Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Wiatraki (18+)
Od autora:
"To miał być stosunkowo prosty tekst, od kilku jednak dni sytuacja zupełnie się zmieniła. Mówię oczywiście o pewnym wypadku i działaniach budzących mocne podejrzenia o mataczenie w sprawie. Tak mną to wstrząsnęło, że postanowiłem zrobić nawiązanie do całej sytuacji. Mam nadzieję, że nie przesadziłem, i nikt nie zarzuci mi, że chcę zbić na tym kapitał (to byłoby ostatnie, co mi przychodzi do głowy w tej sytuacji). Ogólnie w tej sprawie widać samo zło i trzeba je nazywać po imieniu. Proszę tego nie komentować".
Utah, USA
– Drużyna Alfa do przodu! Bravo osłania! Charlie i Delta cały czas w pełnej gotowości! – Kapral dowodzący akcją z wozu wsparcia uważnie patrzył na ekrany z obrazem z kamer zwiadu i odczytami czujników. – Ogień według uznania!
Żołnierze poruszali się wśród niskiej zabudowy w jednym z małych miasteczek w środku kraju.
– Pełno martwych zwierząt – zameldował jeden z nich. – I kilka trupów. Wszyscy miejscowi. Brak widocznych obrażeń.
– Przyjąłem. Wpierw idźcie do szpitala. – Kapral miał na myśli jeden z największych budynków w mieście. – Cywile meldowali o problemach głównie tam.
– Potwierdzam. Wchodzimy głównym wejściem.
Żołnierze podążali korytarzami i zaglądali do kolejnych pomieszczeń, w których widać było porzucony w pośpiechu sprzęt i trupy w zaawansowanym stanie rozkładu.
– Brak śladów promieniowania. Wchodzimy na pierwsze piętro.
– Jakby leżeli tam miesiącami. – W wozie dowodzenia rozgorzała ożywiona dyskusja pomiędzy żołnierzami i cywilami zabezpieczającymi naukową część misji. – A to tylko trzy dni.
– Sprzęt wygląda na mocno zniszczony.
– Dokładnie. Jakby wszystko miało dziesiątki lat.
– Jezu! – Nagle przez radio jęknął jeden z członków zwiadu. – Poruczniku, natychmiast potrzebujemy mobilnego zespołu ze skanerem.
– Zrozumiałem. – W kierunku czoła grupy zaczęło przemieszczać się dwóch naukowców w pełnych kombinezonach chemicznych.
– To niewiarygodne – Po kilku minutach skomentował jeden z nich, patrząc na szczątki łóżka, z którego przetrwała tylko część z poduszką i mniej więcej trzy czwarte szkieletu, opierającego się zniszczonym końcem o podłogę.
– Brak promieniowania. – Przytomnie zauważył drugi, uważnie śledząc wskazania przyrządów i kształt uszkodzeń. – I zupełnie jakby pojawiła się tu idealna kula, która wchłonęła wszystko na swoim obwodzie.
– Ale materię organiczną spaliła również na zewnątrz. – Pierwszy patrzył z zawodową ciekawością na zwęglone szczątki człowieka bez nóg, oglądając go niczym rzadkiego owada czy inny egzotyczny okaz.
– Tak. Tylko dlaczego nie zajął się materac i szkielet łóżka? I nie było wybuchu tlenu?
– Zbyt szybki rozpad?
– Ciepło musiało być niewyobrażalne. Nawet stop jest przebity. – Naukowiec z doktoratem z fizyki wskazał na podłogę.
– Cięcie ma idealnie kulisty kształt. Nigdzie nie widać najmniejszego okopcenia. To coś musiało być otoczone polem energii, które precyzyjnie odgrodziło je od otoczenia. Tak nie działa ciepło. To musi jakiś inny rodzaj energii.
– Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie ma pan racji.
– Nie wiemy, czy tam panują te same prawa fizyki.
– Mamy ruch! Powtarzam, mamy ruch! – Nagle przez radio zameldował jeden z żołnierzy oddziału Charlie. – Obiekt uciekł do piwnicy szpitala. Boże, tu jest jakiś kwas. Aaaaa!
– Kontakt! – Dało się słyszeć kolejną serię strzałów i kolejne komunikaty na kanale ogólnym:
– Wycofujemy się!
– On ma miotacz płomieni!
– Dostałem! Medyk!
– Zbiórka przy wejściu!
– Wycofać się! Wycofać się!
– Granatem!
– Ubezpieczam!
Dowodzący akcją podniósł słuchawkę telefonu, który połączył go z generałem:
– Panie generale, mamy sytuację gamma w obiekcie alfa dwanaście. Wycofujemy ludzi. Tak, rozumiem. Pełna kwarantanna i same drony. Realizuję plan beta. Tak, pociąg z kwa...
Mężczyzna przerwał w pół słowa, patrząc z niedowierzaniem na jeden z ekranów. Widać tam było młodą kobietę z aparatem fotograficznym i towarzyszącego jej mężczyznę, który, choć ubrany po cywilu, wyglądał podobnie do zaginionego szeryfa, pokazywanego na odprawie w bazie.
– Przepraszam, też mamy cywili. Tak jest. Przesłuchać. Już wykonuję. – Kapitan rozłączył się i wydał odpowiednie dyspozycje. – Drużyna Delta, intruzi na obszarze. Oznaczeni jako omega i gamma. Złapać i dostarczyć do centrum dowodzenia.
– Potwierdzam.
***
– Już o nas wiedzą. – Szeryf Whitaker ciężko westchnął, pokazując w stronę wejścia i trzech żołnierzy, którzy zapędzili ich prosto do sklepu. – Zaraz tu będą. Proszę wejść do kanału. Prowadzi prosto do stacji benzynowej. Tam powinien czekać Johny.
– A pan? – Dziennikarka z Nowego Jorku złapała go za rękę.
– Te zdjęcia muszą się dostać na pierwsze strony gazet.
– Zabiją pana. Nie chcą mieć świadków.
– Kupię nam trochę czasu. Na litość boską. Proszę się spieszyć. – Niemal pociągnął ją, a potem wepchnął do studzienki i wyciągnął swojego Colta, z którego oddał strzał w sufit.
W drzwi sklepu uderzyły kule z broni maszynowej, a chwilę potem szybę tuż obok zbiły aż trzy granaty. Szeryf wiedział, że ma tylko kilka sekund. Upadł za ladę i skulił się, zakrywając głowę rękami. Wybuch był potężny, a po nim nastąpiła cisza, a w każdym razie tak mu się wydawało. Słyszał dzwonienie w głowie i był lekko oszołomiony.
Nie wiedział, ile to trwało, ale w końcu wychylił się zza rogu, ostrożnie oceniając zniszczenia. Z sufitu w wielu miejscach zwisały przewody, regały były przewalone, a wszędzie walały się zniszczone butelki i opakowania z jedzeniem i chemią gospodarczą.
Zauważył jakiś ruch, a właściwie tylko powoli poruszający się cień. Wysunął rękę i oddał strzały na oślep. Znów został zasypany gradem kulem. Wiedział, że być może zostało mu kilka chwil życia. Żołnierze byli agresywni od pierwszych chwil, gdy przybyli do miasteczka, i w sumie trochę ich rozumiał. Sytuacja wyglądała bardzo nietypowo. Zachodziło podejrzenie, że miało tu miejsce coś więcej niż może ogarnąć umysł ludzki.
***
Maria Johny ciężko oddychała, oparta o ścianę stacji. Słyszała odległą kanonadę i jeszcze jedną z innego kierunku. Miasteczkiem wstrząsnęła eksplozja. Kobieta wzdrygnęła się. Podświadomie wiedziała, że szeryf zmusił tamtych do czegoś większego, a może sam wysadził budynek, żeby zatrzeć ślady.
To nie były żarty ani zabawa w chowanego na kampingu. Trzymała kurczowo aparat, którym przez ostatnie dwa dni zrobiła setki zdjęć. Czterdzieści osiem godzin wywarło na niej straszne wrażenie. Najgorsze okazały się zniszczenia w szpitalu, i to głównie ze względu na ich nietypowy charakter. Była przerażona, widząc zwęglone zwłoki ludzkie, leżące lub siedzące w pokojach wśród niezniszczonych sprzętów, w stanie wskazującym, że ich śmierć była bolesna, nagła i niespodziewana. Równie mocne wrażenie robiły szczątki ludzi, którzy wydawali się spać na ulicy.
Niezrozumiałe dla niej było również działanie wojska, które obserwowało sytuację z daleka, wprowadziło kordon ochronny i weszło do miasteczka dopiero po trzech dniach, gdy w środku nie było nikogo żywego. Nie stosowano zbyt dużo technologii, i już samo to w sobie zastanawiało. Żołnierze zachowywali się zupełnie jakby ich celem nie była pomoc cywilom, tylko uczestniczenie w dziwnym eksperymencie, którego wyniki z góry znano.
– Kssstt. – Młody pomocnik szeryfa wiedział tak samo dobrze jak ona, o co toczy się gra. – Za godzinę zajdzie słońce. Podczepi się pani do jednej z ciężarówek, od dołu. Widać, że nie pilnują ich zbyt dobrze.
– I co potem?
– Nie mam pojęcia, ale radzę uciekać przy pierwszej możliwej okazji.
– A pan?
– Czas na małą dywersję. – Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostawały smutne i zimne.
***
– Panie generale. Melduję, że jeden z cywili wysadził się w sklepie. A kobietę w końcu złapaliśmy. – Spocony kapitan meldował podnieconym głosem. – Za chwilę będzie przesłuchana.
Z wozu dowodzenia widać było obraz z kamery w prowizorycznym namiocie tuż obok wozu dowodzenia, w którym podejrzaną posadzono na krzesełku, przykuto za ręce i nogi i pozostawiono pod opieką żołnierza z bronią.
– Jestem obywatelką amerykańską! Nie macie prawa mnie więzić! – Zaczęła krzyczeć, ale po kilkunastu sekundach umilkła.
Obraz z kamery zginął, a z namiotu dały się słyszeć krzyki wartownika:
– Pali się! Pomocy!
Dowódca akcji nie czekał, tylko złapał gaśnicę i wyskoczył z wozu, w kilka sekund dotarł do namiotu i stanął jak wryty. Żołnierz mocował się z kocem gaśniczym. Z ust kobiety wydobywał się dym, a smród, który ją otaczał, został później przez niego opisany jako woń spalonego mięsa na grillu. Cała wpadła w drgawki i po chwili zajęła się ogniem, zamieniając się w żywą pochodnię, od której zajął się namiot. Co szokujące, nie wydała nawet jednego krzyku ani jęku, i kilka sekund zajęło mu otrząśnięcie się, wycofanie i uruchomienie gaśnicy, którą zaczął gasić wszystko wokół.
– Co tu się, kurwa, stało? – rzucił do strażnika.
– Melduję, że siedziała i po chwili zaczęła płonąć.
– Samozapłon? Czy ktoś ją czymś oblał? Była może już odkażana jakąś chemią? – Dobiegło do nich kilku naukowców, z których jeden miał tablet, na którym gorączkowo coś przeglądał:
– Mamy zapisy z kamer żołnierzy. Brakuje kilku chwil, ale nie widać, żeby ktoś coś zrobił.
– Sama się zapaliła? Ale jak?
– Może była nie z tej ziemi? – Ktoś zażartował, a któryś z cywilów z zamyśleniem potwierdził:
– To trzeba będzie sprawdzić.
***
Dziennikarka miała wrażenie, że w pewnym momencie wojsko przestało jej szukać. Ukrywała się dłuższą chwilę, a potem wykorzystała zamieszanie w obozie i zaczepiła się pod podwoziem ciężarówki. Nie rozumiała nic z tego wszystkiego i chciała tylko znaleźć się u boku kochającego męża.
Kilkanaście tygodni później
Orbita okołoziemska
– Gapi się na mnie prawie siedem miliardów ludzi, wliczając starców i dzieci, i nie ma nikogo, żeby potrzymał. – Mike Zanasky mruknął pod nosem.
– Mówiłeś coś czy mi się zdawało? – Na kanale ogólnym włączył się John, jego najlepszy kolega, który tego dnia pełnił wachtę.
– Nie, nie, tak tylko do siebie. Yyyyhhhh. Y. – W słuchawkach dało się słyszeć odgłosy normalnie rzadko słyszane na salonach.
– Eeeee. Przyjąłem. I jak to wygląda?
– Od razu lepiej. Wszystko złożone. Jeszcze tylko widoki pooglądam i wracam.
– Tylko nie zwiedzaj za długo. Na kolację hamburgery w proszku.
– Cudownie.
Tę część roboty Mike lubił najbardziej. Powoli odepchnął się lewą ręką od modułu, obrócił i zatrzymał. W jego polu widzenia była tylko Ziemia. Płynął, zamknięty w skorupie kombinezonu, i myślał, że wszystko tu jest na opak. Człowiek chciał tu się przenieść, ale żeby żyć, musiał się separować i zgodzić na liczne problemy ze zdrowiem. Każdy ruch trzeba było zaplanować i potem skrupulatnie sprawdzić. Nie było dołu i góry, a w każdym razie nie takich, do jakich każdy był przyzwyczajony. Ten świat nie został przeznaczony dla ludzi… jeszcze.
Jego rozważania przerwał nagły błysk nad Europą. Sięgnął dłonią do hełmu i włączył zbliżenie. Wyglądało to na burzę z piorunami, jakąś taką gwałtowną, która pojawiła się niewiadomo skąd i zaraz zniknęła.
– John, rejestrujesz?
– Tak. Trochę to dziwne.
– Gdzie to dokładnie jest?
– Czekaj. Granica pomiędzy Polską i Białorusią. Koniec świata.
– Houston, czy potwierdzacie?
– Tak. Też to widzimy. Wracaj do domu.
– Zrozumiałem.
Białowieża
Upiory przychodziły w nocy. Nie znosiła ich i tego, co z nią robiły. Najgorzej było zwłaszcza pomiędzy dwunastą i pierwszą w nocy. Leżała wtedy, nie mogąc spać. Te noce stawały się przeraźliwie ciężkie do wytrzymania, a dni po nich mocno dłużyły. Musiała wtedy jakoś funkcjonować, niestety mocna kawa niezbyt w tym pomagała. Zbyt często przysypiała w przypadkowych miejscach, robiąc z siebie pośmiewisko, a potem, kolejnej nocy, nie mogła spać, bo była wypoczęta.
Raz zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Monika mieszkała już w swoim małym, drewnianym domu, jeszcze po dziadkach. Rozpalała w piecu. Było jej przyjemnie i ciepło, i usiadła na chwilę na krzesełku. W ręku miała małą, płonącą gałązkę, i w pewnej chwili poczuła, że palą się drewna zgromadzone w węglarce tuż obok niej. Odskoczyła przerażona, wiedząc, że przysnęła i niechcący upuściła to, co trzymała w dłoni.
Jakby tego mało, nie do końca była typową kobietą. Ludzie mówili, że pochodziła z rodziny czarownic, a jej kalectwo to wynik działania klątwy. Pamiętała, jak kilka miesięcy przyjechała do niej znajoma znajomej z samej stolicy. Siedziały i normalnie rozmawiały, i wtedy tamtej zadzwonił telefon.
Monika wstała i wyszła na chwilę, żeby zalać herbatę. Nie chciała podsłuchiwać. Z kuchni widziała tylko, że rozmowa trwała kilkanaście sekund, a potem klientka odłożyła urządzenie.
Wróciła do niej, i od razu stało się coś, co mocno zaważyło na przyszłości obu kobiet. Na ekranie smartfona zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Urządzenie zachowywało się zupełnie tak, jakby ktoś naciskał ekran w różnych miejscach. Całość została odblokowana. Klientka krzyknęła, jakby zobaczyła ducha i odruchowo zablokowała ekran, a ten znów został odblokowany. I tak kilka razy. Monika użyła wyłącznika, zaś tamta zaczęła mocno płakać i trząść, i od słowa do słowa okazało się, że tego dnia była rocznica śmierci jej ojca.
Kobieta po wszystkim najwyraźniej ogłosiła całej okolicy i znajomym w Warszawie, że dziewczyna jest wiedźmą. Monika nie miała oczywiście pewności, ale tak musiało być, bo wszyscy w wiosce dziwnie na nią patrzyli. Sama nie czuła, żeby odbiegała od normy. Wiedziała tylko, że ma niezwykłą wrażliwość i dostrzega to, co dla innych niewidoczne, ale nic ponadto. Przy telefonie wyjaśnienie też mogło być niezwykle proste, i klientka zapewne padła ofiarą ataku hakerskiego albo awarii digitizera. Tę wersję uwiarygodniało to, że pochodziła z wyższych sfer, a jej urządzenie nie było pierwszej świeżości.
Nie zmieniało to faktu, że Monika cały czas widziała energię wokół siebie. Ile razy szła do lasu i kładła rękę na korze, czuła coś niezwykłego. Nie potrafiła tego zbyt dobrze wyjaśnić, jak również tego, że wszystko ustawało, gdy drzewa wycinano. Specjaliści od przyrody powiedzieliby, że to dlatego, bo ustawał transport substancji odżywczych, ale jej to nie wystarczyło.
Ale czy było tak na pewno? A człowiek? Kiedy przestawał był zespołem komórek, a stawiał się istotą, która ma myśli i duszę? Czy te wszystkie rozważania o tym, że do któregoś tygodnia jest tak, a nie inaczej, nie były trochę od dupy?
Bo to trochę śmieszne, żeby północ konkretnego dnia magicznie coś zmieniała.
A może właśnie o to chodziło, że jedne zabobony zastąpiły inne?
I jak to się stało, że człowiek, choć potrafi operować na poziomie pojedynczych atomów, nie może odtworzyć pracy mózgu ludzkiego? Czy chodzi o technikę czy o to, że ten zawiera duszę? Czy w ogóle ją mamy? A działania pszczół, zwierząt i owadów? Czy to tylko wynik wpływania na siebie iluś substancji czy przebłysk geniuszu, element wielkiego, boskiego planu?
Numer alarmowy 112
– Dzień dobry.
– Dzień dobry. Helikoptery. Nad nami krążą helikoptery. Nie są polskie. Widzę gwiazdy na bokach.
– Proszę czekać. – Operator włączył muzyczkę i skinął na opiekuna sali, żeby podszedł.
– Co jest?
– Z danych numeru i głosu wynika, że to Monika Błoś, kiedyś jedna z lepszych dziennikarek śledczych w tym kraju.
– To ta, co przewidziała, że jak odetniemy kacapów od technologii, to będą korzystać z czegoś innego, co trudniej będzie wyśledzić?
– Tak. Teraz mi mówi o jakichś helikopterach z innego kraju. Co robić?
– Cholera, przydałby się Signal albo Whatsapp. Zobaczylibyśmy od razu, czy nie ściemnia. Dlaczego jest oznaczona w systemie?
– Element podejrzany. Kilka razy brała leki psychotropowe. Podobno załamała się. – Operator przeczytał fragmenty dokumentacji lekarskiej.
– Odwaliło jej jak Maxowi?
– Nie mam pojęcia, ale czuję mocne emocje w głosie.
– Masz więcej takich zgłoszeń?
– Nie.
– To powiedz, że policja to zbada. Jak chcesz, przekieruj tam jakiś patrol, ale na luzie.
– OK. – Operator odchrząknął i przełączył się do Moniki. – Wysyłam policjantów.
– Szybko, proszę pana! Albo da pan wojsko! To może być jakaś prowokacja!
– Oni już się wszystkim zajmą.
Jedna z baz wojskowych NATO
– Panie generale, melduję, że odpalenie powiodło się. Śmigłowce zawrócono. Echelon melduje jedynie kilka telefonów na polski numer alarmowy. Mamy też komunikację wewnątrz NASA i zdjęcia na instagramie
– Niestety nie wszystko da się przewidzieć. Uruchomiliście już procedury?
– Tak. Zrzucimy to na karb upałów i gwałtownych burz. Ale co robimy dalej? Tamte obszary są bez 5G i system ma dziury. Pentagon powinien nas w końcu dofinansować.
– Ale tego nie zrobi, a na pewno nie od razu. Może przy okazji offsetu uda się coś załatwić.
– To co pan rozkaże?
– Polacy niech sobie dalej sami radzą. Czy w śmigłowcach były ładunki jądrowe?
– Potwierdzam.
– Czyli przesłuchanie w Kongresie było zasadne. – Bardziej stwierdził niż zapytał generał. – Chciałbym zobaczyć miny tych pilotów. Cyk, lecieli w jedną stronę, i cyk, zaraz potem w odwrotną, na oparach paliwa.
– Ale wylądowali?
– Tak. Ich odpowiednik CIA zabrał ich prosto z lotniska.
– I bardzo dobrze. Rosjanie powinni dostać jasny sygnał. Nie można zrzucać na NATO atomówek. Nie na moim dyżurze.
– Ale jak pan myśli? Czy coś z tego zrozumieją?
– Skoro przez tyle miesięcy próbują, to średnio to widzę.
– Czy dostrzeżono jakieś inne skutki uboczne?
– Nie. Po incydencie w Utah brak podobnych wzorców.
Ukraina, okolice Czernobyla
– Generale, melduję, że placówka Oko Moskwy znów działa.
– Wiecie, co jest najgorsze?
– Nie.
– Oni tam na zgniłym Zachodzie cały czas mówią, że chcemy przenieść komunizm, a sami nas atakują.
– Jak to atakują?
– A jak myślicie, dlaczego tu jesteśmy? NATO wypowiedziało nam wojnę.
– Nic takiego nie pamiętam.
– Widzicie, towarzyszu, o tym właśnie mówię. – Generał zapalił papierosa. – Oni mają taką technologię, że potrafią namieszać w głowach. Nie dalej jak wczoraj wysłaliśmy dwa śmigłowce, żeby zmacały wroga. Obie maszyny proste i nieskomplikowane. Piloci meldowali, że wlecieli na kilka kilometrów, a chwilę potem, mocno przerażeni, krzyczeli, że są na granicy i nie mają paliwa. Nikt nie wie, co o tym myśleć. Baki były pełne, i cyk, benzyna wyparowała. Obaj ludzie sprawdzeni i zaufani. Nie mogli sprzedać wszystkiego. Zaklinają się, że nic nie pamiętają z przelotu nad obcym terytorium. I jak im wierzę. Akumulator na jajach zawsze daje dobre rezultaty. Najciekawsze, że w aparaturze na obu pokładach jest godzina przerwy, a na wieży kontrolnej znaleźliśmy nagranie czegoś, co nie miało nigdy miejsca. Jak odtwarzaliśmy biedakom ich własne komunikaty do kontroli, to nie mogli uwierzyć, my zresztą też.
– I myśli towarzysz generał, że ja taki sam, zmanipulowany przez imperialistów?
– Nie obawiajcie pułkowniku, dobrych ludzi nam trzeba, oddanych. Może i Amerykanie pogłaskali was tym promieniem, ale dopóki robicie, co do was należy, problemu nie ma.
– I oni tak mogą, z daleka?
– Widocznie mogą. I właśnie dlatego musimy znaleźć sposób, żeby to cholerstwo chociaż wykryć.
– Nie mogę w to wszystko uwierzyć.
– Ile już trwa nasza operacja specjalna?
– No ze trzy lata.
– A jak myślicie, dlaczego nacialstwo dalej nas tu trzyma? Nie mają pojęcia, co możemy, a co nie? To jest walka o przetrwanie mateczki Rosii, a Ukraina jest polem, na którym wszystko się rozstrzygnie.
– Dziękuję, towarzyszu generale, że mi w głowie rozjaśniliście! – Pułkownik gwałtownie wstał, trzasnął butami i zasalutował.
– Dowództwo samo sobie łamie głowę, co z tym zrobić. Meldunki są sprzeczne, ludzie robią dziwne rzeczy. Nikt nie chce używać broni ostatecznej. Musimy bronić elektrowni, żeby ich nikt nikt nie wysadził, i spróbować wszystkiego, co możliwe. Ten stary radar też się może przydać.
– Tak jest!
Kreml
Lecieli we dwóch nad polem, nad którym leżały dziesiątki noworodków. Jedne z nich gwałcono, inne palono w wielkich kotłach w tłuszczu albo nabijano na pal.
– Co to jest? – Mężczyzna spytał swojego kompana, który w czarnej sutannie wyglądał dosyć podobnie do Neo z Matrixa, choć nie do końca, bo miał przy sobie jeszcze aktówkę.
– Masz się pokłonić przede mną. Wtedy może ocalę wasz lud. Jak nie, to właśnie to was czeka.
– Kim ty jesteś?
– Przecież wiesz. – Mężczyzna z teczką uśmiechnął się złośliwie. – Przecież nieraz mnie widziałeś.
– Spłaciłem już swój dług. I nigdy się nie poddamy. Nie będziemy tolerować pedofilstwa, jak u was w najwyższych kręgach.
– Jak sobie chcesz. – Mężczyzna zatrzymał się w powietrzu, wyprostował i skłonił, a dyktator gwałtownie obudził i nie mógł spać do rana, a o całej sprawie przypomniał sobie, gdy sekretarz zameldował mu rano:
– Władimirze Władimirowiczu, trzech pańskich sobowtórów mówiło dziś lekarzom o podobnym śnie. To może być jakaś choroba i trzeba ich odseparować.
– Nie trzeba. Tylko obserwować. – Machnął ręką, że tamten ma odejść.
– Ale…
– Wykonać.
– Tak jest.
Białowieża
Wiedziała, co widziała i nagrała, i nie mogła uwierzyć, co wygadywali na ten temat w telewizji. Tego dnia była nerwowa i czuła, że coś jest mocno nie tak. Bolała ją głowa.
Wyszła na ganek i ze zdziwieniem spojrzała na widoczną w oddali furgonetkę firmy telekomunikacyjnej, która stała pod lasem tuż obok wieży. Zaciekawiona, zamknęła dom i ruszyła prosto przez pole.
– A panowie coś naprawiają? – krzyknęła do dwóch mężczyzn, stojących na podeście kilkanaście metrów wyżej.
– Popsuło się! Już drugi raz w tym tygodniu! – Jeden z nich rzucił z góry i wrócił do swoich obowiązków.
Lubiła wiedzieć, co się w okolicy dzieje. Spojrzała na zegarek i zobaczyła, że od zgłoszenia na sto dwanaście minęła już godzina. Odwróciła i nagle z tyłu usłyszała przez chwilę syrenę. W jej stronę podjeżdżała policyjna kijanka.
– Dzień dobry pani Moniko. – Przez okno rzucił jeden z młodych chłopaków z wioski. – Stało się coś?
– Oj Kutaś, Kutaś. Nie spieszyło się wam. – Pogroziła palcem. – Helikoptery tu latały, ale nie nasze. Dam sobie głowę uciąć. Patrz i podziwiaj. – Wyciągnęła z kieszeni telefon i odtworzyła nagranie.
– No to będziemy musieli zabrać ten sprzęt, do analizy – westchnął drugi z policjantów. – I na co to pani?
– A po co? Jak ja internet będę miała? Plik już wrzuciłam do sieci. Tam go szukajcie.
– I mówi panie, że nie nasze? Może to jakieś ćwiczenia?
– Wiem, w co mnie chcecie wrobić. Przyjechała miastowa, bez chłopa, i w głowie się jej przewraca. Myślicie, że nie wiem, co gadacie w sklepie?
– To nie tak.
– A jak? U nas ten model nie lata od lat, do tego gwiazdy na boku jasno pokazują, co i z której strony.
– Może jaki pasjonat urządził sobie latanie?
– Jasne. Przy samej granicy. Adrenaliny mu się zachciało. Ruszcie lepiej dupę i zróbcie coś.
– A co my możemy, pani Moniko? Notatkę napisać?
– Wasz szef, z Warszawy, już się wypiera. Oj nieładnie, chłopaki, nieładnie.
Ukraina, okolice Czernobyla
– Towarzyszu generale, jest rajd buntowników na Moskwę.
– Jaki znowu rajd?
– Kolumny zmotoryzowane są kilkanaście kilometrów. Ewakuacja Kremla.
– Mołoduńczuk, czy wyście się nachlali czy jak?
– Towarzysz sam posłucha. – Żołnierz podał słuchawki, a stary, doświadczony wojskowy włożył je, ale po chwili zdjął, gwałtownie wstał, zrobił dwa kroki do tyłu i wyciągnął Makarowa, a potem krzyknął do najbliższej warty:
– Zabrać go do aresztu! Amerykanie znowu atakują! Alaaaarm!
W małym obozie rozbrzmiał sygnał syreny, a dowódca ruszył szybkim krokiem do izby chorych:
– Doktorze, czy działo się ostatnio coś niespodziewanego?
– Trzech chorych. Gadali coś od rzeczy i raczej nie symulowali.
– Rozumiem. – Generał sięgnął po krótkofalówkę na pasku i wydał rozkaz na głównym kanale. – Od tej chwili każdy porusza się w dwójkach. Meldować nietypowe zachowania. Pozostać na stanowiskach i wypatrywać wroga.
Jedna z baz wojskowych NATO
– Rosjanie robią kolejne nietypowe, chaotyczne ruchy.
– Oszaleli? Czy to nasza robota?
– To może być wpływ promieniowania. Uruchomili stare instalacje wojskowe i okopali się w okolicach Czarnobyla.
– Zagłuszajcie ich.
– Rozkaz.
Białowieża
Coś nadchodziło z zachodu i kotłowało się na wschodzie. Monika wyraźnie czuła, że obecna sytuacja czy wojna na Ukrainie ma nie tylko wymiar fizyczny, ale przede wszystkim metafizyczny. Kobieta nie wiedziała już, gdzie jest dobro, a gdzie zło, i doprowadzało ją to do szaleństwa.
Policjanci i konserwatorzy sobie poszli. Nie widziała nikogo za oknem i siedziała sama w drewnianym domku, pijąc kawę. Nie chciało się jej nawet jechać do pobliskiej wioski. W sumie nie miała po co. Czuła, że dalej jest tu obca. Nie miała wyboru. Musiała się zaszyć w takim miejscu, a tu kiedyś mieszkała rodzina od strony matki.
Jeszcze rok temu robiła karierę. Doskonale pamiętała dzień, gdy wszystko się posypało. Miała lecieć na konferencję. Wsiadła do samolotu, i nagle ogarnął ją straszny, paniczny lęk, że zaraz się rozbiją. W jej głowie cały czas pojawiały się nowe obrazy. Myślała o śrubkach, nakrętkach i mikroskopijnych uszczelkach. Przypominała, że to wszystko już nieraz powodowało, że silniki stawały w płomieniach, stery przestawały działać albo ludzie gwałtownie tracili przytomność.
Gdy kołowali, miała ochotę wyskoczyć. Podczas startu o mało nie zeszła na zawał, a w trakcie podróży, tam na górze, cały czas czuła, jak przenika ją każda cząstka promieniowania kosmicznego. Coś się odblokowało w jej głowie, przestawił jakiś trybik. Wcześniej czasami czuła jedność z całym światem, ale to wszystko było za zasłoną, grubą, ciężką kotarą, a teraz nagle jakby pękła tama w jej głowie. Czuła, że tego dnia powinna zginąć, i tylko jakieś dziwne, niespodziewane zrządzenie losu spowodowało, że inny samolot spadł z nieba.
Śmierć minęła ją zaledwie o kilka kilometrów.
Ukraina, okolice Czernobyla
– Ognia! – Jeden z żołnierzy rosyjskich rozpoczął ostrzał pobliskiego lasu, a po chwili dołączyli do niego pozostali.
– Wstrzymać ogień! Wstrzymać ogień! – Z tyłu do szeregu wozów podbiegł dowódca. – Co tu się odpierdala?
– Melduję posłusznie, że widziałem tych niby ludzi. Tych samych, co podchodzili do nas wczoraj.
– Niedobrze. Strzelajcie tylko wtedy, jak będziecie pewni. Musimy utrzymać nasze pozycje.
– Rozkaz.
Dowódca nie pytał o nic więcej, tylko zrobił w tył zwrot i ruszył biegiem do wozu dowodzenia, gdzie wszedł bez pukania:
– Panie generalnie, melduję, że mamy kontakt z odmieńcami.
– Wcale mnie to nie dziwi. – Stary wojskowy spokojnie ubił tytoń w fajce. – Naukowcy z Czelabińska jasno mówią, że nasza instalacja istotnie osłabia broń nieprzyjaciela. Użyjcie wszelkich środków, żeby ośrodek działał.
– Tak jest!
Jedna z baz wojskowych NATO
– Jak sytuacja na froncie?
– Rosjanie okopali się szczególnie przy elektrowniach atomowych, poza tym dostają srogie baty.
– Abramsy i F-16 na pewno sobie poradzą.
– Jest coś jeszcze. Wywiad mówią, że tamci wspominają w komunikacji naziemnej o jakichś odmieńcach.
– Czy to może być wpływ naszego impulsu?
– Nikt tego nie wie. To technologia obcych. Teoretycznie tak, z drugiej strony dlaczego Ukraińcy nic o tym nie mówią?
– Kiedy możemy odpalać?
– Kondensator wciąż się ładuje. Jeszcze kilkanaście godzin.
Białowieża
Wiedziała, że ktoś otworzył na Ukrainie jakąś bramę. Poczuła dokładnie to samo, co dwa miesiące wcześniej. Wtedy mówiono o katastrofie pociągu w Utah, ona jednak nie wierzyła w to kłamstwo.
Ta wojna nie mogła się szybko skończyć. Zyski dla rządów i koncernów zbrojeniowych były tylko miłym dodatkiem, chodziło o coś innego Politycy wręcz tryskali przerażeniem, że otworzyli puszkę Pandory, której nie dało się zamknąć. Początkowo to oczywiście wyglądało na normalny konflikt, z czasem jednak zaczęto wdrażać coraz większe środki, co potwierdzało, że zło walczyło z dobrem, a raczej dobro ze złem, albo na początku tak było, a teraz wszyscy walczyli ze wszystkimi, jak również ze wspólnym wrogiem. Wojna od zawsze budziła demony. Podejrzewano, że już SS próbowało otworzyć bramy do innych wymiarów. Tu z pomocą najwyraźniej przyszła nowoczesna medycyna i nauka, ale również promieniowanie, częściowo z osiemdziesiątego szóstego, kumulujące się w reaktorze numer cztery.
Ukraina, okolice Czernobyla
Młody chłopak siedział w dziurze w ziemi i mocno płakał. Był głodny. Nie chciał zabijać, ale nie miał wyjścia, otoczony potworami, które najwyraźniej przyszły w kosmosu. Od kilku ostatnich dni nie widział człowieka i podejrzewał nawet, że może być jednym z ostatnich ludzi na ziemi. Gdyby było inaczej, pewnie dawno skończono by tę bezsensowną wojnę. Radio zamilkło, artylerię słychać było tylko od czasu, z daleka, a jego koledzy zginęli, spaleni kwasem, którzy tamci rozrzucali w plastikowych workach, niczym pociski z granatnika.
Przysypiał, a właściwie próbował nie spać, ale oczy same mu się zamykały. Wiedział, że nie może zasnąć, na pewno nie na długo. Potwory przychodziły najczęściej przychodziły w nocy i czasem wdzierały mu się do głowy.
Tego dnia nie był nawet świadomy, gdy jego ręka zdjęła zawleczkę z granatu, który znalazł się tuż pod brodą.
Jedna z baz wojskowych NATO
– Panie generale, mamy przesunąć odpalenie na jutro po południu?
– Skąd to przyszło?
– Prosto z samej góry, z Pentagonu. Wiadomość jest autentyczna. Prosiliśmy już o potwierdzenie.
– I co?
– Jakieś wiadomości wywiadowcze. Podobno jutro ma się stać coś wielkiego.
Białowieża
Od kilku dni nic nie trzymało się kupy. Monika widziała, że wojska Prigiżyna idą na Moskwę, a potem nagle robią odwrót. Normalny człowiek powiedziałby coś o hakach, które prezydent wyciągnął na człowieka, ona jednak wiedziała, że dowódca puczu miał wolną wolę, ale w pewnym momencie coś przejęło nad nim kontrolę.
Ukraina, okolice Czernobyla
– Panie generale, w końcu się przebiliśmy. Jednostka K trzy pięć sześć gotowa do otwarcia.
– Doskonale. – Dowódca podniósł zmęczony wzrok. – Tylko jakim kosztem? Już idę. Czekać przed wejściem.
– Tak jest.
Starszy wojskowy zamknął oczy. Doskonale pamiętał, jak opuszczał to miejsce wiele lat temu. Był zdziwiony, że Ukraińcy najwyraźniej nic z nim nie zrobili. Wiedział o laboratoriach genetycznych i wirusologicznych, które tamci prowadzili z wujkiem Samem, teraz jednak dostał do ręki znacznie potężniejszy oręż. Wywiad dokładnie przeanalizował niepowodzenia z lat osiemdziesiątych i przez cały ten czas przygotował brakujące komponenty, które teraz miały być sprawdzone w praktyce.
Mężczyzna sięgnął po swoją wierną aktówkę, wyjął z niej małe, czarne pudełko, wstał, poprawił mundur i ruszył ku przeznaczeniu. Powoli zjechał z adiutantem na dół kompleksu i podszedł do ogromnej dziury w ziemi, prowadzącej trzydzieści pięter w dół.
– Kiedyś tu służyłem. Doskonała robota, niestety wycofując się, musieliśmy całość zabezpieczyć – rzucił niby od niechcenia.
– Tak jest. – Kapitan odpowiedział cokolwiek zdziwiony, ale przyzwyczajony do dziwactw swojego szefa.
– No to jedziemy. – Weszli do klatki niewielkiej prymitywnej windy, podwieszonej do żurawia budowlanego.
Po kilku minutach znaleźli się na dole. Zobaczyli tu drzwi z niewielkim wgłębieniem i kołem, podobnym do tego, co znajduje się na przykład na łodziach podwodnych. Generał wyjął z pudełka dosyć skomplikowany klucz, który przyłożył w odpowiednie miejsce.
– Teraz możemy tylko czekać.
– Tak jest.
Początkowo nic się nie działo, po kilku jednak minutach zaświeciła się zielona lampka nad drzwiami, a dowódca zaczął przekręcać koło. W końcu mężczyźni weszli do środka, do śluzy, a potem skierowali się korytarzem do głównego pomieszczenia.
– To bursztynowa komnata – zauważył adiutant. – Niesamowite.
– W rzeczy samej. Tylko nie o bursztyn tutaj chodzi.
Jedna z baz wojskowych NATO
– Wywiad potwierdza, że Rosjanie szykują coś wielkiego.
– Jak to w ogóle działa?
– Słyszał pan o teorii światów równoległych?
– Powiedzmy, że tak.
– Normalnie nasze rzeczywistości pokrywają się. Jeżeli ja postawię szklankę, pan ją widzi. Ale gdzieś w innym miejscu zamiast tej szklanki pojawi się kubek albo talerzyk. Nasz moduł powoduje, że dla niektórych ludzi przestrzeń rozjeżdża się w inną stronę niż dla pozostałych, ale tylko na jakiś czas.
– Jak dla tamtych pilotów z helikopterów z Białorusi?
– Wykonali swoją misję i zostawili ładunki na terenie Polski, te może nawet wybuchły, ale… większość z nas, i oni też, pozostali w tej rzeczywistości, w której lecieli i zawrócili.
– A braki paliwa?
– I właśnie to jest najpiękniejsze w tej technologii. Tam, gdzie jest użyta, każdy widzi coś innego, a odczyty ze sprzętu nie pokrywają się z rzeczywistością. Helikoptery na granicy przeleciały ileś kilometrów, ale piloci nie.
– Kontrola lotów?
– Tu jest pewien słaby punkt. Nie potrafimy precyzyjnie kierować wiązką. Możliwe, że tam zachowały się jakieś rozmowy z całego lotu, ale kontrolerzy nic nie wiedzą na ten temat.
– To naprawdę dziwne.
– Pomieszanie z poplątaniem. Wiem. Nikt nie może się w tym połapać.
– To samo mieliśmy w Utah?
– I tak i nie. Tam była większa moc. Mogliśmy dostać obcą istotę z innej rzeczywistości, a do tego w różnych miejscach materia wyraźnie się postarzała. Naukowcy mówią o innym upływie czasie w światach równoległych. Podobno wszystko da się tym wytłumaczyć.
Białowieża
Monika czuła, że jest małym dzieckiem, siedzi w foteliku i patrzy z ufnością na swoich rodziców. Jechali spokojnie samochodem, a ona oglądała bajkę na tablecie. Było ciemno i nagle kilka razy błysnęło, zupełnie, jakby miało padać. Jej głowa uderzyła z ogromną siłą w zagłówek. Drobne ciałko zaczęło się miotać jak szmaciana lalka. Z rąk wyleciały jej wszystkie ciastka. Ogromnym autem obróciło kilka razy, i w środku zrobiło się gorąco, tysiąc razy gorzej niż przy piekarniku. Nie mogła oddychać. Dusiła się. Strasznie ją wszystko bolało, od środka i na zewnątrz. Mama i tata też krzyczeli, przeraźliwie i głośno, jak nigdy przedtem. Tak bardzo chciała ich teraz przytulić i usłyszeć, że będzie dobrze.
– Aaaaaaaaaaa! – Zaczęła krzyczeć wraz z nimi, z bólu, gorąca i przerażenia, i gwałtownie się obudziła.
Leżała cała zlana potem. Zrozumiała, że stało się coś naprawdę strasznego. Dziecko i rodzice zginęli, ale co najgorsze, strasznie cierpieli przez niewyobrażalnie długi czas, a podejrzani, prawdopodobnie sprawcy, chodzili na wolności.
To nie były już machlojki polityków ani przekręty bezczelnych, roszczeniowych ludzi na granicach czy tortury na Ukrainie, o których wielu Polaków nie miało pojęcia, tylko coś, co zrobiono na naszym własnym podwórku. Zło coraz bardziej wyciągało brudne łapy po dobrych ludzi nie tylko za naszą granicą. Winni, moralnie czy fizycznie, nie byli tylko ci, co wsiedli do samochodu, ale również rodziny i znajomi, którzy nie zareagowali, gdy mogli.
Nie chciała sięgać po tablet i szukać, gdzie wydarzył się ten straszny wypadek. Coś jej mówiło, że to nie koniec całej historii, i ktoś z całych sił będzie mataczył i ukrywał dowody, a ktoś inny będzie próbował dojść prawdy, i to wszystko razem stanie się przyczyną niejednej tragedii. Zapłakała. W takich sprawy wyroki często były niskie, o ile jakieś, a prawdziwą karę najczęściej wymierzali ludzie w więzieniu, co poniekąd dawało pewne zadośćuczynienie, ale powiększało ilość zła na świecie.
W telewizji też od kilku dni mówili, że Ukraińcy narzekają na Polskę i oczekują, że gwarantem pokoju okażą się Niemcy, te same, które miesiącami oskarżano o sprzyjanie Rosji. Nikt już nie pamiętał, że tamci nie byli nawet w stanie wysłać kilku hełmów. To pokazywało, jak nietrwałe się sojusze, i jasno mówiło, że ludzie na Ukrainie zachowywali się coraz mniej logicznie, a przynajmniej tak się zdawało. Eksperci wskazywali na chaotyczne ruchy Ukraińców z uwagi na dramatyczną sytuację, ale Monika myślała, że przyczyna jest zupełnie inna.
Zaczęło się od koszmarów. Coś wyciągało w nich do niej swoje brudne ręce. Zrozumiała, że ludzie postrzegają niewłaściwie niebo i piekło. Wszechświat był systemem naczyń połączonych. Jeżeli ktoś był dobry za życia, po śmierci cieszył się wolnością, a dokładniej mówiąc, jego dusza mogła decydować, co robić dalej. W sytuacji odwrotnej nie miał wyboru, i to było właśnie to, co powszechnie uważa się za piekło. Nawet najwięksi twardziele wymiękali, gdy zmuszano ich do palenia czy krojenia żywcem dzieci, gwałcenia kobiet czy zadawaniu bólu z premedytacją, albo odczuwaniu go, gdy zostali skierowani do ciała, które miało go aż w nadmiarze.
Czuła, że wkrótce czeka ją jeszcze więcej takich odkryć. Otwarto puszkę Pandory, a to był dopiero początek.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania