„Wiara” - opowiadanie
„Wiara”
Była 4:30, gdy kolejny raz się przebudziłem. Spojrzałem za okno – brzask czerwcowego słońca powoli rozjaśniał niebo nad blokami. „Nie ma sensu tak dalej leżeć” – pomyślałem. Zerwałem się więc z łóżka. Okryłem się miękkim kocem, a otrzeźwiające zimno podłogi pozwoliło mi się do reszty dobudzić.
Mój pokój nie był duży, ale za to hojnie wyposażony w przeróżne przedmioty. Mój wzrok przeleciał szybko po malujących się w ciemności kształtach: starej komodzie na środku ściany, gitarze opartej o biurko, koszulkach przewieszonych przez krzesło, po pudłach pełnych rzeczy, które w komodzie się nie zmieściły…
Nie było to jednak moim zmartwieniem. Czemu rodziców nadal nie było? Czy znowu mieli jakieś kłopoty? Te pytania świdrowały mi głowę do czasu, gdy upadłem na ziemię. Musiałem potknąć się o coś, czego się w danym miejscu nie spodziewałem. Moje zaskoczone oczy skierowałem ku pudełku, które w wyniku upadku znalazło się tuż przed moją twarzą. I poczułem, jak fala smutku promieniuje od pasa w górę, aż do szyi.
Pudełko zawierało w sobie ostatnią rzecz, jaka pozostała mi po Jagodzie. No, może poza wspomnieniami, których część nadal sporadycznie powracała pod zamkniętymi powiekami. O dniu, w którym nie pojawiła się w szkole. I w którym, czytając nagłówki newsów, usiadłem na środku korytarza, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Jagoda zginęła rok temu w wypadku samochodowym. Poznaliśmy się przed laty na dodatkowej muzyce i ona, zaraz po rodzicach, była najdroższą dla mnie osobą na ziemi. Teraz to, co mi po niej zostało, to pudełko bijące zapachem bzu oraz znajdująca się w nim bransoletka, którą zawsze nosiła Jagoda.
Ale nie wierzyłem, że odeszła na zawsze. Dlatego codziennie w drodze do szkoły modliłem się i prosiłem, by mogła pójść do nieba. I bym ja też mógł, żebyśmy się tam jeszcze spotkali.
Ból pustego żołądka obudził mnie z transu. Wstałem niechętnie. Zauważyłem, że w mieszkaniu przejaśniało nieco. Ruszyłem w stronę kuchni. Była mała i zlokalizowana w samym centrum mieszkania – by dojść do któregokolwiek z pokojów, trzeba było przez nią przejść. Otworzyłem lodówkę, której niebieskie światło zaćmiło kształty dotąd widoczne.
I wtedy – usłyszałem głośny huk. Obróciłem się natychmiast w jego kierunku. Do mieszkania wpadł wysoki, barczysty mężczyzna, który najpewniej wyważył drzwi kopnięciem. Momentalnie skierował się w moją stronę, a jego ciężkie buty wybijały na kafelkach wojskowy rytm.
– Twoi starzy się doigrali – zawarczał i chwycił mnie za ramię. A potem pchnął z ogromną siłą. Gdzieś, już z daleka, dobiegł mnie głos… mamy? Nie byłem pewny.
I wszystko zatrzymało się w miejscu. Cisza była wszechogarniająca, a ja jakby wypadłem ze swojego ciała i z drżącymi dłońmi przyglądałem się sobie samemu, opartemu o framugę drzwi. Pomieszczenie łagodnie rozjaśniło się, a na środku kuchni pojawiły się dwie kobiety. Pierwsza była ubrana na biało, a jej kasztanowe włosy falowały delikatnie na ramionach. Druga – ubrana na niebiesko – wyglądała młodo, a na głowie miała welon z półprzezroczystego, niebieskiego materiału. Ich szaty lśniły w ciemności.
Z przerażenia upadłem przed nimi na twarz. A potem usłyszałem znany głos:
– Kuba! – zerwałem się w jednej chwili, patrząc na dziewczynę w bieli. To była Jagoda. Prawdziwie ona! Rzuciliśmy się sobie w objęcia, a mnie ogarnęło takie wzruszenie, że nie mogłem zapanować nad swoim ciałem. Trzymałem się tylko niej, czując jak strugi łez z moich policzków wsiąkają w materiał na jej ramionach.
Zdałem sobie sprawę, że kurczowo trzymam powieki zamknięte i otworzyłem je; moje spojrzenie spotkało się z drugą kobietą. Z jej oczu biła przepotężna miłość i łagodność. Wnet w klatce piersiowej poczułem jeszcze jedno poruszenie i ogarnęła mnie niespodziewana euforia. Wtedy ujrzałem Go i byłem już pewny, że wysłuchał moich próśb.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania