Widzisz, Synu.

Widzisz, synu.

Czasami dotykają nas rzeczy, których nie sposób wybaczyć.

Nie muszą być szkodliwe dla społeczeństwa,

Nie muszą wyglądać na moralnie niepoprawne,

A jednak dotykają najczulszych zakamarków naszych serc.

 

Widzisz, synu.

Czasami ciężko stwierdzić, czy coś jest zamknięte.

Próbujemy to szturchać, by zobaczyć, czy się poruszy.

Ale czy wypada szturchać zwłoki?

Czasami niektóre rzeczy utykają w przeszłości,

Pozostawiając nas samych w teraźniejszości,

A my desperacko sięgamy za siebie

I robimy krok w tył.

 

Widzisz, synu.

Czasami coś nas boli,

Lecz żadna morfina nie może tego bólu ukoić.

Wisi nad nami jak zły omen, klątwa.

Czasami utyka to z nami w teraźniejszości,

A my desperacko próbujemy uciekać do przyszłości,

Lecz nie możemy.

Nie da się od tego uciec.

Tylko czas – powolna wędrówka – pozwoli nam odejść.

 

Synu…

Nigdy nie widziałem tej przyszłości.

Myślałem, że urodzi cię inna kobieta.

Żyłem z biegnącym echem innej przyszłości.

Lecz na końcu, na samym końcu,

Liczymy się tylko my sami.

Nawet ja, synu, nie będę z tobą zawsze.

Nie żyj wizją, nie żyj echem – wyważ środek.

Biegnij z wiatrem, ustaw latawiec.

Chciałbym, by życie wywiało cię tam, gdzie mi pędu zabrakło,

Byś nie musiał się roztrzaskiwać w kłębie różanych krzaków,

Biegnąc za swą różą,

Robiąc sobie rany, które nigdy się nie zasklepią.

 

Widzisz, synu...

Widzisz?

Zobacz, nie chcę, byś musiał samemu się tego uczyć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania