Weno, proszę wróć!
Chodzi mi po głowie pomysł, jak jakaś wsza. Uporczywie i nieustannie. Tu zagniecie, tu uszczypnie, połaskota i ucieknie. Już... już wiem co chcę napisać, już się do tego zabieram, aż nagle rach ciach i nie ma. Na próżno go szukać w zakamarkach pamięci, bo zdążył się ulotnić jak kamfora. O-o albo jak wczoraj, obudziłam się ze wspaniałym pomysłem, dialogi rozpracowane, akcja pod powiekami się toczy. Szybko wypuściłam psa na ogród, pognałam siku, odpalam kompa i z wielkim uśmiechem na twarzy, zasiadłam przed nim, bo przecież bestseller zaraz powstanie iii … iii… i kupa. Akcja na kartce już tak dobrze nie wyglądała, dialogi, które były skonstruowane po mistrzowsku okazują się bredniami pijanego człowieka. Zirytowana zamykam klapę laptopa, przymykam oczy i na nowo wczuwam się w historię. Na próżno tłumaczyć mojej córce, że w takich sytuacjach nie śpię tylko tworzę.
Na spacerach z psem też najlepiej mi się myśli. Chodzę z sunią po łąkach i gadam sama do siebie. Piesio nie raz nie dwa, patrzył na mnie jak na wariatkę. Widocznie nie rozumie procesu tworzenia. Ja też go już niestety nie łapię.
Weno! Proszę wróć, nie zostawiaj mnie tu samej…
Komentarze (3)
Skąd ja znam ten stan? MY, chyba wszyscy piszący, możemy sobie podać rękę i powiedzieć: nie jesteś odosobniona :) Zostawiłam Ci 5 na pocieszenie :) Pozdrawiam :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania