Walkiria
Bywa, że wyjdę przed dom,
a tam zamiast śniegu - popiół -
biały jak kartki, choć rękopisy nie płoną.
My owszem.
Rozsiadam się, rozglądam,
tarzam się w nim, jak pies,
choć wolisz koty.
Więc tym bardziej.
Bywa, że wyjdę na balkon, a ty już tam jesteś,
choć miałaś nie palić.
Ja też.
Siadam obok ciebie, choć miejsca jest zaledwie
na jedną osobę, na pół stabilności.
Dzielimy się nim, rozwarstwiamy.
Spalamy na części częściej.
.
.
.
Z cyklu: Marce.
Luty, roku w którym wszystko się zaczęło. Ponownie
Komentarze (7)
Ble.
I znowu ble.
😖
Ggdyby nie było, to nie zapamiętałabym.
Ale rozumiem, przecież skąd możesz to wiedzieć, jako czytelnik. Niektóre wiersze są tylko dla mnie, dla nas. Jakkolwiek bym chciał, nie uniknę tego.
Nie muszę też pisać dla wszystkich, nie próbuję zresztą nawet, co zaznaczam od dawna - choć jest to brane za arogancje zwykłą 🤷🏿♂️
Aaaaa, rozumiem. Użyte wcześniej czy później te same rekwizyty mają tworzyć spójność, kontynuację czy pewną cykliczność.
Ok, dzięki za wytłumaczenie.
Teraz inaczej na to spojrzę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania