W zamgleniu serca

Uwielbia te momenty, kiedy świat za oknem odzwierciedla jej duszę. Ona, czyli kto? - zapytacie.

Przez chwilę się waham, nie wiem bowiem czy mam uprawnienia do zdradzania jej tożsamości. Może w ten sposób stracę jej zaufanie, które z cierpliwością godną żółwi błotnych budowałam przez lata. I kiedy tak o tym myślę, pojawia się ona i daje mi przyzwolenie, opieczętowane skinieniem głowy – dziękuję kochana – wysyłam jej te słowa, ponad szumem wywołanym pracą mrówek. Widzę jak dziękuję odbija się od jej pleców, które miast zwykłej, przygarbionej postawy, nabierają sprężystości.

Teraz już na spokojnie mogę zabrać się do wklepywania do komputera jej życia, jej namiętności, jej cierpienia i Mgły, która dziś otuliła świat, bym – podobnie jak ona – odnalazła w niej swoje rozmyte kształty.

Bo to właśnie od Mgły się zaczęło. Moja codzienna rutyna zakłada gapienie się tuż przed świtem przez okno. Metodyczne wsłuchiwanie się w trzeszczące dźwięki przeciągania się kości budzących się traw i echa starych pieśni wyśpiewywanych przez przydrożne drzewa podczas ich przygotowań do pozornych śmierci – tak jak pieśń ich śmierć jest echem życia tysięcy tych którzy byli przede mną i którzy nadejdą po mnie.

A dziś, kiedy Ziemia postanowiła przyjąć do siebie Mgłę – jej starą, wstydliwą przyjaciółkę, która nigdy nie pokazuje swojej twarzy, ani nie używa jednoznaczności – właśnie dziś ona – ta o której wspominałam wcześniej – ta bezimienna kobieta – pojawiła się w progu swoich drzwi – umiejscowionych dokładnie naprzeciw mojego okna. Wystrojona w najpiękniejsze falbany świata, powiewającą apaszkę i kapelusz z epoki – by w końcu – wydaje mi się, po chwili zastanowienia – zupełnie nieistotnej z punktu widzenia Wszechświata – zacząć schodzić po schodach prowadzących do jej mieszkania. Uważnemu czytelnikowi nie umknie fakt, że jej ciało wykonało tę czynność zupełnie na odwrót do ogólnej funkcji schodów – które miast prowadzić Do – jak to wygląda z zewnątrz w normalnych bezmgielnych warunkach – dokonało odwrotności i zupełnie nie zgodnie ze wszystkimi prawami fizyki – z pewnością godną rudego kota, który zawładną okolicą samowolnie – zeszło na dół –w kierunku - do Ku.

Przez moment w mojej głowie pojawiło się zwątpienie co do jasności własnej percepcji – pewna bowiem tego co widzę- i wiele więcej- wyczuwająca rytm jej kroków we własnych nogach – dostrzegłam jak z każdym schodem, który pokonywała, ubywało jej lat, by przy ostatnim – moim oczom ukazać się w pełnej krasie swojej radosnej młodości. Zachwiało to moją wiarą w psychonormatywność mojego umysłu i rozbudziło drzemiące cząsteczki lęku, które wyrwane ze swojej drzemki nagle, chaotycznie i irytująco zaczęły rozbiegać się po moim wnętrzu, wzbudzając tumany kurzu w żyłach i utrudniając tym samym robotę krwinek czerwonych, które zgubiły swój odwieczny szlak i zmęczone błądzeniem, porzuciły plecaki z tlenem, gdzie popadnie. Co przełożyło się bezpośrednio na długość i głębokość mojego oddechu – tak jak w standardowym ataku paniki ma miejsce.

Myślicie, że w takich momentach człowiek zostaje sam ze swoim obłędem? Nic z tych rzeczy – przecież nie po to dziś przypadł dzień spotkania się przyjaciółek by nie zostało to przeze mnie nie zauważone – tak jak przez nią – tę bezimienną kobietę. I wtedy, w tym momencie dotknięcia ramienia własnego obłędu zobaczyłam jak Mgła się do mnie uśmiecha. Zrozumiałam również czemu Ziemia się z nią przyjaźni. Dopuszczając zrozumienie do siebie uległam totalnemu odprężeniu i dopiero wtedy dostrzegłam iluzję i ogrom poczucia humoru emanujący ze zjawiska otulania świata przezroczystą watą.

Zupełnie uspokojona wróciłam w okolice schodów – na szczęście moja znajoma z naprzeciwka była jeszcze w trakcie wybierania kierunku, w który chce się udać i właśnie w tym momencie moje oczy zahaczyły się o jedną z tysięcy chmurnych falban jej sukienki. Nie miałam wyboru – musiałam iść z nią – gdziekolwiek postanowi prowadzona przez Mgłę wyznaczającą jej drogę.

Szłyśmy więc – ona przede mną i przed sobą prowadzona ścieżkami, których żaden człowiek nie mógłby nigdy dostrzec – bo zupełnie logiczne jest, że we mgle się nic nie widzi. Teraz uśmiecham się słuchając tego przekonania – ludzie tak bardzo przywiązują się do logiki, że zapominają, że podczas mgły zmienia się nie tylko percepcja, ale i logika właśnie.

Po kilku minutach, znużona rytmem jej kroków powodujących kołysanie się falban do których byłam przyczepiona za pomocą oczów – starałam się dowiedzieć czegokolwiek, w sposób jakiego mnie nauczono w szkole – zaczęłam zadawać pytania. Pytałam więc – zaczynając od podstawowego – jak się Pani nazywa? Ile ma Pani lat? Dokąd idziemy? Czy idziemy, czy uciekamy? Czy szukamy, czy pozwalamy się znaleźć? Czy naprawdę tego chcemy? Czy ja chcę tego tylko dlatego że wygodnie mi tak sobie wędrować uczepiona falban? I w końcu – Czy pani wie, że ja jestem miłością?

Ostatnie pytanie zaskoczyło mnie wielce. I ona – również w swoim zaskoczeniu zdawała się, je tylko zauważyć – wnioskuję to po nanosekundowym zgubieniu rytmu kroków.

W ciszy, która nastąpiła później uzyskałam wszystkie odpowiedzi – obrazy pojawiające się niczym slajdy na ceglanym budynku naprzeciw mojego okna – były fraktalem – bliźniaczym bratem moich uczuć.

I znowu Mgła- to coś wielce niestosownego w momencie iluminacji puszcza do mnie oko. Rumienię się zawstydzona – moja bezimienna sąsiadka z naprzeciwka właśnie wychodzi za mąż. Oj co to był za ślub! – na szczęście nie padało, więc jej włosy wyglądały przyzwoicie – nie rozprostowały się pod wpływem wilgoci. Słońce znudzone i zmęczone – jak zawsze w tym kraju – postanowiło jednak zachować się przyzwoicie i przyświecało młodym, kiedy wychodzili z kościoła. Potem raz jeszcze to uczyni – za rok – kiedy będzie chowała swojego syna i męża – mieli szczęście, że zginęli razem. Całe życie za to będzie wdzięczna Bogu.

Powietrze zaczyna drgać. Mgła opada – pierwsze promienie słońca przecinają delikatne nici utrzymujące ją w całości - sama nie wie, kiedy stała się całością – czy było to zanim się urodziła czy może w chwili, kiedy po raz pierwszy ktoś na nią spojrzał? – tak i Mgła miewa zapędy filozoficzne i tendencje do zadawania oczywistych pytań, jeśli tylko się jej na to pozwoli.

A my wracamy – teraz już zgodnie ze wszystkimi prawidłościami fizyki, poezji i impresjonizmu – przysiadamy na schodach prowadzących już tylko Do. Wygodnie mi tu bardzo, choć przez kilka miesięcy gapienia się przez okno wydawały mi się ostatnim miejscem, na którym można siedzieć z przyjemnością dla ciała i duszy. Mgła żegna się czule z Ziemią – rozpływa się w jej miłości – a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że znam to uczucie – właśnie go doświadczam wtulając się w siebie, w ciebie? Czy Pani wie, że jestem miłością? Skinieniem głowy pieczętuje swoją odpowiedź w moim sercu.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Pomysłowe i za to wielki plus, ale wykonanie odbieram jako pewien przerost formy nad treścią. Trudno mi się to czytało, a chyba nie o to chodziło.

    Pozdrawiam :)
  • BarbaraM Sadowska 8 miesięcy temu
    Dziękuję za komentarz- tym razem chodziło mi głównie o formę- stworzenie obrazu za pomocą słów. Taki eksperyment. Więc cieszę się, że zostało to zauważone.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania