Warta.
Wyszedłem przez dom, żeby liście
mogły wejść do środka, rozszeleścić się
na zapas i umrzeć gdzieś pod regałem.
Tymczasem wieloryb.
Nawet nie, że wypłynął zza winkla
- dryfuje w powietrzu, jak dmuchawiec -
połyka chmury, które stają się archipelagiem,
zaraz przed pożarciem.
Tymczasem ja.
Otwieram usta, żeby wyrazić zdziwienie.
Nawet nie, że krzyk, że strach
- nie ćpam już żadnych kogo/czego -
więc zostają mi miesiące, lata, eony,
zamieniam się w posąg.
Tymczasem liście.
Są nadal zielone, niegotowe są jeszcze,
a tutaj wieloryb, mężczyzna i dom w powijakach,
opuszczony, żeby zrobić im miejsce.
Komentarze (8)
https://www.youtube.com/watch?v=30o9VoIdD44&ab_channel=GuruMorfi
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania