Wczoraj minęła kolejna rocznica ataku na wieże WTC w Nowym Yorku.
Wczoraj minęła kolejna rocznica ataku na wieże WTC w Nowym Yorku.
Nie chce tu opisywać samego ataku, bo to można sobie znaleźć w internecie. Bardziej mnie interesuje wasze zdanie na temat wszelkich alternatywnych wersji tego wydarzenia. Wielu, a nawet bardzo wielu Amerykanów podważą oficjalną wersję zamachów. Jak pokazują niektóre sondaże tak od 40 – 60 % Amerykanów nie wierzy w wersję oficjalną podaną przez Rząd Busha. Są nawet całe grupy zebrane w choćby stowarzyszenia, które domagają się pełnego wyjaśnienia tego co stało się we wrześniu 2001 roku.
Główne zarzuty to podejrzenia, że rząd amerykański albo uczestniczył w zamachach, albo był pośrednikiem w ich wykonaniu. To miało przekonać opinię publiczną że to atak terrorystów powiązanych z Osamą Bin Ladenem, a pośrednio z reżimem Husajna w Iraku. To miał być pretekst do uderzenia na Irak, co zresztą wkrótce nastąpiło.
Według wielu naukowców, a szczególnie architektów oba budynki nie mogły się zawalić po takim ataku. Według nich to nie możliwe z punktu widzenia struktury budynków i tego jak zostały zbudowane. Jako jedyną możliwość takiego zawalenia się budynków podaje się założenie na wielu piętrach materiałów wybuchowych i ich odpalenie krótko po wybuchu. Na dowód pokazują filmy w których widać jak dokładnie składają się obie wieżę, tak jak domek z kart. Takie coś jest możliwe tylko podczas sterowanej z zewnątrz eksplozji rozmieszczonych bardzo fachowo na każdym pietrze materiałów wybuchowych.
Problem polega na tym, że wszelkie symulacje komputerowe pokazują, że temperatura pożarów wynosiła nieco ponad 1000 stopni Celsjusza natomiast stal i żelazo w tego typu konstrukcjach zaczyna się topić dopiero w temp. ok. 1500 stopni. Czyli nie jest możliwe, żeby temperatura spalania przyczyniła się do zawalenia, a to był główny podany przez władze powód zawalenia.
Jest bardzo prawdopodobne, że to był w rzeczywistości akt powiązanej współpracy tajnych służb USA z terrorystami. Amerykańskie służby mogły przygotować sam zamach i wyszkolić ludzi, a reszta to już wykorzystanie tzw. terrorystów.
To tak bardzo skrótowo. Czekam na komentarze.
Komentarze (63)
Ale budynki zawaliły się jak przy kontrolowanej detonacji - idealnie w pionie - nie spadły niczym drzewa, niszcząc ileś budynków - i nie mówiąc że terroryści zaatakowali dwie wieże - a nie jakiś bardziej symboliczny cel - jak Statuę Wolności
A dało do Ameryce punkt zaczepienia, zjednoczenia i szansę na wystrzelenie amunicji, która się marnowała w magazynach - a wszyscy wiemy jak głęboko sięgają macki korporacji w każdym rządzie - tym mocniej w amerykańskim
Zbyt dobrze to wszystko do siebie pasuje
Pytanie - co wymyślą dalej - bo znowu u nich kryzys
Wysadzą bombę atomową, czy pozwolą na coś innego?
Nadal jestem sceptyczny - żeby nie było - ale rozumiem twoje argumenty
Niby nic - ale sowieci chyba czegoś takiego nie robili - mówili kłamstwo jako powód - bo wiedzieli że ich populacja prawdy nie usłyszy dzięki propagandzie
A w USA trochę inaczej
Ale z drugiej strony - pewna część mnie, nawołuje żeby pozwolić ameryce mieć swoją II wojnę secesyjną - wiesz. Już Europa wystarczająco wycierpiała, a amerykanie są dumni jak cholera - niech raz zabijają siebie nawzajem i niech to ktoś inny ocali im skóry... np. ROSJANIE - to by nimi wstrząsnęło :)
Roosvelt miał silne koneksje brytyjskie i chciał znaleźć argument by do wojny dołączyć
Land-lease nie bez powodu wysyłał
Wiedział nie wiedział inna sprawa
- ale atak był mu na rękę
A propos Giertycha, dziś Cenckiewicz upublicznił notkę o współpracy dziadka R. Giertycha z SB.
- Przypiszmy przeciwnikom jakąś absurdalną tezę
- Pokażmy że jest absurdalna
- Głośmy że oto pokonaliśmy ich mocnym argumentem.
Należy dodać do tego niechęć weryfikowania własnych dowodzeń, i komorę ech (pewne dawno obalone twierdzenia długo obijają się między zwolennikami i powracają po wielu latach).
O co chodzi w tym przypadku? NIST, która wydała raport na temat technicznych przyczyn zawalenia obu wież, stwierdziła jasno, że główne stalowe kolumny konstrukcji ugięły się wskutek utraty wytrzymałości na ściskanie wskutek wysokiej temperatury. Nikt natomiast nie twierdził, że stal uległa przetopieniu. Spiskolubcy tworzą więc zarzut, że rzekomo w oficjalnej wersji stal stopiła się, po czym udowadniają, że nie mogła i tak oto obalili oficjalną wersję.
Nagrzanie belki konstrukcyjnej do temperatury powyżej 800 stopni powoduje utratę 75% wytrzymałości. Podczas dużych pożarów hal stalowa konstrukcja dachu zawala się, a w zgliszczach obserwujemy belki zwisające z punktów podparcia, jakby były zrobione ze sznurka. Zresztą kowal nie potrzebuje topić żelaza, żeby móc je rozkuć jak potrzeba.
Tym samym, pożarem. Doszła do tego pewna specyfika budowy wieży, w której nie przewidziano możliwości katastrofy postępującej (w budynku o kształcie trapezu jedna z podpór była na tyle wysunięta poza główne, że podpierała cały wystający róg).
Tak ogólnie rzecz biorąc ja jestem zwolennikiem teorii spiskowych przynajmniej z jednego powodu, choć jest ich więcej, otóż często czasami dopiero po wielu latach okazuje się, że ci którzy dana teorię głosili mieli rację. To tak bardzo skrótowo.
Co do tematyki fachowej odnośnie zawalenia się wież się nie wypowiem, bo się nie znam, ale wiem, że wszelkie raporty oficjalne były negowane zarówno przez architektów, specjalistów od materiałów wybuchowych (głównie byłych saperów) jak i innych wynajętych przez rodziny fachowców. Mało tego na jednym z filmów widziałem jak walił się fragment wieży, a na drugim komputerową symulację na której wprowadzono sekwencję wybuchów odpowiednio zamontowanych ładunków wybuchowych. Komputer wykazał że obie konstrukcję zawaliły się w taki sam sposób. Takich zresztą przykładów jest bardzo wiele, choćby na youtube.
Czy tak było nie wiem, sprawa jest jednak dziwna, bo choć w USA naprawdę wielu ludzi zaangażowało się w wyjaśnienie ataków i skutków, nadal jest więcej pytań niż odpowiedzi, co samo w sobie jest dziwne.
Pisałem w tym sensie, że ten argument jest takim przykładem. W kwestii WTC to taki klasyk że fraza "fuel can't melt steel" zaczęła pojawiać się w memach o oszołomach.
W kwestii czysto technicznych przyczyn polecam taki materiał wideo, z kanału prowadzonego przez architekta:
https://www.youtube.com/watch?v=HIb_6nEXJOs
Teraz podali, że pożary w Brazyli to wymysł mediów, kompilacja jakichś pożarów z różnych lat poprzednich. A też je pewnie widziałeś w telewizji i z kosmosu.
W telewizji też mówili, że wkrótce w atmosferze Ozonu zabraknie, dziura ozonowa, a okazuje się że jego ilość się zwiększa.
Także nie wszystko co mówią sensol w telewizji to jest prawda.
Sensol ty jesteś po prostu kretyn, jak w 2011 roku mogli ludzie kręcić filmy telefonami komórkowymi, jak w twoich słowach powyżej, skoro dopiero w 2002 roku wszedł na rynek amerykański pierwszy aparat z możliwością robienia fotografii, a co tu mówić o filmach, to było później.
Jesteś zwykłym kretynem i idiotą. I nie włożyłem ci nic w usta, masz cytat powyżej swoich wypocin.
A niżej historia aparatów telefonicznych z możliwością fotografii. Bo ty pewnie myślisz, że tak było od zawsze. Jesteś kretynem.
Pierwszym telefonem, który posiadał na swym pokładzie aparat fotograficzny był Samsung SCH-V200. Urządzenie pojawiło się na półkach sklepowych w Korei Południowej w 2000 roku. W tym samym czasie triumfy na rynku komórek święciła Nokia 3310.
SCH-V200 potrafił przechować w swej pamięci 20 zdjęć o rozdzielczości 0,35 megapiksela. Aparat miał jednak poważną wadę - był słabo zintegrowany z telefonem. Z tego powodu część analityków uznaje go raczej za osobne urządzenie zamknięte w tej samej obudowie niż integralną część słuchawki.
Sprawa wyglądała zupełnie inaczej w przypadku J-Phone'a czyli telefonu, który u schyłku milenium przygotowała na rynek japoński firma Sharp. Urządzenie wykonywało zdjęcia w bardzo niskiej jakości 0,11 megapiksela, ale w przeciwieństwie do propozycji Samsunga fotografie można było bezprzewodowo przesyłać i wygodnie oglądać je na ekranie komórki. J-Phone'a wyposażono w kolorowy wyświetlacz pokazujący 256 barw.
W grudniu 2002 r. pierwszy telefon z aparatem pojawił się na rynku amerykańskim. Sanyo SCP-5300 kosztował około 400 dolarów i robił zdjęcia w rozdzielczości 640x480 pikseli. Uzbrojono go w kilka użytecznych funkcji, takich jak choćby samowyzwalacz, cyfrowy zoom i możliwość wykonywania fotografii w sepii czy skali szarości
I takie idiotyzmy wygadujesz na co dzień.
Brawo za to.
Ja natomiast nie wierzę w takie teorie spiskowe.
A yo sam początek.
Nie no, obejrzyj Zeigaist albo przede wszystkim Pet Goat, będzie można pogadać.
Chwilowo uznaje treść za ciekawy, ale jednak zbiór ogolnikow.
Pozdrox
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania