Poprzednie częściWalczyć o wieczność PROLOG

Walczyć o wieczność ROZDZIAŁ XI "Piekielne niebezpieczeństwo"

Obudziła mnie zimna wody na twarzy. Automatycznie usiadłam wybudzona z lekkiego snu, w którym się znajdowałam. Moje szeroko otwarte oczy zaobserwowały drugie, wpatrzone we mnie intensywnie. Poniżej oczu dostrzegłam idealny nos i idealna linie ust. Zdawały się być stworzone do pocałunków. Te same usta po chwili rozszerzyły się w wielkim, szyderczym uśmiechu Rafaela.

- Nie Agnes. Nie będziemy się całować nawet jeśli byś bardzo tego chciała, a wiem, że tak właśnie jest. –Rafael wstał z krzesła i podszedł do mnie. – opowiedz mi jeszcze raz, co zdarzyło się podczas testów. Postaraj się przypomnieć każdy najdrobniejszy szczegół. – spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. Stanął nade mną i skrzyżował ręce na piersi. Wcale nie było łatwo mi się skupić pomijając fakt, że przed chwilą fantazjowałam na temat jego ust. Czułam jak płoną mi policzki. Zaraz skąd on wiedział, o czym myślałam? A niech cię Aniele! Ty czytasz w myślach! Spojrzałam na niego, a on jakby nigdy nic rozłożył bezradnie ręce i pokazał wszystkie równe, białe zęby. Opuściłam głowę i starałam się schować za włosami.

-Agnes? Przypominam, że zadałem ci dość istotne pytanie.

-Doskonale je pamiętam, ale nie przypominam sobie nic, co wydaje mi się istotne. Jedyną dziwną rzeczą, tak sądzę, było to, że zarówno jak Ervin jak i Amy byli jak w transie. Nie docierały do nich żadne słowa i nie można ich było zatrzymać. Wyglądali trochę jak…roboty. – Rafael zrobił zamyśloną minę. Złapał się za podbródek i pogrążył w głębokiej zadumie. Trwało to może dwie minuty, ale dla mnie cisza, która zapadła ciągnęła się przez wieczność. W końcu anioł odezwał się.

- Bardzo dziwne wygląda ta cała sytuacja. Dlaczego zawsze, kiedy coś się dzieje ty tam jesteś? Dlaczego wcześniej nie mieliśmy żadnych problemów z symulacjami?

- Może dlatego, że jestem wyjątkowa, a ty nie umiesz tego docenić, więc robi to ktoś inny?- spojrzałam na niego wyzywająco. Anioł uśmiechnął się chytrze i skinął ręką. Nagle coś szarpnęło mną w górę. Ponownie widziałam czarne skrzydła. Ciemny anioł.

- Borysie zaprowadź pannę Agnes do mojego kochanego brata. Niech powie mu o wersji z robotami. Może ten nieudacznik w końcu na cos się przyda.

- James wcale nie jest nieudacznikiem ty kupo biało złotego pierza ! – byłam na niego tak zła, że gdyby nie stalowy uścisk czarnego anioła rzuciłabym się na Rafaela z gołymi rękoma i rozorałabym tą jego śliczną, nieskalaną twarz.

-Pamiętaj dziewczynko, że mam pewne umiejętności, których ty, jako nędzny człowiek nie posiadasz. Grożenie, nawet w myślach, władcy niebios nie jest rozsądne. Borys weź ją z mojego widoku.- Borys skinął głową i ruszył w kierunku drzwi ze mną dyndająca na jego ramieniu. Już nawet nie próbowałam się wyrywać. Olbrzym dotarł do drzwi, gdy głos zabrał jeszcze Rafael.

-Tak na marginesie Agnes, w którym miejscu przypominam ci frytkę? – i ponownie na jego twarzy zagościł ten szyderczy uśmiech którego miałam dosyć po wszeczasy. Jedyne co mogłam zrobić to spuścić tylko zrezygnowana głowę. Wychodząc z gabinetu Rafaela nadal słyszałam jego śmiech. Och ! Jak ja go nienawidzę ! Tak gnojku cieszę się, że to słyszysz.

Ciemny Anioł zaprowadził mnie do Jamesa. Jego pokój znajdował się piętro wyżej niż mój. Borys zapukał do drzwi. Po chwili uchyliły się one, a w progu stał James. Spojrzał ze zdziwieniem na mój tyłek, więc w maire możliwości wykręciłam ciało, tak by mu przyjaźnie pomachać.

-Pański brat kazał ją przyprowadzić. Ma do przekazania swoją wersję zdarzeń.- po tych słowach postawił mnie na ziemi.

- Dziękuje Borysie za tą miłą przejażdżkę. Przekaż proszę Rafaelowi, że mam dwie nogi i umiem chodzić.- James prychnął a ja wepchnęłam go do pokoju i zamknęłam za nami drzwi. Słyszałam oddalające się kroki Borysa i dopiero wtedy udało mi się odetchnąć. James podszedł już do biórka, na którym stało pełno różnego sprzętu elektronicznego. Wiele gadżetów wyglądała znajomo, ale były tez takie, o których nigdy wcześniej nie słyszałam, ani ich nie widziałam. Ogólnie pokój Jamesa był trzy razy taki jak mój. Pogrążony w miłym półmroku. Widziałam po prawej stronie drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki oraz łóżko po lewej stronie. James miał też, zamiast garderoby, wielki regał z książkami. Zauważyłam też kilka plakatów rockowych zespołów. Wskazałam na nie palcem.

- Słuchasz Rolling Stones, Beatlesów i Led Zeppelin?

- Czasem mi się zdarza. Serio Agnes jakby nie patrzeć to mój dom i mimo tego, że znajduje się w niebie, to są tu też rzeczy przyziemne jak muzyka czy książki. Mniejsza o to. Z czym przysyła cię Rafael?

- Opowiedziałam mu jedna rzecz, która wydawała mi się najbardziej podejrzana podczas całego zdarzenia. Chodzi o to, że zarówno Ervin jak i Amy nie reagowali na żadne polecenia czy okrzyki. Szli w kierunku tych osób jak zahipnotyzowani nie zważając na nic. Nie mogliśmy ich w żadne sposób zatrzymać. Wyglądali przerażająco i przypominali w dużym stopniu roboty.- James zesztywniał. Przybrał minę podobną jak Rafael i odwrócił się do komputera. Postukał chwilę w jedną z dwóch klawiatur i odwrócił się z przerażeniem w oczach.

- Co się stało?

- Nie chciałem ci tego opowiadać teraz, ale inaczej ci tego nie wytłumaczę. Jesteśmy w strasznym niebezpieczeństwie. Ktoś przedarł się przez nasze zapory. Mamy w niebie zdrajcę.

- Nie rozumiem James. – pokręciłam głową- zdrajca z piekła w niebie? To trochę niedorzeczne.

- Tak sądzisz? – James spojrzał na mnie i wstał z krzesła. Chwycił za brzeg koszulki i podciągnął ją odwracając się do mnie tyłem- widzisz te blizny? Kiedyś miałem skrzydła, kiedyś byłem aniołem, aż do momentu buntu. Wtedy piekło wysłało swojego wysłannika do nieba. Wkradł się i udawał ofiarę, która tu trafiła. Aż pewnej nocy zakradła się do mnie do pokoju i odcięła mi skrzydła. Tak to była ona. Najlepsza z najlepszych. Ochellia. Córka Diabła. Odebrała mi to co znaczyło dla mnie najwięcej. – Stałam z otwartą buzią nie mogąc oderwać wzroku od blizn po skrzydłach. James opuścił koszulkę i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. – Teraz już wiesz. Kiedyś byłem taki sam jak Rafael. Podejrzewam, że ona znowu tu jest, ale tym razem będzie miała godnego przeciwnika. – Kiwnęłam stanowczo głową. – Muszę wracać do pracy Agnes. Nie pozwolę ponownie Ochelli wygrać.

- Jasne. Gdybyś potrzebował pomocy, to będę u siebie. Do zobaczenia. – wyszłam od Jamesa i poszłam do swojego pokoju. Jak to możliwe, że ktoś przedarł się przez zapory? Myślałam, że nie można ot tak sobie wchodzić i wychodzić z nieba. Jak widać nie do końca miałam rację. Weszłam do pokoju zrezygnowana. Opadłam na łóżko i chwyciłam w rękę jabłko. Spojrzałam przez okno, ale było zasnute białą mgłą. Pukanie do drzwi zmusiło mnie do ruszenia się. Miałam nadzieję, że to może Ru i jego ciastka, ale nie mogłam się bardziej pomylić. Pod moimi drzwiami leżało wielkie zawiniątko. Przeczuwałam, że to nic dobrego. Uklęknęłam i rozwinęłam pakunek. Okrzyk strachu wyrwał się z mojego gardła. W pakunku były skrzydła. Dwa wielkie śnieżnobiałe skrzydła z plamkami zaschniętej krwi. Na nich leżała maleńka karteczka. „ On pamięta. Oni pamiętają. Ty nie wiesz, ale się dowiesz. Memento Mori obowiązuje nawet w Niebie”

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania