W życiu nie ma przypadków, część 1
„ W sumie to dzisiaj nie za dużo spałam, uczyłam się do późna. Może idźcie same, a ja kiedy indziej do was dołączę” – zajadając się dopiero co kupionymi czereśniami od przemiłego pana z bazarku obok, odpisywałam Kaśce na wiadomość. Dziewczyny chciały wyciągnąć mnie do klubu, uczcić koniec sesji, potańczyć, pobawić się.
„Oj no chodź. Sandra już się nastawiła, że z nami pójdziesz, będzie fajnie. Może kogoś ciekawego poznamy ;)”
Jeszcze raz dokładnie przeanalizowałam całą sytuację i w końcu stwierdziłam, że z chęcią rozerwę się po intensywnym wysiłku umysłowym.
„Okej, to o 22.30 przed klubem ;P”
Wskoczyłam pod prysznic, który szczerze mówiąc bardzo mnie orzeźwił, bo dzień był niesamowicie upalny. Postanowiłam wyprostować włosy i założyć swoją ulubioną, chabrową sukienkę (właściwie to jedyną). Delikatny makijaż i byłam gotowa podbijać parkiet.
Ale gdzie moje maniery? Nawet Wam się nie przedstawiłam. Jestem Dominika i mam 20 lat. Właśnie zakończyłam swój pierwszy rok studiów, technologia chemiczna. Dlaczego właśnie to? Idąc do liceum marzyłam o farmacji albo pracy w prosektorium. Niestety już w pierwszej klasie znienawidziłam biologię, a to jednak przeszkoda w dostaniu się na biologiczno-medyczne kierunki. Zawsze byłam umysłem ścisłym i nienawidziłam polskiego, historii czy WOS-u. I tu pojawia się mały paradoks, gdyż zawsze kochałam książki, które były moimi najlepszymi przyjaciółmi. Zawsze byłam raczej zamknięta w sobie, a przenosząc się do innego świata mogłam być kimkolwiek tylko chciałam. Postanowiłam, że uniwersytet to nie dla mnie i tylko będąc inżynierem coś osiągnę. Pozostawała tylko kwestia wyboru miasta. Jednak to stolica miała mi najwięcej do zaoferowania i tak dzięki dobrym wynikom z matury trafiłam do Warszawy. Wtedy postanowiłam sobie, ze koniec z dawnym, szarym, smutnym życiem. Poznałam nowych ludzi, zawarłam przyjaźnie z Kaśką i Alą, niesamowicie szaloną osobą, której wszędzie pełno i trafia na znajomych na każdym kroku, gdzie by nie poszła.
Troszkę się rozgadałam, czas wrócić do wieczoru, który zmienił wiele w moim życiu, niekoniecznie na dobre.
Kiedy dotarłam na miejsce, dziewczyny już na mnie czekały. Jako, że wcześniej zapisałyśmy się na internetową listę wejście miałyśmy darmowe plus talony na piwo. Początek nie zapowiadał się najlepiej. Raczej mało osób, nikogo ciekawego na horyzoncie, ale cóż – poczekałyśmy na rozwój sytuacji.
Z kolejnymi minutami przybywało ludzi, zaczęłyśmy tańczyć. Oczywiście Sandra jako pierwsza wyrwała jakiegoś przystojniaka, no ale to już był standard. Z Kaśką cierpliwie czekałyśmy na swoją kolej. W końcu się udało! I na szczęście trafiłyśmy na chłopaków, którzy nie tylko potrafią kleić się do Ciebie i marzą o wsadzeniu Ci języka do ust, ale też potrafią całkiem nieźle tańczyć. Po kilku utworach zgodnie stwierdziłyśmy, że czas na piwo. Wadą klubu był brak klimatyzacji, a że był czerwiec i raczej ciepłe noce już po kilku chwilach można było czuć się jak w saunie.
- I jak się bawisz? Nie żałujesz, że przyszłaś? – zaczęła Kaśka.
- Wiesz co?? W sumie cieszę się, że mnie wyciągnęłyście. Pewnie siedziałabym teraz i oglądała jakieś romansidło, a tak chociaż się pobawię.
-No to świetnie! Ale muszę Ci powiedzieć – pasuje do Ciebie ten kolor, naprawdę.
- A dziękuję. Oczywiście wy też świetnie wyglądacie, jak zawsze z resztą.
Na to Sandra:
- No dobra, koniec tych czułości. Wracamy na parkiet, bo nie przyszłyśmy tutaj sobie słodzić!
- Okej, okej, już idziemy. – zaśmiałyśmy się i wróciłyśmy do tańca.
Wtedy zwróciłam uwagę na grupkę czterech chłopaków tańczących niedaleko nas. Trzymali się razem, ale miałam nieodparte wrażenie, że chcą do nas podejść. Nie zdawałam sobie sprawy, że za chwilę moje życie wywróci się do góry nogami.
Pierwszy odważył się Grzesiek, który porwał nam Sandrę, więc z Kaśką pozostałyśmy na parkiecie, mając nadzieję, że za chwilę ktoś podejdzie, bo choć bardzo się lubiłyśmy całonocny wspólny taniec to już przesada. Wtedy podszedł do niej Mateusz, a mnie do tańca zaprosił Maks. Wyższy ode mnie, dość szczupły brunet. Minęła jedne, druga, trzecia piosenka… Muszę przyznać, że tańczył dość dobrze. Po jakimś czasie w końcu rozpoczął rozmowę:
- Jak masz na imię?
- Dominika
-Maks, miło mi. – uśmiechnął się i w tym momencie byłam jeszcze bardziej wdzięczna sobie, że zdecydowałam się na to wyjście.
- Czym się zajmujesz??
- A studiuję sobie.
- O proszę, studentka mi się trafiła. A który rok?
- Właśnie zakończyłam pierwszy. A Ty? Studiujesz? Pracujesz?
- Widzisz tych kolesi, z którymi tu jestem? Jestem ich szefem?
Mocno się zdziwiłam, bo wyglądali raczej na moich rówieśników.
- Jak to?? A czym się zajmujecie?
- Jesteśmy ratownikami medycznymi.
- o proszę!
- To co?? Może się czegoś napijemy, uczcimy znajomość??
- W sumie czemu nie?? (Generalnie często używam sformułowania „ w sumie”)
I tak całą ekipą podeszliśmy do baru, a dżentelmeni postawili nam kamikaze. Po dwóch kolejkach postanowiliśmy wrócić na parkiet, ja oczywiście dalej tańczyłam z Maksem a reszta się wymieniała. Najwyższy – Rafał – tańcząc z Sandrą chyba nie czuł się zbyt komfortowo, zważając na fakt, że Sandra to drobna i niska dziewczyna, więc chłopak troszkę się musiał pochylać, żeby jakoś to wszystko funkcjonowało. Już nie zważając na resztę wypiliśmy jeszcze kilka kolejek i widziałam, że Maks już jest „wesolutki”. Kiedy już nie miał sił tańczyć, usiedliśmy z boku na kanapach i zaczęliśmy rozmawiać.
- Ale powiedz mi? Masz kogoś??
- Nie, jestem szczęśliwą singielką.
- Ale, jak to nikogo nie masz? Przecież to niemożliwe! Taka piękna, inteligentna dziewczyna?!
- No tak wyszło, co Ci mogę więcej powiedzieć.
Wtedy go troszkę przyćmiło i tak naprawdę siedzieliśmy tylko i patrzyliśmy jak inni tańczą. Nawet nie wiem kiedy minęło tyle czasu, że poprosili nas o opuszczenie lokalu z powodu zamknięcia. W końcu już po 4 było, więc co się im dziwić. Dziewczyny oczywiście chciały, żebym wracała razem z nimi. Zawsze martwiły się o mnie i nie chciały, żebym sama wracała. Wtedy Maks zaoferował, że możemy najpierw odwieźć dziewczyny, a potem mnie, bo jak się okazało mieszkamy niedaleko siebie. Ja się w sumie zgodziłam z nim wracać, nie wyglądał mi na psychopatę i ufałam mu. Dziewczyny wracały autobusem, ale zapowiedziały mi, że jak tylko będę w pokoju mam dać znać. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, słońce już dawno wzeszło. Pożegnaliśmy się a Maks zadzwonił po taksówkę. Zamieniliśmy parę słów, odnalazł mnie na Facebook-u i wymieniliśmy się numerami. Szybko dotarliśmy pod akademik, pożegnaliśmy się i tak naprawdę myślałam, że już nigdy się nie spotkamy. Wiadomo jak to jest z osobami poznanymi w klubie. Niby biorą numer, ale jak przychodzi co do czego ślad po nich zanika.
Po cichu weszłam do pokoju, wskoczyłam w piżamę i napisałam Kaśce, że jestem cała i zdrowa i już miałam przyłożyć głowę do poduszki, kiedy zawibrował telefon zwiastując nową wiadomość. Byłam pewna, że dziewczyny mi odpisały. Okazało się, że to Maks. Nastąpiła krótka wymiana sms-ów:
„Dziękuję Ci za ten piękny wieczór :* Może kawa?”
„Ależ proszę bardzo. Kawa z największą przyjemnością ;) Kiedy??”
„Dla mnie może być i teraz :D”
„Oszalałeś?? Za kilka godzin musisz wstać do pracy, kiedy indziej ;)”
„Ale obiecujesz? Nie uciekniesz?”
„Obiecuję, a teraz dobranoc. Śpij dobrze :)”
„Dobranoc :*”
Zasypiałam z ogromnym uśmiechem na ustach. Dawno nie poznałam kogoś takiego. Obawiałam się, że gdy alkohol wyparuje on o wszystkim zapomni, ale mimo wszystko pierwszy raz od bardzo dawna czułam się wyjątkowa. Bardzo tego potrzebowała, zwłaszcza, że nie miałam szczęścia do facetów. Zobaczymy co przyniesie nowy dzień – pomyślałam i odpłynęłam do krainy Morfeusza z nadzieją, że ta historia nie skończy się za szybko.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania