Wampirze klechdy.

Alex uciekał w popłochu przez las. Goniła go rozwścieczona banda. Co chwilę czuł świst strzał przelatujących kilka centymetrów od niego. Nagle poczuł jak jedna z nich pociera o jego rękę, rozcinając skórę. Była zima, a on nie miał odpowiedniego stroju. Czuł tylko ból, zimno

i strach. Obezwładniające, paraliżujące uczucie strachu. Nie wiedział skąd bierze siły do biegu, ale wykonywał ten morderczy wysiłek. Odskoczył w bok, niefortunnie uderzając o drzewo. Stracił świadomość.

Gdy się obudził już świtało. Leżał na twardym posłaniu ułożonym ze zwierzęcych skór, usytułowanym w ciemnej jaskini. Na środku wesoło palił się ogień. Przy ogniu siedziała dziewczyna, około szesnastu- siedemnastu lat. Dziewczyna zobaczyła, że się ocknął i podeszła do niego.

– Wplątałeś się w niezłą kabałę - powiedziała

Alex nic nie odpowiedział. Pamiętał tylko, że leżał na kanapie przed telewizorem we własnym domu, gdy telewizor eksplodował, a na jego miejscu pojawił się świetlisty krąg, który go wciągnął. Chłopak nie wierzył wcześniej w takie rzeczy, ale teraz musiał w nie uwierzyć. Pojawił się w tym zimowym lesie i zaczął uciekać przed bandytami. I tak oto znalazł się tu.

– Gdzie ja jestem?- zapytał

– W kraju, który kiedyś nazywał się Ameryką - odpowiedziała dziewczyna

– Kiedyś?

– Tak. W wyniku różnych przyczyn, o których nie mam pojęcia, cały ówczesny świat przestał istnieć. Teraz zostało tylko wspomnienie dawnych czasów i wieczna zima.

– Tak właściwie, jak ja się tu znalazłem?

– Skąd ja mam to wiedzieć?- odparła dziewczyna- nazywam się Lucy.

– A ja Alex. Ale... czy to możliwe, że ja podróżowałem w czasie?

– Bardziej prawdopodobne, że ktoś cię tu ściągnął.

– Jak ściągnął?

– Prawdopodobnie przez magiczny portal.

– Magia???- wrzasnął ze zdziwieniem

– Śpij.- odparła Lucy, kończąc rozmowę

Gdy obudził się ponownie, było już południe. Lucy dała mu cieplejsze ubranie i wyruszyli

w podróż. Szli tak nieprzerwanie, aż do czasu, gdy było zupełnie ciemno. Lucy sprawiała wrażenie, jakby nie robiło jej różnicy czy jest dzień czy noc, a nawet tą ostatnią wolała, ale ze względu na Alexa zatrzymali się w grocie. Gdy Lucy rozpaliła ognisko chłopak postanowił zacząć rozmowę.

– Podróżujemy razem, więc uważam, że winna mi jesteś kilku wyjaśnień!- stwierdził.

– Może i tak, może i nie - odparła.

Alex nie zwracając uwagi na jej niechęć do rozmowy kontynuował.

– Zauważyłem, że wcale się nie męczysz, bardzo dobrze widzisz w ciemności, a do tego jesteś strasznie blada.

– To prawda - odparła znudzonym głosem - a co, nie mogę?

– Nie - zaprzeczył - możesz, ja chce tylko poznać przyczynę.

– Na pewno? Gdy dowiesz się prawdy możesz wybiec stąd z krzykiem.

– Tak! Na pewno.

– A więc dobrze. Jestem wampirem. Prawdę mówiąc wampirzycą.

– Wampirem? To takie coś, co pije krew, zabija ludzi i tym podobne.- przestraszył się.

– Z tego co powiedziałeś prawdą jest tylko to, że piję krew i to nie ludzką, tylko zwierzęcą.

– Aha, ok. A więc drugie pytanie. Co tu robisz? Dlaczego podróżujesz samotnie?

– Poszukuję pradawnego miecza ognia, który jest w stanie pokonać czarnoksiężnika, który tu panuje i zakończyć tą wieczną zimę.

– Czarnoksiężnika powiadasz?

– Tak. Ukrytej mocy miecza jest w stanie jednak użyć tylko prawdziwy ,,Dziedzic ognia”, potomek starożytnego plemienia ognistych ludzi.

– Wiesz kto nim jest?- zapytał.

– Nie. Ale najpierw trzeba znaleźć miecz - odparła.

Następnego dnia wyruszyli w dalszą podróż. Gdy weszli do lasu, otoczyła ich armia ciężkozbrojnych. W ręce Lucy zmaterializował się znikąd stalowy, bogato zdobiony miecz.

Jednym susem doskoczyła do pierwszego z rycerzy i jednym płynnym ciosem zwaliła go z konia. Ale było ich za dużo. Pozostali zeskoczyli z koni i podbiegli do dziewczyny, obezwładnili ją. Wtem ostatni podbiegł do Alexa, który niewiele myśląc kopnął go z całej siły w krocze. Mężczyzna odskoczył, wyciągając miecz. Doskoczył do chłopca i ciął z całej siły. Alex zachwiał się i upadł. Stracił przytomność.

Obudził się w okrągłym pomieszczeniu, przykuty do miękiego łóżko - krzesła. Obok niego leżała Lucy. Do pokoju wszedł mężczyzna w granatowym płaszczu z kapturem. Stanął przed chłopcem i powiedział zimnym głosem, odpinając zatrzaski:

– Pani cię wzywa.

– Kto?

– Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie.

Mężczyzna złapał go w mocny chwyt i zaciągnął do sali tronowej. Alex poczuł ból w miejscu, gdzie ugodziła go klinga rycerza. Został brutalnie popchnięty i upadł na kolana pod tron, na którym siedziała wysoka kobieta, spowita w biały płaszcz.

– Wstań - rzekła kobieta.

Alex posłusznie wstał. Spojrzał na nią z nienawiścią.

– Co ja ci zrobiłem?- zapytał ze złością.

– Nic - odparła królowa. Szukałam cię od wielu lat z różnych względów. Ostatnimi czasy udało mi się ciebie tu ściągnąć, ale niestety mój magiczny teleport został przerwany

i wypadłeś kilka kilometrów od celu.

– Czemu mnie szukasz?- zapytał chłopak.

– Ponieważ jesteś mi potrzebny - odpowiedziała - istnieje miecz, który w złych rękach potrafi zniszczyć mróz i lód tego świata.

– Chyba w złych dla ciebie?

– Możliwe. Ale nie przerywaj mi. W dobrych rękach może jednak zamrażać wszystko

i wszystkich. Dzierżyć go może tylko wybraniec. Potomek ludu ognia. Ty nim właśnie jesteś.

– Ja? - zdziwił się chłopiec - nie, to niemożliwe!

– I jest coś jeszcze - dodała kobieta - bo widzisz... ty jesteś moim synem.

– Co??? Ja twoim synem?? - wykrzyknął zrozpaczony chłopak - Nie! To niemożliwe!

Istotnie nigdy nie miał matki. Mieszkał z ojcem, który nie był zbyt dobrym opiekunem.

– Przyłącz się do mnie - zaproponowała kobieta.

– Nigdy!- wrzasnął.

– Kto cię nastawił przeciwko mnie? - zapytała z wyrzutem - przeciwko własnej matce! Kto? Ta plugawa wampirzyca?

– Po części tak - odpowiedział - Ale w większości sama to zrobiłaś! Porzuciłaś mnie! Zniszczyłaś tę krainę! Toczysz wojny! Zabijasz ludzi! - w oczach Alexa pojawiły się łzy.

– Tego wymaga władza i potęga! Gdybym nie zabijała, inni by mnie zabili - wykrzyczała.

– Łżesz! Ty nie zabijasz, ty mordujesz! Do kitu z taką władzą, nie takim kosztem. Nie jesteś moją matką!

– Zejdź mi z oczu niewdzięczniku! - wrzasnęła królowa, doprowadzona do furii.

Mężczyzna w długiej szacie spróbował złapać chłopca, ale mu się to nie udało. Chłopak prześlizgnął się mu przez ramię i pognał do miejsca, gdzie więziona była Lucy. Uwolnił wampirzycę i krzyknął do niej:

– Daj mi miecz!

Dziewczyna posłusznie wyczarowała dwa stalowe brzeszczoty i jeden wręczyła Alexowi. Nigdy wcześniej nie walczył na miecze, ale był w prawdziwej furii. Krzyknął do Lucy, że miecz musi być ukryty gdzieś w zamku i powiedział by go osłaniała. Wybiegł z labolatorium i ciął pierwszego rycerza. Za nim wybiegła dziewczyna, walcząc i dając mu czyste pole manewru. Pognał za tron.

Z kopniaka otworzył drzwi za siedziskiem i wbiegł do jasnej komnaty z drzwiami po przeciwnej stronie. Za drzwiami znajdowały się schodzy prowadzące do wieży. Znalazł miecz ognia. Był wbity w skałę. Alex podbiegł do niego wyciągając rękę, ale wtem poczuł porażenie prądem, które wybiło go kilka metrów od skały. W drzwiach stała jego matka.

– Wampiry zaatakowały mój zamek! - wrzasnęła - i to wszystko przez ciebie!

– Nie! - odpowiedział - to przez twoją chorą ambicię władzy!

– Jak śmiesz?

Wyjęła miecz i zaczęła iść wolno w kierunku syna. Alex odskoczył, zrobił kilka kroków, skoczył

i wyciągnął miecz ze skały. Fala ognia z miecza wystrzeliła w kierunku królowej, która w ostatniej chwili uratowała się wyskoczeniem przez okno. Odleciała. Alex uniósł miecz wysoko nad głowę,

a fala ciepła roztoczyła się daleko wokół zamku. Śnieg zaczął topnieć, Drzewa się zazieleniły. Chłopiec zbiegł po schodach na dół.

Pierwszą rzeczą, którą zobaczył po zejściu były zwłoki Lucy. Nie znał jej co prawda zbyt długo, ale zakochał się w wampirce na zabój. Upadł na kolana i zaczął szlochać. Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Obejrzał się i zobaczył Lucy. Dziewczyna pomogła mu wstać

i odpowiedziała na jego pytanie ,,jak?”:

– Jestem wampirem. Nie tak łatwo mnie zabić.

I to mówiąc delikatnie ugryzła chłopca w bark. Zrobiła to, by go również uczynić nieśmiertelnym wampirem.

– Zwyciężyliśmy – powiedziała - ale wygraliśmy zaledwie bitwę w wielkiej wojnie. Twoja matka uciekła. Na pewno tu jeszcze wróci.

– Niestety tak - odpowiedział cicho - ale wtedy będę przygotowany!

– Miejmy nadzieję, że wszyscy będziemy przygotowani.

 

Minęło wiele wiosen. Alex doczekał się córki. Pewnego dnia, gdy nowo wybrany władca siedział na tronie, przyszedł do niego przyjaciel, Emiel. Mężczyźni mówili coś do siebie przez krótką chwilę, po czym Alex wyszedł z Sali tronowej. Poszedł porozmawiać ze swoja ukochaną żoną, wampirzycą Lucy. Na następny dzień wyjechali, nie zabierając córki. Był to ostatni raz gdy ktokolwiek ich widział. Dziecko owo zostawili pod opieką Emiela, który został uzurpatorem.

Emma była młodą księżniczką państwa Quala. Już dawno pogodziła się z myślą, że jej rodzice dawno odeszli zostawiając ją samą. Wójek Emiel mówił jej, że wyruszyli by ją ocalić, ale nie powiedział przed czym. Gdy skończyła lat szesnaście, przekazał jej płomienny miecz. Żyła w luksusach i dostatku do siedemnastej wiosny swojego życia. Do pamiętnego dnia, piątego kwietnia, gdy na państwo Quala napadło królestwo Aberninskie. Z owych wydażeń pamiętała tylko oszałamiający ból, cierpienie, strach przed nieznanym. Gdy rozpoczęło się oblężenie Emiel złapał ją i zaciągnął w stronę stajni. Szybko okulbaczył konia i razem wsiedli na niego. Od razu koń poszedł w galop. Szum wiatru w uszach, był jednym z wielu odgłosów towarzyszących Emmie. Nagle koń stanął na tylnich nogach, po czym upadł na ziemie z bełtem od kuszy w sercu. Aberniński rycerz podbiegł do nich i zaatakował z mieczem Emiela. Ten wrzasnął do dziewczyny uciekała. Tak też zrobiła. Zobaczyła kątem oka jak jej opiekun dobywa długiego miecza i stawia dzielnie czoła śmierci.

Dobiegła do stajni na skraju miasta. Stajenny parobek chciał ją złapać, ale odepchnęła go, po czym dosiadła pierwszego konia.

- Co robisz?- zapytał chłopak

- Nazywam się Emma de Lettemhette i jestem księżniczką tego zamku!

- O pani, wybacz, nie poznałem- służalczo odrzekł parobek- gdzie sie pani wybiera?

- A ty co ślepy jesteś? Uciekam z tego przeklętego miasta! I tobie radzę to samo!

- Pani pozwól, że ci będę towarzyszył!

- Zgoda. Okulbacz konie i ruszamy.

I tak oto wyruszyli. Jasno urodzona księżniczka Quala, oraz prosty stajenny. Jechali bez celu. Wreszcie pewnego dnia wygłodzeni i pół żywi zatrzymali się we wsi na popasanie. Wieś nosiła nazwę Geulondia, dość dziwną jak na wieś. W samym środku znajdowała się kapliczka jakiegoś pogańskiego bożka, który dzierżył w ręce puchar napełniony wodą. Zaczeli pukać do chat, ale nikt im nie otworzył. Wszystkie okna zasłonięte były czarnymi płachtami.

- Co tu tak smutno jak w grobie?- odezwał się parobek

- Nie mam pojęcia. Może ktoś umarł?- odparła księżniczka- w każdym razie nie nasza to dola. Lepiej znajdźmy coś do jedzenia bo zaraz my wyciągniemy nogi.

- Panienko! Popatrz tam jest stół nakryty, z pożywieniem.

- Masz racje. Swoją drogą porzućmy te tytuły. W końcy jedziemy na jednym wózku. Jestem Emma.

- Ja Harold.

- Chyba nikt nie będzie nam miał za złe jak się poczęstujemy.

I tak też zrobili. Wzięli po pajdzie chleba i zjedli ze smakiem, po czym położyli się w stajni i zasnęli. W środku nocy Harolda obudziło przeraźliwe zimno. Wstał, przetarł oczy, po czym zbudził Emmę.

- Zobacz! Tam ktoś chodzi- powiedział

- Co? Majaczysz przez sen?

- Nie! Mów ciszej! Masz jakąś broń?

- Mam tylko mały nożyk.

- Dobre i to! Daj mi go!

Podała mu po cichu nożyk, po czym na palcach wyszli z obory. Na środku placu stał wysoki mężczyzna, który mówił coś w niezrozumiałym języku do drógiego. Za nimi stało dziwne ,,coś”. To ,,coś” było w krztałcie talerza i miało trzy rube nogi. Nie poruszało się. Nagle, bez żadnego ostrzerzenia niższy mężczyzna skierował rękę w Harolda i wystrzelił w niego piorunem. Chłopak upadł na ziemię.

- Haroooold!- zawołała zrozpaczona Emma- Harooold!

Podskoczyła i zaczęła uciekać w stronę obory. Niestety, nie odbiegła nawet dziesięciu kroków gdy została trafiona piorunem.

Mężczyźni podeszli wolno do postaci leżących na ziemi. Jeden zatoczył w powietrzu koło palcem. Gdy to uczynił ciała podleciały do góry i posłusznie podążyły za zamaskowanymi postaciami do dziwnego ,,czegoś”, co okazało się pojazdem. Pojazd zawarczał, ruszył do góry, a po chwili całkowicie zniknął na nieboskłonie.

Gdy dziewczyna się ocknęła leżała na miękim materacu wewnątrz świetlistej swery. Zobaczyła, że obok niej leży Harold, który już miał oczy otwarte.

- Gdzie jesteśmy?- zapytała

- Skąd mam to wiedzieć?- odparł- gdy się ocknąłem, już tu byliśmy.

- To mi wygląda na jakieś więzienie.

- No normalnie odkryłaś królestwo Abernińskie!

- Dobra, masz rację to było głupie pytanie.

To mówiąc poczuła, że nagle odpływa.

Gdy się znów ocknęła nadal leżała w tym samym świetlistym więzieniu. Wtem świetlista swera zgasła, a do środka wszedł ów mężczyzna, którego widzieli na placu we wsi. Facet nadal miał czarną maskę na twarzy, ale gdy podszedł do dziewczyny zdjął ją. Jego twarz nie należała do człowieka. Posiadał dwoje wielkich, czerwonych oczy umieszczonych na czole oraz płaski nos. Całego widoku grozy dopełniała ogromna blizna zaczynająca się nad szpiczasto zakończonym uchem, przecinająca wargi, a kończąca się dopiero na szyi. No więc ten dziwny ,,człowiek” podszedł do niej, zdjął maskę, wyczarował krzesło i usiadł na nim. Po chwili zaczął:

- Anhi de wesiero alogo inilotu be nimarato?

- Przepraszam, nie rozumiem- odparła zgodnie z prawdą Emma

- Wiedzieć ty...... gdzie znajdować si.....ę?- poprawił się kosmita

- No właśnie nie wiem, ale skora jestem się tego dowiedzieć- odpowiedziała niegrzecznie

- Nam być potrzebna ty de wesiero.

- Co to znaczy de wesiero?

- Księż.....nicz....ka.

- Kim jesteście?

- Być my pradawnym ludem planetę Nibiru zamieszkującym.

- Coś sie uczyłam o tych planetach..... ale mniejsza z tym. Do czego jestem wam potrzebna.

- My mocy twej potrzebować.

- Jakiej mocy?

- Ona nie wiedzieć o niczym!- krzyknął ze zdumieniem nieznajomy- rodzic twój prawdy ci nie rzekł?

- Nigdy nie znałam moich rodziców- odpowiedziała dziewczyna ze smutkiem w głosie- w każdym razie.... w jakim celu potrzeba wam tej mojej... jak to nazwałeś... mocy...?

- My chcieć wasz świat uratować.

- Dobrze. Zastanowie się.

Mężczyzna wyszedł, nie włączając za sobą bariery. Skinął na dwóch podobnych sobie osobników, jedynie nieco niższych. Ci podeszli do Emmy i Harolda. Nakazali gestem iść za sobą. Doprowadzili ich do pięknego ogrodu z pałacem pośrodku.

- To być wasz dom od teraz- powiedział jeden z kosmitów, po czym odeszli

Księżniczka weszła do pałacu, prowadząc za sobą Harolda. Biedny parobek czuł się nieswojo w królewskich komnatach, w przeciwieństwie do Emmy, która czuła się tu jak w swoim domu. Odświerzyli się w łaźni, po czym zasiedli w salonie, gdzie czekał już na nich posiłek. Suty posiłek. Nagle pod ścianą zmaterializował się magiczny hologram, który przedstawiał Emiela.

- Emiel!- krzyknęła Emma- na bogów! Ty żyjesz!

- Ciszej! Nie wrzeszcz tak!- uciszył ją- jesteście prawdopodobnie podsłuchiwani!

- Mylisz się! Ci obcy są naprawdę bardzo mili!

- Jesteś jeszcze młoda i głupia. Nie można ufać wszystkim jak popadnie. Chcą cie wykorzystać! Ciebie i twą moc!

- Jaką moc?

- Cholera! Ktoś tu idzie! Pamiętaj- musisz uciekać!

- Jak?

- Musisz trafić czymś w słaby punkt niewidzialnej tarczy! Zapamiętaj jedno imię: Roger Edrin! Jemu możesz zaufać!

Gdy to wypowiedział zobaczyli, że wydobywa miecz z pochwy. Hologram zniknął.

- Musimy go ratować!- wrzasnęła Emma

- Jak?- zapytał się parobek- jesteśmy tu uwięzieni!

Nagle do salonu wkroczył jeden z kosmitów.

- Z kim wy rozmawiać?

Harold nie zastanawiał się długo. Pochwycił nóż ze stołu, po czym wbił go nieprzyjacielowi w oko. Kosmita wrzasnął, zatoczył się i sięgnął po miecz. Harold był szybszy. Wydarł miecz z jego pochwy i wbił mu go w brzuch. Kosmita zacharczał, splunął, upadł na ziemie. Harold wyciągnął zakrwawiony miecz.

- Uciekajmy stąd!

- Nie... wiesz, naprawdę, zostaniemy tu i poczekami na straże- odparła sarkastycznie Emma

Wybiegli przed pałac. Rozejżeli się dookoła..... i...... tak..... strażnik zostawił otwartą furtkę. Przebiegli przez nią, dalej w głąb miasta, szukali jakiegoś wyjścia. Nie dobiegli nawet do centrum gdy zatrzymał ich przywódca z mieczem ze światła. Harold doskoczył do niego, lecz niestety po paru sekundach leżał bez lewej ręki na ziemi. Kosmita wyszczerzył zęby.

- Nazywam się Henzelete de Vuon Karondi i oświadczam na krew moich przodków, Emmo de Lettenhette, i oświadczam ci, że albo mi pomożesz, albo zginiesz straszną śmiercią.

Emma nie znalazła odpowiedzi. Pewnie by zgineli gdyby nie zbieg okoliczności. Wpierw zobaczyła zdyszaniego kosmitę wrzeszczącego coś do wodza, który, o dziwo, przestraszył się i odbiegł zostawiając Emmę samą z Haroldem.

- Dasz radę wstać? Zapytała dziewczyna

- Tak...- odpowiedział słabo chłopak- zwiewajmy stąd

To mówiąc pochwycił miecz. Gdy to uczynił przed nimi zmaterializował się Emiel, przeźroczysty Emiel. Emma wrzasnęła.

- Ty nie żyjesz?- zapytała wstrząśnięta

- Jak widać- odrzekł z uśmiechem- lecz powróciłem by ci pomóc, o królowo ognia

- Królowo..... że co?

- Nie ważne- Emiel zaśmiał się szczerze- a teraz powiem ci co masz zrobić. Nie mogę tu być wiecznie. Pójdziecie teraz do budynku w samym centrum miasta. Budynek ów jako jedyny jest barwy niebiesko – srebrnej. Dostaniecie się na piętro -5, gdzie znajdują się portale. Każdy jest opisany. Macie wejść do tego o nazwie ,,Gwynyteleit”. Zrozumieliście?

- Tak- odpowiedzieli razem

- Następnie pokierujcie się do miasta, gdzie spędziłaś dzieciństwo Emmo. Tam weźmiecie miecz, który ci podarowałem. Pamiętasz, ten żółty, ognisty miecz. Dalej niech pokieruje wami los! Żegnajcie! Powodzenia!

To mówiąc znikł. Gdy popatrzyli za siebie, zobaczyli grupę wojowników, innych od ,,ludzi”, którzy ich tu więznili. Jedno było jasne. Ci wojownicy nie mieli pokojowych zamiarów. Jak na komędę pognali w stronę niebiesko – srebrnego labolatorium, które było widać za miastem. Dopadli do niego, dostali się na piętro -5, wbiegli do Sali. Już słyszeli kroki na schodach. W pośpiechu Emma nie doczytała. Zamiast do portalu ,,Gwynyteleit” wsiedli do portalu ,,Gwynytarait”.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Nazareth 02.01.2017
    ale wykonywał ten morderczy wysiłek. - wysiłku się raczej nie wykonuje. Można go podejmować.
    No to tak: Narracja jest siermiężna: był, zrobił, poszedł, zabił uciekł. Tchnij w to chłopie trochę życia, daj jakiś opis od czasu do czasu, postaraj się zbudować jakiś klimat, jakikolwiek. Bohaterzy są zupełnie papierowi, a najbardziej protagonista. Rzucasz go to tu to tam, on sobie łazi zadaje jakieś oczywiste pytanie, nawet najbardziej szokujące odpowiedzi nie robią na nim żadnego wrażenia. No dobra, czasem wykrzyknie odpowiedź zakończoną trzema pytajnikami, ale zaraz potem wraca do normalnej rozmowy. Łazi więc dalej z kąta w kąt mdlejąc od czasu do czasu. Mimo żę nie wie gdzie jest ani po co i co się stało z jego światem wie fokładnie po której stronie ma się opowiedzieć i dlaczego. Oczywiście udaje mu się wszystko i to niemal natychmiast, no ale w ten sposób łatwo można rozegrać sobie fabułę, zatem rozumiem. Dialogi są drewniane i w większości stanowią podręcznikową definicję ekspozycji. Co do samej fabuły... to już wszystko było, naprawdę wampiry i królowa lodu nie mają w sobie nic zaskakującego i nowatorskiego, szczególnie w akcji prowadzonej "po sznurku".
    Nie oceniam bo musiałbym postawić góra 2. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania