Wewnętrzny mrok
„Zawsze myślałam, że samotność mi nie przeszkadza. Aż do chwili, gdy spotkałam Ciebie.”
~ Driana
PROLOG
Dzień zaczynał się zawsze tak samo – zaspane oczy błagały o jeszcze kilka godzin snu, jakby sen był jedynym schronieniem przed rzeczywistością. Ciało, ociężałe i bez życia, zdawało się walczyć z każdym ruchem, jakby nawet ono nie widziało sensu w wstawaniu. Łóżko było zbyt miękkie, zbyt kuszące, by je opuścić. Ale obowiązek nie pytał o chęci – trzeba było wstać, zarobić na kawałek chleba i piwo w karczmie.
Nędzne to było życie.
Przynajmniej do pewnego momentu.
Mace z Gór Mokrawych – tak brzmiało jego imię. Wojownik, choć walczył nie tylko z bestiami na szlaku. Najgroźniejszy przeciwnik nie miał kłów ani ostrzy, nie czaił się w mroku lasu, ale potworem nazwać to można. Był w nim – głos, który szeptał cicho, ale nieustannie. Przypominał o wszystkich porażkach, rozdrapywał blizny, karmił się zwątpieniem.
„Po co wstawać?”
„Nikomu na tobie nie zależy.”
„Jesteś sam i umrzesz w samotności.”
Czasem ten głos był tylko echem w tle. Czasem przejmował kontrolę. Życie w marazmie, bez celu i kroczenie do przodu, żeby przetrwać. Czuł jak mrok zewsząd towarzyszył mu z każdym dniem. Potwór, którego nie mógł tak łatwo ubić.
Ale potem… coś się zmieniło.
Jakby zwiastunka brzasku okiełznała szybkim cięciem mroczne chmury. W tym bezkresnym mroku, pełnym gęstej ciemności, pojawiła się iskierka nadziei. Blask był niewielki, ledwie dostrzegalny, ale wystarczył, by przypomnieć, że ciemność nigdy nie jest absolutna.
Pojawiła się ona – Driana z Stoyolith’u To był moment, ledwie krótkie spotkanie spojrzeń ponad gwarem karczmy. Zatrzymana chwila. Delikatna cera i spokojny, niemal przenikliwy wzrok. Nic więcej. Żadne słowo, żaden gest. Blask świec zatańczył w jej oczach, odbijając ukrytą głębię, której Mace nie potrafił nazwać. Nie mógł oderwać wzroku, choć nie rozumiał, dlaczego. Uderzenie w sercu, a może ukłucie? Czuł, że w tamtej krótkiej chwili, ktoś wniknął w głąb jego duszy. Przeszył na wskroś.
Niczym nie wyróżniała się z tłumu. Zakapturzona postać w długim, ciemnym płaszczu, samotnie siedząc przy stole. Jakim więc tajemniczym trafem akurat ich wzrok spotkał się w tej zatłoczonej tawernie? Można by rzec, iż to był przypadek, łut szczęścia. Inni natomiast stwierdzić by mogli, że ich ścieżki złączyć mogło przeznaczenie.
Głos w jego głowie na chwile umilkł. Dał mu odpocząć, chociaż na ten ułamek sekundy.
Ocknąwszy się, Mace postanowił przyłączyć się do samotniczki. Coś, głęboko w sercu, czego nie potrafił zrozumieć, prowadziło go przez tłum wieśniaków i różnych pijanych oprychów. Ani na chwile nie spuszczając z niej wzroku.
Usiadł naprzeciwko niej, przy małym, drewnianym, solidnym stole. Otaksował wzrokiem jej drobną sylwetkę, kryjąc jednocześnie zainteresowanie ową kobietą. Dopiero z bliska dostrzegł prawdziwe piękno jej oczu. Ogień ze świecy tańczył w jej szaro-zielonych oczach. Coś w nich było takiego przyciągającego, że Mace nie potrafił oderwać się od głębi jej tęczówek.
Po krótkiej wymianie zdań, Driane zaciekawiło coś znaczącego w jego osobie. Dokładniej to zawód, z jakim był Mace nierozerwalnie połączony. Nieznajoma wynajęła go. Może przypadkiem, może chciała się jakoś do niego zbliżyć. Kto by trafił za umysłem tajemniczej kobiety.
Wtem poczuł coś, czego przez całe swoje długie życie nie doświadczył. Coś głęboko w sercu. Jakby już w tamtej chwili wiedział, że ich spotkanie nie było przypadkowe, a on sam pragnie by ich ścieżki były już na zawsze powiązane. Wojownikowi nie dawało coś jednak spokoju. Intuicja, budowana przez te wszystkie lata, podpowiadała mu zachować czujność przy jej obecności.
Szczegóły zlecenia, kurs i oczywiście zapłata, zostały ustalone. Trunek, smakiem mający przypominać najtańsze piwo, został wypity do dna. Rozstali się z planem zaczęcia wyprawy następnego, wczesnego poranka. Zanim to kogut miał zapiać. Jednak, dręczyło go pewne uczucie, które nie pozwalało mu zasnąć. Sam nie był pewien co jego serce mu podpowiada a co rozum. W bezruchu, patrząc pustym wzrokiem w sufit, w jego wnętrzu była prowadzona walka. Zadomowiona ciemność chciała odeprzeć znikąd pojawiające się światło.
Może to się wydawać wam absurdalne. Ale niekiedy, wewnętrzny mrok, ten niepozorny, siedzący w zakamarkach naszej głowy głos, staje się największym przeciwnikiem nas samych. Może zniszczyć to co budowaliśmy, jednym, szybkim cięciem.

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania