak na trzeźwo nie dawał sobie wytłumaczyć, jak bardzo był manipulowany. Odbierał pół swojego życia będąc odurzonym, tylko po to, aby inni mogli to wykorzystać. Był ogromnym trybikiem w całym tym mechanizmie, ale nie zdawał sobie z tego sprawy.
Albo po prostu nie chciał.
Komentarze (5)
Nie oceniam, ale pozdrawiam serdecznie i powodzenia z pisaniem serii życzę :)
Poza tym to całkiem przyzwoicie napisana cześć opowieści.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania