Wahadło (moje spojrzenie na "Trzy Córki" użytkowniczki BiałaRóża7. Za jej zgodą oczywiście)
*9 godzin 00 minut 00 sekund
Zegar wbija mi się w skórę. Świdruje. Dziewięć godzin. Ani minuty mniej, ani tchu więcej. Siedzę przy parapecie, na którym nie rośnie ju nic poza kurzem, i próbuję wymyślić, co robią ludzie, gdy jeszcze mają czas. Może piją herbatę. Może dzwonią do kogoś, kto ich nie chce słuchać. Może próbują udawać, że jeszcze żyją.
*8 godzin 32 minuty 17 sekund
Sprawdzam wiadomości. Chyba szukam ratunku. A na pewno panikuję. Puste skrzynki znają mnie lepiej niż bliscy. Odkładam telefon, bo uświadamiam sobie, że nie mam kogo obudzić tym końcem. Nikt nie czeka, nikt nie wie. Żal jest śmieszny, nachyla się nade mną jak nauczyciel, który dawno stracił cierpliwość.
*7 godzin 55 minut 03 sekundy
Idę do łazienki. Patrzę w lustro. Niby ja, a może jednak ktoś, kto tylko przypadkiem wylądował w tej skórze. Może nigdy nie było moje, tylko wynajmowane, byle jak, na krótki termin. Powinienem był ją kiedyś polubić. Nie zdążyłem.
*7 godzin 12 minut 41 sekund
Wychodzę na balkon. Jest zimno, przynajmniej mróz zwraca na mnie uwagę. Patrzę na okna ludzi, którzy mają teraz ciepło, mają plany, mają cholerne „jutro”. Ja mam dziewięć godzin, teraz już siedem z hakiem. Nie potrafię im zazdrościć. Nawet zazdrość wymaga energii, a ja latami byłem w pół martwy. Gdzieś z tyłu słyszę:
"Mój danse macabre, więc choć do tańca gdy krok to szansa i los nam gra"
*6 godzin 43 minuty 31 sekund
Zastanawiam się, czy gdybym wtedy powiedział „tak”, albo „nie”, albo cokolwiek innego niż milczenie, czy dzisiaj miałbym komu przekazać ostatnią myśl. Ale byłem stateczny jak kamień w wodzie stojącej, niby trwały, a jednak od środka rozmiękły. Swój i niczyj.
*5 godzin 20 minut 06 sekund
Robię coś, czego zawsze unikałem. Otwieram szafę z pamiątkami, tą, do której bałem się zaglądać. Listy, zdjęcia, niedokończone zdania zapisane w pożółkłych notesach. Czytam siebie sprzed lat — tego, który wierzył, że ma czas, tego, który się łudził że jeszcze zacznie żyć naprawdę. Chcę mu jebnąć. Chcę go obronić. Nie wiem, którego z nich jestem bardziej winien.
*4 godziny 02 minuty 19 sekund
Parzę herbatę, chociaż nie czuję smaku. Czynności są jak kotwice. Trzymają mnie tu, gdzie nie chcę być, ale przynajmniej nie dryfuję. Tylko że ja całe życie kotwiczyłem się w niczym. W stagnacji. W czekaniu na cud, który miał mnie popchnąć. Cud nie przyszedł. Zegar tak.
*2 godziny 26 minut 44 sekundy
Próbuję czegoś nowego.
Oddycham.
Ale tak naprawdę, głęboko, aż do bólu w żebrach. Pierwszy raz od dawna czuję, że to ja jestem. Tu. Ja — a nie cień we własnym życiu. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, powiedziałby, że wyglądam jak człowiek. Ironia chyba jednak zabije mnie szybciej od czasu. Czasu we własnej osobie.
*1 godzina 09 minut 03 sekundy
Piszę list do nikogo. A może do wszystkich. O tym, że żałuję. Że mogłem i nie zrobiłem. Że życie, którego nie próbowałem zedrzeć, w końcu samo się odkleja. Zapisuję zdanie po zdaniu, jakbym zszywał rozdarte tkanki. Nie wiem, czy ktokolwiek to przeczyta. Ale przynajmniej raz coś kończę.
*14 minut 55 sekund
Siadam. Nic więcej nie zostało do zrobienia.
Myślę, że gdybym miał jeszcze jedno życie, całe przepuściłbym na te brakujące gesty: jeden telefon, jeden wyjazd, jeden krzyk w twarz, zamiast wiecznego „może jutro”. Jutra już nie ma. Najciekawsze, że zaraz po tej myśli pojawia się że "może to i dobrze".
*00 minut 07 sekund
Zegar bije jak serce, które ma mnie w dupie.
Przymykam oczy.
*00 minut 00 sekund
Chyba już się nie boję .
Żałuję tylko tego, że dopiero na koniec zrozumiałem, jak niewiele trzeba, żeby żyć.
Komentarze (6)
Czytałam jednak jednym tchem z wyczuwalnym napięciem. Brawo!:)
Z drugiej strony 'lepiej późno niż wcale '.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania