7. Wiatr w żaglach

„Wiatr szumiał mu w uszach i rozwiewał włosy. Przyjemnie chłodził czoło, ale równocześnie utrudniał spoglądanie przed siebie. Koń pędził jak oszalały, śmiertelnie wystraszony hukiem muszkietów i krzykami ścigających ich zbójców. Pnie mijanych drzew zlewały się w mur, leśny dukt prowadził prosto przez las, co nie ułatwiało ucieczki. Zdawało się, że pościg jest coraz bliżej, niemal czuł już na plecach gorące oddechy ścigających go koni, chrzęst szabel i zgrzytanie zębów rozwścieczonych łotrów. A wszystko przez tę dziewkę, która mu w karczmie usługiwała. Przestrzegali go nieraz kompani, że ta jego słabość do służek i ladacznic źle się kiedyś skończy. No i skończyła się! Pościgiem przez las, bo w karczmie gorzałkę popijał brat dziewki, któremu nie spodobała mu się jej bliska komitywa z Fabianem Beniaminem.”

Fabian Beniamin? Co to za imiona, do stu piorunów? Jasny gwint, nie wierzę, że to napisałam. Fabian Beniamin! Skąd ja to wzięłam? Wszystko przez te utrefione loki i cholerne wąsiki. Oraz pantalony, żabot, pelerynę i kapelusz ze strusim piórem. Amant Fabian Beniamin nie będzie przecież się kompromitował w kontuszu. FB jest na czasie, wojażował po słodkiej Francji, napatrzył się na najnowszą modę prêt-à-porter. Wie, co już jest passé i démodé. Gronostaje nadżarte przez mole – won. Nieważne, że w pantalonach nogi marzną, a peleryna przez wiatrem nie chroni, grunt, że panny omdlewają. A jego sinawa bladość dodatkowo je wzrusza, bo myślą, że namiętne uczucia nim targają i tak go osłabiają od środka. Wiadomo przecież, że panna najbardziej lubi ukochanego w słabości pielęgnować, a potem śmierć jego opłakiwać.

„Fabian Beniamin był bardzo kochliwy. Przysparzał tym zgryzoty swoim rodzicom, bo darzył namiętnym afektem każdą posługaczkę i każdą ladacznicę. Niestety, żadna posażna panna nie przypadła mu do gustu, choć zafrasowani rodzice nie ustawali w wysiłkach. Na ostatnim balu swatali go z kolejną, której imienia nie mógł sobie przypomnieć. Co z tego, że dziedziczka pałacu, skoro biała była i gruba jak czerw. Mdlała mu podczas tańca, musiał uważać, żeby mu z rąk nie wyleciała, tak mocno ją trzymał, że aż ramiona mu drżały z wysiłku i cały następny dzień ledwo mógł rękami ruszać. A oczy maślane robiła, sapała mu w twarz, nogi jej się plątały, że aż nie wiedział, gdzie wzrok podziać z konfuzji.”

Czyli sprawa jasna, loki i wąsiki nie dla Marcyśki. Wychodzi na to, że zdrada lokaja Józefa wszystkim wyjdzie na dobre. Liściki poza dom nie wyszły, ostrzeżona matka córki rozamorowanej przypilnuje, dziewoja popłacze i jej przejdzie, jak tylko nowego potencjalnego fatyganta zapozna, a modniś Fabian Beniamin niech się dalej łajdaczy po lupanarach. Może złapie jakąś wstydliwą chorobę i sczeźnie, łachudra jeden. Panienką z pałacem pogardzić, widział to kto. Nieważne, ze i tak by go Urszula z Antonim (oraz zapewne z wydatną pomocą Karoliny) przepędzili, ale starać się musi!

Z drugiej strony, postrzelona Marcjanna potrzebuje raczej statecznego Stanisława albo bogobojnego Bronisława, a nie fircyka Fabiana.

„Tak rozmyślając nie zauważył nawet, że łotrzyki z gospody przestały go ścigać. Ściągnął cugle, już po temu był czas najwyższy, bo koń ledwie dyszał. Rozejrzał się. Wciąż był w lesie, gęstym, ciemnym i zupełnie nieznanym. A do tego…”

- Mamo, jak się pisze tąd?

- Co? Trąd? (Hmmm, może trąd do powieści lepiej się nada niż czarna ospa?)

- No, tąd: wyprowadzam się z tąd.

Bożyczku na wysokościach, z tego dziecka to pisarza nie będzie. Zagaśnie ta iskra talentu, która pali się we mnie jasnym płomieniem. Popali się, popełga i zgaśnie na wieki…

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Pisarka przez duże Pe↔Zwariowane, rezolutne, póki co nadal w guście mym, ale tekstu koniec, więc idę z "tąd"
    Pozdrawiam?:~)
  • befana_di_campi ponad rok temu
    Obśmiałam się dookoła głowy :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania