W twojej głowie o piątej nad ranem

Dwudziestego czwartego lutego mijasz stosy gruzów i poskręcanego, poczerniałego metalu. W twoje nozdrza wwierca się paskudny zapach spalenizny, a każdy podmuch wiatru wzbija w powietrze chmury czarnych drobinek, które chcą wcisnąć się do twojego gardła i oczu. A ty nawet nie jesteś w Ukrainie, po prostu idziesz do biura, do tymczasowej kanciapy na samym końcu placu, a mijane zgliszcza to tylko pozostałości po największym pożarze w dziejach miasta, który dwa tygodnie wcześniej strawił połowę twojego zakładu pracy.

Dwudziestego czwartego lutego dowiedziałaś się o tym przypadkiem. Coś mignęło ci podczas scrollowania fejsa gdzieś pomiędzy gryzami kanapki z szynką i majonezem. Cofnęłaś, przyjrzałaś się niejednoznacznemu postowi i weszłaś na pierwszy lepszy portal informacyjny, tak dla pewności. Na chwilę zapomniałaś jeść, wpatrywałaś się w nagłówki i łapczywie sczytywałaś najnowsze wiadomości, wszystkie na czerwonym i żółtym tle, wszystkie pilne, z ostatniej chwili.

Wojna jest, Rosja napadła na Ukrainę, powiedziałaś, ale nie miałaś czasu, by to roztrząsać. O ósmej trzeba odbić kartę, trzeba iść do pracy, póki jeszcze się ją ma… Po drodze myślisz, że to prawda, że nieszczęścia chodzą parami. Świetnie, po prostu świetnie. Jakbyś miała mało powodów, by budzić się o piątej nad ranem.

Odbudują nas? Zamkną? Przeniosą produkcję? Zredukują etaty? W miarę upływających dni te pytania pojawiają się w twojej głowie coraz rzadziej. Owszem, wracają jak złośliwy refren, ale ustępują przed nowymi, równie interesującymi kwestiami. Piąta siedemnaście. Jak Kijów, trzyma się? Sięgasz po telefon, sprawdzasz. Musisz to wiedzieć, inaczej nie uśniesz. I tak nie uśniesz. Następny dzień, piąta zero trzy. Czy nigdzie nie pojawił się atomowy grzybek? Sprawdzasz, oczywiście sprawdzasz. Jeszcze nie dziś… Odkładasz telefon i zaciskasz powieki, w końcu do budzika jeszcze półtorej godziny. Może coś z tego będzie…

Nie było ruchu wojsk ze wschodu i zachodu, śpiewa w twojej głowie Kazik. Powtarza ten sam wers jak zdarta płyta, coraz wolniej, ale wciąż i wciąż, wciska ci się do mózgu, kiedy leżysz w odrętwieniu na granicy - Jeszcze dzisiaj nikt nie jechał, spokój na granicy - snu i jawy, aż w końcu melodyjka budzika wyrywa cię z tego dziwnego stanu.

Znów idziesz do pracy, do swojej kanciapy, gdzie trafiłaś na popożarowe wygnanie. Internet działa w nieparzyste dni robocze i tylko przy sprzyjających wiatrach, ale musisz sprawdzić, uparcie odświeżasz relacje i ukradkiem oglądasz analizy.

No, my tu przez ten pożar mamy prawie jak w Ukrainie, żartujesz z innymi, lecz dobrze wiesz, że nikomu nie jest do śmiechu. Sztywniejesz na dźwięk każdej syreny, i nie jesteś w stanie powiedzieć, czy to przez pożar, czy tę cholerną wojnę… Obrazki zza okna ładnie korelują z treścią czytanych newsów. Zapach spalenizny, który wpycha się do środka przy każdym, nawet najmniejszym rozszczelnieniu okna, sprawia, że oglądając zdjęcia zbombardowanych miast, czujesz się jak w kinie. 5D, 7D? Nie wiesz, ale to takie realistyczne. Przez drugie okno widzisz wojskowe samochody na jazdach testowych, remontują je w pobliskiej firmie. Śmiejesz się z generała Denaturova, ale każda pomalowana na zielono ciężarówka sprawia, że czujesz ucisk w żołądku. Dobrze wiesz, że to wszystko znów do ciebie wróci. O piątej nad ranem.

Przypominasz sobie o ukraińskiej koleżance z poprzedniej pracy. Miała rodzinę gdzieś na wschodzie. Gdzie… W Donbasie, tak, w Donbasie, rozmawiałyście kiedyś na ten temat. To było kilka lat temu, delikatnie zapytałaś, czy jest tam bezpiecznie.

A, ciągle słychać, jak do siebie strzelają, ale co zrobić, przyzwyczaili się, tak powiedziała.

Wiesz co, Oksana, dla nas to jest takie przerażające, przyzwyczaić się do wojny, odpowiedziałaś wtedy. Sytuacja wydawała się całkowicie abstrakcyjna. Czy do czegoś takiego można się przyzwyczaić? Teraz wiesz, że nie można. Wciąż nie możesz spać, wciąż bierzesz telefon i odświeżasz stronę, by dostać dawkę najświeższych informacji. Służbowy mail? Może poczekać, w końcu w czasie, gdy szłaś do pracy, mogło się tyle wydarzyć… Ty musisz, po prostu musisz wiedzieć.

Znalazłaś nowe hobby: oglądasz samoloty na radarze. To głupie, przecież dobrze wiesz, że twoje bezpieczeństwo nie zależy od latającej cysterny czy kilku transportowców wciąż lądujących na lotnisku w Rzeszowie, dobrze wiesz, że prawdziwie ważne samoloty nie włączają transponderów. Ale kiedy dzwonią ze wsi, że lata nad nimi dron, rzucasz się sprawdzić. Rzeczywiście, jest ten duży, taki ładny, amerykański. Kreśli na niebie wielokąty foremne, pewnie sterowany dłonią żołnierza siedzącego przed monitorem gdzieś w bazie w Nevadzie, przynajmniej tak sobie to wyobrażasz.

Jednak gdy widzisz dwa paskudne Black Hawki eskortujące równie paskudnego Chinooka, czujesz jedynie niepokój. Lecą zdecydowanie zbyt nisko, głośne i wyraźnie widoczne na tle bezchmurnego nieba. Wolałabyś ich nie widzieć. Nie wiesz, skąd wystartowały i dokąd zmierzają, ale wolałabyś, po stokroć wolałabyś, by nie miały powodu tędy przelatywać. Jedziesz w delegację na ścianę wschodnią, na ekspresówce widzisz sunącą majestatycznie kolumnę wojskowych pojazdów, jedną z tych, których nie wolno fotografować. Milkniesz i myślisz o tym, że nigdy nie spodziewałaś się ujrzeć takich obrazków. Myślisz o tym, czy nie ujrzysz gorszych obrazków.

Co się porobiło z tą krainą złą, w twojej głowie znów śpiewa Kazik, a ty, zupełnie jak on, nie masz na to pytanie żadnej odpowiedzi.

Pisze do ciebie ta, która zawsze chce odpowiedzi.

Czy będzie wojna, pyta, a ty nie możesz się powstrzymać, i piszesz, że jakby nie zauważyła, to wojna jest już od jakiegoś czasu. Ale wiesz, o co jej chodzi, piszesz więc o możliwych opcjach i o tym, że twoim zdaniem ten dyktator przegrał wojnę, oddając w niej pierwszy strzał, a prawdziwe pytanie brzmi, jak długo zajmie mu przyznanie się do porażki. Twoim zdaniem kilka lat. Twoim zdaniem konflikt nie rozleje się na sąsiednie państwa. Owszem, jeśli twoja rozmówczyni chce wyprowadzić się do Hiszpanii, jeśli ma taką możliwość, to nie będzie zły pomysł. Nie odwodzisz jej od tego, ale nawet nie wiesz, kiedy zaczęłaś być umiarkowanie optymistyczna. Może powinnaś być jak dobry generał, zawsze zakładać najgorsze? Nie jesteś generałem, generałów widywałaś co najwyżej w telewizji, na paradach z okazji świąt państwowych.

Wpłaciłaś pieniądze na kilka zbiórek, przynajmniej tak mogłaś pomóc. Podziwiasz tych, którzy zostali, nie potępiasz tych, którzy uciekli. Nie potępiasz tych, którzy zostali, podziwiasz tych, którzy uciekli. Nie wiesz, co sama zrobiłabyś na ich miejscu. Może powinnaś się przygotować, być jak Wujek Foliarz i kupić dwadzieścia kilo mleka w proszku na wypadek, jak to wszystko pierdolnie? Może powinnaś, ale tego nie robisz, nie jesteś w stanie zmusić się do jakichkolwiek przygotowań.

Dałaś mi wojnę, dałaś mi pokój

Teraz bardzo proszę, daj mi święty spokój

Tego właśnie chcesz, spokoju. Przeglądasz wiadomości tak jakby rzadziej, a za oknem twojej kanciapy ciężki sprzęt sprząta popożarowe zgliszcza. Czasem sprawdzasz stronę z samolotami, ale łapiesz się na tym, że zastanawiasz się nad wpisaniem jej nazwy w pasku przeglądarki, bo po prostu o niej zapominasz. Kiedy budzisz się o piątej nad ranem, myślisz tylko o tym, czy uda ci się złapać jeszcze trochę snu.

Przywykłaś.

 

W tekście wykorzystano fragmenty piosenki Plamy na słońcu zespołu Kazik na Żywo.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Nie chcę wywołać wojny polityczno światopoglądowej, więc tylko powiem, że tekst pod względem technicznym dobrze, jak zawsze.
  • Vespera rok temu
    Okej, i w sumie dobrze, bo nie jest to tekst publicystyczny ani przedstawiający prawdę objawioną, więc nie widzę powodów do rozpętywania gównoburz.
  • Agrafka rok temu
    Kanciapa w moim odczuciu to ciepłe slowo. Trochę byle jakie, można się czuć w miarę swobodnie, nawet pomyśleć o czymś poza standardami danej firmy, tematyka indywidualna.
    Jest czas na przywyknięcie.
    Mi sie podoba te opowiadanie.
  • zsrrknight rok temu
    Pierwszego dnia to był szok. Potem tydzień, dwa tygodnie na bieżąco śledziło się wszystkie informacje, a potem coraz mniej i mniej, a obecnie zupełnie nie zaprzątam sobie tym. Ot, to nie jest nasza wojna, jakkolwiek źle i okrutnie to brzmi. A "przyzwyczajanie się" będzie tylko postępować. Bo minął już rok i nie wygląda na to, by miało się to jakoś nagle skończyć.
    Pozdrawiam
  • EllVik rok temu
    Ja tak jeszcze przed przeczytaniem tekstu: to JEST nasza wojna, niezależnie od tego, jak będziesz sobie wmawiał, że nie jest.
  • Ant rok temu
    Zwycięstwo Ukrainy jest bardzo w naszym interesie i w tym kontekście to jest również nasza wojna. Różnica polega na tym, że na nasze domy nie spadają rakiety. Jeśli Ukraina przegra, będziemy mieć drugą Białoruś za wschodnią granicą
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Napisane świetnie technicznie. Aż przyjemnie się czytało. Treściowo również zacnie. Pozdrawiam :)
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Dziękuję! To był eksperyment z narracją drugoosobową na konkurs, nic tam nie wygrał, ale i tak jestem z niego bardzo zadowolona.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania